04.02.2015, 18:01
Burak kieruje i buraki strajkują.
Obiecana odpowiedź dla Damiana w sprawie migracji. Nie sprecyzowałeś czy chodzi o emigrację wewnętrzną, czy za granicę, więc do tej drugiej odniosę się pokrótce, bo nie znam tego tematu z autopsji, za to szerzej wypowiem się o migracji wewnętrznej.
Emigracja za granicę jest decyzją bardzo poważną i niesie za sobą mniejsze lub większe ryzyko, nie każdy ma tam znajomych lub rodzinę, którzy są w stanie ściągnąć go/ją do danego kraju. Tak samo, jak nie każdy zna język (angielski coraz rzadziej jest wystarczający poza Wielką Brytanią i Irlandią), wreszcie nie każdy chce wyjechać.
Odnośnie migracji wewnętrznych, to ja wiem dosyć dużo o tym, bo jak na razie każda zmiana pracy wiązała się u mnie z relokacją. I powiem tak - szukanie pracy w całym kraju jest dobrym sposobem na uniknięcie bezrobocia, ryzyko jest mniejsze, niż przy emigracji za granicę (stawka, o którą się gra niestety również jest dużo mniejsza), poza tym nie jestem człowiekiem zasiedziałym . Potrafię się przeprowadzić z większością maneli używając do tego wyłącznie transportu publicznego (przy czym przyzwyczaiłem się do tego, żeby nie otaczać się nadmiarem dóbr, pomocny się okazuje również strych w rodzinnym domu ). Zasadniczo problem z relokacjami wewnątrz kraju jest jeden, za to duży, a jest to rynek wynajmu. Nie wiem, czy jest inny kraj w UE, w którym osoba, której nie stać na kupno mieszkania, a nie chce lub nie może wziąć kredytu hipotecznego jest zdana wyłącznie na wynajem komercyjny u prywatnych właścicieli. Dodatkowo, przez durne prawo, które nie chroni ani wynajmujących, ani najemców, jedynie komplikuje sprawę, inwestorzy nie chcą budować bloków przeznaczonych na wynajem. Owszem, jest ten program rządowych czynszówek, ale to pokazówka na małą skalę, źle zaplanowana i służąca głównie deweloperom, nie potencjalnym klientom. Skutek jest taki, że wynajem w Polsce jest drogi w stosunku do zarobków, zwłaszcza w największych miastach (oprócz Łodzi i GOP), w których popyt jest największy i znacznie przekracza podaż. Teraz mam szczęście mieszkać w miejscu, gdzie kwoty żądane przez właścicieli mieszkań są dosyć niskie, ale co się nawkur*iałem na horrendalne ceny i żenujący standard wynajmowanych mieszkań (a właściwie pokoi), to moje.
PKB na łebka w Polsce to prawie 70% PKB brytyjskiego, a w UK mieszkanie jest prawem, nie towarem, więc naprawdę mógłby istnieć jakiś sensowny program budownictwa spółdzielczego i czynszowego. Tym bardziej, że każde mieszkanie trzeba urządzić, więc napędza to gospodarkę jak mało co.
Że tak tylko na marginesie wspomnę o tym, że mało który pracodawca pomaga przyjezdnym pracownikom w zakwaterowaniu, a przecież nie każdego stać na to, żeby bulić kupę kasy za hotele przed znalezieniem kwatery do wynajęcia na dłuższy czas.
Obiecana odpowiedź dla Damiana w sprawie migracji. Nie sprecyzowałeś czy chodzi o emigrację wewnętrzną, czy za granicę, więc do tej drugiej odniosę się pokrótce, bo nie znam tego tematu z autopsji, za to szerzej wypowiem się o migracji wewnętrznej.
Emigracja za granicę jest decyzją bardzo poważną i niesie za sobą mniejsze lub większe ryzyko, nie każdy ma tam znajomych lub rodzinę, którzy są w stanie ściągnąć go/ją do danego kraju. Tak samo, jak nie każdy zna język (angielski coraz rzadziej jest wystarczający poza Wielką Brytanią i Irlandią), wreszcie nie każdy chce wyjechać.
Odnośnie migracji wewnętrznych, to ja wiem dosyć dużo o tym, bo jak na razie każda zmiana pracy wiązała się u mnie z relokacją. I powiem tak - szukanie pracy w całym kraju jest dobrym sposobem na uniknięcie bezrobocia, ryzyko jest mniejsze, niż przy emigracji za granicę (stawka, o którą się gra niestety również jest dużo mniejsza), poza tym nie jestem człowiekiem zasiedziałym . Potrafię się przeprowadzić z większością maneli używając do tego wyłącznie transportu publicznego (przy czym przyzwyczaiłem się do tego, żeby nie otaczać się nadmiarem dóbr, pomocny się okazuje również strych w rodzinnym domu ). Zasadniczo problem z relokacjami wewnątrz kraju jest jeden, za to duży, a jest to rynek wynajmu. Nie wiem, czy jest inny kraj w UE, w którym osoba, której nie stać na kupno mieszkania, a nie chce lub nie może wziąć kredytu hipotecznego jest zdana wyłącznie na wynajem komercyjny u prywatnych właścicieli. Dodatkowo, przez durne prawo, które nie chroni ani wynajmujących, ani najemców, jedynie komplikuje sprawę, inwestorzy nie chcą budować bloków przeznaczonych na wynajem. Owszem, jest ten program rządowych czynszówek, ale to pokazówka na małą skalę, źle zaplanowana i służąca głównie deweloperom, nie potencjalnym klientom. Skutek jest taki, że wynajem w Polsce jest drogi w stosunku do zarobków, zwłaszcza w największych miastach (oprócz Łodzi i GOP), w których popyt jest największy i znacznie przekracza podaż. Teraz mam szczęście mieszkać w miejscu, gdzie kwoty żądane przez właścicieli mieszkań są dosyć niskie, ale co się nawkur*iałem na horrendalne ceny i żenujący standard wynajmowanych mieszkań (a właściwie pokoi), to moje.
PKB na łebka w Polsce to prawie 70% PKB brytyjskiego, a w UK mieszkanie jest prawem, nie towarem, więc naprawdę mógłby istnieć jakiś sensowny program budownictwa spółdzielczego i czynszowego. Tym bardziej, że każde mieszkanie trzeba urządzić, więc napędza to gospodarkę jak mało co.
Że tak tylko na marginesie wspomnę o tym, że mało który pracodawca pomaga przyjezdnym pracownikom w zakwaterowaniu, a przecież nie każdego stać na to, żeby bulić kupę kasy za hotele przed znalezieniem kwatery do wynajęcia na dłuższy czas.