Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Austriackie klimaty - relacja
#1
Witam !

DZIEŃ 1 - 8.07.2011.

Kędzierzyn - Racibórz - Chałupki - Bohumín - Přerov - Břeclav - Wien Meidling - Wien Westbahnhof - Linz - Wien Westbahnhof - Wien Penzing - Wien Handelskai - Wien Heiligenstadt - Wien Franz-Josefs Bahnhof - Wien Heiligenstadt - Wien Hütteldorf - Wien Westbahnhof - ...


26. urodziny już nie tak daleko, a nie wiadomo czy obecne wakacje nie były moimi ostatnimi, więc postanowiłem w końcu wybrać się do Austrii korzystając z Sommerticketu czyli biletu dla osób poniżej 26 lat umożliwiającego podróżowanie Kolejami Austriackimi od 8:00 w dni robocze i bez ograniczeń w soboty, niedziele i święta w okresie 2 lipca - 11 września. Dodatkowym warunkiem jest konieczność posiadania austriackiej karty zniżkowej Vorteilscard, jednak zakup jest możliwy także dla posiadaczy czeskiej In-Karty i słowackiego Junior RailPlusa. Dla Polaka najbardziej chyba opłaca się wersja z In-Kartą gdyż zyskujemy 3-letnią zniżkę na Kolejach Czeskich i zmniejsza się też koszt samych dojazdów do Austrii. Cena Sommerticketu to 69 euro (a jeśli ktoś nie ma 20 lat to płaci tylko 39 euro). Biorąc pod uwagę, że w Austrii podobną kwotę trzeba zapłacić za bilet jednorazowy z jednego końca kraju na drugi to oferta jest rewelacyjna, a parę lat temu bilet ten kosztował jeszcze mniej ! Na Sommerticket w tym roku zdecydował się także kol. Semaforek. Na pierwszy wyjazd jednak nie mogliśmy pojechać wspólnie, więc wybrałem się sam. Wyjazd pierwszy był najkrótszy, miał na celu ogólne zobaczenie sieci kolejowej Austrii (trzaskanie linii było na kolejnych Smile ). Wyruszam 8 lipca pierwszym kibelkiem z Kędzierzyna do Raciborza o 6:00. Widzę, że nadal podróżuje nim gościu dojeżdżający codziennie z Kędzierzyna do Cieszyna przez Czechy, którego pamiętam jeszcze z moich wyjazdów do Czech z 2006 i 2007 roku. Do Raciborza podróż spokojna, tam przesiadka na kolejny kibel i do Chałupek również bez żadnych przygód. W Chałupkach idę pieszo na przejście graniczne, a następnie autobusem jadę na dworzec w Bohumínie. Załatwiam niezbędne formalności w kasie biletowej, a następnie zajmuję miejsce w podstawionym rychliku do Brna. Miejsca dużo więc można się położyć. Podczas kontroli kierpoć stwierdza, że moja In-karta ma "zajímavé číslo". :lol: W Přerovie szybka przesiadka na osobówkę do Břeclavii i jedziemy dalej, niestety w tym pociągu już nie można sobie tak komfortowo poleżeć bo w składzie jedynie wagony bezprzedziałowe. W Břeclavii ponad pół godziny przerwy, którą wykorzystuję na szwendanie się po stacji. W samo południe na stację przybywa EC Franz Schubert relacji Praha - Wiener Neustadt, którym pojadę do Wiednia. Skład mocno nabity. Sporą część pasażerów pociągu stanowią osoby o azjatyckiej urodzie. Na miejsce przy oknie nie ma co liczyć, więc stwierdziłem, że tą godzinkę pojadę sobie na korytarzu. Trasa Břeclav - Wiedeń to nic ciekawego, wiedzie przez równiny. W samym Wiedniu nie jedziemy średnicą tylko za Wien Süßenbrunn odbijamy w lewo i jedziemy przez Wien Simmering, a następnie tuż obok resztek Südbahnhof i nowobudowanego Wien Hbf, żeby w końcu zameldować się na stacji Wien Meidling, która tymczasowo pełni rolę głównej stacji w Wiedniu. Po przyjeździe kilka fotek, na które załapuje się m.in. EC POLONIA z Villach do Warszawy.

Teraz muszę przedostać się na Westbahnhof, ponieważ chcę pierwszy raz w życiu przejechać się ICE. Oczekuję więc na RailJeta relacji Budapeszt-Monachium, którym mogę tam podjechać. Przyjeżdża z 10-minutowym opóźnieniem. Wnętrze pociągu jest bardzo komfortowe. Oprócz 2 klasy skład posiada jeszcze klasę 1 oraz klasę premium. Jazda trwała tylko kilka minut, ale jeszcze dzisiaj będzie okazja do dłuższej przejażdżki tym fajnym pociągiem. Na razie wysiadam na Wien Westbahnhof i po wykonaniu paru fotek udaję się do ICE relacji Wien - Dortmund. Przechodzę sobie przez cały skład oglądając go. Niestety z racji piątkowego popołudnia tłok w pociągu duży, więc nie za bardzo da się zrobić porządne fotki wnętrza 2 klasy. Fotki z wnętrza ICE. Jakimś cudem udaje mi się znaleźć miejsce przy oknie przodem do jazdy i o 14:36 ruszamy. Odcinek Wiedeń - St.Pölten to częste zwolnienia, gdyż w wielu miejscach prowadzone są prace modernizacyjne. Za St.Pölten jest już lepiej, jednak maksymalna prędkość do jakiej się rozpędzamy (według monitora) to 172 km/h. Widokowo linia całkiem sympatyczna. Na niektórych odcinkach mamy rozdział na nitkę dalekobieżną, która wiedzie przez tunele oraz podmiejską zahaczającą o miejscowości, więc tak naprawdę trasę trzeba zaliczać dwukrotnie, raz pociągiem regionalnym i drugi raz dalekobieżnym. Wysiadam w Linz i robię rekonesans po tej stacji posiadającej kilka peronów oraz 2-poziomowy hol, z którego można się dostać także do tunelu tramwajowego, w którym znajduje się pętla dla jednej linii. Z Wiednia do Linz przyjechałem ICE, natomiast w drogę powrotną udam się drugim najszybszym pociągiem w Austrii czyli RailJetem, którego namiastkę już dzisiaj miałem. Konkretnie będzie to pociąg relacji Zürich HB - Wien Westbahnhof. RailJety jadące z Zürichu zestawiane są z 2 jednostek (każda po 7 wagonów) a i tak nie świecą pustkami co świadczy o tym jak duże jest zainteresowanie podróżami koleją na tej trasie. Pociągi jadące z Monachium zestawiane są z pojedynczych jednostek. Do mojego pociągu wsiadam na samym przodzie, więc jest tam dość luźno i mogę bez problemu zając wygodne miejsce przy stoliku. Zaraz po odjeździe zostajemy przywitani przez automat, który podaje również wszystkie najważniejsze informacje dotyczące pociągu. Pociąg (podobnie jak ICE) wyposażony jest w monitory, które jednak wyświetlają dużo więcej informacji niż ekrany w ICE. Możemy poznać nie tylko aktualną prędkość (tym razem osiągnęliśmy 200 km/h) ale także najbliższe stacje oraz możliwe skomunikowania. Czerwona lub zielona kropa informuje czy dana przesiadka jest bezpieczna czy ryzykowna. Są także animacje czego nie wolno robić na pokładzie pociągu. Natomiast najciekawsza jest chyba mapa z zaznaczoną aktualną lokalizacją pociągu. Wyświetlają się rożne skale mapy: ogólna, ukazująca nasz pociąg na tle całego kraju i krajów ościennych oraz szczegółowa gdzie przesuwająca się strzałka (oznaczająca nasz pociąg) jest zaznaczona z dokładnością co do wioski. Dzięki temu można dokładnie wiedzieć za ile wjedziemy na jakąś stację lub co za chwilę miniemy. Podczas jazdy dostrzegam pomnik w kształcie semafora kształtowego, który znajduje się przed przystankiem Eichgraben-Altlengbach. Podróż kończy się na czołowym dworcu Wien Westbahnhof i tłumek z dwóch jednostek równomiernie przemieszcza się do budynku dworca. Gdy wraz Semaforkiem byliśmy w Wiedniu w Sylwestra 2009/2010 trwał jego remont. Teraz z budynku można już korzystać jednak remont nie zakończył się, powstaje galeria handlowa. Ruchome schody na samym środku dolnego holu są nieczynne. Na dolnym poziomie znajduje się również centrum obsługi, w którym jak zwykle długaśna kolejka.

Mam teraz trochę czasu do mojego EN, więc postanawiam pojeździć sobie po Wiedniu, a konkretnie przejechać się "górną" trasą z Penzing do Handelskai oraz wpaść na Franz-Josefs Bahnhof. Wsiadam więc w pierwszy pociąg regionalny jaki odjedzie z dworca, akurat trafił się S-bahn do Rekawinkel. Podjeżdżam nim do Wien Penzing. Jadę na pałę więc dopiero po przyjeździe dowiaduję się za ile będzie następny pociąg. Mam kilka minutek, więc urządzam szybką sesję zdjęciową. Gdy kończę focić zjawia się kolejny talencik, którym pojadę do Wien Handelskai. Na trasie są tunele, a stacje raczej w starszym stylu. Na dwupoziomowym dworcu Handelskai wyskakuję, na szybkie fotki. Tym samym pociągiem wracam się jedną stację, do Wien Heiligenstadt. Mam tutaj chwilę czekania do pociągu, który zawiezie mnie na Franz-Josefs Bahnhof, więc oczywiście focę. Na stacji stoi kilka zabytkowych parowozów, a w bezpośrednim sąsiedztwie znajduje się stacja U-bahnu. Pociągiem regionalnym z Českých Velenic podjeżdżam na dworzec Franciszka Józefa. Jest to dworzec w nieco podobnym stylu (nie mam tu na myśli wyglądu ale sposób umiejscowienia) jak nasza Warszawa Wileńska. Znajduje się pod ziemią, a nad nim jest wielki przeszklony biurowiec. W moim odczuciu dworzec dość obskurny, Warszawa Wileńska bardziej mi się podoba. Po wykonaniu zdjęć wsiadam w pociąg powrotny, tym razem jest to S-bahn do Tulln. Powracam nim do Heiligenstadt, gdzie przesiadam się na kolejny S-Bahn. Tym razem postanawiam jechać do końca czyli do Wien Hütteldorf, ponieważ w Penzing nie wszystko staje. Gdy tam docieram akurat stoi IC, ale niestety odjeżdża zanim zdążam przebiec na drugi peron. Czekam więc na najbliższy pociąg na Westbahnhof, przybył R z St. Pölten. Po paru minutach jazdy po raz trzeci dzisiejszego dnia wysiadam na dworcu czołowym. Nocne pociągi są już podstawione. Najpierw oglądam sobie CHOPINA, którym będę jechać jutro. Wagony siedzialne są tylko 2, jeden do Berlina i drugi do Warszawy, reszta to kuszety i sypialne do rozmaitych miast. Następnie udaję się do mojego EN relacji Wien-Bregenz. W składzie również przeważają sypialne i kuszety. Wagony siedzialne standardowo są 2, jednak dzisiaj jako wzmocnienie dołączono jeszcze trzeci, bezprzedziałowy City Shuttle czyli taki jak w pociągach regionalnych. Pociąg prowadzi także autokuszety, jednak w piątki zainteresowanie nimi jest tak ogromne, że jadą one jako osobny pociąg ! Przy jednym z peronów znajduje się specjalna rampa umożliwiająca wjazd samochodów na wagony. Po obejrzeniu wszystkiego udaję się do wagonów przedziałowych. Pierwszy z nich to standardowa przedziałówka, którą możemy spotkać w większości IC-ków jeżdżących po Austrii, druga natomiast to wagon rowerowy z takimi samymi siedzeniami, jednak nieco szerszymi przedziałami przez co jest więcej miejsca na nogi. W austriackich pociągach funkcjonuje rezerwacja fakultatywna, więc nie można sobie siadać gdzie się chce, tylko trzeba zwracać uwagę na karteczki umieszczone na każdym przedziale. Na szczęście udaje mi się znaleźć nieokarteczkowany przedział, właśnie w tym drugim wagonie z szerokimi przedziałami. Siedzenia w austriackich pociągach są rozkładane i to do końca, co sprawia że przy mniejszej frekwencji można przedział zamienić w 3-osobową kuszetkę. Big Grin
Rozkładam siedzenie licząc, że może uda mi się spędzić podróż na leżąco. Jednak w miarę zbliżania się godziny odjazdu ludzi przybywa i w końcu nadchodzi moment, że muszę złożyć moje legowisko i pozwolić drugiej osobie usiąść na przeciwko mnie. Ruszamy o 22:44...


DZIEŃ 2 - 9.07.2011.

... - Salzburg - Schwarzach St. Veit - Innsbruck - Kufstein - Salzburg - Villach - Klagenfurt - Bruck a.d. Mur - Wien Meidling - Wien Westbahnhof - Břeclav - Přerov - Bohumín - Chałupki - Kędzierzyn


Jazda przebiega spokojnie jednak po 2:00 muszę ją zakończyć bo wysiadam w Salzburgu. Stacja aktualnie jest w remoncie, budynek dworca nieczynny. Mój REX do Innsbrucka odjeżdża dopiero o 4:35, ale jest już podstawiony przy peronie. Szczęśliwie drzwi nie są zablokowane, więc wślizguję się do niego i próbuję złapać jeszcze trochę snu. Jakiś czas później do pociągu wsiada drugi pan i mówi do mnie: "Servus!". Tongue Bliżej odjazdu zaczyna działać klima, co wcale mnie nie cieszy bo i bez tego jest mi chłodno z racji niewyspania. Gdy nadchodzi godzina odjazdu nadal jest ciemno, z racji tego, że Salzburg leży bardziej na zachód niż Polska. Idę więc spać dalej, bo odcinkiem do Schwarzach St. Veit jeszcze dzisiaj pojadę. Na tej stacji jest już trochę jasno. Odbijamy w prawo od linii która wspina się w kierunku Villach i jedziemy w kierunku Zell am See i Kitzbühel. Niestety na części trasy wygrywa zmęczenie więc zaliczenie zostało uznane jako do powtórzenia jeśli będzie okazja. Sama linia widokowo bardzo ładna, wiedzie przez góry, mijamy też skocznie narciarskie. Przed 9:00 meldujemy się na stacji Innsbruck Hbf. Pociąg zmienia czoło i udaje się w drogę powrotną do Salzburga, również trasą przez Kitzbühel. Ja mam chwilę czasu na fotki. Stacja jest położona na tle pięknych gór, widać też skocznię Bergisel znaną z Turnieju Czterech Skoczni. Hol dworca dwupoziomowy. Po krótkim rekonesansie udaję się na peron na który przyjedzie IC ALPENTRANSITBÖRSE relacji Bregenz - Wien Westbahnhof. Powrócę nim do Salzburga. Ludzi dużo, jest między innymi jakaś wycieczka szkolna. Udaje mi się znaleźć odpowiednie miejsce w wagonie bezprzedziałowym, które jest zarezerwowane dopiero od Salzburga. Do Wörgl powracamy tą samą trasą, którą przyjechałem. Tutaj można odbić właśnie na Kitzbühel, jednak większość pociągów jedzie szybsza trasą, która wiedzie przez perłę Tyrolu czyli miasto Kufstein, a następnie tranzytem przez Niemcy. W Kufstein znajduje się też zamek, który widać z pociągu. Następnie wjeżdżamy na teren Niemiec. Stację Rosenheim omijamy łącznicą, następnie przejeżdżamy przez Freilassing i wjeżdżamy ponownie na teren Austrii, już w Salzburgu. Widokowo ciekawszy jest jednak odcinek austriacki, od Innsbrucka do Kufstein. Podczas kontroli kierpoć pyta mnie dlaczego nie mam Vorteilscard. Moim bardzo pokracznym niemieckim tłumaczę mu, że istnieją też inne wersje Sommerticketu. Nie wiem czy zrozumiał, w każdym razie poszedł sobie.

O 11:15 jestem ponownie w Salzburgu. Teraz w dzień mogę sobie dokładnie obejrzeć i obfocić tą remontowaną stację. Jak już wspomniałem budynek dworca jest nieczynny, więc wszystko przeniosło się do kontenerów przed dworcem. Wyjazd ma na celu ogólne poznanie sieci kolejowej Austrii, więc udam się teraz na południe kraju, do Villach. Uczynię to pociągiem IC o bardzo krótkiej nazwie SCHLOSS PORCIA SPITTAL AN DER DRAU, który przybył z Wiednia i na ślepym torze zmienia czoło, żeby udać się dalszą drogę. Przyprowadził go taurus z reklamą Policji. Idę sobie przez cały skład oglądając go. W 1 klasie przedziały menedżerskie. Warto przy tej okazji wspomnieć, że w Austrii istnieją 2 typy pociągów IC i EC. Mamy pociągi IC i ÖBB-IC (oraz analogicznie EC i ÖBB-EC). W cegle zaznacza się je różnymi kolorami, IC na czarno, ÖBB-IC na czerwono. Z tego co wywnioskowałem różnica jest taka, że pociągi z przedrostkiem ÖBB zestawione są z wagonów austriackich i gwarantują wszystko co oferuje dana kategoria pociągu czyli np. przedział dla dzieci, przedział biznesowy czy przedział dla kobiet (nie mylić z przedziałem dla matek z dziećmi i kobiet ciężarnych). Przedział dla kobiet to jeden specjalnie okarteczkowany przedział w całym składzie, na który miejscówkę mogą zakupić panie, które niekoniecznie mają ochotę jechać w przedziale z osobnikami płci brzydkiej. Tongue Natomiast zwykłe IC niekoniecznie muszą być zestawione z wagonów austriackich i oferować wszystkie wyżej wymienione udogodnienia. W relacjach dla wygody będę jednak pisać po prostu IC lub EC. Skład mojego pociągu jest długi więc w pierwszych wagonach nikogo nie ma, bo ludziom nie chce się iść tak daleko. Wyruszamy o 12:12. Trasa jak większość linii w tym rejonie Austrii wiedzie przez góry. Jedziemy m.in. przez Bischofshofen, który podobnie jak Innsbruck jest dobrze znane wszystkim miłośnikom skoków narciarskich oraz przez Spittal-Millstättersee, który z kolei niekoniecznie musi być im znany, a z miejscowości Spittal pochodzi Thomas Morgenstern. Najładniejszym odcinkiem jest Schwarzach St. Veit - Spittal-Millstättersee, na którym nie brakuje wiaduktów i tuneli, w tym najdłuższego 8-kilometrowego Tauerntunnelu. Warto wspomnieć, że większość linii kolejowych w Austrii ma swoje nazwy, które są umieszczone przy tabeli w cegle. Wspomniany odcinek to Tauernbahn.

O 14:45 meldujemy się w Villach w masakrycznym upale, którego w pociągu z racji klimy w ogóle nie było czuć. Gdy taurus po odpięciu od składu przejeżdża tuż obok mnie bucha z niego okropny żar. Tongue Mam pół godzinki czasu, więc robię szybki rekonesans po stacji i najbliższej okolicy. Tunelem pod peronami dostać się można nie tylko do budynku dworca ale także do pasażu podziemnego gdzie znajdują się sklepiki i toalety. Przed stacją znajduje się dworzec autobusowy na którym właśnie spotkały się dwa Intercitybusy ÖBB. Intercitybus to komfortowy autokar posiadający 1 i 2 klasę uruchamiany przez Koleje Austriackie (a więc podróżuje się nim na biletach kolejowych w tym także Sommertickecie) na trasie Graz-Wolfsberg-Klagenfurt, ponieważ z Graz do Klagenfurtu po torach jest mocno naokoło (ale ma się to zmienić gdy zostanie oddany do użytku tunel). Intercitybus kursuje też na trasie Klagenfurt-Villach-Udine-Venezia i właśnie tej relacji autobusy spotkały się przed dworcem. Do Wiednia udam się EC EASYBANK. Jak się okazuje pociąg kategorii EuroCity może być także pociągiem krajowym. W broszurce na temat pociągu (można je znaleźć w każdym dalekobieżnym pociągu w Austrii) oprócz postojów ze skomunikowaniami i najważniejszymi informacjami, znajduje się również reklama banku, który użyczył mu nazwy. Przed odjazdem oglądam sobie skład, w tym wagon restauracyjny. Odjazd oczywiście planowy. Na odcinku do Klagenfurtu przez pewien czas jedziemy blisko jeziora. W Klagenfurcie dobija kolejna grupa pasażerów, na szczęście z przodu składu są pustki, gdyż ludziom nie chce się tak daleko chodzić. W pociągu mimo działającej klimy można umrzeć z gorąca. Dalsza trasa również jest ładna widokowo, raz wyższe raz niższe górki. W Leoben mamy skomunikowanie z pociągiem Salzburg - Graz. Pociągi spotykają się zawsze przy tym samym peronie a skomunikowania są cykliczne. Za Mürzzuschlag zaczyna się najbardziej widowiskowy odcinek trasy czyli Semmeringbahn. Pociąg zjeżdża z góry do doliny po wielu kamiennych wiaduktach i przez liczne tunele. W dole widać tory, którymi za jakiś czas pojedziemy. Po zjechaniu w dolinę mijamy stację Payerbach-Reichenau, gdzie dojeżdżają pociągi regionalne z Břeclavii. Niedługo później osiągamy Wiener Neustadt. Nie spodziewałem się, że jest to aż tak duża stacja. Z pewnością będzie okazja do jej zwiedzenia na kolejnych wyjazdach. Następnie z błyskawiczną prędkością docieramy na końcową stację Wien Meidling.

Teraz muszę przedostać się na Westbahnhof, skąd startuje CHOPIN do Polski. Uczynię to RailJetem Budapeszt - Salzburg, który jak zwykle troszkę spóźniony. Na dworcu zachodnim mam 2 godziny czasu. CHOPIN jest już na monitorach. Zwiedzam sobie najbliższą okolicę dworca, przy okazji robiąc też fotkę budynku z zewnątrz. W holu dworca jest polski akcent: bar kanapkowy TRZEŚNIEWSKI. Barów tych jest cała sieć, a nazwę zawdzięczają Franciszkowi Trześniewskiemu, pochodzącemu z Krakowa, który w 1902 roku otworzył pierwszy taki bar, właśnie w Wiedniu. Był to jeden z pierwszych fast-foodów w Europie. A wracając do kolei to niedługo po mnie na dworzec przybył EC SOBIESKI z Warszawy, który kończy tu bieg. W peronach podstawiony jest już EN do Bregenz, którym wczoraj jechałem. Dzisiaj autokuszety już w tym samym składzie co wagony pasażerskie, a wagony sypialne to nowoczesne wagony piętrowe. Nie ma przy nich żadnego konwojenta sprawdzającego bilety przed wejściem, więc wchodzę na chwilę do nich aby obejrzeć je od wewnątrz. Przedziały to dość ciasne klitki, ale standard wysoki. W każdym przedziale na podróżnych czeka poczęstunek i nie jest to mikrociasteczko a'la PKP IC. Smile W międzyczasie przy tym samym peronie zostaje podstawiony CHOPIN. Do Warszawy kursuje typowy wagon austriacki, natomiast podróżni udający się do Pragi, Drezna i Berlina mają do dyspozycji wagon węgierski. W wagonie do Polski wszystkie miejsca przy oknie okarteczkowane, więc zajmuję miejsce przy korytarzu. Na razie pełno przedziałów jest pustych, bo ludzie dobiją na Wien Meidling.

Mija godzina odjazdu, a my nadal stoimy. Podają jakiś komunikat, ale nie rozumiem po niemiecku. Na szczęście większość pasażerów w wagonie mówi po polsku, więc dowiaduję się, że jest jakiś problem z hamulcami. Jedna pani jest niezwykle oburzona tym jak Koleje Austriackie traktują Polaków. Tłumaczę jej, że takie coś może się zdarzyć w każdym pociągu niezależnie od tego dokąd jedzie i jakiej narodowości są jego pasażerowie. Kobieta jest jednak rozhisteryzowana i stwierdza, że gówno wiem, więc dochodzę do wniosku, że dalsza dyskusja z nią nie ma sensu. W końcu z ponad półgodzinnym opóźnieniem ruszamy. Radość nie trwa jednak długo, gdyż po ujechaniu niewielkiego kawałka stajemy w polu. Drzwi są odblokowane, więc można wyjrzeć na zewnątrz. Przy pociągu pałęta się obsługa i zaglądają pod wagony. Postój wydłuża się, współczuję tym, którzy czekają na nas na Meidling. W końcu mając już ponad 60 minut opóźnienia ruszamy i wolno doczłapujemy się na Wien Meidling. Wsiada tutaj sporo ludzi i mój przedział zapełnia się. Moi współpasażerowie to między innymi parka wracająca z Zagrzebia na InterRailach. Frekwencja jest na tyle duża, że część osób musi zadowolić się miejscem na korytarzu. Po zabraniu ludzi ruszamy, ale ujeżdżamy tylko kilkaset metrów i zatrzymujemy się w miejscu gdzie stacjonują składy. Tutaj postój nie trwa już tak długo jak poprzednie i z pewnością usunięto awarię, gdyż w dalszą drogę ruszamy już z pełną prędkością bez żadnych problemów. Do Břeclavii przybywamy z 90-minutowym opóźnieniem. Miny pasażerów oczekującego na nas METROPOLA - bezcenne. Tongue CHOPIN i METROPOL wymieniają się w Břeclavii grupami wagonów, więc zawsze muszą wzajemnie na siebie czekać. Podczas postoju wychodzę do budynku dworca załatwić sobie bilety na dalszą część trasy. W międzyczasie CHOPIN oddał METROPOLOWI grupę wagonów Wiedeń-Berlin, a wziął od niego wagony Budapeszt-Warszawa/Kraków. Po manewrach oba pociągu wyruszają w dalszą drogę. W naszym pociągu nie ma wagonu restauracyjnego jednak u konwojentów wagonów sypialnych można zakupić coś niecoś, w tym piwo. Smile Podróż przebiega spokojnie, trochę przysypiam. Z pociągu wysiadam w Bohumínie. Odbędą się tutaj kolejne manewry. CHOPIN odda SILESII wagony do Krakowa, a VLTAVIE wagony do Moskwy i Mińska, natomiast dostanie od ŠÍRAVY wagony z Pragi. Ja natomiast udam się pieszo do Chałupek, skąd o 4:48 mam regio do Kędzierzyna. W przypadku planowego przyjazdu CHOPINA (2:22) czasu na przejście mam aż za dużo, ale dzisiejsze opóźnienie pozwoliło go wytracić. Po drodze zaczepia mnie dwóch cyganów z pytaniem czy nie chciałbym kupić trawy. Niestety nie skorzystam z ich usług. :lol: Po przybyciu do Chałupek czekam aż pociąg otworzy drzwi, a następnie zakupuję bilet u kierownika i idę spać. W Krzyżanowicach wsiada grupa młodzieży wracająca z imprezy, podejrzewam że z dyskoteki. Niektórzy tak pobalowali, że nie mają za co kupić biletu. Kierpoć jest jednak nieustępliwy i ich podróż kończy się na peronie w Tworkowie. W Raciborzu dosiada się trochę osób. W Kędzierzynie jestem tuż przed 6:00 i tak kończy się pierwszy wyjazd do Austrii.

Fotki, skany biletów: <!-- w --><a class="postlink" href="http://www.kolejomania.rail.pl/1obb.html">www.kolejomania.rail.pl/1obb.html</a><!-- w -->
Odpowiedz

#2
Witam !

DZIEŃ 1 - 27.07.2011
Kędzierzyn - Nędza - Rybnik Towarowy - Olza - Bohumín - Přerov - Břeclav - Wien Westbahnhof - Linz - Attnang Puchheim - Gmunden - Stainach-Irdning - Selzthal - Linz - Summerau - České Budějovice

Pod koniec lipca odbył się drugi wyjazd do Austrii, tym razem już dłuższy i typowo zaliczeniowy. 26 lipca wieczorem zjawiam się na kędzierzyńskim dworcu, aby wyruszyć ostatnią osobówką do Raciborza. Według hafasa odjeżdża ona o 21:00, według pragotronu o 21:09 i tak też odjeżdżamy. Na wszelki wypadek zgłaszam przesiadkę na pociąg do Rybnika, bo w Nędzy będziemy na styk. Przesiadka się udaje, wraz ze mną przesiada się kilka osób. W pociągu do Rybnika dzikich tłumów nie ma, ale to zupełnie zrozumiałe o tej godzinie. Wysiadam w Rybniku Towarowym, gdzie troszkę muszę poczekać. Okolica średnio przyjemna, stację przecina wiadukt drogowy. Najpierw zjawia się kibel do Raciborza, a niedługo później mój do Chałupek. Wysiadam z niego w Olzie. Zgarnie mnie stąd kol. Semaforek. W oddali słychać odgłosy potańcówki. Łukasz zjawia się po północy i jedziemy samochodem do Bohumína. Na miejscu kupujemy w kasie potrzebne bilety i udajemy się na peron. Niestety CHOPINOWI zapowiadają +35, więc nasze czekanie się wydłuża. Gdy w końcu przyjeżdża mamy miłą niespodziankę. Normalnie do Wiednia kursuje tylko jeden wagon austriacki, który nie świeci pustkami, a dzisiaj oprócz niego jest jeszcze drugi - polski, przez co pustych przedziałów nie brakuje. No to nam się pofarciło - będziemy mogli jechać na leżąco. Podróż upływa spokojnie. W Břeclavi część wiedeńska jest wyciągana poza perony i podłączana do wagonów z METROPOLA. Po wjeździe do Austrii kontrola biletów. Zasadniczo Sommerticket w dni robocze jest ważny dopiero od 8:00, jednak czeska wersja posiada przywilej, że gdy jedziemy bezpośrednim pociągiem z Czech, możemy korzystać z biletu również przed 8:00. Byliśmy ciekawi, czy austriacki kierpoć będzie o tym wiedział, ale podczas kontroli nie było żadnej reakcji. O 6:22 meldujemy się na Wien Westbahnhof.

Teraz musimy już odczekać do 8:00, żeby móc ruszyć w dalszą drogę. Przy innym peronie również polski tabor - do odjazdu szykuje się EC SOBIESKI do Warszawy. Natomiast w krytej poczekalni na naszym peronie śpi sobie grupka facetów, szczelnie opatulonych śpiworami i karimatami. Ciekawe, że nie zgarnęło ich ÖBB Security czyli odpowiednik naszego SOK-u. Może to też jacyś MK z Sommerticketem bo wstali przed 8:00 czyli jakby dokładnie na rozpoczęcie ważności biletu. Smile Zaglądamy też do centrum obsługi, w którym Łukasz zakupuje cegłę. O 7:50 zostaje podstawiony RailJet do Monachium, który zawiezie nas do Linz. Zajęliśmy miejsce w wagonie, w którym znajduje się Kinderkino, czyli miejsce, w którym dzieci mogą oglądać filmy na DVD podczas podróży. Z głośników w pociągu płynie uspokajająca muzyka. Kończy się ona jednak w momencie odjazdu. Trasa do Linz jest już mi znana z poprzedniego wyjazdu. To takie austriackie KDP, RailJetem jedzie się 200 km/h, ale nie na całym odcinku. Przed 10:00 jesteśmy w Linz. Każdy pociąg przyjeżdżający z Wiednia ma tu myte czoło. Pociągi zatrzymują się zawsze przy tym samym peronie, na którym porozstawiane są wiadra z wodą i mopy, co kilka słupów, aby można było sprawnie dokonać mycia niezależnie w którym miejscu zatrzyma się czoło pociągu. Mamy trochę czasu, więc obejrzymy sobie miasto. Wcześniej zaglądamy do tunelu tramwajowego, do którego można się dostać z holu dworca. Nie obyło się także bez fotki dworca z zewnątrz. Idziemy wzdłuż torów tramwajowych co pozwala na focenie przejeżdżających składów. Ciekawym rozwiązaniem w tym mieście są pasy ruchu będące jednocześnie peronami na przystankach tramwajowych oraz specjalne wąskie pasy ruchu dla rowerzystów przy skrzyżowaniach. W końcu dochodzimy do Hauptplatzu gdzie przystanek końcowy ma linia 50, na której kursują nieco inne tramwaje. Za placem jest most na Dunaju. Niestety nie mamy aż tyle czasu żeby pójść dalej. Na dworzec postanawiamy powrócić tramwajem i czynimy to linią 3 z przystanku Taubenmarkt.

Po przyjeździe udajemy się na peron na który wjeżdża IC KUFSTEIN-DIE PERLE TIROLS relacji Wien Westnahnhof - Landeck-Zams. Lokujemy się w końcowych wagonach, które w Attnang-Puchheim zostają odłączone i stają się REX-em do Stainach-Irdning. Celem naszej podróży jest Gmunden, gdzie znajduje się jedna z najbardziej stromych linii tramwajowych w Europie. Tramwaj jest skomunikowany z pociągami, a rozkład jazdy znajduje się w cegle. Gdy przyjeżdżamy niebieski wagonik już czeka przed dworcem. Ludzi sporo, przesiada się większość pasażerów, którzy przyjechali pociągiem. Bilety sprzedaje motorniczy, więc ustawiamy się do niego w kolejeczce. Tramwaj łapie przez to niewielkie opóźnienie. Gdy w końcu wszyscy zakupili bilety możemy ruszyć w drogę. Trasa wiedzie w dół i kończy się na Franz-Josef-Platz. Przejazd trwa 10 minut. Przed opuszczeniem tramwaju cykam pulpit motorniczego i wnętrze pojazdu. Tor tramwajowy nie kończy się żadnym kozłem oporowym, jest po prostu zaasfaltowany za przejściem dla pieszych. Miejsce w którym się znajdujemy jest piękne: ukwiecony plac nad jeziorem, po którego drugiej stronie góry. Spędzamy tutaj trochę czasu. Z Łukaszem postanawia zaprzyjaźnić się osa, która pomimo licznych prób i zmiany miejsca siedzenia nie chce się od niego odczepić. W miejscowości znajduje się także drugi dworzec kolejowy: Gmunden Seebahnhof, gdzie dociera prywatna linia wąskotorowa z Vorchdorf-Eggenberg. Do pociągu mamy jeszcze sporo czasu, więc na dworzec postanawiamy wrócić sobie pieszo focąc po drodze przejeżdżający tramwaj. Do dworca dojeżdżają tylko kursy skomunikowane z pociągami, pozostałe kończą 1 lub 2 przystanki wcześniej. W środku trasy znajduje się mijanka, a przy bodajże drugim przystanku od dworca jest hala gdzie tramwaje nocują. Jest też miejsce, w którym tramwaj jedzie wąską uliczką między domami. Po przybyciu do celu urządzamy sesję zdjęciową, którą kończy sfocenie tramwaju na przystanku przed dworcem, który przyjechał na skomunikowanie z naszym pociągiem.

Nasz pociąg przybywa punktualnie, na szczęście jest to skład z otwieralnymi oknami. Niestety punktualność pociągu kończy się na tej stacji, ponieważ czekamy na krzyżowanie i łapiemy w plecy. Widoki na trasie piękne: jeziora, góry, tunele. Właściwie cały czas sterczymy w oknach z włączonymi aparatami. Odnośnie tuneli to warto wspomnieć, że w Austrii przed większością z nich znajduje się tabliczka informująca o ich długości, więc jeśli dokładnie patrzymy przez okno to od razu wiemy jak długa jazda tunelem nas czeka. Smile Pod koniec trasy przejeżdżamy przez Bad Mittendorf i Tauplitz. W tej okolicy znajduje się mamucia skocznia Kulm. Podróż kończy się na stacji Stainach-Irdning. Przez opóźnienie trochę obawialiśmy się o nasze skomunikowanie, ale okazało się, że IC do Graz jeszcze nie przyjechał. Podczas krótkiego czekania cyknąłem kilka fot. Pociągi IC na tej trasie oprócz typowych ickowych wagonów mają również wagon sterowniczy z otwieralnymi oknami, ponieważ na trasie Salzburg - Graz konieczna jest dwukrotna zmiana czoła. Podjeżdżamy do stacji Selzthal, gdzie będziemy mieć dłuższą przerwę. IC do Graz ma tutaj drugą zmianę czoła (pierwsza była w Bischofshofen). Jest to duża stacja z budynkiem dworca pomiędzy torami. Okolica jednak dość odludna. Kolejna trasa, którą zaliczymy to Selzthal-Linz. Tutaj również trafia nam się skład z otwieralnymi oknami. Odjeżdżamy punktualnie jednak już na pierwszej stacji za Selzthal łapiemy +15 z powodu krzyżowania. Na trasie również ładne górskie widoki, ale już nie takie zarąbiste jak na linii z Attnang-Puchheim. Później, po wyjeździe nr 4 okazało się, że najlepsze są na trzeciej linii, do Amstetten, którą kursuje tylko jedna para pociągów w weekendy. Między Hinterstoder a Steyrling przejeżdżamy po wysokim wiadukcie, na którym gwałtownie hamujemy. Okazuje się, że wiaduktem szedł sobie jakiś gość, na szczęście nic mu się nie stało. Trochę szkoda, że nie zatrzymaliśmy się na środku tego wiaduktu.

O 19:00 jesteśmy ponownie w Linz. Zaglądamy do Spara, a następnie udajemy się na peron, gdzie jest podstawiony vlak do Českých Budějovic. Skład to czeskie wagony przedziałowe. Na szczęście z przedziałów znika skaj, a zastępuje go futerko. Lokujemy się w przedziale 6-miejscowym. Do Summerau jest jasno więc zaliczamy tą pagórkowatą linię. Następnie wjeżdżamy do Czech i jedziemy m.in przez czeski Rybník. Smile Podczas kontroli czeska kierpociowa jest zdziwiona, że mamy bilety od granicy i dopytuje się jak i gdzie udało nam się je kupić. Twierdzi, że kasjerki w Českých Budějovicích nie chcą takich sprzedawać. No to okaże się jutro. Na stacji końcowej jesteśmy po 22:00. Nasze miejsce noclegu to Ubytovna Františka Škroupa mieszcząca się w niewielkiej odległości od dworca głównego. Gdy tam przybywamy nikt nam nie otwiera, aczkolwiek w recepcji pali się światło. Wykonujemy więc telefon do osoby, u której rezerwowaliśmy nocleg i dowiadujemy się, że niedługo ktoś się pojawi. Wcześniej przychodzi jednak facet, który również tu nocuje i ma klucz, więc wpuszcza nas do holu. Rozsiadamy się na sofach i czekamy. Po pewnym czasie z korytarza powolnym krokiem wyłania się mocno zaniedbany i niezbyt ładnie pachnący facet. W pierwszym momencie pomyśleliśmy, że to żul, któremu udało się tutaj jakoś zamelinować, jednak po chwili okazało się, że jest to gość z recepcji. Tongue Ogromny problem sprawia mu spisanie naszych polskich danych z dowodów osobistych przez co trwa to nienaturalnie długo. W końcu po załatwieniu wszystkich formalności możemy udać się do pokoju. Cena noclegu to 215 koron (w tym 15 koron opłaty miejscowej i 10 koron za żeton na prysznic), standard na fotce. Istnieje też możliwość noclegu w pokojach starszego typu, tańszego o 50 koron. Pokoje połączone są w moduły po kilka pokoi ze wspólnym pomieszczeniem kuchennym i łazienką. Żeton umożliwia korzystanie z prysznica przez określoną ilość czasu, jednak jest on mierzony tylko gdy leci woda, a tą można dowolnie zatrzymywać i włączać ponownie.


DZIEŃ 2 - 28.07.2011.
České Budějovice - Rybník - Lipno nad Vltavou - Rybník - Summerau - Linz - St. Valentin - Kastenreith - Amstetten - St. Pölten - Traisen - Hainfeld - Traisen - Schrambach - Traisen - St. Pölten - Krems an der Donau - Sigmundsherberg - České Velenice

Długo sobie nie pospaliśmy bo musimy wstać o 5:00, ale po nocy w pociągu nawet taki nocleg dużo daje. Gdy schodzimy do recepcji nie zastajemy w niej nikogo, więc zgodnie z instrukcją przekazaną przez żulowatego gościa wrzucamy klucz do specjalnej dziury w ladzie i opuszczamy noclegownię. Przechodząc kładką na torami cykam fotę grupy towarowej. Udajemy się do kasy zakupić potrzebne bilety. Wbrew temu co mówiła kierpociowa w pociągu z Linz, nie ma żadnego problemu z biletem do/od granicy. Jako osobówka do Summerau jedzie zwykły czeski motoraczek. Zaliczamy sobie teraz część trasy do Linz, którą wczoraj jechaliśmy po ciemku. Nie dojeżdżamy jednak do Austrii tylko wysiadamy w Rybníku, skąd wychodzi kikut do Lipna nad Vltavou, który też sobie zaliczymy, żeby mieć z głowy cały ten rejon. Linia jest zelektryfikowana, jednak nasz pociąg to spalinówka i 3 wagoniki Btx, bardzo przez nas nielubiane ze względu na nieotwieralne okna i twarde siedzenia na których nie można rozłożyć się gdy chce się spać. Smile Jesteśmy jednymi z nielicznych pasażerów w pociągu, który nie zdążył się jeszcze zagrzać po nocy, więc jest w nim bardzo zimno. Wyjazd ze stacji po ostrym łuku zawracającym nasz pociąg o niemal 180 stopni. Trasa biegnie wzdłuż Wełtawy, więc widoki są ładne. Na końcowej stacji lok oblatuje skład, a my mamy czas na fotki. Na stacji jest czynna kasa, w której zakupujemy ostatnie potrzebne bilety, a na peronie znajduje się kran z wodą zdatną do picia. W drodze powrotnej łapiemy małe plecy. Ponieważ skomunikowanie jest na styk Łukasz udaje się do kierpocia zgłosić przesiadkę. Wraca jednak z informacją, że niedasię bo to pociąg międzynarodowy. No niech spróbują nie przytrzymać to się to Czechom nie opłaci ! Kierpoć jednak chyba się zreflektował, gdyż po jakimś czasie sam do nas przychodzi i oświadcza, że pociąg do Linz czeka. Smile Gdy przyjeżdżamy do Rybníka okazuje się, że nie musi czekać, bo też ma plecy i jeszcze nie przyjechał. Na stacji jest tylko pociąg z Linz do Českých Budějovic, a nasz zjawia się chwilę później. Ponieważ do Czech jedzie skład austriacki, a do Austrii skład czeski, drużyny pytają każdego wsiadającego dokąd jedzie, aby mieć pewność, że nikt nie pomylił pociągu. Następny kurs do Lipna nad Vltavou będzie mieć już dobrą frekwencję, ponieważ z pociągu z Českých Budějovic przesiadło się sporo osób.

Lokujemy się w przedziale i ruszmy. W Summerau odpoczywa motoraczek, którym jechaliśmy wcześniej. Do Linz jazda po trasie, którą zaliczyliśmy wczoraj. W Linz po przyjeździe fotka naszego pociągu. Mamy tylko chwilę, więc od razu przechodzimy na peron, na który wjeżdża IC DIE OSTERR. RECHTSANWÄLTE relacji Landeck-Zams - Wien Westbahnhof. Podjeżdzamy nim jedną stację, do St. Valentin. Tutaj również przesiadka na styk, przy tym samym peronie oczekuje talent do Kleinreifling. Zapełnienie marne, chyba zbyt długi skład jak na tą trasę. Od pewnego momentu jedziemy doliną wzdłuż rzeki i wtedy widoki stają się ładniejsze. Na stacji Kastenreith mamy 1-minutową przesiadkę na pociąg do Amstetten. Przed samą stacją wjeżdżamy w tunel, z którego wyjeżdżamy prosto na peron. Przy drugim peronie (każda z linii ma osobny) stoi już nasz następny pociąg, więc szybko się przesiadamy. Ten odcinek jest niezbyt ciekawy, wiedzie przez w miarę równy teren. Po przyjeździe do Amstetten tradycyjnie fotka. Przesiadamy się tu na IC ALPENTRANSITBÖRSE relacji Bregenz - Wien Westbahnhof. Jedziemy nim do St. Pölten, gdzie mamy nadzieję złapać na 1 minucie pociąg do Schrambach i Hainfeld. Ludzi w pociągu dużo, więc lokujemy się w przedsionku ostatniego wagonu, co pozwala wykonać kilka fot szlaku, na których widać tunele i rozdział nitki dalekobieżnej i podmiejskiej. Szczęśliwie nasz następny pociąg stoi przy tym samym peronie, więc przesiadka udaje się bez problemu. Skład to spalinowe wagony motorowe. Wnętrze podobne jak w czeskich wagonach tego typu. Pierwszy wagonik jedzie do Schrambach, drugi i trzeci do Hainfeld. Nam jest obojętne gdzie pojedziemy najpierw, akurat ulokowaliśmy się w części do Hainfeld. Po wyjeździe z St. Pölten kawałek jedziemy równolegle z wąskotorówką do Mariazell. Szkoda, że przejął ją prywaciarz bo byśmy się karnęli. Frekwencja w pociągu nie jest zbyt wysoka, chociaż w sumie zaczyna się już popołudniowy szczyt. Na stacji Traisen wagoniki zostają rozdzielone. Do końcowej stacji Hainfeld wraz z nami dojechało kilka osób. Mamy niecałe 15 minut, więc urządzamy sesję zdjęciową. Na budynku stacyjnym jest wyrzeźbiona informacja na jakiej wysokości nad poziomem morza się znajdujemy. Tym samym składem powracamy do Traisen. Teraz czekamy na kolejny pociąg z St. Pölten, aby zaliczyć drugą odnogę. W międzyczasie oczywiście fotki. Pociąg, który przybywa to już tylko 2 wagony, więc w każdą stronę uda się jeden. Do Schrambach dojeżdżamy jako jedyni pasażerowie. Linia nie kończy się tutaj, lecz dalej pociągi pasażerskie nie kursują. Patrząc jaką frekwencję miał szczytowy pociąg odwożący z miasta odcinkowi do Schrambach też nie wróżę świetlanej przyszłości. Tutaj mamy 25 minut, więc również urządzamy sesję zdjęciową. Na stacji stoi również krótki skład z drewnem. Po wykonaniu zdjęć powracamy naszym wagonikiem już bezpośrednio do St. Pölten. Generalnie moje odczucia po tym przejeździe są takie, że obie lokalki strasznie podupadłe, częściowo już zwinięte i z przesłankami, że dalej będą się zwijać.

Przedtem mieliśmy w St. Pölten 1-minutową przesiadkę, teraz mamy dłuższą przerwę. Przed dworcem odnajdujemy pizzerię, w której konsumujemy dobrą i w miarę tanią pizzę. Następnie przechodzimy na drugą stronę dworca w poszukiwaniu supermarketu. Nie zabrakło również czasu na obfocenie stacji. Oglądając pociągi stwierdziliśmy, że ruszanie austriackiego taurusa dźwiękowo przypomina jakby ktoś grał gamę. Smile W przypadku polskich husarzy nie stwierdziliśmy tego. Nie rozstajemy się z wagonami motorowymi, bo nasz kolejny pociąg czyli osobówka do Krems an der Donau to taki sam wagon motorowy jak na poprzedniej lokalce. Ruszamy o 17:43. Dzisiejsze linie generalnie są mało ciekawe widokowo jak na Austrię. W Krems wykonujemy kilka fotek. Następnie przesiadamy się, a jakżeby inaczej, do kolejnego wagonu motorowego, tym razem relacji Krems - Sigmundsherberg. Ruszamy planowo, frekwencja niezbyt duża. Na stacji Hadersdorf am Kamp dłuższy postój, więc wychodzimy na fotki. Okazuje się, że do naszego pociągu został dołączony drugi wagon motorowy. Patrząc na frekwencję jest to kompletnie bez sensu. Łapiemy małe plecy, ponieważ oczekujemy na pociąg z Wiednia przez Tulln. Na szczęście mamy na trasie jeszcze jeden długi postój, dzięki któremu powinniśmy zgubić opóźnienie. Ponadto liczymy na to, że 2-minutowa przesiadka w Sigmundsherbergu jest domyślnym skomunikowaniem. Tym drugim dłuższym postojem jest Horn, gdzie również wychodzimy na fotki. Przecieramy oczy ze zdumienia, ale do naszego pociągu podpina się trzeci wagon motorowy ! Podczas focenia zagaduje do nas z okna pociągu młody chłopak. Okazuje się, że jest to austriacki MK. Dogadujemy się z nim po angielsku i dowiadujemy się, że wagony motorowe, które są dołączane do naszego pociągu pochodzą z kursów jadących trochę wcześniej, które zostały wycięte. Narzeka on też, że ÖBB wycięła postoje większości pociągów w miejscowości, z której pochodzi. Nie może się nadziwić, gdy opowiadamy mu o różnych absurdach występujących na naszej kolei, w tym o ilości poprawek do cegły. W Sigmundsherbergu jesteśmy planowo, ale okazuje się, że nasz pociąg do Czech ma lekkie plecy. Jest więc możliwość, aby jeszcze pogadać jak również obfocić stację. W końcu przybywa nasz pociąg i musimy pożegnać naszego austriackiego kolegę, który uda się w kierunku Wiednia. Jest to długi skład City Shuttle. Jest już ciemno, więc nie zaliczamy. Uczynimy to jutro. Do Českých Velenic dojeżdżamy tylko my. Skład po chwili wraca jako podsył do stacji Gmünd. Nasz dzisiejszy nocleg to domov mládeže czyli schronisko młodzieżowe znajdujące się na przeciwko dworca. Cena noclegu 150 koron, standard na fotce.


DZIEŃ 3 - 29.07.2011.
České Velenice - Wien Heiligenstadt - Wien Handelskai - Wien Meidling - Ebenfurth - Wiener Neustadt - Friedberg - Oberwart - Friedberg - Fehring - Graz - ...

Pierwotnie plan dzisiejszego dnia zakładał wyjazd pociągiem o 6:18, jednak stwierdziliśmy, że chcemy się wyspać, więc zmodyfikowaliśmy plan, aby wyruszyć o 9:05 pociągiem o nazwie SCHMIDATAL. Odpowiednio wcześniej opuszczamy nasze schronisko. Przy świetle dziennym można obfocić stację. Dość ciekawie wygląda krawędź peronowa pozbawiona toru. Wszystko wskazuje na to, że stało się to podczas modernizacji stacji. Ciekawe jaka była przyczyna ? Skład naszego pociągu taki jak wczoraj, z tym że dzisiaj jadą już jakieś osoby. Odcinek graniczny jest krótki (w przeciwieństwie do drogi, którą jest mocno naokoło), więc po chwili jesteśmy na stacji Gmünd gdzie wsiada trochę osób. Jazda do Wiednia mija spokojnie, na trasie nie ma żadnych nadzwyczajnych widoków. Wysiadamy na Wien Heiligenstadt, gdzie mamy chwilę czasu. Następnie podjeżdżamy S-bahną do Wien Handelskai. Przechodzimy na górny poziom stacji i oczekujemy na S-bahn do Wiener Neustadt. Czekamy na konkretny pociąg, ponieważ chcemy pojechać trasą przez Ebenfurth. W międzyczasie focimy inne składy. Po drugiej stronie naszego peronu można wsiąść w U-bahn. W końcu przyjeżdża nasz pociąg. Za Wien Südtiroler Platz zatrzymujemy się na jakiś czas, pewnie zakorkowała się średnica. Na przystanku Wien Matzleinsdorfer Platz nie wszystkie pociągi się zatrzymują. Nasz należy do tych, które się nie zatrzymują więc przed odjazdem z poprzedniego przystanku przez głośniki w pociągu zostaje podana informacja o tym. Natomiast gdy docieramy do Wien Meidling zostaje podany komunikat przypominający, że pociąg jedzie trasą przez Ebenfurth, a ci którzy chcą jechać podstawową trasą np. do Baden muszą się przesiąść. Trasa przez Ebenfurth wiedzie przez odludne okolice, mamy też krzyżowanie.

Po 13:00 jesteśmy w Wiener Neustadt i urządzamy sesję zdjęciową na tej dużej stacji. Po wykonaniu zdjęć szukamy naszego pociągu, którym zamierzamy pojechać do Friedbergu. Nie znajdujemy go jednak ani w peronach ani na monitorze. Udajemy się więc do holu dworca, żeby zorientować się co jest grane. Okazuje się, że jest KKA na odcinku Wiener Neustadt - Friedberg z powodu prac torowych, którą przeoczyliśmy gdy przed wyjazdem sprawdzaliśmy gdzie są prace torowe. Wyciągamy więc cegłę i zastanawiamy się co robić. Po krótkiej chwili podchodzi do nas informator ÖBB (pełniący dyżur w holu dworca), który widząc, że się rozglądamy i wertujemy rozkład postanowił zapytać czy może nam w czymś pomóc. Uzyskujemy od niego informację skąd odjeżdża KKA (sprzed dworca). Postanawiamy nie zmieniać planu i jechać KKA, a brakujący odcinek zaliczymy sobie na którymś z kolejnych wyjazdów. W sumie trasy Wiener Neustadt - Fehring - Graz i tak nie zrobilibyśmy za jednym podejściem, ponieważ dokładnie wtedy gdy kończy się KKA na Wiener Neustadt - Friedberg, zaczyna się KKA na Gleisdorf - Graz. W tym miejscu napiszę również iż nie podoba mi się w Austrii to, że gdy jest KKA to pociągu nie ma w ogóle na tablicy odjazdów, a jedynie na dole jest pasek z ogólną informacją, że na jakieś trasie jest komunikacja zastępcza. W Czechach lepiej to rozwiązano - pociąg jest na tablicy odjazdów normalnie tyle że z adnotacją BUS. Jako nasza KKA jadą 2 autobusy, jeden obsługujący wszystkie stacje i drugi przyspieszony. Wsiadamy oczywiście do przyspieszonego. Pierwszy odcinek jedziemy autostradą. Następnie wspinamy się na wysoką górę, a później z niej zjeżdżamy. Widoki lepsze niż z pociągu, który jedzie dołem przez tunele. Niektórzy pasażerowie mieli chyba prywatne przystanki na trasie. Big Grin Pod koniec trasy przepychamy się przez wąskie uliczki w miejscowości i w końcu docieramy na stację Friedberg. Czeka już na nas desiro do Oberwart. Po półgodzinnej jeździe jesteśmy na miejscu. Wykonujemy fotki stacji, udajemy się także obejrzeć miasteczko. Podczas zakupów w Sparze jest problem z akceptacją mojej karty przez co muszę ratować się gotówką. Następnie tą samą trasą powracamy do Friedbergu. Tam przesiadamy się na pociąg Wiener Neustadt - Graz, który z racji KKA jest już podstawiony. Podczas przesiadki parę fot. Ten region opanowany jest przez desira, które jeżdżą na większości pociągów. Trasa jest ładna, jednak są to nieco inne góry niż np. w okolicach Selzthal. W Bierbaum krzyżowanie. Zbliżając się do Fehring widzimy w dole idący równolegle do nas tor. Jesteśmy przekonani, że jest to linia z Węgier, która zaraz się do nas dołączy, jednak po chwili okazuje się, że jest to nasza linia, którą za chwilę pojedziemy.

W Graz meldujemy się tuż przed 20:00. Wjechaliśmy na peron nieco oddalony od pozostałych, coś jak 1A w Kędzierzynie. Nasze desiro uda się teraz do stacji Szentgotthard na Węgrzech, a my mamy ponad 2 godziny czasu do naszego EN, więc obejrzymy sobie miasto. Wcześniej jednak póki jest jasno fotki stacji. Centrum miasta trochę rozkopane przez remont torowiska tramwajowego, które chyba zostanie poprowadzone pod dworcem. Starówka bardzo ładna, szkoda że nie mamy więcej czasu żeby dokładniej ją obejrzeć i wspiąć się po wysokich schodach, z których pewnie widok jest niczego sobie. Ok. 22:00 powracamy na dworzec. Jest już podstawiony nasz EN ZÜRICHSEE. Wagony siedzialne są dwa. Na początku składu znajduje się wagon jadący w pełnej relacji. Jest on jednak bezprzedziałowy, więc gardzimy nim i wybieramy znajdującą się na końcu składu przedziałówkę jadącą tylko Feldkirch, gdzie i tak wysiadamy. Na miejsce przy oknie nie ma co liczyć, więc znajdujemy przedział, w którym pozostałe 4 miejsca są nieokarteczkowane. Bliżej odjazdu zjawia się dziadek, który ma zarezerwowane miejsce przy oknie w naszym przedziale. Druga osoba jednak się nie pojawia, więc po ruszeniu rozkładamy siedzenia i każdy ma swoją leżankę. Niestety po chwili kierpoć dokoptowuje nam 2 młode dziewczyny, więc musimy z Łukaszem skompresować się na jednej leżance. Na szczęście okazuje się, że dziewczyny jadą tylko do Bruck an der Mur czyli pierwszego postoju pociągu, więc po niedługim czasie znowu jesteśmy tylko we trójkę w przedziale. Na tej stacji zmieniamy też czoło. Druga zmiana czoła następuje w Selzthal. Przez dalszą część podróży nikt nas już nie niepokoi czyli znowu nam się pofarciło.


DZIEŃ 4 - 30.07.2011.
... - Feldkirch - Bregenz - Lindau - Bregenz - Feldkirch - Innsbruck - Kitzbühel - Bischofshofen - Leoben - Wien Meidling - Břeclav - Přerov - Bohumín - Chałupki - Kędzierzyn

Budzimy się za Innsbruckiem, za oknem jest już jasno. Nie jechaliśmy przez Salzburg tylko dołem przez Zell am See. Ludzie pomału zbierają się do opuszczenia pociągu. Do naszego przedziału zagląda kobieta, który mówi że zginęły jej pieniądze. Mówimy, że nic nie widzieliśmy bo całą noc spaliśmy. Kierpoć przynosi jej jakiś formularz do wypełnienia. Na wszelki wypadek sprawdzamy czy nam nic nie zginęło, ale wszystko jest na swoim miejscu. Po 7:00 wysiadamy w Feldkirch, jest to stacja graniczna ze Szwajcarią. Odbywają się manewry, nasz wagon zostaje odłączony, a z przodu zostają podpięte wagony z Zagrzebia i Belgradu zaprzęgnięte w taurusa z reklamą Policji. Wychodząc przed mały budynek dworca możemy obejrzeć miejsce gdzie jest możliwy wjazd samochodów na autokuszety. Urządzamy sesję zdjęciową. Następnie wsiadamy w talencik, który zawiezie nas do Lindau. W pociągu nie ma konduktora, więc wsiadając trzeba posiadać bilet. Akurat trafił się łysy rewizor robiący kontrolę. Nieopodal nas ktoś jechał bez biletu, więc usłyszał od niego kwotę 95 euro i "keine Diskussion". Stacja Lindau znajduje się już na terenie Niemiec, więc nie mamy stuprocentowej pewności czy możemy tam dojechać, sugerujemy się jednak tym, że w austriackim automacie da się kupić normalny krajowy bilet do tej stacji. Na szczęście łysy rewizor wysiada w Bregenz, więc nie musimy się dodatkowo stresować. Od tej stacji jedziemy wzdłuż Jeziora Bodeńskiego. Miejscowość Lindau znajduje się na cypelku na tym jeziorze, który z resztą lądu połączony jest wąskim przesmykiem. Z budynku dworca wychodzi się bezpośrednio na nadbrzeże, gdzie zacumowane są łódki. Niestety pogoda nie jest taka jaką byśmy sobie wymarzyli, a widoczność na jeziorze jest słaba. Dobrze, że chociaż nie pada. W okolicy dworca odbywa się targ staroci. Najwięcej jest chyba stoisk, na których dzieci sprzedają zabawki. Na stacji natomiast odpoczywa sobie skład wagonowy Arrivy z dość ciekawym wagonem restauracyjnym posiadającym pantograf na dachu. Oczekuje też szwajcarski lok na EC Monachium - Zürich. Tym samym talentem powracamy do Bregenz. Szwendamy się chwilę po peronach, a gdy przyjeżdża pociąg jadący w kierunku Lindau podjeżdżamy nim do Bregenz Hafen, chociaż tak naprawdę jazda pociągiem w tej relacji ma średni sens, ponieważ odległość jest podobna jak ze Świnoujścia do Świnoujścia Portu. Obfacam przystanek Bregenz Hafen. Łukasz postanawia udać się teraz na spacer wzdłuż szlaku, żeby porobić jakieś foty, ja natomiast kręcę się w rejonie portu i jeziora. Focę też przejeżdżający EC z Monachium do Zürichu. Spacer kończy się na stacji Bregenz, gdzie urządzam sesję zdjęciową. Z Bregenz można również pojechać austriackim talentem do St. Margrethen w Szwajcarii. Pociągi na tej trasie kursują co godzinę a w szczycie co pół. U nas o takim rozkładzie na trasie międzynarodowej można sobie tylko pomarzyć...

Na peronie ponownie spotykam się z Łukaszem i wsiadamy w osobówkę do Feldkirch. Zapełnienie duże, więc jazda jest mało komfortowa. Feldkirch wita nas mocnym deszczem i zimnym wiatrem. Nie ruszamy się więc z peronu i czekamy na RailJeta Zürich - Wien Westbahnhof. Mimo 2 jednostek zapełnienie bardzo duże, więc musimy się do kogoś dosiąść. Do Innsbrucka jedziemy ładną trasą przez przełęcz Arlberg. Przejeżdżając przez liczne tunele zastanawiamy się kiedy w końcu będzie ten najdłuższy, który ma 10,3 km. Nagle odzywa się do nas jadący na przeciwko nas facet. Mówi że rozumie pojedyncze słowa po polsku i informuje nas kiedy będzie Arlbergtunnel. Po wyjechaniu z niego mamy postój w St. Anton am Arlberg. Sporo pasażerów pociągu wysiada w Innsbrucku, podobnie jak my. Mamy szybką przesiadkę na IC MENSCHEN FÜR MENSCHEN, który jedzie do Wiednia z tym że dołem przez Kitzbühel. Podczas przesiadki błyskawiczne fotki. W wagonie, w którym się ulokowaliśmy znajduje się przedział dla dzieci. W Austrii istnieją też wagony w większymi przedziałami (łączone bodajże po 2) dla dzieci, w których mogą się one bawić mając na to dużo miejsca. W Wörgl odbijamy na trasę "dolną". Tory zataczają pętlę, podobną do tej jaka jest między Grybowem a Ptaszkową. Natomiast za Zell am See jeden tor poprowadzony został przez tunele, a drugi inaczej, więc na upartego tą linię można zaliczać w dwie strony. W Schwarzach St. Veit łączymy się z linią z Villach. Wysiadamy w Bischofshofen, gdzie przy tym samym peronie mamy IC do Graz. Lokujemy się w wagonie motorowym z otwieralnymi oknami. Oprócz nas w części rowerowej jedzie jeszcze dwóch gości, być może MK, którzy całą podróż spędzają stercząc w otwartym oknie. Jeden z nich nawet się na to specjalnie przygotował zakładając... czapkę zimową. Smile Na jednej ze stacji mamy krzyżowanie z IC-kiem relacji przeciwnej. W Selzthal zmiana czoła, już trzeci raz przejeżdżamy przez tą stację na tym wyjeździe. W Leoben jak zawsze skomunikowanie przy jednym peronie z pociągiem do Wiednia, a konkretnie z EC Lienz - Wien Meidling, na który się przesiadamy. Jego loczek chyba coś niedomaga, bo wspomaga go taurus. Zapełnienie duże, ale na samym początku składu znajdujemy 2 miejsca w przedziale przy oknie. Przy kontroli kierpoć informuje nas, że te miejsca są zajęte tylko pasażerowie poszli do restauracyjnego. Odpowiadamy, że gdy wrócą to im ustąpimy i przesiądziemy się na środkowe. Na szczęście wrócili dopiero przed Wiener Neustadt czyli Semmeringbahn mogliśmy podziwiać bez problemu.

W Wien Meidling jesteśmy o 21:30. Mamy niecałą godzinę więc szwendamy się trochę po pasażu podziemnym, a następnie udajemy się na peron. CHOPIN przyjeżdża punktualnie, zatrzymuje się i... nie da się otworzyć żadnych drzwi. Tongue Dopiero po dłuższej chwili udaje się niektóre odblokować. Ludzi dużo ale udaje nam się znaleźć miejsca w przedziale, w tym jedno przy oknie. Do Břeclavi podróż spokojna. Na poprzednim wyjeździe CHOPIN przybył do tej stacji opóźniony 90 minut. METROPOL chyba postanowił się nam odwdzięczyć, bo gdy udajemy się do holu po bilety widzimy na tablicy, że ma +80... Kasjerka wystawia Łukaszowi bilet za euro, mimo że wcale ją o to nie prosił. Gdy ją o tym informuje i mówi, że chce normalny za korony to strzela focha... Na peronie coraz bardziej rodzinna atmosfera, ludzie w większości rozmawiają po Polsku. Drzwi w naszym wagonie nie działają, trzeba wsiadać i wysiadać przez kuszetkę. Zagaduje do nas koleś, który jedzie do Wieliczki i zakupił na czeski odcinek bilet grupowy z jedną panią. Uświadamiamy go, że nie musi jechać CHOPINEM do Katowic jak pierwotnie planował, tylko może w Bohumínie przesiąść się na SILESIĘ. Po pewnym czasie większość ludzi powraca do swoich wagonów bo zrobiło im się chłodno od szwendania się po peronie, na którym pozostał jedynie gość z wózkiem z przekąskami, który czeka na METROPOLA. Z tego co widzieliśmy to dzięki opóźnieniu zarobił już trochę podczas pobytu na peronie, za sprawą pasażerów naszego pociągu. W końcu przybywa opóźniony METROPOL. Po wykonaniu wszystkich manewrów możemy ruszyć w dalszą drogę. Jedna pani z naszego przedziału zakupuje bilet u kierpociowej płacąc w euro. W Ostravie Łukasza wyrywa ze snu gość, który posiada miejscówkę na jego miejsce. Na szczęście i tak już się zbieramy bo zaraz Bohumín. Po przyjeździe zabieram się z Łukaszem samochodem do skrzyżowania w Chałupkach, a następnie pieszo dochodzę na stację. Wsiadam do polskiego kibelka, zakupuję bilet i o 6:00 jestem w Kędzierzynie. Trzeba teraz porządnie wypocząć bo już za 3 dni kolejny wyjazd do Austrii...

Fotki, skany biletów: <!-- w --><a class="postlink" href="http://www.kolejomania.rail.pl/2obb.html">www.kolejomania.rail.pl/2obb.html</a><!-- w -->
Materiału jest sporo, więc najlepiej cierpliwie poczekać aż całość się załaduje.

Pozdr.
Grzesiek
Odpowiedz

#3
No, no, ¶wietna relacja, pomimo pó¼nej godziny (jest 2 w nocy jak to piszê) nie mog³em siê oprzeæ i nie przeczytaæ jej w ca³o¶ci. Super wypad, zazdroszczê Wam!
A najlepsze fotki poproszê na forumow± galeriê!
Odpowiedz

#4
Cieszę się, niedługo kolejne relacje z Austrii. ;-) Na wyjeździe nr 3 nocowaliśmy na dziko w namiotach i mieliśmy kilka ciekawych przygód na kolei.
Odpowiedz

#5
Witam !

DZIEŃ 1 - 3.08.2011.
Kędzierzyn - Racibórz - Chałupki - Bohumín - Přerov - Břeclav - Wien Meidling - Wien Westbahnhof - Linz - Attnang Puchheim - Vöcklabruck - Kammer-Schörfling - Vöcklabruck - Attnang Puchheim - Oftering - Marchtrenk

3 sierpnia, 3 dni po powrocie z wyjazdu nr 2 znowu wybraliśmy się z kol. Semaforkiem do Austrii. Na ten wyjazd postanowiliśmy zabrać namioty. Wyruszam o poranku, pierwszym regio do Raciborza. W drodze na dworzec urywa mi się pasek od plecaka, wspaniały początek wycieczki... Na szczęście w pociągu udaje się go prowizorycznie naprawić. Mamy 10 minut w plecy, ale skomunikowanie do Chałupek jest gwarantowane, bo kierpoć się przesiada. W Raciborzu mój następny kibel ma problem z ruszeniem, ale po chwili się udaje. Po przyjeździe do Chałupek idę pieszo na most przy przejściu granicznym i oczekuję na przyjazd Łukasza. Na moście ITD urządziła sobie łapankę na ciężarówki. Po dłuższej chwili czekania zjawia się mój towarzysz i jedziemy samochodem na dworzec w Bohumínie. Jak zwykle najpierw do kasy po wszystkie potrzebne bilety, a następnie do pociągu czyli rychlika do Brna. Podczas podróży łapiemy +10 z powodu robót torowych. Nasze skomunikowanie w Přerovie zostaje zrealizowane, osobówka do Břeclavi oczekuje przy nowym peronie 1b, do którego trzeba kawałek podejść, a prowadzi ją dwumetrowy kierpoć. Podróż bez żadnych przygód. W Břeclavi pół godziny czasu, więc szwendamy się po stacji. Na razie plan jest identyczny jak na wyjeździe nr 1, aż do Linz. EC FRANZ SCHUBERT przyjeżdża lekko przed czasem. Dzisiaj nie ma problemu ze znalezieniem wolnego miejsca tak jak ostatnio. Po około godzinnej jeździe jesteśmy na dworcu Wien Meidling. Przed wjazdem na tą stację zostaje podana informacja, że jest to ostatni postój w Wiedniu. To tak na wypadek gdyby ktoś myślał, że Wiener Neustadt to też jeszcze Wiedeń. Tongue Na Wien Westbahnhof przedostajemy się RailJetem Budapeszt - Monachium.

Przechodzimy na peron gdzie stoi ICE do Dortmundu, tutaj także o wiele luźniej niż ostatnio, więc mogę wykonać fotki wnętrza drugiej klasy, z czym był problem na wyjeździe nr 1. Między siedzeniami znajduje się panel z przyciskami oraz wejściem na słuchawki. Podłączam więc słuchawki, które mam ze sobą bo jestem ciekaw co można tu posłuchać. Akurat leci "Heidi" - popularny szlagier. ( http://w139.wrzuta.pl/audio/2bbiwqLqujk/heidi ) Programy można zmieniać. Austriackim KDP docieramy do Linz. Jeśli chodzi o składy ICE jeżdżące do Austrii to na czole znajduje się standardowo logo DB, natomiast z boku mamy już logo ÖBB. Chwilę przerwy wykorzystujemy na udanie się do Spara, gdzie zakupujemy lody. Następnie wsiadamy w IC AUSLANDSSEMESTER-INFO.AT, którym podjedziemy do Attnang Puchheim. Dosiadamy się do przedziału, w którym jedzie jakiś biznesmen i konsumujemy zakupione lody. Po krótkiej jeździe mamy kolejną przesiadkę, tym razem na dobrze już nam znany z poprzedniego wyjazdu spalinowy wagon motorowy. Zaliczymy sobie teraz kikut do Kammer-Schörfling, nad Attersee. Najpierw jedziemy jeszcze magistralą, do Vöcklabruck gdzie odbijamy na naszą lokalkę z niewielką liczbą par pociągów. Frekwencja bardzo marna. Na miejscu mamy trochę przerwy, więc oglądamy sobie najbliższą okolicę stacji, którą stanowi między innymi port. Niestety na zamoczenie nóg w jeziorze nie ma szans, ponieważ wszystkie miejsca gdzie jest to możliwe są płatne. W pociągu powrotnym frekwencja znacznie lepsza. Jest to ostatni pociąg w dobie, którym można wrócić do Attnang Puchheim. Jesteśmy tam ok. 18:40.

Plan na dziś zakłada jeszcze zaliczenie odcinka Marchtrenk - Traun, którym kursuje niewielka liczba pociągów, a następnie znalezienie miejsca na nocleg w tamtej miejscowości. Ze stacji w najbliższym czasie odjadą 2 pociągi do Linz, najpierw REX o 18:48 jadący właśnie przez Traun, a po nim o 19:03 zwykła osobówka jadąca podstawową trasą. Nasz REX ma wypisane 10 minut opóźnienia, więc po jakimś czasie na tablicy zamiast niego zostaje wyświetlona osobówka. Niedługo później w perony wtacza się talencik, w tym momencie z tablicy znika osobówka, a pojawia się na niej ponownie nasz REX. Wsiadamy do środka i po chwili ruszamy, jednak nie na długo bo zaraz za peronami stajemy. Zaczynamy mieć pewne wątpliwości, więc pytamy ludzi z przeciwległej czwórki co to za pociąg, jednak okazuje się, że nie mówią po niemiecku. Tongue Po sąsiednim torze wyprzedza nas inny talent. Spoglądamy na zegarki i widzimy, że nie ma jeszcze 19:03 czyli prawdopodobnie był to REX, którym mieliśmy jechać. Po chwili nasz pociąg cofa się z powrotem w perony stacji. No to osoba obsługująca tablicę peronową dała ciała na całej linii ! Chwilę stoimy przy peronie, a następnie ruszamy. Postój w pierwszej pipidówce na trasie (gdzie REX nie staje) ostatecznie utwierdza nas, że wsiedliśmy nie do tego pociągu co trzeba i nasze zaliczenie poszło się... Zaglądamy do cegły, aby sprawdzić co da się z tym fantem zrobić. Na szczęście jest możliwość zaliczenia tego jutro rano, a następnie kontynuowanie jazdy według pierwotnego planu. Musimy więc zanocować gdzieś między Lambach (bo tu pociąg jest o 8:01 gdy zaczyna się ważność naszego biletu) a Marchtrenk. Jadąc osobówką, którą prowadzi wesoły kierpoć wypatrujemy miejsca odpowiedniego do rozbicia namiotu na dziko. W końcu zauważamy fajne odludzie zaraz po odjeździe z Marchtrenk. Wysiadamy więc na kolejnym przystanku czyli w Oftering. Około półgodzinne czekanie na pociąg powrotny wykorzystuję na nakręcenie kilku filmików. Gdy przejeżdża RailJet z pełną prędkością to aż mną zarzuca. Tongue ( http://www.youtube.com/watch?v=dhviwzT3E-Y ) W końcu zjawia się nasz talent. Przed noclegiem chcieliśmy skorzystać jeszcze z toalety, jednak jak na złość akurat wlazł do niej jakiś facet i wyszedł w momencie gdy wjeżdżaliśmy już w perony stacji Marchtrenk. Przed budynkiem dworca zaparkowane rowery. Udajemy się drogą na wypatrzone z pociągu odludzie i szukamy miejsca do rozbicia namiotu. W końcu rozbijamy się na ściernisku powyżej torów kolejowych, na tyle blisko, że gdy przejeżdża IC to mój namiot kołysze się Tongue


DZIEŃ 2 - 4.08.2011.
Marchtrenk - Traun - Linz - Salzburg - Villach - Klagenfurt - Weizelsdorf - Klagenfurt - Villach - Kötschach-Mauthen - Fürnitz - Pöckau

Niestety w nocy zaczęło padać, więc rano zamiast ścierniska jest błoto i nadal pada. Mój namiot opatulony folią malarską przeżył już niejedno oberwanie chmury, więc i tym razem zdał egzamin, ale Łukasz może o swoim namiocie zaśpiewać: "Gdzie strumyk płynie z wolna...". Ok. 7:30 zwijamy się i idziemy na stację. Znów będą jechać dwa pociągi do Linz: o 8:11 REX jadący prosto i o 8:17 też REX jadący przez Traun. Mamy nadzieję, że tym razem nikt niczego nie pochrzani. Podczas czekania przez stację przemyka RailJet. Najpierw przyjeżdża pierwszy pociąg, który przepuszczamy. 5 minut później zjawia się drugi. Po wejściu pytamy pasażerów czy to pociąg przez Traun i uzyskujemy odpowiedź twierdzącą. Niedługo po odjeździe odbijamy w prawo od magistrali na jednotorową zelektryfikowaną linię. Na trasie jest nawet tunel. Po niedługiej jeździe wjeżdżamy na stację Traun znajdującą się na linii Linz - Selzthal, którą zaliczaliśmy na poprzednim wyjeździe. Jeszcze parę minut jazdy i jesteśmy w Linz. Mamy przesiadkę na styk, więc czasu starcza tylko na skoczenie do dworcowego Spara celem uzupełnienia zapasu wody. Nasz RailJet leciutko splecowany. Zaliczymy teraz brakujący nam odcinek magistrali czyli Attnang Puchheim - Salzburg. Cały czas brzydka deszczowa pogoda, przez co zalicza się średnio fajnie. Salzburg wita nas oberwaniem chmury. Przechodzimy na peron, z którego ma odjechać nasz EC Monachium-Klagenfurt. Na peronie zastajemy jednak skład podmiejskich wagonów CityShuttle. Okazuje się, że EC ma opóźnienie i ÖBB podstawiło skład zastępczy, żeby podróżni na austriackim odcinku mogli pojechać punktualnie ! Zajmujemy się miejsca i odjeżdżamy punktualnie. Wagony mają otwieralne okna, ale przy takiej pogodzie na wiele się nam to nie przyda. Na szczęście zaliczałem już tą linię w ładną słoneczną pogodę. Łukasz postanawia wysuszyć swój namiot i rzeczy, więc rozwiesza je po wagonie. Tongue W Klagenfurcie jesteśmy ok. 13:20. EC z Monachium na wypisane 68 minut opóźnienia. Tutaj na szczęście już lepsza pogoda, zza chmur przebija się Słońce.

Kolejnym punktem programu jest zaliczenie trasy Klagenfurt-Rosenbach, na której kursuje 2,5 pary pociągów i 2 pary KKA. Trasa ponoć ładna. Nie odnajdujemy jednak naszego pociągu na tablicy odjazdów, więc udajemy się do centrum obsługi. Tam czeka na nas bardzo niemiła niespodzianka. Od 1 sierpnia czyli 5 dni temu wprowadzono zmiany: uruchomiono S-bahn w godzinnym takcie na odcinku Klagenfurt - Weizelsdorf, w zamian wycinając pociągi na dalszym odcinku (pozostawiono pół pary wcześnie rano, obstawiamy że ze względu na obiegi) i zastępując je autobusami w którym Sommerticket nie jest ważny. Sad Postanawiamy więc przejechać się przynajmniej do tego Weizelsdorfu, bo lepsze to niż nic. Zajmujemy miejsce w desiro i o 13:35 ruszamy. Z początku trasa jest mało ciekawa jednak przed samym Weizelsdorfem zaczynamy jechać wzdłuż rzeki i widoki robią się coraz ciekawsze. Niestety wtedy jazda się kończy. Wygląda na to, że najlepsze widoki są na dalszym, pociętym odcinku, którego przy takim rozkładzie nie damy rady zaliczyć. Sad Na stacji docelowej 6 minut, więc wyskakujemy na fotki. Stoi tutaj trochę zabytkowego taboru. Uwieczniam też rozkład jazdy z połową pary na odcinku Rosenbach - Weizelsdorf. Tą samą trasą powracamy do Klagenfurtu. Teraz zamierzamy przemieścić się do Villach (pierwotnie mieliśmy tam dotrzeć prosto z Rosenbach) w celu zaliczenia trasy do Kötschach-Mauthen. Na tej linii planujemy zanocować. Zakładaliśmy że uczynimy to na końcowym jej odcinku, jednak z racji zmiany planu zdążymy na wcześniejszy pociąg, z którego da się jeszcze wrócić, więc noclegu poszukamy jak najbliżej Villach. Nasz EC LAKESIDE PARK z Wien Meidling ma 15 minut w plecy, więc jest czas na zwiedzenie klagenfurckiego dworca. W pociągu znajdujemy pusty przedział, w którym spędzamy tę krótką podróż wzdłuż Wörthersee. W Villach mamy 1,5 godziny przerwy, więc udajemy się na miasto. Aktualnie całe centrum jest wyłączone z ruchu, ponieważ odbywa się Kirchtag - coroczny festiwal folklorystyczny. ( http://www.villacherkirchtag.at ) Jest co pooglądać, nie brakuje stoisk z lokalnymi wyrobami, punktów gastronomicznych i wesołego miasteczka. Spora część ludzi ubrana po tyrolsku, w skórzane spodnie na szelkach.

Po zrobieniu rundki dookoła całego festiwalu powracamy na dworzec, gdzie czeka już na nas desiro, którym pojedziemy. Przed odjazdem kilka zdjęć. Ruszamy o 16:18. Zaraz po odjeździe odbijamy w lewo i mijamy centrum, po którym przed chwilą się szwendaliśmy. Na razie jedziemy trasą, którą jeżdżą także pociągi do Rosenbach i Słowenii. Rozstajemy się z nią za stacją Villach Warmbad. Przed Arnoldstein mijamy sporą bocznicę towarową oraz dużo łącznic. Na tej stacji również odgałęziamy się od zelektryfikowanej linii do Tarvisio Boscoverde we Włoszech. Ponoć ładna, ale niestety jeżdżą nią tylko 3 pary EN więc ciężko o zaliczenie przy świetle dziennym. Dalszy odcinek to już trasa bez druta. Wypatrujemy miejsc, które nadawałyby się do rozbicia namiotów. Trasa wiedzie przez ładne góry. Pogoda bardzo zmienna, raz leje, a po chwili jest ładne Słońce. I tak na zmianę. Na końcowej stacji mamy 6 minut, więc szybka dokumentacja fotograficzna. W drodze powrotnej pogoda już się stabilizuje. Na oddalającej się fali deszczu widać tęczę. Na miejsce noclegu wytypowaliśmy 2 stacje: Fürnitz i Pöckau. Najpierw pojedziemy do Fürnitz, które jest bliżej Villach, ponieważ jeśli okazałoby się, że tamto miejsce nam nie odpowiada to możemy jeszcze wrócić się do Pöckau. Odwrotnie nie ma takiej możliwości, ponieważ jedziemy ostatnim pociągiem w dobie do Villach. Po przyjeździe obczajamy upatrzone miejsce. Niestety okazuje się ono nie takie jakiego oczekiwaliśmy, więc postanawiamy pojechać jednak do Pöckau. W czasie oczekiwania na pociąg przez stację przejeżdża towar prowadzony taurusami w trakcji potrójnej. Po krótkiej jeździe jesteśmy na przystanku Pöckau. Udajemy się na polankę nieopodal wiaduktu kolejowego i tam rozbijamy nasze namioty. Wieczór umila nam włoskie radio z telefonu Łukasza. Tongue


DZIEŃ 3 - 5.08.2011.
Pöckau - Villach - Klagenfurt - Wolfsberg - Zeltweg - Knittelfeld - Leoben - Graz - Spielfeld-Straß - Bad Radkersburg - Spielfeld-Straß - Graz - Wien Meidling - Wien Westbahnhof -...

Budzimy się ok. 7:30, zwijamy nasze przenośne sypialnie i udajemy się na przystanek kolejowy. Udaję się do stojących w pobliżu kontenerów chcąc pozbyć się mojej folii malarskiej z namiotu, nie odnajduję jednak kontenera na plastik, więc wrzucam ją do zwykłego ulicznego śmietnika. Pierwszy nasz dzisiejszy pociąg to desiro. Po 20 minutach jazdy jesteśmy w Villach. Musimy teraz podjechać do Klagenfurtu i uczynimy to naszym EC POLONIA do Warszawy, który jest już podstawiony. Na tablicy kierunkowej CMK jest wypisana tak jakby była jedną ze stacji, na której pociąg ma postój. Liczyłem, że będę mógł sobie w pociągu podładować mój telefon, ale polskie prestiżowe wagony nie oferują luksusu w postaci gniazdek. Podczas jazdy do Klagenfurtu Łukasz udaje się coś przegryźć do polskiego Warsu. W Klagenfurcie dokumentujemy polski skład na zdjęciach i filmiku. Następnie udajemy się po wodę do dworcowej Billi. Obok znajduje się toaleta. Żeby do niej wejść trzeba wrzucić monetę i wtedy otworzą się drzwi podobne jak w EN57, przez które trzeba szybko przejść bo inaczej się zatrzasną. Tongue Pojedziemy teraz desirem do Wolfsbergu. Im dalej od Klagenfurtu tym trasa ładniejsza, w pewnym momencie przejeżdżamy po wysokim moście nad rzeką. W Bleiburgu odchodzi linia na Węgry, ale nie kursują nią pociągi pasażerskie. Na stacji docelowej szybkie fotki. Dalszą część lini do Zeltweg musimy pokonać KKA, ponieważ pociągi zostały wycięte (jedynie w roku szkolnym kursują 2 pary do stacji Bad St. Leonhard). Udajemy się przed dworzec, gdzie po paru chwilach czekania zajeżdża nasz Postbus. Autobusy Postbus należą do ÖBB. Trasa całkiem sympatyczna, frekwencja niezbyt duża. Przy jednym z przystanków ciekawy pociąg Smile

W Zeltweg jesteśmy o 12:40 i mamy 20 minut do pociągu. Stacja aktualnie jest w remoncie. Pociągi dalekobieżne nie zatrzymują się tu, więc musimy podjechać pociągiem regionalnym do Knittelfeld, gdzie możemy przesiąść się na IC ENERGIE KLAGENFURT STROM. Nawet nie musimy się ruszać z peronu. Tym ickiem podjeżdżamy do Leoben, gdzie skorzystamy z cyklicznego skomunikowania. Pociągu do Graz jeszcze nie ma, przyjeżdża chwilę po nas. Lokujemy się w wagonie City Shuttle na końcu składu. Bruck an der Mur omijamy łącznicą przy okazji zaliczając ją. Przy kontroli okazuje się, że jedna kobieta z naszego wagonu chciała jechać do Wiednia. Swoją wściekłością dzieli się z całym wagonem w tym ze swoimi dziećmi. Facet jadący z nią nie odzywa się ani słowem, pewnie stwierdził, że tak będzie dla niego bezpieczniej. Tongue W Graz szybko przechodzimy na peron, przy którym zatrzyma się IC z Wiednia do Mariboru w Słowenii. Wysiada tu jakieś 3/4 pociągu więc bez problemu znajdujemy pusty przedział. Jedziemy między innymi przez remontowaną aktualnie stację Leibnitz. W pierwszym momencie myśleliśmy, że to właśnie stąd pochodzą znane i lubiane maślane ciasteczka, jednak później zwróciliśmy uwagę, że pisownia jest trochę inna. Pociąg prowadzi bardzo miła kierpociowa. Po półgodzinnej jeździe jesteśmy w Spielfeld-Straß. Jest to stacja graniczna ze Słowenią i następuje tu zmiana loka. Odbywa się to w ten sposób, że do składu podjeżdża słoweńska lokomotywa, wyciąga austriacką za stację, a następnie austriacka powraca sama z opuszczonymi pantografami czyli tzw. manewry z odrzutu. My natomiast przesiadamy się na desiro, którym zaliczymy sobie kikut do Bad Radkersburga. Trasa niezelektryfikowana i jak na Austrię nieciekawa. Prędkość też bardzo marna, coś około 30-40. Pociągiem jedzie wycieczka szkolna, a na czwórce na przeciwko nas całkiem ładne dziewczyny. Na stacji końcowej na wycieczkowiczów czekają rodzice, a my urządzamy ekspresową sesję zdjęciową. Tą samą trasą powracamy do Spielfeld-Straß. Nasz IC OPER GRAZ z Mariboru do Wiednia stoi już na stacji. Trwa zmiana loka w taki sam sposób jak w drugą stronę: austriacki lok wyciąga słoweńskiego, a następnie słoweński powraca z opuszczonym pantografami. Natomiast w kolejny kurs do Bad Radkersburga wyruszy skład City Shuttle ze spalinową lokomotywą Hercules. Znów znajdujemy prywatny przedział a pociąg prowadzi ta sama kierpociowa, z którą jechaliśmy z Graz do Spielfeld-Straß.

Możemy teraz wybrać czy jedziemy tylko do Graz, a następnie tym samym nocnym pociągiem co ostatnio czy też udajemy się do Wiednia i stamtąd EN do Bregenz. Wybraliśmy Wiedeń. Jak się później okazało nie był to najszczęśliwszy wybór. Od Graz tak jak się spodziewaliśmy koniec prywatnego przedziału. Oczywiście delektujemy się jazdą Semmeringbahn. W pewnym momencie widzimy w dole jadący skład piętrusów CityShuttle, którego jakiś czas później spotykamy w Payerbach-Reichenau. Na wjeździe do Wien Meidling mijamy się z jak zwykle opóźnionym RailJetem Budapeszt-Monachium. Chwilę później opuszczamy pociąg. Na Westbahnhof podjedziemy naszym EC SOBIESKI z Warszawy. Ma on tutaj co prawda postój tylko do wysiadania ale kit z tym. Smile Na tablicy kierunkowej również CMK wypisana tak jakby była stacją pośrednią. W tym pociągu są gniazdka w polskich wagonach. Postanawiamy sprawdzić czy działają - nie działają. Tongue Podczas krótkiej jazdy nawiązuje się rozmowa z młodym Polakiem, któremu opowiadamy co robimy w Austrii oraz na jakim bilecie podróżujemy. Niedługo później jesteśmy na dworcu zachodnim.

Przechodzimy na peron gdzie stoi EN do Bregenz i obczajamy bezprzedziałówkę z szerszymi przedziałami. Szczęśliwie znajdujemy nieokarteczkowany przedział, tak więc zapowiada się wygodna nocna podróż. W wagonie co jakiś rozlega sygnał dźwiękowy w postaci kilkukrotnego głośnego pipnięcia. Jak będzie nam tak pipkać przez całą noc to się wkurzymy. Pojawiają się rewidenci i zaczynają coś grzebać w wagonie w okolicach toalety. Tak pogrzebali, że po jakimś czasie w wagonie zaczyna... wyć syrena i migać czerwone lampki. Tongue ( http://www.youtube.com/watch?v=_oR35rUczrw ) W każdym przedziale wyje osobno, więc na korytarzu mamy chórek. Tongue Po kilku minutach tego koncertu przez wagon przechodzi rewident z komendą "Alles aussteigen !". Wszyscy wywlekają więc swoje toboły na peron. Wagon jest przedostatni w składzie, więc cały pociąg odjeżdża na grupę postojową pozostawiając przy peronie osamotniony drugi wagon przedziałowy. Niestety nie ma po co do niego iść bo wszystkie miejsca pozajmowane, podobnie jak w odjeżdżającym nieco wcześniej EN WIENER WALZER do Zürichu. Po jakimś czasie skład powraca w perony. Wyjąca przedziałówka została zastąpiona bezprzedziałówką 1 klasy z fajnymi skórzanymi siedzeniami, jednak w tym przypadku wcale nas to nie cieszy, bo w wagonie bez przedziałów beznadziejnie się śpi. Podejrzewamy, że zdecydowano się na taki wagon, ponieważ musi to być wagon z częścią rowerową i pewnie innego nie mieli. Karteczki z rezerwacją zostały poprzekładane, ale chyba nikt tego nie przestrzegał. Pojawił się jednak problem, ponieważ bezprzedziałówka 1 klasy ma mniej miejsc niż przedziałówka 2 klasy, więc nieokarteczkowanych miejsc zostało tyle co nic. Część osób (w tym Łukasz) postanowiła iść spać do nieoświetlonej części rowerowej. Mi udało się pozostać na miejscu przy oknie, z którego mimo karteczki nikt mnie nie wywalił. Po jakimś czasie miejsce obok mnie zwalnia się, więc mogę się bardziej rozłożyć. W Salzburgu zostaję brutalnie obudzony przez panią, która wsiadła i chce usiąść. Tongue


DZIEŃ 4 - 6.06.2011.
.. - Innsbruck - Brennero/Brenner - Lienz - Villach - Feldkirchen in Kärnten - St. Veit an der Glan - Wien Meidling - Wien Westbahnhof - Břeclav - Přerov - Bohumín - Chałupki - Kędzierzyn

Nad ranem docieramy do Innsbrucka. Cieszę się z tego niezmiernie bo nie była to zbyt komfortowa jazda i nie dało się wyspać. Przez całą podróż nikt nam nie sprawdził biletów. Pociąg ma tutaj długi postój więc można na spokojnie się z niego wywlec. Przy jednym z peronów dostrzegamy wagony w rosyjskim malowaniu - to pociąg Moskwa - Nicea jadący przez Polskę. Nasz EN odjeżdża w kierunku Bregenz. Jedzie tak ostatni raz, ponieważ zaraz po jego przejeździe rozpoczyna się Arlbergsperre czyli prace w Arlbergtunellu i do 21 sierpnia wszystkie nocne pociągi pojadą objazdem przez Niemcy z pominięciem Innsbrucka, a dzienne będą mieć KKA. Mamy czas do 7:00, więc udajemy się na spacer po mieście. Oglądamy sobie centrum, docieramy też w rejony skoczni Bergisel. Niestety nie ma aż tyle czasu żeby wdrapać się pod sam zeskok. Poniżej znajduje się zajezdnia tramwajowo-autobusowa. Jest tu też początkowa stacja tramwajo-kolejki Stubaitalbahn - Innsbruck Stubaitalbahnhof. Jeśli chodzi o skocznię Bergisel to w wielu miejscach można przeczytać ciekawostkę, że skoczek siedzący na belce startowej tej skoczni widzi cmentarz. Nie ma co, ciekawa perspektywa Tongue Góry, którymi otoczone jest miasto spowija dziś mgła. Wyłaniają się zza niej jedynie ich czubki. Dworzec kolejowy jest dość sympatyczny. W dwupoziomowym holu leci uspokajająca muzyka. Automat zapowiadający ma inny, spokojniejszy głos niż na większości austriackich dworców. Odbędziemy teraz podróż do Lienz przez przełęcz Brenner, a następnie tranzytem przez Włochy. Nasz pociąg odjeżdża ze ślepego toru. Liczyliśmy na coś z otwieralnymi oknami, ale niestety zastajemy 4 przedziałówki bez jakichkolwiek tablic kierunkowych. Oprócz nas pociąg foci jeszcze jakiś inny MK. Frekwencja bardzo marna, mamy prawie prywatny wagon. Odcinek z Inssbrucka do Brennero wiedzie właśnie przez wspomnianą przełęcz. Jedziemy wąską doliną, którą poprowadzona jest również autostrada. Na trasie prawie nie ma tuneli, bo dało się ją poprowadzić między stokami gór. Nie brakuje za to wysokich wiaduktów, ale te drogowe są fajniejsze, bo idą znacznie wyżej. Stacja Brennero/Brenner leży już na terenie Włoch. Pociąg przejmuje tutaj włoski kierpoć. Jesteśmy ciekawi co będzie przy kontroli biletów. Następuje ona niedługo po odjeździe. Kierownik długo przypatruje się Sommerticketowi Łukasza, po czym pyta go jak ma na imię. Po uzyskaniu odpowiedzi duma nad biletem jeszcze chwilę, następnie oddaje, mówi "Ciao, ciao!" i odchodzi. Tongue Coś nam się wydaje, że chyba nie miał zielonego pojęcia co to za bilet, ale Włosi jak to Włosi wszystko mają gdzieś. Big Grin Nazwy stacji zapisane są dwujęzycznie. Na stacji Fortezza/Franzensfeste nieco dłuższy postój więc wyskakujemy na fotki. Włoski kierpoć woła do nas, że nie musimy się spieszyć. Tongue Na stacji stoi flirt oraz kilka lokomotyw E464, z wyglądu podobnych do naszych EU11 i EU43, które trafiły do Włoch, jednak E464 różnią się tym, że posiadają tylko jedną kabinę. Po odjeździe jedziemy jeszcze chwilę wzdłuż autostrady i rzeki a następnie odgałęziamy się od magistrali, która biegnie dalej w kierunku Trydentu i Werony. Nazwy stacji w dalszym ciągu dwujęzyczne, jak na całym odcinku tranzytowym. Góry już trochę łagodniejsze. Za San Candido / Innichen ponownie wjeżdżamy na teren Austrii.

O 10:30 jesteśmy na stacji docelowej Lienz. Mamy godzinkę czasu, więc zwiedzimy sobie stolicę Tyrolu Wschodniego. Bardzo sympatyczna starówka. Na głównym placu swój koncert dają indianie. Na dworzec powracamy chwilę przed wjazdem pociągu. Na peronie oczekuje sporo rowerzystów. Na dalszym odcinku trasy również można delektować się pięknymi górami. Pociągiem jedzie sporo osób w tyrolskich strojach, zapewne na Kirchtag do Villach. Zaliczanie kończymy w Spittal-Millstättersee, gdzie znowu mamy możliwość wyjścia na fotki, z racji dłuższego postoju. Jeszcze 45 minut jazdy i po raz kolejny na tym wyjeździe meldujemy się w Villach. Warto również wspomnieć, że w rejonie Villach wagony rowerowe to zwyczajne wagony kryte. Do odjazdu szykuje się IC do Wiednia, w którego składzie autokuszety. My również udamy się w tym kierunku jednak lokalną trasą przez Feldkirchen in Kärnten z pominięciem Klagenfurtu. Pojedziemy tam talentem. Trasa w większości biegnie wzdłuż Ossiacher See. W Feldkirchen mamy godzinę czasu więc udajemy się na spacer główną ulicą miasteczka. Odnajdujemy pizzerię, w której kupujemy na wynos pizzę i niedługo później konsumujemy ją na stacji. W końcu przyjeżdża talent z St. Veit an der Glan, który za parę chwil będzie tam powracać, z nami na pokładzie. Ilością pociągów to ten odcinek nie grzeszy. W dni robocze jest 5,5 par pociągów i 7,5 par KKA. Widokowo też jest średnio ciekawy. Ok. 15:40 jesteśmy w St. Veit an der Glan. Ciekawe czy dużo osób w tej miejscowości nosi glany. Tongue Tutaj rozstaję się z Łukaszem, który udaje się teraz do Passau, bo ma tam kogoś do odwiedzenia, więc od razu wsiada w talent w kierunku Klagenfurtu. Ja natomiast zjeżdżam do domu - po 4 dniach bez bieżącej wody najwyższy czas. Tongue Big Grin Mam chwilę czasu do EASYBANKU, więc urządzam sesję zdjęciową. Przed budynkiem dworca pomnik parowozu, a sam budynek o dość ciekawej architekturze. Gdy ostatnio jechałem EC EASYBANK też w sobotę to w początkowej części składu prawie nikogo nie było, więc liczę że dziś będzie tak samo i ustawiam się na początku peronu. Moje przypuszczenia się sprawdzają i mam prawie prywatny wagon, więc mogę się rozłożyć w przedziale i trochę podrzemać. Podróż do Wiednia bez żadnych przygód i o 19:28 meldujemy się na dworcu Meidling. Przy tym samym peronie szykuje się do odjazdu EN ALLEGRO TOSCA do Rzymu jadący przez przejście Arnoldstein - Tarvisio. Na fotkę załapuje się też S-bahn do Stockerau. Na Westbahnhof przedostaję się RailJetem Budapeszt - Salzburg.

Mimo, że mamy dopiero 20:00 CHOPIN jest już podstawiony. Udaję się więc obczaić wagon warszawski. W środku jeszcze pusto, ale jak zwykle wszystkie miejsca przy oknie okarteczkowane. Po korytarzu pałęta się z tobołami kobieta, która w pewnym momencie prosi mnie o możliwość skorzystania z telefonu. W takich sytuacjach z reguły nie odmawiam, bo równie dobrze ja mogę się kiedyś znaleźć w takiej potrzebie. Mimo moich protestów upiera się, że zapłaci mi za tą 1,5 minutową rozmowę i dostaję od niej 3 euro. Okazuje się również, że ma miejscówkę przy oknie przodem do jazdy, ale jest jej to obojętne, więc pozwala mi usiąść na jej miejscu, a sama siada na nieokarteczkowanym przy korytarzu. Ponieważ jest jeszcze sporo czasu do odjazdu proszę o przypilnowanie plecaka (biorę tylko portfel i aparat) i udaję się na spacer po dworcu oraz jego podziemiach. Do pociągu powracam ok. pół godziny przed odjazdem i punktualnie o 22:08 ruszamy. Na Wien Meidling jak zawsze dosiada sporo pasażerów. Mój przedział jest bardzo międzynarodowy. Oprócz mnie i pani, która dała mi 3 euro jest jeszcze Francuz pierwszy raz w życiu jadący do Polski, chłopak z dziewczyną, którzy oglądają sobie film na laptopie (chłopak mówi po polsku, dziewczyna ni w ząb) oraz Słowaczka wracająca z pracy we Franfurcie nad Menem do Ružomberoka. Okazuje się, że jakiś geniusz zamiast skierować ją z Wiednia prosto na Bratysławę, kazał jej jechać do Czech i przesiadać się w... Hodonínie (!), mało tego poinformowano ją, że bilet ma kupić sobie w pociągu. Tłumaczę więc jej, że w Břeclavi nie złapie o tej porze już nic do Bratysławy (dopiero nad ranem jest METROPOL), więc lepiej będzie pojechać do Bohumína i tam przesiąść się na EXCELSIORA. Żeby było jeszcze ciekawiej wychodzi na jaw, że nie ma ona przy sobie żadnej gotówki. Tongue Gdy przychodzi kierpociowa z kontrolą okazuje się, że nie może kupić biletu płacąc kartą, którą ma ze sobą. Słyszy więc, że w takiej sytuacji ma wysiąść na najbliższej stacji. Niestety dla niej CHOPIN (w przeciwieństwie do EC) ma postój handlowy w Hohenau. Tongue Uświadamiamy ją, że to jest zadupie i żeby absolutnie tam nie wysiadała, ponieważ o tej porze nie wróci już stamtąd do Wiednia. Na szczęście kierpociowa już jej nie nęka i udaje się przejechać na gapę do Břeclavi. Po przyjeździe udajemy się do holu dworca. Podczas gdy ja kupuję bilet, ona wybiera kasę z bankomatu. Zauważyłem jednak, że jest trochę niekumata, więc na wszelki wypadek postanawiam zaczekać obok kasy. Jak się okazało dobrze zrobiłem, bo mimo że wytłumaczyłem jej jak ma dalej jechać ona podchodzi do kasy i pyta o Hodonín. -,- Zaniepokojona kasjerka mówi jej, że do Hodonína pociąg jest dopiero nad ranem. Włączam się więc do rozmowy i mówię dokąd Słowaczka chce jechać. Kasjerka sprawdza połączenie w komputerze (CHOPIN + EXCELSIOR) i daje jej wydruk. Okazuje się, że i tak konieczna jest płatność kartą bo kobieta wybrała za mało pieniędzy. Z płaceniem za bilet chyba już sobie sama poradzi, więc odchodzę, jednak ta woła mnie żebym na nią poczekał bo boi się sama wracać na peron. Tongue W międzyczasie odbyła się wymiana wagonów pomiędzy METROPOLEM i CHOPINEM. Chyba znalazło się gdzieś jakieś lepsze miejsce, ponieważ parka która oglądała film na laptopie opuszcza nasz przedział. Dzięki temu możemy z Francuzem rozłożyć siedzenia i jechać wygodniej. Wszystko odbyło się planowo, więc w Bohumínie również jesteśmy planowo. Oglądam sobie manewry żeby wytracić trochę czasu, a następnie przechodzę do Chałupek. Tam jak zawsze wsiadam w polski kibel, kupuję bilet i o 6:00 jestem w Kędzierzynie.

Fotki, skany biletów: <!-- w --><a class="postlink" href="http://www.kolejomania.rail.pl/3obb.html">www.kolejomania.rail.pl/3obb.html</a><!-- w -->
Materiału jest sporo, więc najlepiej cierpliwie poczekać aż całość się załaduje.
Odpowiedz

#6
Bardzo fajne te Twoje relacje, jeszcze kilka podróży i możesz wydać jakiś ciekawy album z wyprawami dla MK. Gdzie się zakwaterować, ceny biletów, co warto kolejowego warto zobaczyć.
Odpowiedz

#7
Na mojej stronie jest ich już ponad 100 bo relacjonuję każdy wyjazd od 2005 roku. Tongue

<!-- w --><a class="postlink" href="http://www.kolejomania.rail.pl">www.kolejomania.rail.pl</a><!-- w --> --> RELACJE ;-)
Odpowiedz

#8
Wiem wiem, o czasu do czasu wpadam na Twoją stronę, stąd moja zachęta do stworzenia takiego przewodnika.
Odpowiedz

#9
Witam !

DZIEŃ 1 - 11.08.2011.
Kędzierzyn - Nędza - Rydułtowy - Bohumín - Přerov - Břeclav - Znojmo - Retz - Wien Meidling - Wiener Neustadt - Puchberg am Schneeberg - Wiener Neustadt - Gutenstein - Wiener Neustadt - Aspang - Friedberg - Wiener Neustadt - Sopron - Deutschkreuz - Sopron - Wulkaprodersdorf - Ebenfurth - Wulkaprodersdorf - Parndorf Ort - Bratislava Petržalka

To już ostatni wyjazd do Austrii. Na dworcu zjawiam się 10 sierpnia wieczorem, aby odjechać regio Wrocław-Racibórz o 21:00. Ruszamy +12 bo czekaliśmy na regio z Gliwic, z którego nikt się nie przesiadł... W Nędzy szybka przesiadka na pociąg do Rybnika. Dojeżdżam nim do Rydułtów, skąd zgarnia mnie kol. Semaforek i udajemy się do jego domu. Po północy ponownie wsiadamy w samochód i jedziemy do Bohumína. Tradycyjnie wizyta w kasie, a następnie na peron, przy którym stoi już CHOPIN. Niestety dzisiaj nie jest już tak fajnie jak ostatnio, jedzie standardowo jeden wagon austriacki. Na szczęście okazuje się, że w jednym przedziale zwolnią się miejsca w Ostravie i będziemy mogli podróżować na leżąco. Tym razem nie jedziemy do Wiednia, ponieważ chcemy zaliczyć ostatnie brakujące nam przejście czesko-austriackie czyli Šatov - Retz. Podróż do Břeclavi bez żadnych przygód. Mamy tu prawie godzinną przesiadkę, a CHOPIN też stoi prawie godzinę, więc zostajemy jeszcze w wagonach, które zostają wyciągnięte za stację i podpięte do METROPOLA. Następnie udajemy się na peron, gdzie jest podstawiony pociąg do Znojma. Naszym oczom okazują się nasze "ukochane" wagoniki Btx. Komentarz Łukasza: "No nie, to kure**two jedzie!!!". Na szczęście same nie pojadą, więc ciągnie je wagon motorowy i w nim się lokujemy. Zaraz po odjeździe kontrola biletów i możemy iść dalej spać. Budzimy się w Znojmie. Wstał już nowy dzień i jest piękna słoneczna pogoda. Gdy ostatnio tutaj byliśmy stacja była rozkopana. Teraz jest już po remoncie i trzeba przyznać, że nieźle ją odpicowali. Pojawił się również drut, ale jedynym zelektryfikowanym kierunkiem jest Retz. Dzięki temu austriackie pociągi z Wiednia mogą dojeżdżać tutaj bezpośrednio, wcześniej konieczna była przesiadka na stacji Šatov.

Nasz austriacki pociąg to piętrowy City Shuttle. Frekwencja na razie marna, ale pewnie im bliżej Wiednia tym będzie większa. Wyjazd ze Znojma po ładnym wiadukcie. Stacje Šatov i Retz położone są na totalnych odludziach, a przynajmniej takie odnieśliśmy wrażenie z pociągu. Cała linia do Wiednia generalnie nieciekawa, w tych rejonach Austrii przeważają równiny. Ze średnicą łączymy się w Wien Floridsdorf, a podróż kończy się na aktualnym wiedeńskim dworcu głównym czyli Wien Meidling. Dzisiaj będziemy zaliczać lokalki w rejonie Wiener Neustadt, a na koniec pojedziemy do Bratysławy, gdzie mamy zamówiony nocleg. Musimy więc teraz podjechać czymś do wspomnianego Wiener Neustadt. Zrobimy to IC-kiem do Graz, który podstawił się chwilę po naszym przyjeździe. Nie mamy problemu ze znalezieniem prywatnego przedziału. Po 25 minutach jazdy jesteśmy na miejscu. Pierwsza lokalka, którą sobie zaliczymy to trasa do Puchberg am Schneeberg. Desiro już czeka. Ta linia już oczywiście ciekawsza niż ta z Czech. Na stacji końcowej jest możliwość przesiadki na Schneeberbahn, czyli kolej zębatą, którą można wjechać na szczyt góry. Niestety cena biletu 33 euro skutecznie odwiodła nas od zamiaru przejazdu tą kolejką. Mimo to chętnych nie brakuje i w budynku dworca długaśna kolejka po bilety. My natomiast po wykonaniu zdjęć powracamy pociągiem do Wiener Neustadt. W tą stronę jadą 2 desira. Na miejscu okazuje się, że jedno z nich pojedzie jako nasz kolejny pociąg, do Gutenstein. Pierwsze kilometry jedziemy tak jak poprzednio. Linie rozgałęziają się w miejscowości Bad Fischau, z tym że okazuje się że stacje dla poszczególnych linii są różne, więc dobrze że pojechaliśmy do Wiener Neustadt bo byśmy się nacięli. Konkretnie wygląda to tak, że pociągi do Puchberg am Schneeberg zatrzymują się na stacji Bad Fischau-Brunn, za którą linie się rozdzielają, natomiast pociągi do Gutenstein przejeżdżają przez nią bez zatrzymania i mają postój dopiero na stacji Bad Fichau, która znajduje się już za rozgałęzieniem, na linii do Gutenstein. Trasa w podobnych klimatach jak poprzednia lokalka. Na miejscu króciutka przerwa. Następnie powrót tą samą trasą do Wiedeńskiego Nowego Miasta.

Teraz zaliczymy sobie odcinek Wiener Neustadt - Friedberg, który na wyjeździe nr 2 pokonaliśmy KKA. Mamy jechać tam REX-em, jednak chwilę wcześniej jedzie R do stacji Aspang, więc postanawiamy sobie nim podjechać. Im dalej od Wiener Neustadt tym trasa robi się bardziej górska. W Aspang chwila przerwy w oczekiwaniu na REX-a. Na stacji stoi sobie hercules ze składem towarowym. Odcinek Aspang-Friedberg jeszcze ładniejszy, chociaż nie tak ładne widoki jakie mieliśmy z KKA. Po przyjeździe nawet nie ruszamy się z peronu bo zaraz wjeżdża pociąg powrotny. O 16:00 ponownie jesteśmy w Wiener Neustadt, już po raz ostatni. Udamy się teraz do Sopronu na Węgrzech. Nasz pociąg to spalinowy wagon motorowy w malowaniu prywatnego przewoźnika Raaberbahn (ale pociąg jest ÖBB). Pasażerowie pociągu to w większości ludzie wracający z pracy. W Sopronie lekkie zdezorientowanie bo nigdzie nie widać naszego pociągu do Deutschkreuz a mamy 2-minutową przesiadkę. Na szczęście po chwili widzimy jak wjeżdża. Na wyjeździe mijamy tory postojowe. Deutschreuz jest na terenie Austrii jednak da się tu dojechać wyłącznie przez Węgry. Linia nie kończy się tu, biegnie dalej do Neckenmarkt-Horitschonn, jednak po ostatnich cięciach rozkład jest tak ułożony, że nie da się tego zaliczyć bez noclegu (pociągi z Neckenmarkt jadą tylko rano, a do Neckenmarkt tylko po południu). Pociągi na tej trasie obsługuje prywatny przewoźnik Raaberbahn honorujący Sommerticket, jednak skład to zwykły talent ÖBB. W Deutschkreuz, krótki postój na zmianę czoła. Ruszamy teraz w drogę powrotną, ponownie przez Węgry. Tym razem jednak z Sopronu pojedziemy trasą w kierunku Wiednia, przez Wulkaprodersdorf, skąd później udamy się do Bratysławy. Zajedziemy jednak jeszcze do Ebenfurthu, gdyż inaczej zostałby nam niezaliczony kawałek Wulkaprodersdorf-Ebenfurth. Na tej stacji mamy chwilę przerwy. W męskiej toalecie dworcowej (darmowej) znajduje się Men's shop czyli automat z prezerwatywami za jedyne 2 euro.

W końcu przybywa pociąg przeciwnej relacji, którym wracamy do stacji Wulkaprodersdorf. Tutaj mamy szybką przesiadkę na pociąg jadący również do Wiednia, ale zupełnie inną trasą niż pociągi z Deutschkreuz. My pojedziemy nim do Parndorf Ort, gdzie będziemy mieć przesiadkę na pociąg do Bratysławy. W Neusiedl am See (również stacja węzłowa z Węgrami, w tej okolicy przejść austriacko-węgierskich jest dużo) nasz postój wydłuża się, bo pewnie czekamy na jakieś skomunikowanie. Trochę nas to martwi, ponieważ mamy krótką przesiadkę. Na wszelki wypadek mówimy kierpociowi, że jedziemy do Bratysławy. Jest on chyba lekko zaniepokojony tą informacją. Parndorf Ort to podobne miejsce jak Rudyszwałd. Nasza jednotorowa linia z Wulkaprodersdorf spotyka się tu z dwutorową Wiedeń-Bratysława. Każda z nich ma osobne perony. Na szczęście najpierw wypuszczono pociąg, którym przyjechaliśmy i przyblokował on chwilę ten do Bratysławy, więc nawet zdążyliśmy zdjęcia zrobić. Smile Linia w większości biegnie przez pola i równiny. Mijamy też spore ilości wiatraków. Ostatnią stacją w Austrii jest Kitsee, a zaraz po nim Bratislava-Petržalka. Aktualnie nie da się z tej stacji pojechać nigdzie indziej niż do Austrii, więc jest to w pewnym sensie kolejowa enklawa. Przy peronie odpoczywa sobie talent, a nasz piętrowy skład, którym przyjechaliśmy będzie jeszcze dziś powracać do Wiednia. W kasie zakupujemy bilet potrzebny na jutro, żeby nie martwić się ewentualnymi kolejkami na dworcu głównym. Musimy teraz przedostać się do naszego miejsca noclegu, którym jest hostel Star. Znajduje się on na peryferiach Bratysławy, w pobliżu centrum handlowego Avion oraz lotniska. Wsiadamy więc w autobus linii 80, którym docieramy do przystanku Zochova. Przechodzimy na przystanek tramwajowy Kapucínska, skąd linią 1 jedziemy na Trnavské mýto. Tutaj jest grupa kilku przystanków, więc chwilę błądzimy zanim znajdujemy właściwy. W przejściu podziemnym ciekawe grafitti w klimatach transportowych. Ostatni przejazd dzisiejszego dnia to autobus linii 63 do pętli Avion Shopping Park. Centrum handlowe jest już nieczynne o tej porze, ale na szczęście funkcjonuje McDonald's, w którym zatrzymujemy się na chwilę. Następnie szukamy naszego hostelu, który powinien być tu gdzieś w pobliżu. Znajdujemy go po przejściu kilkuset metrów jedną z ulic. Cena noclegu w przypadku 2 osób w pokoju bez węzła sanitarnego to 8,30 euro. Jako studenci (narodowość nie ma znaczenia, polskie legitymacje zostały zaakceptowane) jesteśmy zwolnieni z opłaty miejscowej 1,65 euro. Standard pokoi przyzwoity, jest nawet lodówka. Na damskiej łazience wisi ciekawa informacja. W tłumaczeniu brzmi to mniej więcej tak: "Szanowne klientki, prosimy o zamykanie WC i prysznica, ponieważ wykryliśmy, że do damskiego WC chodzą także mężczyźni. Z tego powodu napływają skargi. W przypadku wykrycia, że któraś z klientek nie zamknęła drzwi, będzie to przyczyną zakończenia jej pobytu." No cóż, nie wiemy czego panowie szukają w damskich toaletach i prysznicach, no ale my nie tutejsi, nie znamy się. Tongue Smile


DZIEŃ 2 - 12.08.2011.
Bratislava hl. st. - Marchegg - Wien Südbahnhof (Ost) - Wien Meidling - Wien Rennweg - Flughafen Wien - Wolfsthal - Flughafen Wien - Wien Handelskai - Wien Hütteldorf - Dürrwien - Eichgraben-Altlengbach - Wien Westbahnhof - Salzburg

Na dzisiejszy dzień nie mamy konkretnego planu, będziemy jeździć na spontana. Wiemy jedynie, że chcemy przejechać się na wiedeńskie lotnisko oraz że o 20:00 musimy znaleźć się na Wien Westbahnhof skąd mamy nocny pociąg. Wczoraj przyjechaliśmy do Bratislavy-Petržalki, a dziś zaliczymy sobie drugą trasę, z Bratislavy hl.st. Po 8:30 opuszczamy nasz hostel. Udajemy się na chwilę do centrum handlowego Avion, a następnie autobusem linii 61 jedziemy na dworzec główny. Łukasz wysiada wcześniej, bo chce poszukać sklepu. Budynek dworca ohydny, a kolejki do kas duże, więc mieliśmy nosa z wczorajszym zakupem biletów na Petržalce. Naszego pociągu jeszcze nie ma - przyjedzie z Wiednia. Zjawiają się wagoniki City Shuttle z herculesem. Zaraz za stacją przejeżdżamy przez tunel. Devínska Nová Ves to właściwie taka sypialnia na przedmieściach Bratysławy, a jednocześnie stacja graniczna z Austrią. Odbijamy tu od linii w kierunku Břeclavi i kierujemy się do Marchegg. Trasa mało ciekawa, jak większość w rejonie Wiednia. Podróż kończymy na Wien Südbahnhof, a właściwie na tym co z niego zostało. A pozostał kawałek peronów wschodnich (Wien Südbahnhof (Ost)), przy których został zbudowany tymczasowy dworzec. Teraz zaliczymy sobie linię do Wolfsthal (na której znajduje się wiedeńskie lotnisko). Udajemy się więc do tunelu S-bahny sąsiadującego z tymczasowym dworcem. Wcześniej jednak chcemy udać się do sklepu, więc w tym celu jedziemy na Wien Meidling. Po wizycie w supermarkecie Zielpunkt, czyli odpowiedniku naszego Plusa powracamy na dworzec. Po drodze mija nas badenka, która jeździ w dość ciekawym zestawieniu: nowy tramwaj połączony ze starym. Wsiadamy w pierwszy pociąg w kierunku wschodnim jaki się trafia. Podjeżdżamy nim do Wien Rennweg, gdzie można przesiąść się na S-bahn w kierunku lotniska.

Stacja znajduje się w tunelu, linia na lotnisko (i dalej do Wolfsthal) odgałęzia się również w tunelu, bezkolizyjnie. Oprócz S-bahny na lotnisko kursuje jeszcze pociąg City Airport Train, w skrócie CAT, więc ochrzciliśmy go "kociak". Smile Pociąg ten kursuje pomiędzy stacjami Wien Mitte i Flughafen Wien bez postojów na stacjach pośrednich. Skład to piętrusy z taurusem takie jak na zwykłych osobówkach, jednak posiadające specjalny zielony design. Cena za przejazd jest znacznie wyższa niż za zwykłą S-bahnę, więc tak naprawdę ten pociąg jest po to, żeby doić bogatych oraz tych, którzy nie wiedzą, że na lotnisko można pojechać też zwykłym pociągiem, który jedzie zaledwie 8 minut dłużej. Kociaki na obu stacjach mają swoje oddzielne perony. Oczywiście Sommerticket nie jest w nich honorowany, więc my na lotnisko udamy się zwykłym pociągiem. Pociągi kończące bieg na lotnisku kursują co pół godziny z czego co drugi jest wydłużony do Wolfsthal co daje cykl godzinny na drugiej połówce linii. Kociaki również kursują co pół godziny, pomiędzy S-bahną co daje pociąg średnio co 15 minut między Wiedniem a lotniskiem. Akurat trafia nam się pociąg kończący bieg na lotnisku, więc postanawiamy zwiedzić je na raty. Po przyjeździe oglądamy sobie podziemną stację. W korytarzu prowadzącym ze stacji do terminali i na parking można skorzystać z ruchomych chodników. Oglądamy jeden z terminali, a gdy zbliża się godzina odjazdu pociągu do Wolfsthal powracamy na stację. Linia generalnie nudna, dopiero pod koniec zaczynamy jechać wzdłuż Dunaju i wtedy jest co oglądać. Przed samym Wolfsthal w niewielkiej odległości ukazuje nam się spora ilość wieżowców i biurowców. Stwierdzamy, że nie może to być nic innego tylko Bratysława. Śmieszna jest tak niewielka odległość między dwoma stolicami. W Wolfsthal mamy troszkę czasu, więc oprócz stacji możemy obejrzeć także jej okolice. Rozkład na przystanku autobusowym potwierdza, że do Bratysławy jest stąd rzut beretem. Tym samym składem powracamy w kierunku Wiednia. Na początkowym odcinku wzdłuż Dunaju wykonuję parę zdjęć. Wysiadamy na lotnisku i kontynuujemy zwiedzanie. Szukamy tarasu widokowego, jednak chyba nie ma czegoś takiego. Na szczęście jest restauracja, z której można popatrzeć sobie na płytę lotniska. Do samolotów ludzi dowożą ciekawe autobusy, które w miejscu tylnej szyby mają drzwi. Pół godziny szybko mija, więc kolejną S-bahną (rozpoczynającą bieg na lotnisku) powracamy do Wiednia.

Postanawiamy teraz wybrać się na fotki gdzieś na odcinek Wiedeń - St. Pölten. W tym celu jedziemy naszą S-bahną do Wien Handelskai. Tam krótka wizyta w supermarkecie w celu zakupu lodów, a następnie kolejną S-bahną jedziemy do Wien Hütteldorf. Tutaj po krótkim oczekiwaniu niemal równocześnie z przejeżdżającym ICE wjeżdża nasza osobówka. Podczas jazdy wypatrujemy jakieś ciekawej miejscówki do zdjęć. Wysiadamy w Dürrwien, gdzie akurat spotykamy się z pociągiem w przeciwnym kierunku. Koło przystanku znajduje się łąka, z której można zrobić fajne fotki. Pierwszy skład jaki się zjawia trochę nas zaskakuje: dwie spalinówki targające jeden wagon piętrowy. Tongue Gdy mamy już trochę zdjęć postanawiamy poszukać innego miejsca. Kolejnym pociągiem podjeżdżamy do Eichgraben-Altlengbach. Tory zataczają tutaj pętlę i idą po wiadukcie, niestety przez wysoki stopień zadrzewienia za cholerę nie da się znaleźć sensownego miejsca do fotek. Postanawiamy więc wracać do Wiednia i czynimy to lekko splecowaną osobówką. Okazuje się, że wraca ten sam skład, którym jechaliśmy z Wiednia do Dürrwien i prowadzi go ten sam kierpoć. Przed 20:00 jesteśmy na Wien Westbahnhof. Po krótkim rekonesansie (z wizytą w centrum obsługi w celu zakupu potrzebnych nam biletów na odcinek graniczny) udajemy się na peron, przy którym ma zostać podstawiony pociąg VIENNA-VENEZIA EXPRESS. Składa się on z 2 części: pociągu IC do Salzburga oraz wagonów Wiedeń-Wenecja, od których pociąg wziął nazwę. Wagony te są w Salzburgu przepinane do pociągu LISINSKI relacji Monachium-Zagrzeb, a od Villach jadą jako samodzielny pociąg. Naszym celem są Jesenice w Słowenii, przez które jedzie LISINSKI. W Salzburgu są jednak 2 godziny czasu, więc postanawiamy ulokować się w wagonach weneckich, dzięki czemu nie będziemy musieli kiblować na peronie. W wagonach tych obowiązuje całkowita rezerwacja miejsc, więc wszystko jest okarteczkowane, ale my lokujemy się w przedziale, w którym większość miejsc zarezerwowana jest dopiero od Schwarzach St. Veit (na trasie Salzburg-Villach). Wraz z nami w przedziale jedzie jeszcze dość młoda dziewczyna. Podróż upływa spokojnie. Dziewczyna wysiada w St. Valentin. Przy wyjściu stwierdza, że Łukasz "sleeping like a baby". Tongue W Salzburgu jesteśmy punktualnie.


DZIEŃ 3 - 13.08.2011.
Salzburg - Villach - Rosenbach - Jesenice - Rosenbach - Villach - Klagenfurt - Knittelfeld - St. Michael - Selzthal - Liezen - Selzthal - Amstetten - St. Pölten - Wien Westbahnhof - Břeclav - Přerov - Bohumín - Chałupki - Kędzierzyn

LISINSKIEGO jeszcze nie ma, więc na razie pozostajemy w naszych wagonach. Jakiś czas później Łukasz budzi mnie, że możemy się przesiąść. Po wyjściu na peron jestem lekko zdezorientowany, bo nie widzę ani LISINSKIEGO ani Łukasza. Okazało się, że akurat wagony zostały wyciągnięte w celu podpięcia ich do wagonów weneckich. Po chwili mogę wsiąść do pociągu, w którym jest Łukasz. W chorwackim wagonie znajdujemy przedział, w którym jedzie tylko 1 facet i idziemy dalej spać. Tym wagonem możemy dojechać już do samych Jesenic. Znów nie mamy 100 % pewności czy możemy tam dojechać, a przyczyną jest uwaga w cegle: "Globalpreis im internationalen Verkehr" czyli cena globalna w komunikacji międzynarodowej. Stwierdziliśmy jednak, że jedziemy a w razie czego będziemy grać debili. Tongue W Villach dłuższy postój na manewry i zmianę czoła. Kontroli za Villach brak. Niedługo później trzeba się zbierać bo wjeżdżamy do Słowenii. Od razu po wyjściu z pociągu widać, że jest to zupełnie inny kraj niż Austria. Okazuje się, że kasa biletowa w soboty o tak wczesnych godzinach jest nieczynna, więc nie ma jak zakupić powrotnego biletu do granicy. Szkoda, bo liczyłem, że wpadnie mi do kolekcji słoweński bilet. Udajemy się obejrzeć okolice dworca. Nieopodal znajduje się placyk z popiersiami jakichś zapewne wybitnych Słoweńców oraz z ciekawą fontanną. Wstaje nowy dzień, więc można zacząć dokumentację fotograficzną. Widzimy też, że miejscowość leży w dolinie między wysokimi górami. Pociągów regionalnych pomiędzy Austrią a Jesenicami jest aż 1 para jadąca z Austrii wcześnie rano i od razu powracająca. Właśnie tym pociągiem powrócimy do krainy ÖBB. Na rozkładzie jest on umieszczony na niewielkiej karteczce doklejonej do oryginalnego rozkładu (Villach po słoweńsku to Beljak). Skład pociągu to wagony City Shuttle wraz z rowerówkami, a na czele składu taurus. Warto przy tej okazji wspomnieć, że taurusy jeżdżą również po Słowenii, więc LISINSKI nie musiał zmieniać loka po przekroczeniu granicy. Są także 3-członowe elektryczne desira. Jeden taki skład mocno doświadczony przez "artystów malarzy" stoi sobie na stacji. Szkoda, że nie spotkaliśmy gomułki czyli odpowiednika naszego poczciwego EN57. Po obejrzeniu i udokumentowaniu wszystkiego zajmujemy miejsce w pociągu. Frekwencja bardzo marna. Po odjeździe kontrola. Austriacki kierpoć sprawdza nasze Sommertickety i nie pyta w ogóle o bilet od Jesenic do granicy. Granicę między Słowenią i Austrią stanowi 8-kilometrowy Karawankentunnel. Musi on być wydrążony niezwykle prosto, ponieważ po ujechaniu ponad 5 km nadal widać światełko z wylotu tunelu od strony słoweńskiej. Po wyjeździe z tunelu już w Austrii od razu widać różnicę w infrastrukturze.Po 40 minutach jazdy jesteśmy w Villach.

Cały plan dzisiejszego dnia dostosowany jest do jednego jedynego pociągu z Selzthal do Amstetten, który kursuje tylko w weekendy. Odjeżdża on po 16:00, a nie mamy już nic do zaliczania w tych okolicach, więc jedyne co nam zostaje to jakoś wytracić czas. Postanawiamy obejrzeć sobie Klagenfurt, więc jedziemy tam REX-em o nazwie SKYWALK. Starówka dość spokojna. Podobnie jak w Lindau na wyjeździe nr 2 trafiamy na jarmark staroci. Na dworzec powracamy na przyjazd EC POLONIA, którym pojedziemy do Knittelfeld. W przedziale z nami austriacka rodzinka. Niedługo po odjeździe pojawia się pani z warsu z wózkiem. Wita nas po niemiecku i jest lekko zaskoczona gdy odpowiadamy jej po polsku. Smile Po chwili jednak okazuje się, że kojarzy Łukasza, ponieważ korzystał z Warsu gdy podjeżdżaliśmy POLONIĄ na poprzednim wyjeździe, a na tej trasie jeździ cały czas ta sama ekipa. Swoją drogą trochę przerypana praca bo bez przerwy jeździ się Warszawa-Villach-Warszawa a w domu jest się tylko na co drugą noc. Ucinamy sobie miłą pogawędkę, której przysłuchuje się jadąca z nami austriacka rodzina. Warsiarka dziwi się czemu jeździmy POLONIĄ w takich dziwnych relacjach jak Villach-Klagenfurt czy Klagenfurt-Knittelfeld, więc tłumaczymy jej na czym polega nasze podróżowanie po Austrii. W Knittelfeld opuszczamy POLONIĘ w celu przesiadki na osobówkę. Robimy to po to, aby zaliczyć trzecie ramię trójkąta w St. Michael, do którego osobówka wjeżdża na zmianę czoła. Chwilę czekania w Knittelfeld wykorzystujemy na obczajenie okolic dworca. Jedynymi ciekawostkami są pomnik parowozu oraz tor z wykolejnicą prowadzący do jakieś hali. Po niedługiej jeździe osobówką jesteśmy w St. Michael, które wita nas ulewą. Po kilku minutach oczekiwania zjawia się EC relacji Graz-Saarbrücken na niemieckim składzie. W pociągu w ogóle nie ma wagonów przedziałowych, zastanawiam się czy w ogóle po Niemczech można jeździć w przedziale (nie licząc sypialnych i kuszetek). Planowaliśmy wysiadać z tego pociągu w Selzthal, jednak w celu wytracenia czasu postanawiamy jechać jedną stację dalej, do Liezen. W Selzthal pociąg zmienia czoło, a na bocznym torze widzimy kibel a'la S-Bahn Wiedeń. Prawdopodobnie będzie to nasz pociąg do Amstetten, co nas bardzo cieszy ze względu na otwieralne okna. W Liezen mamy godzinę czasu. Tak naprawdę oprócz ruchliwej ulicy, kilku domów i niewielkiego centrum handlowego nic tutaj nie ma. Do Selzthal powrócimy tym samym pociągiem tylko przeciwnej relacji czyli EC Saarbrücken-Graz. Przyjeżdża lekko splecowany. Po niedługiej jeździe jesteśmy ponownie w Selzthal i teraz musimy już tu siedzieć. Łukasz postanawia połazić, a ja ucinam sobie drzemkę na peronowej ławce. Bliżej godziny odjazdu stojący na bocznym torze kibel podstawia się. Poprawia się również pogoda, zza chmur wychodzi Słońce i odsłaniają się góry. Nie wszystkie wyświetlacze peronowe są sprawne. Stoją również tablice ze zdjęciami i opisami jakiś historycznych wydarzeń, ale nie studiowałem ich dokładnie.

Frekwencja w pociągu nie jest zbyt duża. Kierpoć na peronie gawędzi z jakimiś znajomymi, a gdy nadchodzi godzina odjazdu zdecydowanym ruchem wstaje. Linia ta zajęła absolutne 1. miejsce w naszym rankingu linii w Austrii. Wiedzie ona przez park narodowy Gesäuse i tak też nazywa się nasz pociąg. Z początku mamy zwykłe górskie widoki. Potem dolina staje się coraz węższa. Prawie ocieramy się o pionowe ściany skalne, a żeby zobaczyć ich szczyty trzeba wychylić się przez okno i zadrzeć głowę mocno do góry. Pociąg przejeżdża też przez liczne tunele i galerie. Praktycznie nieustannie starczymy w oknach z aparatami nie wyłączając ich. Wymiana pasażerów raczej znikoma. Na stacji Hieflau odgałęzia się linia do Leoben, niestety nieczynna w ruchu pasażerskim. Następna stacja na trasie naszego pociągu jest dopiero za 21 km. Za Hieflau widoki stają się nieco inne. Nadal jedziemy górską doliną, jednak nieco szerszą, a równolegle do nas płynie rzeka o zielonkawym zabarwieniu. Mijamy również liczne tamy na niej. Stacja Weißenbach-St.Gallen to koniec odcinka z 1 parą pociągów tylko w weekendy, ale nie koniec fajnych widoków. Nadal jedziemy doliną wzdłuż rzeki, a odległość do następnej stacji to 15 km. Po drodze mijamy coś wyglądającego na stację jednak nie ujęte w żadnym rozkładzie jazdy. Następną oficjalną stacją jest Kleinreifling, gdzie stoi sobie kilka składów. Kończą tu bieg pociągi z Amstetten i St. Valentin. Następny postój to znane nam już Kastenreith, gdzie linia do St. Valentin odgałęzia się do tunelu. Dalej widoki będą już nieciekawe, więc w końcu możemy "odpocząć". Smile W Amstetten jesteśmy tuż przed 19:00.

Mamy teraz przesiąść się na IC do Wiednia, ale okazuje się że ma pół godziny w plecy. Za chwilę jednak pojedzie REX do St. Pölten, więc postanawiamy się nim zabrać. Przy okazji zaliczymy sobie kawałek podmiejskiej nitki trasy Wien-Linz. Jedziemy przez Melk. Przed wjazdem na stację ładnie widać okazałe opactwo benedyktynów. Ok. 20:00 jesteśmy w St. Pölten. Zastanawiamy się co przyjedzie pierwsze: opóźniony IC czy RailJet. Przybywa RailJet, więc lokujemy się na końcu drugiej jednostki. Mija jednak chwila czasu, a pociąg nie rusza. Niedługo potem przy sąsiednim peronie zatrzymuje się opóźniony IC i... odjeżdża, a my nadal stoimy. Jakiś czas później zostaje podany komunikat, że z przyczyn technicznych jesteśmy proszeni o przesiadkę na inny pociąg do Wiednia. A więc tak nas żegna RailJet. Tongue Szkoda, że nie wiedzieliśmy o tym wcześniej, bo wsiedlibyśmy w opóźniony IC. Podpytujemy gości z restauranta co jest przyczyną awarii ale nie orientują się. Najbliższym pociągiem do Wiednia będzie IC MENSCHEN FÜR MENSCHEN z Innsbrucka, ten który jedzie dołem przez Kitzbühel. Ma on jednak dość krótki skład, więc średnio widzę jak zabierają się nim wszyscy z 2 składów RailJeta. Niby chwilę później jest jeszcze ICE z Frankfurtu, ale nie wiadomo jak z jego punktualnością. Wolimy nie ryzykować ewentualnego zwiania CHOPINA, więc postanawiamy za wszelką cenę zabrać się IC, choćby w przedsionku. Okazuje się, że nie jest jednak tak źle i nawet mamy miejsce w przedziale. Mimo wszystko były chyba też osoby, które postanowiły zaczekać na ICE. Jazda do Wiednia już bez żadnych przygód. Po przyjeździe nie szwendamy się już zbytnio po dworcu tylko udajemy się na peron gdzie stoi CHOPIN i zajmujemy miejsce w przedziale. Chwilę przed odjazdem na sąsiedni peron wjeżdża RailJet, prawdopodobnie ten, który zepsuł się w St. Pölten. Tradycyjnie na Wien Meidling dobijają ludzie, ale z naszego przedziału 2 osoby wysiadają w Břeclavi. Na czeskiej stacji tradycyjnie spacerek do budynku dworca po bilety oraz wymiana wagonów z METROPOLEM. Wszystko odbyło się sprawnie i oba pociągi odjeżdżają planowo. Coś za optymistycznie to wygląda... W przedziale luźno więc idziemy spać. Gdy przebudzam się na chwilę widzę, że mamy nieplanowy postój w Studénce. Żadna sensacja, więc zasypiam ponownie. Gdy po jakimś czasie znów się budzę, widzę że nadal stoimy w Studénce. Łoj, to już coś poważnego. Łukasz idzie na zwiady i po jakimś czasie wraca z informacją, że między Studénką a Ostravą ktoś postanowił przenieść się na tamten świat i zrobił to tak umiejętnie, że zablokował oba tory... Cała stacja w Studénce zawalona pociągami do Polski i na Słowację, które tu utknęły. W końcu o 4:30 ruszamy (planowo mieliśmy być o 2:25 w Bohumínie). Tak więc o moim pociągu 4:48 z Chałupek mogę zapomnieć. Dobrze, że rano pociągi z tej stacji są co 2 godziny. Odcinek Studénka-Ostrava pokonujemy ze zmniejszoną prędkością. W Bohumínie jesteśmy o 5:20. Jeśli chodzi o opóźnienia to najbardziej oberwał właśnie nasz CHOPIN (+160) i EN SLOVAKIA do Koszyc (+170). Łukasz podwozi mnie na stację w Chałupkach. Mam godzinę do pociągu do Raciborza. Kibelek już stoi przy peronie więc szwendam się przy nim. Udaje się zagadać do mechanika, który słysząc skąd wracam i z jakim opóźnieniem lituje się i wpuszcza mnie do kibelka. Smile Gdy zbliża się godzina odjazdu udaję się do kierpocia zakupić bilet. W Raciborzu przesiadka na pociąg do Wrocławia i o 8:00 jestem w Kędzierzynie.

Fotki, skany biletów: <!-- w --><a class="postlink" href="http://www.kolejomania.rail.pl/4obb.html">www.kolejomania.rail.pl/4obb.html</a><!-- w -->
Odpowiedz

#10
Witam!

Mam pytanie do osób które podróżowały po Austrii pociągami OBB. Wybieram się niedługo w podróż Wiedeń-(ICE)-Linz-(REX)-Mauthausen o i z powrotem. Zakupiłem promocyjny bilet SparSchiene bez miejscówek stąd moje pytanie. Jak to wygląda w pociągach ICE? Wchodzę do pociągu i zajmuję wolne miejsce? A jeśli ktoś przyjdzie z miejscówka na zajęte przeze mnie miejsce? Czy jest to jakoś inaczej rozwiązane? Jeśli obowiązuje zasada kto pierwszy ten lepszy to czy duże jest obłożenie w tygodniu na tej trasie? Przyzwyczaiłem się do obowiązkowych miejscówek w naszych TLK i IC więc proszę o wyrozumiałość Smile Domyślam się, że w Rexach nie ma tego problemu bo i nie ma miejscówek?

Druga sprawa to pytanie o punktualność Austriackich pociągów - czy 20 min na przesiadkę w Linzu jest ryzykowne? Czy w razie opóźnienia jest szansa rozmawiania z konduktorem?

Z góry dziękuję za odpowiedź i wszelkie rady bardziej doświadczonych forumowiczów Smile
Odpowiedz

#11
W ICE chyba są karteczki nad siedzeniami informujące na jakim odcinku dane miejsce jest zarezerwowane. W REX-ach miejscówek nie ma. Jak ja jechałem to frekwencja w ICE z Linz była zawsze dość wysoka.

Co do przesiadki ciężko stwierdzić, opóźnienia zdarzają się jak wszędzie, 20 minut to nie jest znowu aż tak mało, a pociągi na trasie Wien-Linz są co chwilę. Nie miałem nigdy potrzeby zgłaszać skomunikowania, więc nie wiem jak to działa w Austrii. Ale bilet jest raczej ważny na kolejne połączenie w przypadku utraty skomunikowania.
Odpowiedz

#12
Dziękuję za odpowiedź. Dopytam jeszcze tylko czy duży jest udział osób z miejscówkami w takim pociągu? Czy większość na "kto pierwszy, ten lepszy"? Smile
Odpowiedz



Podobne wątki…
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Koleją po Tajlandii - Relacja Gordon 0 2 005 02.02.2019, 14:21
Ostatni post: Gordon
  POCIĄGIEM PO WIETNAMIE - RELACJA Gordon 4 5 136 17.04.2017, 06:26
Ostatni post: Gordon
  Pociągiem na Florydę - relacja z podróży Barciur 4 5 399 28.03.2016, 20:05
Ostatni post: ET40

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek:
3 gości

Polskie tłumaczenie © 2007-2024 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2024 Melroy van den Berg.