Liczba postów: 1 712
Liczba wątków: 37
Dołączył: 28.10.2011
Reputacja:
8
WYJAZD DO ELBLĄGA
26.04.2014.
Kędzierzyn - Wrocław - Ostrów Wielkopolski - Poznań - Bydgoszcz - Tczew - Elbląg - Olsztyn
26 kwietnia wybrałem się na zaliczenie sieci tramwajowej Elbląga. Jest to drugi (po Wrocławiu) najstarszy system tramwajowy w Polsce. Było to już drugie podejście, gdyż pierwsze, które miało odbyć się 22 marca nie doszło do skutku ze względu na kradzież sieci na odcinku Białystok Bacieczki – Knyszyn i związane z tym duże opóźnienie TLK RYBAK, którym miałem udać się z Olsztyna do Elbląga. Tym razem została przyjęta inna koncepcja dojazdu, która daje więcej czasu w Elblągu. Wyruszam w piątkowy wieczór TLK UZNAM o 21:28 z Kędzierzyna. Nie pobierałem miejscówki na ten pociąg, ponieważ wagony jadące tylko do Wrocławia zazwyczaj są kompletnie puste. Dzisiaj jednak ludzi jest więcej, więc i w wagonach wrocławskich ciężko o pusty przedział. Lokuję się w przedziale, w którym jadą 2 osoby. Od Brzegu staje się on prywatny, szkoda, że zaraz wysiadka. We Wrocławiu przejście na peron, przy którym spotykają się zawsze KARKONOSZE i ROZEWIE. Zazwyczaj jadę do Warszawy, jednak tym razem udam się do Tczewa. W peronach stoi już wrocławska część ROZEWIA, po chwili wjeżdżają KARKONOSZE. Moja miejscówka znajduje się w wagonach z Jeleniej Góry, które przyjeżdżają w składzie KARKONOSZY, więc lokuję się w odpowiednim przedziale. Siódemka, która przyprowadziła KARKONOSZE wyciąga nas za stację, a następnie podpina do ROZEWIA, w tym samym czasie do KARKONOSZY w miejsce naszych wagonów stonka podpina 2 pudła relacji Wrocław-Lublin. Wagony te są bardzo fajne, bo zawsze można w nich znaleźć prywatny przedział. W moim przedziale też początkowo pusto, ale przed odjazdem przychodzi młode małżeństwo. Jako pierwsze odjeżdżają KARKONOSZE. Kierownik daje sygnał odjazdu, ale skład nie rusza. Przy wagonach biegają panowie w pomarańczowych kamizelkach. Dopiero po dłuższej chwili następuje odjazd. Z tego powodu my również ruszamy z niewielkim opóźnieniem. Zaraz po odjeździe mężczyzna z mojego przedziału wyjmuje butelkę wina, otwiera ją korkociągiem i wręcza żonie, która pije z gwinta. Odcinek Wrocław Główny – Wrocław Mikołajów ma obecnie bardzo ograniczoną przepustowość. Jadąc estakadą mijamy płot, na którym nie brakuje napisów wyrażających „miłość” do naszego premiera. Wspominałem o nim w relacji „Oleśnickie uzupełnienie”, teraz wyznań jest o wiele więcej. Nie mamy postojów we Wrocławiu Nadodrzu oraz w Oleśnicy Rataje, w przeciwieństwie do KARKONOSZY przez co na odcinku Wrocław-Ostrów czasem stajemy pod semaforami, bo jedziemy w odbiegu za nimi. Przy kontroli okazuje się, że moi współpasażerowie też jadą na Podróżnikach. Za Oleśnicą korzystając z faktu, że kanapę po mojej stronie mam tylko dla siebie kładę się spać. Przebudzam się w Bydgoszczy. Trasą Bydgoszcz-Tczew pociąg pruje teraz pięknie z wysoką prędkością, a jeszcze niedawno jazda tym odcinkiem była koszmarna.
W Tczewie jestem tuż przed 7:00 i mam 1,5 godziny czasu. W kasie pobieram miejscówkę na TLK POJEZIERZE, następnie udaję się na spacer po mieście. Chcę oczywiście zaliczyć rynek, jednak zapomniałem sprawdzić w internecie gdzie on się znajduje. Na planie miasta znajdującym się nieopodal dworca znajduję Nowy Rynek, który jest w pobliżu torów. Udaję się tam, ale zastaję tylko jakiś zrujnowany plac, więc raczej nie o to chodzi. Spacerując po okolicy trafiam też na miejsce, w którym znajduje się drewniany młyn. Zabudowań przypominających starówkę nigdzie nie widać, więc pytam jednej pani jak na nią dojść. Okazuje się, że trzeba pójść wzdłuż torów w kierunku Wisły, przejść wiaduktem nad torami do Bydgoszczy i dopiero tam będzie starówka. Nie mam już za wiele czasu, ale spróbuję, może zdążę. Na szczęście nie jest to aż tak daleko. Na początku starówki trafiam na Skwer Tczewskich Kolejarzy – kawałek toru z semaforem kształtowym. Następnie w szybkim tempie oglądam Rynek i przylegające do niego uliczki. Na dworcu jestem z powrotem 10 minut przed odjazdem pociągu. Obok stacji znajduje się Galeria Kociewska – połączenie starego budynku z nowoczesnym oraz nowoczesny dworzec autobusowy. Są też 2 parowozy – pomniki. Jeden sprofanowany, a drugi normalny. Wykonuję też kilka zdjęć stacji. TLK POJEZIERZE relacji Gdynia-Katowice przez Olsztyn, Białystok i Warszawę przyjeżdża punktualnie. Przydzielone miejsce odpowiada mi, a w przedziale tylko 1 osoba, więc siadam tam gdzie przydzielił mnie bezduszny system. Zaraz po odjeździe przejeżdżamy po słynnym moście na Wiśle. Równoległy do niego most drogowy jest nieczynny. Na odcinku do Malborka trwa modernizacja, rozkopana jest stacja Szymankowo. Przed samym Malborkiem stajemy pod semaforem na dłuższą chwilę, akurat na moście nad rzeką Nogat, z którego jest widok na zamek. Nie mogłem sobie odmówić zdjęć. Stacja Malbork również rozkopana, remontowane są wiaty i perony. Jeszcze ok. 20 minut jazdy i o 9:15 wysiadam w Elblągu. 10 minut po mnie, o 9:25 regio Olsztyn-Malbork przyjeżdża moja dziewczyna Kasia. Dworzec jest po remoncie. W budynku oprócz kas i sklepiku znajduje się także bank Credit Agricole. W holu porządku pilnuje pani ochroniarz.
<tramwaje>
W Elblągu większość biletów kodowana jest na karcie miejskiej, więc dobówkę można kupić tylko u kierowcy. Nie mamy pewności czy u motorniczego też jest to możliwe, dlatego idziemy na przydworcową pętlę autobusową. Gdy podjeżdża autobus podchodzimy do kierowcy, którego proszę o bilet dobowy normalny i ulgowy. Kierowca wystawia normalny, po czym dopytuje czy normalny i ulgowy. Przytakuję, a gość wystawia… 2 bilety jednorazowe: normalny i ulgowy. -,- Gdy zorientował się, co się stało i dlaczego wręczona mu kwota się nie zgadza stwierdza, że nie może już tego anulować. Po moim stanowczym stwierdzeniu iż mówiłem wyraźnie, że chodzi o 2 dobowe i to nie moja wina, że wystawił co innego ze skwaszoną miną odkłada jednorazówki i wystawia ulgową dobówkę. Po zakupieniu biletów opuszczamy autobus i udajemy się na przystanek tramwajowy przed dworcem. Elbląg jest jedną z kilku sieci o nietypowym węższym rozstawie szyn (1000 mm). Rozstaw taki występuje jeszcze w Łodzi, Bydgoszczy, Toruniu i Grudziądzu. Pierwszym tramwajem jest 4-ka, która jest najczęściej jeżdżącą linią. Jedziemy nią do pętli Druska. Trasa wiedzie wzdłuż torów kolejowych w kierunku Olsztyna i na niektórych odcinkach jest jednotorowa z mijankami. Przystanek końcowy nie znajduje się bezpośrednio przy pętli, tramwaje zawracają kawałek dalej za zakrętem. Teraz chcemy pojechać linią 2 do pętli Marymoncka, mamy jednak do niej trochę czasu, więc robimy sobie spacer na wiadukt kolejowy. Aby porządnie sfotografować tramwaje na pętli muszę przejść kawałek ścieżką rowerową, bo chodnik dla pieszych jest akurat po drugiej stronie ulicy. W końcu podjeżdża 2-ka. Teraz wracamy się do dworca, a następnie jedziemy w kierunku centrum. W niektórych miejscach linia tramwajowa jest poprowadzona ulicami bez ruchu samochodowego. Na Placu Słowiańskim skręcamy w kierunku północnym, niedługo potem w lewo odgałęzia się nieprzejezdny aktualnie odcinek do zajezdni tramwajowej, a my zaczynamy wspinać się pod górkę do przystanku Królewiecka Światowid. Przez ostatnie 2 przystanki zatoczyliśmy pętlę niemal o 180 stopni, jednak pokonaliśmy różnicę wysokości. Przy wspomnianym Światowidzie zebrała się spora grupa rowerzystów w kamizelkach odblaskowych, do których ktoś przemawia przez mikrofon na podwyższeniu. Od tego miejsca wjeżdżamy na ostatni odcinek trasy, w sporej części jednotorowy, którym kursuje już tylko 2-ka. Po obu stronach ulicy mamy różne budynki i obiekty związane z wojskiem, oczywiście ogrodzone i z zakazem wstępu. Podobnie zresztą jest na pętlach tramwajowych, które są ogrodzone i z tablicami zakazującymi wstępu na teren ZKM Elbląg. Pętla Marymoncka w klimatach bardziej leśnych. Torowisko na pętli tak zarośnięte, że prawie go nie widać. Od razu tym samym tramwajem powracamy żeby tu nie utknąć. Gdy dojeżdżamy ponownie do przystanku Królewiecka Światowid równocześnie z nami podjeżdża PESA na linii 5 do pętli Ogólna, więc błyskawicznie bez fotek przesiadamy się na nią. Okazuje się jednak, że tramwaj musi odstać swoje na światłach, szkoda że o tym nie wiedzieliśmy. Teraz jedziemy ul. Płk. Dąbka - szeroką z wydzielonym torowiskiem i kierujemy się w północne rejony miasta. Po drodze mijamy centrum handlowe Ogrody, które aktualnie jest w trakcie rozbudowy. Na pętli Ogólna mamy troszkę czasu do przyjazdu linii 1. Z tego miejsca widać również jaka jest różnica wysokości pomiędzy różnymi częściami miasta. Wcześniej odjeżdżają inne tramwaje.
Linia 1 kursuje aktualnie w skróconej relacji do zajezdni tramwajowej przy ul. Browarnej. Odcinek od zajezdni do skrzyżowania ul. Królewieckiej i Robotników (tam gdzie zaczynaliśmy wspinać się pod górkę jadąc 2-ką) jest obecnie nieprzejezdny. W związku z tym całkowicie zawieszona jest także linia 3. . 1-ka w obecnej postaci to raczej muchowóz, jesteśmy jednymi z nielicznych pasażerów. Do centrum handlowego powracamy tą samą trasą, a następnie odbijamy w prawo. Odcinek, którym teraz jedziemy z racji zabudowań sprawia wrażenie jakbyśmy jechali tramwajem przez jakąś wioskę. Po drodze jest nieużywana w ruchu planowym pętla Obrońców Pokoju (Batorego), również strasznie zarośnięta podobnie jak Marymoncka. Wyremontowane wydzielone torowisko zaczyna się na przystanku Browarna Browar, gdzie też wyjeżdżamy z naszej „wiejskiej” uliczki na ul. Browarną. Jak sama nazwa wskazuje obok znajduje się browar, który ciągnie się do następnego przystanku Browarna Zdrój. Ten z kolei znajduje się przy przystanku kolejowym Elbląg Zdrój. Kolejnym przystankiem jest Browarna Urząd Gminy, znajdujący się przy zajezdni tramwajowej, gdzie linia aktualnie kończy bieg. Nie ma tutaj typowej pętli, tramwaj zawraca na trójkącie wjeżdżając do zajezdni. Odcinek, który aktualnie jest nieprzejezdny chyba nieprędko będzie dało się zaliczyć, bo zaraz za zajezdnią szyny się kończą i mamy łysy asfalt, a druga połowa ulicy totalnie rozkopana. Chwilę po nas przyjeżdża PESA jako nauka jazdy, która również za pomocą trójkąta cofa się do zajezdni. Gdy powracam na przystanek zastaję Kasię próbującą zmusić do popatrzenia się w obiektyw kota, który ukrył się między gałęziami drzewa. Łobuz gdy tylko kierujemy aparat w jego stronę odwraca się, ale udaje się wykonać jakieś zdjęcie.
</tramwaje>
Tym samym tramwajem wyruszamy w drogę powrotną. Podjeżdżamy jednak tylko jeden przystanek, do Browarna Zdrój, ponieważ chcemy obejrzeć przystanek kolejowy. Jest tutaj dość charakterystyczny zapach, zapewne z browaru. Przystanek kolejowy, który teraz oglądamy znajduje się na nieczynnej w ruchu pasażerskim linii Elbląg-Tolkmicko-Braniewo, tak zwanej Nadzalewówce, ponieważ wiedzie ona wzdłuż Zalewu Wiślanego, miejscami bezpośrednio przy nadbrzeżu z zacumowanymi łódkami. Jest uważana za jedną z najładniejszych linii w Polsce. Regularnych osobówek nie ma tu już dawno (w ostatnim okresie kursowania linia dogorywała na jednej parze) jednak w 2010 roku było mi dane zaliczyć tą trasę dzięki Arrivie i PTMKŻ, które w wakacje uruchomiły niedzielne pociągi na tej trasie. Zainteresowanych odsyłam do relacji „Mazurskie klimaty”. Przystanek oczywiście zapuszczony, budynek straszy powybijanymi szybami, masą rozwalonych gratów wewnątrz oraz nieprzyjemnym zapachem (jednak nie ma on nic wspólnego z tym co czujemy na przystanku tramwajowym). Od strony ulicy jest jednak jakieś pomieszczenie, w którym chyba odbywają się projekcje filmów. Jak głosi kartka na drzwiach jest to projekt "Kolej na kino" jednak ta sama kartka informuje również, że z powodu prac remontowych (których zbytnio nie widać) projekcja filmu "Pan Tadeusz" zaplanowana na 6 września (ciekawe którego roku ?) została przeniesiona na dworzec główny.
<tramwaje>
Sam przystanek Browarna Zdrój też jeszcze chyba nieukończony, bo poza tymczasowymi słupkami przystankowymi nie ma tutaj żadnej infrastruktury (wiat, śmietników, barierek). Kolejnym tramwajem linii 1 ruszamy dalej, przez wioskową uliczkę. Wysiadamy przy centrum handlowym Ogrody, a dokładniej na skrzyżowaniu z ulicą Ogólną, gdzie tramwaj skręca. Po chwili oczekiwania nadjeżdża PESA na linii 5, którą zaliczymy ostatnią pętlę – Saperska. Chwilę przed nami jedzie 4-ka, która zbiera ludzi, więc w naszym tramwaju luźno. Ogólnie tramwaje w Elblągu nie jeżdżą zatłoczone (przez cały dzień widziałem chyba aż jeden, w którym ludzie stali) ale może wynika to z tego, że dziś sobota. Wracamy teraz przez całe miasto, zjeżdżamy z górki na Plac Słowiański i dopiero za przystankiem 1 Maja Sąd odbijamy na ostatni brakujący odcinek. Na pętli Saperska chwila czasu, będziemy powracać tym samym tramwajem. Pętla jest ogrodzona a na jej środku znajduje się niewielki zbiornik wodny. Postanawiamy przejechać się teraz do przystanku Królewiecka Światowid, gdzie podczas przesiadki nie zdążyliśmy wykonać zdjęć. Spotykamy tam tramwaj, który Kasia fotografuje już dzisiaj chyba ze 4 raz co powoduje śmiech motorniczego. Nie spotykamy tutaj niczego ciekawego, no może poza czarnym kotem przebiegającym przez torowisko tuż przed odjazdem tramwaju Kolejną PESĄ czyli linią 5 (niskopodłogowce spotykamy dziś wyłącznie na tej linii) wracamy na Plac Słowiański. Ten przystanek położony na łuku znajduje się obok starówki, którą chcemy obejrzeć. Nie jest ona złożona jak większość z rynku i przylegających do niego uliczek tylko cały kompleks uliczek, kamienic wraz z katedrą jest uznawany za Stary Rynek. Jest też Brama Targowa, przy której znajduje się figura Piekarczyka, który jak głosi legenda obronił Elbląg przed najazdem wojsk krzyżackich przecinając łopatą linę podtrzymującą kratę w bramie. Sądząc po stopniu starcia nosa turyści robiący sobie zdjęcia z tym panem najczęściej chwytają go właśnie za tą część ciała. Kasia postanowiła nie odstawać od innych. Przy bramie znajduje się też kawałeczek torowiska tramwajowego. Pojawiło się ono podczas remontu bramy w 2006 roku, aby przypominało mieszkańcom o tym, że kiedyś pod bramą jeździły tramwaje. Po drugiej stronie starówki płynie rzeka Elbląg, na której znajdują się 2 mosty zwodzone. Według tablic informacyjnych o 15:00 ma nastąpić otwarcie mostu. Kontynuując spacer spotykamy policję rowerową (albo jakiś przebierańców). Trafiamy też na Ścieżkę Kościelną czyli bardzo wąską i ciemną uliczkę między dwoma budynkami z kilkoma łukami nad nią. Wychodzimy z niej prosto przed pomnik Jana Pawła II przy katedrze. Następnie udajemy się na skwer koło mostu, żeby na chwilę odpocząć. W pewnym momencie w pobliżu nas pojawia się facet, który… prowadzi kota na smyczy ! „Łoj Kaźmirz, kot w niewolę trafił, na sznurku go pasą!” – rzekłaby Mania ze „Samych Swoich”. Wybija 15:00 a z mostem nic się nie dzieje. Może dzisiaj nie ma potrzeby otwierania go, bo nic nie płynie ? Powracamy na Plac Słowiański. Wykonuję fotkę tramwaju jadącego ul. 1 Maja, na której nie ma typowego ruchu samochodowego. Trafiła się 5-ka w kierunku Ogólnej. Na przystanku następuje spotkanie z 4-ką, w kierunku Druskiej. Podjeżdżamy nią 1 przystanek, do 1 Maja Sąd i przechodzimy pieszo do przystanku Grobla Św. Jerzego (na trasie do Saperskiej), przy którym znajduje się wzgórze z krzyżem papieskim oraz kapliczką. Jest tu też ciekawy trójkąt torowy: odgałęzia się wydzielone torowisko z przystankiem, jednak zaraz za nim tory się kończą. Z tego co wyczytałem jest to zaczątek planowanej nowej linii, która ma dotrzeć w rejony przystanku Królewiecka Światowid. Po drugiej stronie natomiast okazały pomnik Odrodzenia. Po obejrzeniu wszystkiego powracamy na przystanek 1 Maja Sąd, z którego ostatnim dziś tramwajem udajemy się dworzec. Trafiła się kolejna 4-ka. Odcinek do kolejnego przystanku też dość ciekawy, ale torowisko zarośnięte. Chwilę później żegnamy tramwaj na przystanku przy dworcu. Wysiadając przy dworcu napotykamy kłócącą się parę. Facet wsiada do tramwaju pozostawiając dziewczynę z wózkiem na przystanku. Dziewczyna stuka w drzwi krzycząc do chłopaka, że ma wysiąść, jednak ten ją olewa i odjeżdża sobie. Mam nadzieję, że my z Kasią nie będziemy musieli nigdy odstawiać takich przedstawień na jakiejkolwiek sieci tramwajowej.
</tramwaje>
Gdy przychodzimy na dworzec pani ochroniarz niezmiennie stoi w tym samym miejscu co rano. Udajemy się do kasy PKP IC bo Kasia musi kupić bilet powrotny a ja pobrać miejscówkę do Podróżnika. Ponieważ chcemy mieć dwa miejsca przy oknie razem, kasjerka wystawia nam jedną wspólną miejscówkę, a Kasi oddzielnie bilet bez rezerwacji. Na peronie 3 oczekujemy na przyjazd TLK RYBAK relacji Szczecin-Białystok. Chwilę przed jego wjazdem przy sąsiednim peronie podstawia się kibelek do Gdyni. Całkiem fajne to pomorskie malowanie. Nasz pociąg przybywa planowo. Tym razem również bezduszny system przyporządkował nam fajne miejsca, bo trafiamy do pustego przedziału w końcowej części składu po stronie, po której lubię. Wcześniej jednak musiała być w tym przedziale jakaś imprezka, bo w koszu na śmieci puszka po piwie i nie tylko, a pod siedzeniem leży sobie flaszka po wódce. Nasz wagon znajduje się pod koniec dość długiego składu. Przypomnę sobie teraz trasę Elbląg-Olsztyn, którą jechałem tylko raz, w 2006 roku. Do Bogaczewa, gdzie odgałęzia się linia do Braniewa szlak jest dwutorowy. Gdy fotografuję nastawnię tej stacji jej pracownik patrzy na mnie groźnym wzrokiem. Linia trochę pagórkowata i z łukami, czasem pojawia się też jakieś jeziorko. Prędkość całkiem przyzwoita. Na trasie są stacyjki o dość ciekawych nazwach jak np. Żabi Róg czy Kozia Góra. Pierwszy postój za Elblągiem to Pasłęk natomiast w Małdytach (gdzie kiedyś pośpiechy również się zatrzymywały) mamy mijankę z kibelkiem. Drugim (i ostatnim przed Olsztynem) postojem jest Morąg a w Gutkowie, które jest dzielnicą Olsztyna mimo, że w nazwie stacji nie występuje nazwa Olsztyn (podobnie jak w przypadku Sławięcic – dzielnicy Kędzierzyna) dołącza się do nas linia z Braniewa. Podróż kończymy na przystanku Olsztyn Zachodni, chociaż bardziej odpowiednią nazwą byłoby Olsztyn Centrum, ponieważ znajduje się on nieopodal starówki, w przeciwieństwie do dworca głównego, który jest trochę na uboczu.
Fotki, skany biletów: http://www.kolejomania.rail.pl/tramelb.html
Zapraszam też do obejrzenia krótkiej fotorelacji z imprezy z okazji 45-lecia MZK Kędzierzyn-Koźle (10.05.2014): http://www.kolejomania.rail.pl/45mzk.html
Liczba postów: 1 712
Liczba wątków: 37
Dołączył: 28.10.2011
Reputacja:
8
POZNAŃSKIE KLIMATY
(tym razem nie oddzielałem części kolejowych od tramwajowych bo przeplatają się dość często)
DZIEŃ 1 - 20.05.2014.
Kędzierzyn - Opole - Kluczbork - Ostrów Wielkopolski - Poznań
Ostatnia duża sieć tramwajowa w Polsce, której do tej pory w ogóle nie miałem okazji zwiedzić to Poznań. Również samo miasto nie było przeze mnie zbytnio zwiedzane transportowo, bo dotychczas bywałem tu jedynie przejazdem (nie licząc 2 wizyt na Starym Rynku dawno temu). Do stolicy Wielkopolski planowałem wybrać się już od dawna, jednak liczne remonty linii tramwajowych skutecznie odciągały mnie od tego pomysłu. W końcu jednak udało znaleźć się pasujący termin, w którym jeździły wszystkie trasy z wyjątkiem Mostu Uniwersyteckiego, który jeszcze długo nie pojeździ bo dopiero trwa jego rozbiórka. Zapowiadała się również piękna słoneczna pogoda i bardzo ciepło. Wyruszam 20 maja regio o 6:00 z Kędzierzyna. Po niecałej godzinie jestem w Opolu i udaję się do pracy. Na dworcu jestem ponownie ok. 13:00. W prestiżowej kasie zakupuję bilet i udaję się na częstochowską stronę dworca. Trwa remont peronu 3 oraz połowy peronu 4 ze ślepym torem. Mój szynobus do Kluczborka (odj. 13:39) zazwyczaj jest podstawiony dużo wcześniej, jednak dzisiaj podjeżdża na ostatnią chwilę od strony Opola Zachodniego (być może przeszedł z przyjeżdżającego chwilę wcześniej regio z Kędzierzyna). Dobrze znaną mi trasą docieram do Kluczborka. Budynek dworca po gruntownym remoncie. Przechodzę na drugą stronę stacji, gdzie przyjechał kibel z Poznania. Powracać będzie ten sam skład, jednak musi on wyjechać za stację i podstawić się przy sąsiednim peronie. Podobnie jest z pociągami od strony Wrocławia, też nie wystarczy zwykła zmiana czoła tylko konieczne jest przestawienie się na sąsiedni peron. Dziwny ten Kluczbork. Trasa to 201 km, więc bałem się żeby nie trafił się full plastik lub puszka bez otwieralnych okien. Trafił się kibel z dawnej modernizacji, też średnio fajnie ze względu na twarde siedzenia, no ale z dwojga złego lepsze to. Odjazd planowy. Do Krzywizny prędkość tragiczna, jedziemy 20-ką albo jeszcze gorzej. Przejazd 6 km zajmuje 21 minut !!! Za tą stacją zostajemy skierowani na tor lewy, ogólnie na tej trasie na wielu odcinkach jedzie się po torze przeciwnym do zasadniczego, a zmiany torów następują często. W Kępnie na dolnym poziomie odpoczywa kilka kibelków. W Ostrzeszowie ma miejsce dość ciekawa rzecz. Po wjechaniu w perony zmieniamy czoło, cofamy się do rozjazdów od strony Kępna, a następnie powracamy ale na tor po drugiej stronie peronu i dopiero ruszamy w dalszą drogę. Z tego co usłyszałem z urywków rozmów przez radio był jakiś problem z rozjazdem. Większa wymiana pasażerów w Ostrowie Wielkopolskim i Jarocinie. Na niektórych stacjach zjawiamy się przed czasem, więc mamy dłuższe postoje. Im bliżej Poznania tym pociąg coraz pełniejszy.
W Poznaniu Głównym jestem punktualnie, o 18:46. Szybko udaję się na dworzec zachodni, ponieważ jest tam czynny do 19:00 kiosk, w którym mogę zakupić bilet 48-godzinny. Są jeszcze 2 godziny dnia, więc od razu zaczynam zaliczanie sieci tramwajowej. Udaję się na przystanek Bałtyk, gdzie wsiadam w 13-kę, którą jadę na Junikowo. Przywitała mnie 105-ka. Tabor tramwajowy w Poznaniu jest jednak bardzo różnorodny. Oprócz Konstalu możemy tu spotkać tramwaje takich producentów jak Düwag, Siemens, Solaris, Modertrans czy Tatra. Tak więc zaliczanie będzie interesujące również pod względem taborowym. Co ciekawe nie ma tu tramwajów PESY. Trasa, od której zaczynam to dość długi kikut, który trzeba zaliczać tam i z powrotem. Przez długi czas była ona nieczynna, ze względu na gruntowny remont. Po drodze mijamy pętlę Budziszyńska, a przy końcu trasy znajduje się duży cmentarz. Sama pętla to zmodernizowane centrum przesiadkowe obejmujące tramwaje i autobusy. Jest także parking dla rowerów. Tablica świetlna informuje o najbliższych odjazdach, jak się później okaże na innych pętlach też bywają takie tablice. Jest to bardzo wygodne, bo nie trzeba sprawdzać rozkładów tylko od razu wiadomo, do którego tramwaju się kierować. W drogę powrotną wyruszam linią 1. Do Ronda Jana Nowaka-Jeziorańskiego jazda tą samą trasą, a następnie odbijamy w prawo. Dojeżdżam do przystanku Głogowska/Hetmańska. Równocześnie ze mną na sąsiedni przystanek podjeżdża 14-ka w kierunku Górczyna, na którą udaje się przesiąść ponieważ musi odstać na światłach. Z kolei od strony Górczyna co chwilę przejeżdżają tramwaje bez pasażerów zjeżdżające do zajezdni. Po krótkiej jeździe jestem na pętli Górczyn, która częściowo znajduje się pod dwiema estakadami. Bezpośrednio obok znajduje się stacja Poznań Górczyn, więc również ją sobie oglądam. Jeden zmodernizowany peron wyspowy, odchodzi tutaj również obwodnica towarowa umożliwiająca przejazd na Starołękę i Franowo z pominięciem Poznania Głównego. Podczas mojej wizyty na peronie przejeżdża BWE z Berlina do Warszawy z husarzem na czele. W drogę powrotną wyruszam 8-ką, którą dojeżdżam do Mostu Dworcowego i przesiadam się na 6-kę. Podjeżdżam nią do przystanku Półwiejska. Ta ulica to deptak, przy którym znajdują się knajpki i sklepy. Udaję się na kolację do mojej ulubionej sieci pizzerii (stali czytelnicy moich relacji wiedzą jakiej ). Po odpoczynku ponownie 6-ką powracam do dworca kolejowego. Wysiadam na przystanku koło nowego budynku dworca. Przystanek pierwotnie nazywał się Zintegrowane Centrum Komunikacyjne, jednak obecnie jego nazwa to Poznań Główny. Jego połączenie z dworcem jest jednak beznadziejne. W trakcie remontu wystarczyło przejść przez ulicę przez tymczasowe przejście dla pieszych. Teraz konieczne jest zejście do przejścia podziemnego, którym docieramy na dziedziniec galerii Poznań City Center, przejście przez część galerii, wjechanie schodami o jeden poziom do góry i dopiero wtedy dotrzemy do budynku dworca, który od przystanku dzieli zaledwie jakieś 50 metrów. Pod budynkiem dworca na tym samym poziomie co tory znajduje się dworzec PKS. Nie można się jednak na niego dostać bezpośrednio z dworca, trzeba przejść przez galerię. Galeria dzieli się na 2 części: handlową, która jest czynna tylko w dzień i całodobową, przez którą przechodzi się na oba dworce. Jest tu też całodobowy Mc Donald’s. Część dzienną od całodobowej oddzielają wysuwane szare ściany, w których znajdują się drzwi pilnowane przez ochronę. Budynek dworca świeci różnymi kolorami, które co chwilę się zmieniają. W napisie Poznań Główny z boku budynku nie świeci literka W co wygląda dość niechlujnie. Spędzam trochę czasu na dworcu. Do odjazdu przygotowują się ostatnie osobówki odwożące ludzi w prawie wszystkich kierunkach. Z dalekobieżnych przybywa TLK PRZEMYŚLANIN ze Świnoujścia do Przemyśla. Mam nadzieję, że pociąg ten powróci na trasę przez Wrocław, bo jego brak na odcinku Wrocław-Katowice jest uciążliwy i powoduje 10-godzinną dziurę w połączeniach. Ok. 23:00 udaję się na przystanek Dworzec Zachodni. Zjeżdżającą do zajezdni 16-ką podjeżdżam do Parku Wilsona i udaję się na nocleg do kolegi.
DZIEŃ 2 - 21.05.2014.
Poznań - Gołańcz - Poznań
Dzisiejszy dzień zaczynam ok. 8:00. Z Parku Wilsona jadę 5-ką na Most Teatralny. W planie mam zaliczenie pętli Ogrody, a następnie przejażdżkę szynobusem do Gołańczy, bo sieć tramwajowa nie jest jedynym celem tego wyjazdu. Tramwaj w kierunku Ogrodów spóźnia się, więc rezygnuję i postanawiam powrócić na dworzec. Przystanek w kierunku dworca posiada bardzo długi peron, właściwie ciągnie się on aż do następnego przystanku, który znajduje się na remontowanym Rondzie Kaponiera i aktualnie jest nieczynny. 8-ką podjeżdżam na Most Dworcowy. Żeby z przystanku zejść na dworzec także trzeba zrobić małe kółko i pokonać więcej niż jedno przejście z sygnalizacją świetlną. Bilet postanawiam zakupić w kasie Kolei Wielkopolskich na dworcu letnim. Dworzec ten funkcjonuje jako peron 4b i jest nieco oddalony od pozostałych peronów (trzeba pójść drogą, którą samochody i autobusy wyjeżdżają placu dworcowego). Został wybudowany dla cesarza Wilhelma II jako jego prywatny dworzec do wizyt w Poznaniu. Liczyłem na normalny blankiet, ale niestety dostałem na paragonie. Przy peronie szynobus do Kostrzyna. Gdy powracam na standardowy dworzec mój szynobus do Gołańczy jest już podstawiony. Jest to mój pierwszy przejazd spółką Koleje Wielkopolskie. Dwuczłonowa PESA, jednak układ siedzeń zupełnie inny niż w szynobusach opolskich czy warmińsko-mazurskich. Najbardziej odczuwalną różnicą jest dużo ciaśniejsze przejście między siedzeniami, ponieważ po jednej stronie w jednym rzędzie znajdują się 3 siedzenia. Pierwsze kilometry po dobrze znanej trasie przez Poznań Garbary. Zaliczanie zaczyna się za stacją Poznań Wschód, z której odchodzi linia do Gołańczy, którą dawniej można było dojechać do Bydgoszczy. Linia została nie tak dawno wyremontowana ze środków unijnych, więc prędkość dobra, a stacje i przystanki posiadają nowe perony. Za przystankiem Poznań Karolin przecinamy obwodnicę towarową Poznania (ze Swarzędza do Kiekrza). Przez moment widać długą estakadę, po której idzie ta linia. Niestety do tej pory nie było mi dane jej zaliczyć. Trasa, którą jadę niezbyt ciekawa widokowo (jak większość linii w tych rejonach) – pola i lasy. Przejeżdżamy m.in. przez Bolechowo, gdzie znajduje się fabryka Solarisa. W Murowanej Goślinie oczekujemy na mijankę z szynobusem do Poznania, więc wychodzę na szybkie fotki. Na wjeździe do Wągrowca spory łuk. Na stacji tej wysiada 3/4 pasażerów. Większość pociągów (na linii jest kilkanaście par) kończy bieg tutaj, na dalszym odcinku do Gołańczy kursują już tylko 4 pary. Po odjeździe mijamy jezioro. W lewo odgałęzia się linia do Rogoźna Wielkopolskiego. Tego odcinka remont nie objął, więc nie jedzie się już tak fajnie jak przed Wągrowcem. Na trasie dużo wiatraków. W Gołańczy jestem o 10:53 i mam niecałą godzinę czasu. Dalej już nie pojedziemy o czym dobitnie informuje granica równo skoszonego zielska na torach. Robię spacer na pobliski rynek. Powracam przez rampę przy torach, na której urządzone jest targowisko. Miejscowość otoczona jest wiatrakami, w którą stronę by się nie spojrzało to jesteśmy w stanie jakiś dostrzec. W drogę powrotną wyrusza podobna ilość osób. Kasy biletowej nie uświadczymy, więc drużyna ma co robić, bo większość kupuje bilety. Jeden z konduktorów zapytany przez pasażerkę o coś stwierdza, że nie wie, bo jest na tej trasie tylko na gościnnych występach. W Wągrowcu jak można było się spodziewać wsiada duża liczba podróżnych i szynobus jest pełny. W Poznaniu jestem ponownie o 13:10. Na IR STAROSTA do Warszawy podstawiony pojedynczy EN57. Oj, coś ostatnio PR zaskakują in minus jeśli chodzi o składy… Zaglądam na chwilę na parking, z którego widać perony. Następnie przechodzę do galerii. Na piętrze, na którym się znajduję toaleta jest płatna, nie wiem jak na innych (np. w Katowicach bezpłatna jest tylko na jednym). Kieruję się na plac przed galerię. Przy wejściu wielkie szpilki oraz fontanna przy której można się trochę ochłodzić, bo temperatura w tej chwili na pewno przekracza 30 stopni.
Czas kontynuować zaliczanie sieci tramwajowej, więc przez przejście podziemne udaję się na przystanek Poznań Główny. Na poniższej fotce widać jak niewielka odległość (w stosunku do drogi, którą trzeba pokonać) dzieli przystanek od wejścia na dworzec. Postanawiam zacząć od pętli, którą najtrudniej zaliczyć czyli Wilczak, gdzie kursuje tylko jedna linia 3 jeżdżąca dość rzadko i tylko w dni robocze. Aby udać się w tamte rejony wsiadam w linię 10, którą pojadę do pętli Połabska. Jedziemy do Mostu Teatralnego, a następnie pod trasą "Pestki" i kierujemy się w dość spokojną (przynajmniej na pierwszy rzut oka) okolicę. Na pętli nic nadzwyczajnego, więc po wykonaniu szybkich zdjęć wyruszam w drogę powrotną. Planuję przesiąść się na przystanku Pasieka na 3-kę, jednak mijam się z nią na dojeździe do niego, więc żeby nie sterczeć podjeżdżam trochę dalej, do przystanku Wielkopolska, gdzie odgałęzia się trasa do pętli Piątkowska. Okazuje się, że i tak będę musiał tutaj trochę poczekać. W końcu doczekuję 3-ki i zaliczam brakujący odcinek. Na pętli Wilczak będę musiał kwitnąć kolejne 20 minut, bo tramwaj ma tutaj dłuższy postój. Pętla w klimacie parkowo-leśnym, jednak zaraz obok znajdują się osiedla, więc nie jest to jakieś odludzie. Czas wykorzystuję na wizytę w osiedlowym spożywczaku. Tą samą 3-ką wyruszę w dalszą drogę, teraz pojadę nią w pełnej relacji. Do Mostu Teatralnego jazda po zaliczonej już wcześniej trasie, a następnie jedziemy całkiem ładnym odcinkiem, wiodącym północnym skrajem Starego Miasta. Mijamy m.in. Plac Wielkopolski, katedrę oraz przecinamy Wartę. Trasa kończy się przy pętli Zawady, która znajduje się przy linii kolejowej pomiędzy stacjami Poznań Garbary a Poznań Wschód. Wielokrotnie widywałem ją z pociągu, nawet dzisiaj wracając z Gołańczy.
Po wykonaniu zdjęć wracam pieszo do Ronda Śródka. Bezpośrednio obok znajduje się stacja początkowa kolejki Maltanka o takiej samej nazwie. Mamy 15:50, więc akurat załapię się na kurs o 16:00. Maltanka to kolej parkowa o długości 4 km poruszająca się wzdłuż Jeziora Maltańskiego. Łączy miejsce, w którym obecnie się znajdujemy z Termami Maltańskimi oraz Nowym ZOO. W wybrane weekendy pociągi prowadzi parowóz. Poza tymi dniami skład ciągnie lokomotywa spalinowa wystylizowana na parowóz (chociaż niektórzy twierdzą, że na traktor ). Tory na stacjach zwrotnych zataczają pętlę, więc pociąg nie musi zmieniać czoła tylko zawraca w taki sposób jak tramwaj. Jeśli chodzi o rozkład jazdy to w tygodniu pociągi kursują co godzinę, a w weekendy co pół, tak więc w soboty i niedziele w ruchu są 2 składy, które mijają się w połowie trasy. W budyneczku dworca znajduje się kasa biletowa, w której zakupuję bilet. Niestety jest to zwykły paragon z kasy fiskalnej. Na osłodę można sobie pobrać ze stojaka obok pamiątkowy bilet z 2011 roku. Obok peronu znajduje się pomnik parowozu. Przed odjazdem następuje kontrola biletów. Kierownik kasuje mój paragon kasownikiem takim samym jak mają np. w PR, tylko zamiast logo spółki kolejowej jest logo MPK Poznań. Jest też dyżurny ruchu, który lizakiem daje sygnał odjazdu. Wygląda bardzo podobnie jak dyżurni na czeskich stacyjkach. Prędkość kolejki oczywiście nie jest zbyt wysoka. Wyjazd ze stacji po łuku. Po chwili mijamy dwustanowiskową lokomotywownię. Pierwszy odcinek wiedzie wzdłuż jeziora, mijamy spacerujących ludzi. Następnie odbijamy w lewo i linia robi się leśna. W tym lesie mijamy dawny peron przystanku Ptyś, który funkcjonował do 2011 roku. Obecny peron znajduje się nieco dalej, już po wyjeździe z lasu. Po kolejnej chwili jazdy docieramy do mijanki Balbinka. W weekend spotykają się tu 2 składy, jednak dzisiaj przejeżdżamy bez postoju. Jedziemy chwilę wzdłuż drogi, a następnie ponownie wjeżdżamy w las gdzie mijamy nieczynną stacyjkę Przystań. Koniec trasy to Zwierzyniec, który jak sama nazwa wskazuje znajduje się w pobliżu ZOO. Jest tu duża wiata, punkt gastronomiczny oraz kontener z kasą biletową i nastawnią. Jadąc z powrotem można objechać pętlę w lesie. Po dokumentacji fotograficznej drogą pod górkę wychodzę z lasu. Po drodze mijam pętlę autobusową przy Nowym ZOO, jednak oferta rozkładowa nie jest tu powalająca. Tutejsze ZOO jest nowe, natomiast w centrum miasta znajduje się stare, do którego od 1 kwietnia 2014 wstęp jest bezpłatny. Idąc dalej po chwili ponownie spotykam tory kolejki. Powrotny pociąg załapuje się na zdjęcie.
Pieszo docieram do przystanku Krańcowa, skąd będę kontynuować zaliczanie sieci tramwajowej. Wsiadam w 8-kę, na której trafia się jedyny w Poznaniu (i jeden z kilku w Polsce) odrestaurowany skład tramwaju 105N (którego następcą są powszechnie i najczęściej spotykane tramwaje 105Na). W drogę powrotną miałem udać się 6-ką, jednak ta nie podjechała mimo, że stała na pętli już w momencie mojego przyjazdu. W efekcie pierwsza odjeżdża ta sama 8-ka, którą przyjechałem. Tym tramwajem dojeżdżam do Ronda Śródka, czyli tam gdzie startuje Maltanka. Chcę teraz udać się na Starołękę. Nie czekam długo, bo podjeżdża 17-ka właśnie w kierunku Starołęki, niestety dość zatłoczona. Gdy w pewnym momencie tramwaj skręca w lewo stwierdzam, że coś mi nie pasuje. Szybki rzut oka na schemat i już wszystko jasne: 17-ka nie jedzie prosto tylko zajeżdża jeszcze na Osiedle Lecha. Nie za bardzo mi to pasuje, bo tędy będę jechać później, a tamten odcinek zostałby niezaliczony, więc wysiadam na najbliższym przystanku (Polanka). Pierwszym tramwajem jaki się nawinął (z pośpiechu zapomniałem zanotować jaka linia, z analizy rozkładu wynika, że była to 16 lub 17) powracam do Kórnickiej czyli tam gdzie tramwaj „nieplanowo” odbił w lewo. Wsiadam w 13-kę. Teraz już tak jak było planowane czyli przez Rondo Rataje docieram do Starołęki. Ta pętla również znajduje się przy stacji kolejowej (Poznań Starołęka), więc oczywiście zachodzę tam. Jeden peron wyspowy z czynnym tylko jednym torem (drugi w stanie agonii). Podczas mojej wizyty przejeżdża TLK GWAREK z Gdyni do Katowic. Trochę się zdziwiłem gdy zobaczyłem jak bardzo skrócił się jego skład, czyżby trasa przez Ostrów mu nie służyła (to kolejny pociąg, który został zabrany z odcinka Wrocław-Gliwice) ? Oczekuje również grupka ludzi na regio do Krotoszyna. Megafonista z dość śmiesznym akcentem zapowiada, że pociąg „wjedzie na tor przy peroooonieeee”. Kolejnym celem jest najmłodsza trasa tramwajowa w Poznaniu czyli Franowo. W tym celu 13-ką podjeżdżam na Rondo Starołęka, żeby tam coś złapać. Najbliższym tramwajem w pożądanym przeze mnie kierunku jest jednak 17-ka, która i tak jedzie ze Starołęki. Jedziemy teraz przez blokowiska, które rozdzielone są ruchliwą dwupasmową drogą z torowiskiem tramwajowym pośrodku. Przejścia dla pieszych są bezkolizyjne po wiaduktach. Przesiadkę w kierunku Franowa wykonam na Osiedlu Lecha, gdzie zaczyna się tunel tramwajowy. Przed tym przystankiem na chwilę zatrzymujemy się, bo pewnie coś właśnie wyjeżdża z tunelu. Trójkąt torowy również znajduje się już w tunelu. Przystanek zmodernizowany i zadaszony. W kierunku Franowa dość długo nic nie nadjeżdża, za to w stronę Starołęki 2 albo 3 tramwaje. W końcu zjawia się 18-ka. Trasa wiedzie przez tunel, w którym są 2 przystanki. Nie wygląda to jednak tak jak w Krakowie, bo o ile przystanki krakowskie przypominają bardziej stacje metra i jest w nich ciemno, tak do poznańskich normalnie dociera światło dzienne, bo są częściowo odkryte i położone niezbyt głęboko. Z tunelu wyjeżdżamy przy centrum handlowym M1, gdzie wysiadają wszyscy. Dalej trasa wiedzie tyłami wspomnianego centrum, żeby dotrzeć do pętli z zajezdnią, przy której istnieje możliwość przesiadki na autobus.
Chyba nieczęsto ktoś tu dojeżdża, bo motorniczy widząc mnie pyta czy mi w czymś pomóc i czy się nie zgubiłem. Chcę teraz pojechać 16-ką w pełnej relacji czyli zaliczyć PST. Niestety niskopodłogowa zwiewa mi sprzed nosa, a na kolejnej przyjeżdża 105-ka. No ale nie będę tracić kolejnych 20 minut więc wsiadam. Wracam przez tunel tramwajowy do Os. Lecha, a następnie w kierunku Kórnickiej. Ten odcinek nie wiedzie bezpośrednio przez zabudowania tylko częściowo przez łąkę. W pobliżu jednak znajdują się bloki. Na dachach niektórych wielkimi literami umieszczone są nazwy osiedli np. Os. Lecha, Os. Czecha, Os. Tysiąclecia. Za Kórnicką przecinamy Wartę i wjeżdżamy w okolice Starego Miasta. Na Placu Bernardyńskim mijamy Caffe Bimba – kawiarnię w zabytkowym tramwaju N otwartą raptem 2 dni temu. W pewnym momencie trasa robi się jednokierunkowa. Jedna z linii korzysta z tej pętli ulicznej. Przejeżdżamy przez Plac Wolności mijając Bibliotekę Raczyńskich. Zapełnienie w tramwaju bardzo duże. Dojeżdżamy do Mostu Teatralnego, a następnie wjeżdżamy na trasę Poznańskiego Szybkiego Tramwaju (PST) zwanego „Pestką”. Jest to wydzielona trasa wiodąca w północne rejony miasta. Wszystkie połączenia z ulicami są bezkolizyjne. Przypomina bardziej linię kolejową niż tramwajową. Na trasie jest kilka stacji, zazwyczaj stanowią one węzły przesiadkowe i ulokowane są pod wiaduktami drogowymi. Ich estetyka jednak nie powala, a wręcz można powiedzieć, że są brzydkie. Koniec trasy to Os. Jana III Sobieskiego – duża pętla z dworcem. Obok przebiega kolejowa obwodnica towarowa Poznania. Po wykonaniu zdjęć wsiadam w 14-kę. Powracam do centrum. Przy Moście Teatralnym gdzie pierwotnie kończyła się trasa PST nie zjeżdżamy na standardową linię tylko jedziemy jej przedłużeniem do Dworca Zachodniego. Przystanek przy dworcu znajduje się w miejscu dawnego peronu 7, zakrywa go szklany dach i można dostać się z niego bezpośrednio do tunelu prowadzącego na perony kolejowe. Za przystankiem znajduje się pętla, a tory łączą się ze standardową linią i umożliwiają dalszą jazdę w miasto. Dojeżdżam do przystanku Głogowska/Hetmańska i przesiadam się na 11-kę. Pora podobna jak wczoraj, więc od strony Górczyna zjeżdżają puste tramwaje do zajezdni, a w stronę pętli zrobił się korek tramwajów. 11-ką dojeżdżam do Ronda Starołęka, żeby doliczyć odcinek do końca. Następnie wsiadam w 1-kę, którą powracam do przystanku Traugutta. Przesiadam się na 2-kę jadącą do pętli Dębiec. Po drodze mijamy zakłady HCP. Pętla Dębiec również znajduje się przy linii kolejowej i wielokrotnie widywałem ją z pociągu, jednak perony znajdują się w dalszej odległości. Ponieważ już się ściemnia odpuszczam spacer tam i tylko dokumentuję pętlę. Następnie wybieram linię 10 i zaliczając odcinek, którym kursuje tylko ona powracam do dworca głównego. Rzut oka na Poznań City Center o zmierzchu. W galerii trwa właśnie oddzielanie części dziennej od nocnej za pomocą wysuwanych ścian. Wszystko koordynuje ochroniarz przemieszczający się na segway'u czyli małym dwukołowym wózku elektrycznym. Fajna rzecz, muszę se kiedyś taki sprawić. Zaglądam do dworcowego Mc Donalda, a następnie podobnie jak wczoraj z przystanku Dworzec Zachodni tym razem 8-ką podjeżdżam do Parku Wilsona i udaję się na nocleg.
DZIEŃ 3 - 22.05.2014.
Poznań - Wrocław - Kędzierzyn
Ostatni dzień zaczynam ok. 6:00. Mam do zaliczenia jeszcze 2 pętle: Ogrody i Piątkowska oraz parę odcinków w mieście, chcę również coś pozwiedzać. Z Parku Wilsona odjeżdżam 5-ką. Gdy dojeżdżam do Mostu Teatralnego widzę, że zaraz podjedzie 2-ka. Linia ta bardzo mi pasuje, bo mogę hurtem zrobić kilka brakujących odcinków. Zaliczam m.in. drugą część pętli ulicznej w okolicach Starego Miasta. Tramwaj jedzie do Dębca, więc postanawiam tam dojechać jeszcze raz. Po przyjeździe udaję się na przystanek kolejowy, po drodze na zdjęcie załapuje się nastawnia. Budynek dworca pomalowany w różne wzorki, na drzwiach informacja, że wszystkie pociągi odjeżdżają z peronu 2. Przy pierwszym trwają jakieś prace. Perony mają różną długość, różnica jest dość spora (no chyba, że pierwszy jest jeszcze w budowie i dogoni długością drugi). Podczas mojego pobytu przejeżdża szynobus do Wolsztyna, KAMIEŃCZYK do Szklarskiej Poręby oraz regio z Leszna. Skład tego ostatniego to 5 bohunów i jedna przedziałówka. Mimo takiego składu i bardzo dużej ilości osób, które wysiadły skład i tak odjeżdża z zawalonymi przedsionkami. Po powrocie na pętlę zakupuję w piekarni śniadanie i konsumuję na przystanku. Chcę teraz powrócić do centrum, więc wybieram 10-kę i dojeżdżam nią do Mostu Teatralnego. Teraz udam się na Ogrody linią 2. Jedzie się dość powoli, ponieważ torowisko jest poprowadzone po ulicy i musimy wlec się za samochodami. Po przyjeździe na pętle oczywiście dokumentacja. Następnie wsiadam w 7-kę i jadę do Ronda Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Następnie 15-ką powracam na Most Teatralny. Czas na ostatnią pętlę czyli Piątkowską. Podczas oczekiwania na odpowiedni tramwaj pojawia się 105-ka z reklamą TurKolu czyli spółki organizującej przejazdy pociągami parowymi po różnych ciekawych trasach. W dalszą drogę wyruszam 9-ką. Po odbiciu od trasy w kierunku Wilczaka i Połabskiej linia robi się nieco parkowa. Jedziemy wzdłuż rzeczki, a następnie zadrzewioną ulicą z domkami jednorodzinnymi. Ostatni odcinek już bez drogi, a sama pętla w klimatach raczej leśnych. Jeszcze w zeszłym tygodniu ze względu na remont tramwaje tutaj nie dojeżdżały, tylko kończyły trochę wcześniej na przystanku Wrzoska. W pobliżu pętli bloki, 3 stacje benzynowe i McDonald. Na ruchliwym skrzyżowaniu nie działa sygnalizacja świetlna, więc jego pokonanie nie należy do najłatwiejszych.
Do centrum powracam 9-ką otablicowaną jako „Zjazd do zajezdni Madalińskiego”. Nie orientuję się aż tak w poznańskich zajezdniach, ale wiem, że do Mostu Teatralnego na pewno dojadę, bo wcześniej po prostu nie ma gdzie odbić z trasy. Podczas jazdy odpada osłona od lampy na tyłach tramwaju. Motornicza po prośbie starszej pani na jednym z przystanków idzie i zakłada ją. Gdy powraca do kabiny otrzymuje gorące podziękowania od tej sędziwej pasażerki. Wysiadam znów przy Moście Teatralnym. Teraz udam się jeszcze raz do pętli Ogrody, żeby stamtąd pojechać zwiedzić przystanki w tunelu do Franowa po drodze zaliczając ostatnie brakujące odcinki. Tym razem dowozi mnie tam 17-ka. Kolejny tramwaj to 18-ka. Zaliczam nim ostatnie 2 brakujące odcinki. Na ul. Zwierzynieckiej mijamy zabity dechami jeden z wjazdów do nieczynnej zajezdni Gajowa. Przejeżdżamy również przez remontowane Rondo Kaponiera. Na wprost nie możemy pojechać bo wjechalibyśmy na będący w rozbiórce Most Uniwersytecki. Dojeżdżam do przystanku Piaśnicka/Kurlandzka, który znajduje się w tunelu. Po obejrzeniu 16-ką podjeżdżam na drugi tunelowy przystanek czyli Piaśnicka/Rynek. Przystanki wyglądają prawie identycznie. Teraz chcę udać się na Stary Rynek. Podjeżdża 18-ka, która akurat jedzie w innym kierunku, więc będę musiał się przesiąść po drodze. Ponieważ na Os. Lecha przesiadałem się wczoraj postanowiłem wybrać przystanek Os. Tysiąclecia. Jest to spokojne miejsce przy parku. Po chwili oczekiwania nadjeżdża 5-ka. Jadę na Plac Bernardyński. Znajduje się tu wspomniana już wczoraj kawiarnia w tramwaju. Teraz mam okazję ją udokumentować. Następnie przechodzę na Stary Rynek. Zastaję tam sporo wycieczek szkolnych. Akurat wybija 12:00 więc załapuję się na „występ” koziołków oraz trębacza. Następnie przechodzę na Plac Wolności przy którym znajduje się Biblioteka Raczyńskich. Na samym placu znajduje się Fontanna Wolności, a wzdłuż przebiega linia tramwajowa (tutaj jest właśnie jednokierunkowy odcinek tworzący pętlę uliczną). 16-ką podjeżdżam 1 przystanek, do Fredry. Obok znajduje się teatr, a po drugiej stronie natomiast plac z fontanną. Rozkładam się na trawce i odpoczywam trochę. Następnie udaję się w kierunku Mostu Teatralnego. Tuż przed nim schodzę w dół, ponieważ przy torach znajduje się była nastawnia przerobiona na kawiarnię. Jej nazwa nie może być inna jak NASTAWNIA. Od strony torów normalnie napis z nazwą stacji, a malowanie podobne do obecnego malowania nastawni PLK, więc pasażer pociągu jeśli nie przyjrzy się dokładnie może nie zauważyć, że jest to kawiarnia. Pod Mostem Teatralnym przebiega przedłużenie "Pestki" do Dworca Zachodniego. Według artykułu z gazety miejskiej, którą otrzymałem na jednym z przystanków, inwestycja ta została uznana za jeden z najbardziej udanych projektów unijnych ostatnich lat.
Mam jeszcze sporo czasu, więc postanawiam zajrzeć do Starego ZOO, do którego wstęp jest bezpłatny. W tym celu z Mostu Teatralnego podjeżdżam 15-ką do Matejki. Okazało się mogłem to zrobić nieco inaczej, bo owszem znalazłem się w pobliżu ogrodu, ale wejście znajduje się zupełnie z drugiej strony. Ilość zwierząt nie jest jakaś duża, bo większość znajduje się w Nowym ZOO. Możemy obejrzeć m.in. kozy, gibony, owce czy żółwie. Płatny wstęp jest tylko do pawilonu ze zwierzętami zmiennocieplnymi. Po obejrzeniu powracam pieszo na Most Teatralny. Po drodze przechodzę przez rozkopane Rondo Kaponiera. Największą masakrę komunikacyjną poznaniacy i tak mają już za sobą, bo przez rondo jeżdżą już tramwaje i częściowo ruch samochodowy. Jednak w kierunku Starego Miasta ciągle straszy wielka dziura i rozbierany dopiero wspomniany już wcześniej Most Uniwersytecki. Pierwotnie cała inwestycja miała zakończyć się na Euro 2012, a pewnie jeszcze długo się nie zakończy. Z tego powodu również nie da się zaliczyć odcinka tramwajowego w tym kierunku i dalej w ul. Święty Marcin oraz torów na ul. Towarowej. Mam jeszcze nieco czasu, więc z Mostu Teatralnego podjeżdżam 16-ką na Słowiańską czyli pierwszą stację na trasie PST. Ostatni już dziś tramwaj to 12-ka. Jadę do Dworca Zachodniego, który zostawiłem sobie na sam koniec do obejrzenia.
Do domu powrócę TLK ZEFIR relacji Kołobrzeg-Kraków na bilecie z oferty Weekendowa Biletomania. Oferta ta potwierdza, że jeśli się chce to da się zrobić sensowną ofertę, która zachęci podróżnego. Gdybym musiał zapłacić za bilet standardową cenę 60 zł zamiast 29 zł, to nawet nie brałbym tego pociągu pod uwagę, tylko pojechał kiblami przez Kluczbork za 23,31 zł. Już w czasie jeżdżenia po mieście sprawdziłem na infopasażerze, że pociąg wyjechał z Kołobrzegu z ok. 20-minutowym opóźnieniem. Podczas oczekiwania odjeżdża ZEFIR przeciwnej relacji (Kraków-Kołobrzeg). Dobre 5 minut po jego odjeździe zapowiedź, że ten pociąg dopiero odjedzie. Z kolei mój skład przybywa do Poznania już z trochę mniejszym opóźnieniem niż miał na starcie. Okazuje się jednak, że miał małą przygodę. Na szlaku Budzyń - Rogoźno zderzył się z drzewem leżącym w skrajni, które zarysowało kilka wagonów, ponadto w jednym z nich jest problem z luzowaniem hamulca. Postój wydłuża się, a przy pociągu kręcą się panowie w pomarańczowych kamizelkach i kilkukrotnie sprawdzają hamulce w każdym wagonie. Przez głośniki w przedziałach zostaje podana informacja, że z powodu sprawdzenia hamulców pociąg dozna 30-minutowego opóźnienia, na co cały wagon reaguje śmiechem. Z Poznania wyjeżdżamy mając +35. W moim przedziale dwóch chłopaków z czego jeden głuchoniemy, a drugi uracza cały przedział hip-hopem z wulgaryzmami z komórki oraz facet, który również jedzie na Weekendowej Biletomanii. W Czempiniu wyprzedzamy regio Poznań-Leszno. Z infopasażera wynika, że pociąg ten jechał planowo i został przytrzymany na 15 minut aby mógł go wyprzedzić ZEFIR. Może chodzi o to, żeby TLK jak najszybciej znalazł się na odcinku Rawicz-Wrocław, bo później ciężko byłoby go przepchać przez jednotory ? Do Wrocławia udaje się zgubić trochę opóźnienia. Na szczęście wysiada hip-hopowy współpasażer. W Kędzierzynie jestem ok. 19:30 (planowo 19:11).
Fotki, skany biletów: <!-- w --><a class="postlink" href="http://www.kolejomania.rail.pl/trampoz.html">www.kolejomania.rail.pl/trampoz.html</a><!-- w -->
Zapraszam również do obejrzenia krótkiej fotorelacji z wizyty parowozu Ty42-24 w Kędzierzynie (8.06.2014.) : <!-- w --><a class="postlink" href="http://www.kolejomania.rail.pl/parkk.html">www.kolejomania.rail.pl/parkk.html</a><!-- w -->
Liczba postów: 1 712
Liczba wątków: 37
Dołączył: 28.10.2011
Reputacja:
8
ŚLĄSKIE ODŚWIEŻENIE
Wyjazd nr 1
21.06.2014.
Kędzierzyn - Gliwice - Katowice - Oświęcim - Czechowice-Dziedzice - Zwardoń - Katowice - Gliwice - Kędzierzyn
W sobotę 21.06.2014. wybrałem się na krótkie kółeczko do województwa śląskiego. Celem było przypomnienie sobie odcinków, którymi jechałem tylko raz i bardzo dawno a mianowicie Katowice-Oświęcim, Oświęcim-Czechowice oraz Żywiec-Zwardoń. Wyruszam regio Kędzierzyn-Gliwice o 6:03. Gdy przybywam na dworzec jako mój pociąg stoi marszałkokibel czyli EN57AL po gruntownej modernizacji. Podczas jazdy nie dzieje się nic niezwykłego i punktualnie docieram do Gliwic. Przesiadam się na elfa relacji Gliwice-Częstochowa. Trasą do Katowic jedzie się coraz fajniej i szybciej. W Zabrzu czynny tylko jeden tor przy peronie co ma związek z remontem odcinka Zabrze-Ruda Chebzie, gdzie również jeździ się po jednym torze. W Katowicach mam tylko 5 minut na przesiadkę, na szczęście mój pociąg przybywa planowo, a drugi oczekuje przy tym samym peronie. Osobówka relacji Katowice – Czechowice-Dziedzice przez Oświęcim to zwykły kibel z PR Bydgoszcz ze starej modernizacji. Siedzenia jak w spotach. Do Katowic Szopienic Południowych ścigamy się z elfem do Częstochowy, którym jechałem z Gliwic. Od Mysłowic zaczyna się odcinek, którym jechałem 9 lat temu. Dokumentuję stacje. Na trasie jest również jezioro. W Oświęcimiu spotykamy kibelek do Wieliczki Rynek Kopalni. Pragotron przy naszym pociągu prawidłowo pokazuje Czechowice-Dziedzice o 8:34, natomiast sąsiedni dumnie głosi „Wiedeń” Na dalszym odcinku również dokumentuję stacje. Trasa wiedzie przez dość odludne okolice. Bliżej Czechowic prędkość tragiczna, 12 km pokonujemy w ponad 30 minut. Mój pociąg ma planowy przyjazd do Czechowic o 9:25, natomiast o 9:19 odjeżdża osobówka do Zwardonia. Liczyłem, że może złapie lekkie plecy i uda się przesiąść, ale niestety minęliśmy się w miejscu gdzie linie z Bielska i Oświęcimia zbiegają się ze sobą. Będę mieć więc ponad godzinę czasu. Mój kibelek zmienia czoło i uda się w drogę powrotną do Katowic przez Oświęcim. Idę obejrzeć miasteczko. W sumie to niekoniecznie można czuć się jak w mieście, ponieważ na jednej ulicy mamy typowo miejską zabudowę, a zaraz na kolejnej można poczuć się jakbyśmy byli na wsi. Blokowiska znajdują się po drugiej stronie torów. Funkcję rynku pełni Plac Jana Pawła II, na którym znajduje się m.in. fontanna, kościół i Urząd Miasta. Na stację powracam niedługo przed odjazdem, po drodze dokumentuję jeszcze położony obok mały dworzec autobusowy. Prawie równocześnie z moim pociągiem do Zwardonia wjeżdża TLK KORMORAN z Bielska-Białej do Olsztyna. Mój pociąg to elf. Niestety zapełnienie bardzo duże i zawalone przedsionki. Dopiero w Bielsku udaje się dorwać miejsce przy oknie. Fakt, że jadę elfem niezbyt mnie cieszy, ponieważ nie można w nim otwierać okien. Największe wyludnienie następuje w Żywcu. Od tego momentu zaczynam przypominać sobie trasę. Jedziemy przez góry, jednak nie jest to trasa górska z wiaduktami czy tunelami jak linie w okolicach Kłodzka. W Milówce mijanka z kiblem w przeciwnym kierunku – wraca ten skład, na który nie zdążyłem w Czechowicach. Za Milówką długi łuk, po którym nasz pociąg zawraca prawie o 180 stopni. Na terenie tej miejscowości jest jeszcze przystanek Milówka Zabawa, przez automat zapowiedziany jako „Milówka Zebawa”. Ostatni odcinek przed Zwardoniem leśny. W Zwardoniu mam 40 minut czasu. Przy peronie 2 stoi długi elf, który przyjechał jako weekendowy pociąg TURYSTA z Częstochowy i powróci tam wieczorem. Ja w drogę powrotną wyruszę tym samym składem, którym przyjechałem. Oglądam sobie najbliższą okolicę. Zaraz za stacją zaczyna się już sieć Kolei Słowackich, o czym świadczą słupy trakcyjne. Sama okolica raczej odludna, kilka domków, sklep itp. Odjeżdżam o 13:28. Tym razem mijanka w Rajczy. Pociąg zapełnia się w Żywcu, wsiadają m.in. osoby wracające z festiwalu Birofilia. Kolejna partia podróżnych dosiada w Bielsku-Białej. W Tychach perony wyładniały, a na jednym (tym, z którego korzystają pociągi z Katowic do Bielska) pojawiła się solidna wiata. Bez przeszkód docieramy do Katowic. Wjeżdżamy na peron 1, ponieważ skład ponownie uda się do Zwardonia. Do Gliwic jadę lekko splecowanym Impulsem. W składzie są wyświetlacze, jednak nie dowiemy się z nich np. jakie są stacje na trasie pociągu, ponieważ mówią nam one jedynie jaki mamy dziś dzień tygodnia oraz, że śląskie to pozytywna energia. Po przyjeździe do stacji docelowej korzystając z faktu, że wszyscy wysiedli dokumentuję wnętrze. Do Kędzierzyna znów zawiezie mnie marszałkokibel. Przy tym samym peronie również zwykły klop do Opola przez Strzelce. Na stacji pojawia się też towar z czewonym lokiem DB. Niestety gliwickie pragotrony coraz bardziej oddają ducha, niektóre są już zupełnie nieczynne. W członie mojego kibla jedzie dość dziwnie i trochę żulowato wyglądająca para ludzi. Przez całą drogę kłócą się o różne według nich kwestie np. wydatku rzędu 2-3 zł. W tym pociągu również wpadka jeśli chodzi o automat zapowiadający, który stację Sławięcice zapowiada jako Sławęcice. Kółeczko kończy się po 18:00 na peronie 4 w Kędzierzynie.
Fotki: http://www.kolejomania.rail.pl/1odsw.html
Wyjazd nr 2
7.07.2014.
Kędzierzyn - Racibórz - Rybnik - Pszczyna - Bielsko-Biała - Czechowice-Dziedzice - Zebrzydowice - Cieszyn - Zebrzydowice - Czechowice-Dziedzice - Katowice - Gliwice - Kędzierzyn
7 lipca wybrałem się na drugie kółeczko przypomnieniowe po województwie śląskim. Tym razem za cel obrałem trasy Rybnik-Pszczyna oraz Czechowice-Zebrzydowice-Cieszyn. Chciałem dołączyć jeszcze Katowice-Rybnik, ale nie dało się tego zrobić w sensowny sposób. Wyruszam o 7:07 regio Kędzierzyn-Racibórz. Na trasie momentami dość denerwujące zwolnienia. W Nędzy zostajemy przytrzymani na 10 minut, ponieważ przepuszczamy lekko opóźniony TLK WYDMY z Łeby i Helu do Raciborza i z takim opóźnieniem meldujemy się na stacji docelowej. Kibelek po wysadzeniu ludzi przestawia się na tor przy peronie 1, z którego uda się jako regio do Wrocławia, ale to dopiero za 2 godziny. Skład WYDM jest już ściągany na bocznicę, a do odjazdu przygotowuje się TLK SKARBEK do Warszawy. Jedna z tablic kierunkowych jest inna niż z reguły spotykane. Na tym samym torze stoi mój kibelek, którym pojadę do Pszczyny. Pierwsza reakcja jest pozytywna ze względu na otwieralne okna, ale po wejściu okazuje się, że jest to zakamuflowana opcja niskoplastikowa. Chwilę przed naszym odjazdem przybywa elf z Katowic. Do Nędzy powracam tą samą trasą, a następnie odbijamy na linię do Rybnika. Jedziemy trasą przez Rydułtowy, ponieważ obsługujemy wszystkie stacje. Jest też skrót od Suminy do Rybnika przez Jejkowice, z którego korzystają pociągi dalekobieżne, a dawniej korzystał również regio z Kędzierzyna czy Wrocławia. W Rybniku wysiada większość pasażerów, dalej pojadą już tylko nieliczne jednostki, no ale trudno się dziwić przy tak marnej ofercie. Przy tym samym peronie oczekuje kibel do Katowic, tam zapełnienie już dużo lepsze. Trasa Rybnik-Pszczyna to w sporej części klimaty leśne. Wymiana prawie zerowa, nawet w Żorach. Jedynie w Suszcu wsiadają jakieś osoby. Dokumentuję stacje i przystanki. Wjeżdżając do Pszczyny wyprzedza nas TLK POGORIA ze Szczecina do Bielska-Białej. Gdyby jednak ktoś chciał się przesiąść i pojechać dalej to ma problem bo zanim nasz kibel wolniejszym torem dotoczył się w perony to TLK już ruszał, a ze względu na kilkuminutowe rozkomunikowanie na najbliższą osobówkę w tamtym kierunku trzeba czekać 1,5 godziny. Budynek dworca w remoncie, podróżni odprawiani są na dworcu tymczasowym w kontenerze, w którym znajduje się kasa oraz mikroskopijna poczekalnia. Udaję się obejrzeć miasto. Całkiem sympatyczna starówka z rynkiem, a bezpośrednio obok zamek z rozległym parkiem, w którym znajduje się m.in. jezioro. Na jednej z uliczek sklep, w którym można zakupić kartki okolicznościowe pisane gwarą śląską. Na dworzec powracam niedługo przed odjazdem. Teraz z kolei przydałby się elf, bo jest bardzo gorąco, ale niestety przyjeżdża kolejny zwykły kibel. Zapełnienie duże (jak zawsze na tej trasie), więc zajmuję to co się nawinie i dotaczam się do Bielska. Bielsko wita mnie niewielkim deszczem, ale w sumie to dobrze, bo można odpocząć od gorąca. Chwilę po mnie przyjeżdża EIC BESKIDY z Warszawy. W składzie wagon z reklamą wi-fi T-Mobile, cały oklejony reklamą tej usługi, łącznie z oknami. Ciekawe co za geniusz wpadł na pomysł, żeby oklejać również okna. Gdybym miał jechać taką puszką przez pół Polski i to jeszcze w taryfie ekspresowej, to bym się chyba pochlastał. Mam kolejne 1,5 godziny czasu więc udaję się zwiedzić miasto. Kursują tu Ikarusy 280, jedne normalne a inne sprofanowane z nieotwieralnymi oknami. Rynek znajduje się nieco dalej od stacji i trzeba się na niego troszkę wspiąć pod górkę. Na samym rynku m.in. fontanna z mostkiem. Po zejściu ze starówki znajduję się w miejscu gdzie kończy się tunel kolejowy zaczynający się zaraz za stacją Bielsko-Biała Gł. Stopień zarośnięcia dość duży, więc ciężko wykonać jakąś sensowną fotkę. Akurat przejeżdża kibel w kierunku Żywca. Jest tu też tabliczka opisująca powstanie tunelu. Wracając na dworzec, po drugiej stronie głównej drogi niż rynek znajduje się deptak ze sklepami oraz galeria handlowa. Gdy docieram na stację mój pociąg do Cieszyna jest już podstawiony. Planowo powinien być szynobus DH, jednak większość z nich jest niesprawna (chociaż widziałem dzisiaj jeden w Czechowicach jako pociąg do Katowic przez Oświęcim) więc jedzie kolzłom. Mam nadzieję, że nie zdefektuje gdzieś w polu. Chwilę przed nami odjeżdża przyspieszony elf do Katowic. W teoretycznie klimatyzowanym szynobusie niesamowicie duszno, bo okien nie da się otworzyć, a klimy nie czuć. Zapełnienie na wyjeździe z Bielska bardzo marne. Frekwencja znacznie polepsza się w Czechowicach. Po odjeździe z tej stacji wleczemy się niemiłosiernie aż do miejsca, w którym dochodzi łącznica umożliwiająca jazdę z/do Katowic z pominięciem Czechowic, z której korzystają pociągi do Wisły oraz dalekobieżne do Czech. Dalej jazda już znośna. Część osób wysiada w Zabrzegu, a jeszcze więcej w Chybiu. Stacja Pruchna to 2 perony, jednak pociągi pasażerskie w obie strony używają jednego – tego przy budynku. Przy jeździe w kierunku Zebrzydowic wymaga to zjazdu na lewy tor. Co ciekawe, na bardziej odnowiony i z dużą tablicą wygląda ten nieużywany. Być może przyczyną nieużywania jest fakt, że nie ma tu żadnej kładki a na środkowych torach stoją pociągi towarowe. Trzecia partia podróżnych opuszcza szynobus w Zebrzydowicach. Zmiana czoła, więc wychodzę na szybkie fotki. Następnie kierujemy się pagórkowatą, jednotorową linią do Cieszyna. Prędkość raczej spacerowa. Cieszyński węzeł kolejowy to obraz nędzy i rozpaczy: zrujnowany dworzec gdzie docierają zaledwie 3 pary pociągów tylko z jednego kierunku. Zupełne przeciwieństwo Czeskiego Cieszyna, który jest ruchliwym węzłem z dużą ilością pociągów. Tor w kierunku granicy od strony stacji Cieszyn jest pordzewiały, natomiast łącznica od strony Zebrzydowic wygląda na jeżdżoną, więc jakieś towary muszą korzystać z tego przejścia.. Po szybkiej zmianie czoła ruszamy w drogę powrotną. Kierpoć przy kontroli trochę zdziwiony, że jadę z powrotem. Pierwszą stacją jest Cieszyn Marklowice, jednak według geniuszy zajmujących się tablicami rozkładowymi stacja nazywa się Cieszyn Markowice. W Zebrzydowicach znów zmiana czoła i spotykamy drugiego kolzłoma, który uda się do Cieszyna. Tą samą trasą przez Chybie powracamy do Czechowic. Teraz tylko 5 minut na przesiadkę, więc po chwili przyjeżdża mój pociąg do Katowic.. Tym razem kibelek AKŚ. Ogólnie fajny pojazd, ale minusem jest dziwne rozmieszczenie czwórek (mimo niezmienionej ilości) co powoduje, że przy niektórych miejscach zamiast normalnego całego okna mamy częściowo ścianę. Najładniejszym odcinkiem tej trasy jej rejon przystanku Goczałkowice Zdrój, gdzie po obu stronach torów mamy zalew. Punktualnie docieram do Katowic. Tutaj również miałem mieć krótką przesiadkę, ale osobówka z Częstochowy lekko się opóźniła i wjeżdża równocześnie z kiblem z Krakowa. Jazdy do Gliwic nie ma co opisywać, bo prawie zawsze wygląda tak samo. Tym razem pociąg wysadza mnie na peronie 4. Mojego regio do Wrocławia jeszcze nie ma, podstawia się na ostatnią chwilę, przy tym samym peronie. Niestety kolejna zakamuflowana opcja niskoplastikowa. Co ciekawe wcześniej ten kibel miał normalne siedzenia (także już po przejściu modernizacji), ciekawe komu to przeszkadzało. W Kędzierzynie jestem o 20:00. Chwilę po mnie przyjeżdża TLK PIRAT z Bielska-Białej do Kołobrzegu i Świnoujścia, który z Czechowic wyjechał pół godziny po mnie. Mimo krótszej trasy przez Rybnik czas jazdy nie jest jakoś znacznie krótszy w stosunku do jazdy przez Katowice. Na peronie zagubiona rodzinka, która nie wie czy ma wsiadać do tego pociągu czy nie. Nie jest to odosobniony przypadek. Obecnie PIRAT i UZNAM oprócz swoich standardowych wagonów mają również wagony którymi wymieniają się we Wrocławiu. Na odcinku Kędzierzyn-Wrocław oba pociągi jadą jeden za drugim. Podróżni do Kołobrzegu często jednak dostają miejscówki na wagony w UZNAMIE, ponieważ odjeżdża on później. Tacy podróżni czekając na UZNAMA na peronie 2 głupieją i nie wiedzą co jest grane gdy przy peronie 1 zatrzymuje się PIRAT i jest zapowiadany do Kołobrzegu. Tłumaczę zagubionej rodzince na czym rzecz polega, a następnie udaję się do domu.
Fotki: http://www.kolejomania.rail.pl/2odsw.html
WYCIECZKA DO KŁODZKA
26.06.2014.
Kędzierzyn - Wrocław - Kłodzko - Wałbrzych - Wrocław - Kędzierzyn
Już od dawna chciałem pokazać swojej dziewczynie jakąś fajną linię górską z tunelami i wiaduktami. Wybór padł na Wałbrzych-Kłodzko i 26 czerwca wybraliśmy się na przejażdżkę. Wyruszamy regio o 7:00 do Wrocławia. Podobnie jak na moim poprzednim kółeczku pierwszym składem dzisiejszego dnia jest marszałkokibel (województwo opolskie ma już 4 takie kible). W składzie znajduje się tylko jedna toaleta, a ta w naszym pociągu akurat jest nieczynna. Moim zdaniem na tak długich trasach nie powinno być takich sytuacji. We Wrocławiu jesteśmy po 9:00. Gdy oczekujemy na kolejny pociąg przez megafon zostaje podany komunikat, że pasażerów prosi się o powrót do holu i na perony po uprzednim komunikacie o ewakuacji dworca. WTF? :-| Regio SUDETY relacji Łódź Kaliska - Kłodzko przybywa przed 10:00. Zanim jednak będziemy mogli delektować się widokami Kotliny Kłodzkiej najpierw musimy przemęczyć się odcinek Wrocław-Kamieniec. Początkowo jeszcze nie jest tak źle, najtragiczniejsza prędkość jest w okolicach miejscowości Węgry, Żórawina i Boreczek. W zeszłym roku nagle z dnia na dzień drastycznie obniżono tam prędkość. Miało to być tymczasowe a trwa do dziś. Coś jednak się dzieje, bo w niektórych miejscach mijamy maszyny torowe i robotników pracujących na torach. W Boreczku na jednej z takich maszyn za przednią szybą tablica kierunkowa pociągu KAMIEŃCZYK. W Kamieńcu Ząbkowickim łączymy się z Magistralą Podsudecką Kędzierzyn-Legnica. I pomyśleć, że gdyby kursowały pociągi na odcinku Nysa-Kamieniec to z Kędzierzyna do Kłodzka dałoby się dojechać szybko zamiast robić koło przez Wrocław... Za Kamieńcem zaczynają się ładne widoki, szczególnie w rejonie Barda, gdzie jest też tunel. W Kłodzku Głównym szybka przesiadka na regio ORLICE. Podjeżdżamy nim do przystanku Kłodzko Miasto. Kibel jedzie do stacji Usti nad Orlici, jednak na wyświetlaczu wprowadzono to bez odstępów i wyszła stacja Ustinorlici. Nie miałem wcześniej okazji tu wysiadać więc oczywiście trzeba wykonać dokumentację fotograficzną. Na przystanku jest kasa biletowa, w przeciwieństwie do stacji Kłodzko Główne, która jest na uboczu. Przy wejściu do tunelu dość ciekawe malunki. Podczas zwiedzania przejeżdża szynobus z Legnicy do Polanicy Zdrój. Następnie udajemy się zwiedzić miasto. Starówka znajduje się tuż obok przystanku kolejowego. Przechodzimy przez kamienny Most Św. Jana, na którym znajduje się kilka figur. Są to: Św. Wacław, Pieta, Św. Jan Nepomucen, Św. Franciszek Ksawery, Ukrzyżowanie Chrystusa oraz Ukoronowanie NMP. Za mostem znajduje się Rynek. Jest on położony na wzgórzu, więc w przeciwieństwie do większości rynków, które są płaskie, jedna część jest wyżej a druga niżej. Docieramy też na dziedziniec Twierdzy Kłodzko. Dokładne zwiedzanie jest płatne, ale i tak nie mamy na to czasu, bo udajemy się w dalszą drogę. Na przystanek powracamy tuż przed przyjazdem naszego szynobusa. W rozkładzie są to 2 oddzielne pociągi: Kudowa-Kłodzko Gł. i Kłodzko Gł.-Wałbrzych, jednak zazwyczaj obsługuje je ten sam pojazd. Dzisiaj również tak będzie co potwierdzam u drużyny od razu po wejściu. Teraz czas na główny cel naszej wycieczki czyli linia z Kłodzka do Wałbrzycha. Początkowy odcinek jeszcze dość płaski i bez nadzwyczajnych widoków. Klimaty zaczynają się od Nowej Rudy, za którą przejeżdżamy po wysokim wiadukcie. Wiaduktów jest więcej, są również 3 tunele w tym najdłuższy w Polsce pomiędzy Jedliną Górną a Wałbrzychem. Dokumentujemy niektóre stacje. Najbardziej przygnębiające wrażenie robi Jedlina Zdrój, która jest tak pozarastana, że krzaki i drzewa zasłaniają budynek dworca prawie do wysokości pierwszego piętra. Nie lepiej jest na dwóch peronach z drewnianymi wiatami. Dodatkowo rosnące wokół drzewa sprawiają wrażenie, że znaleźliśmy się w jakieś dżungli. Trasę kończy przejazd po wysokim wiadukcie tuż przed stacją Wałbrzych Główny. W Wałbrzychu jesteśmy o 16:12. Ponieważ mamy ok. pół godziny czasu schodzimy z górki w rejony wiaduktu kolejowego, po którym przed chwilą przyjechaliśmy. Z dołu również robi on wrażenie. Wracając na stację fotografujemy i filmujemy na niewielkim wiadukcie wjeżdżającego IR PIAST z Warszawy do Jeleniej Góry. Jest też wiadukt, pod którym ruch odbywa się za pomocą sygnalizacji świetlnej. W międzyczasie na stacji zjawił się już KAMIEŃCZYK, którym pojedziemy do Wrocławia. Zajmujemy miejsce w bonanzie. Zapełnienie średnie, więc nie ma problemu ze znalezieniem wolnej czwórki. Widoki podczas przejazdu przez Wałbrzych. Wałbrzych Fabryczny mijamy bez zatrzymania, a w Wałbrzychu Mieście trwa remont jednego z peronów. Za stacją Wałbrzych Szczawienko mijanka z kiblem. W Jaworzynie Śląskiej nieco dłuższy postój. Dalej trasa już nudna, bez nadzwyczajnych widoków. W Żarowie po zatrzymaniu się do mojego okna podbiega jakiś koleś, który zaczyna do mnie wykrzykiwać różne rzeczy, pytać dokąd jadę, a na koniec przybija ze mną piątkę przez szybę. Fatalne powietrze tu mają… Jako ciekawostkę należy wspomnieć, że miejsca w naszej bonanzie są numerowane, numery znajdują się m.in. na rurkach nad oparciami. To pewnie na wszelki wypadek, gdyby ktoś umyślił sobie wprowadzenie rezerwacji w osobówkach. We Wrocławiu jesteśmy po 18:00. Udajemy się na chwilę do holu, w którym znajduje się wystawa „25 lat wolnej Polski”. Z akcentów kolejowych jest pierwszy kurs Husarza oraz otwarcie nowego dworca w Krakowie. est również zdjęcie z podium konkursu skoków w Planicy, w którym Adam Małysz zajął 3. miejsce, a wygrał Kamil Stoch co jest uznawane jako symboliczne przekazanie funkcji lidera polskich skoków. W holu jest także figurka krasnala ciągnącego walizkę, z którym Kasia nie odmawia sobie zdjęcia. Do domu powrócimy kiblem, który przyjeżdża z Kędzierzyna i będzie powracać jako regio do Raciborza. Zapełnienie bardzo duże, jak zawsze na wyjeździe z Wrocławia. Im dalej tym luźniej w pociągu. W Kędzierzynie jesteśmy o 21:00.
Fotki: http://www.kolejomania.rail.pl/klodz.html
Liczba postów: 1 712
Liczba wątków: 37
Dołączył: 28.10.2011
Reputacja:
8
DZIEŃ OTWARTY ZAJEZDNI ZAWODZIE - 20.09.2014.
20 września odbył się dzień otwarty zajezdni tramwajowej Katowice Zawodzie umożliwiający obejrzenie zaplecza tramwajowego od kuchni jak również przejażdżki zabytkowymi tramwajami. Wspólnie z Kasią wybraliśmy się na tą imprezę. Ponieważ chcemy po drodze zatrzymać się jeszcze w Gliwicach, z Kędzierzyna wyruszamy IR BOLKO, który przyjeżdża na 2 SPOT-ach. Niestety kible już na stałe zagościły na tym pociągu. W Gliwicach spędzamy niecałe 2 godziny i dalszą jazdę do Katowic kontynuujemy IR GALICJA. W Katowicach spotykamy się z kol. Tomkiem i niezwłocznie udajemy się na przystanek przed dworcem, gdzie lada moment powinna pojawić się parada tramwajów. Niestety zaczyna padać deszcz. W paradzie biorą udział różniste pojazdy, zarówno zabytkowe jak i obecnie użytkowane ale niespotykane w tych rejonach sieci np. E1. Niestety 102Na nie może zabierać pasażerów, więc zabraliśmy jadącym w początkowej części parady 13N, który jest jakąś namiastką 102-ki. edziemy dość wolno i często przystajemy. Po przyjeździe na przystanek przy zajezdni nie wchodzimy od razu na jej teren tylko fotografujemy wszystkie przyjeżdżające tramwaje: 13N, 102Na, 105N, 111N, E1, Pt8, Karlik i Twist. Pojawia się też liniowy Karlik na 20-tce. Po wiadukcie nad torami w pewnym momencie przejeżdża ciekawy autobus, jednak akurat w tym momencie żadnego tramwaju nie było, żeby zrobić wspólne zdjęcie.
Następnie udajemy się na teren zajezdni. Koło hali znajdują się stragany wśród których m.in. stoisko Tramwajów Śląskich obok którego właśnie zaczyna rozkładać się KZK GOP ze swoim stoiskiem. O ile Tramwaje Śląskie nie miały zbyt wielu gadżetów tylko raczej czasopisma "Silesia Tram News", tak KZK GOP już dysponował różnymi upominkami jednak te najciekawsze np. zeszyty, notesy czy oprawki na dokumenty rozeszły się w pierwszych minutach funkcjonowania stoiska. Zaopatrzyłem się też w aktualne numery branżowego czasopisma „Komunikacja Publiczna”. Z kolei na stoisku TŚ uwagę przykuwała duża maskotka tramwaju. Jako, że dziś półfinał Mistrzostw Świata w siatkówce z udziałem Polski są także do wzięcia gadżety kibicowskie np. farby do malowania twarzy czy biało-czerwone flagi. W planach mamy przejażdżkę do pętli Mysłowice Dworzec PKP. Chcemy uczynić to zabytkowym tramwajem N, który odjedzie tuż przed 13:00, więc zwiedzanie zajezdni zostawiamy na później, a teraz udajemy się na specjalny przystanek Zawodzie Zajezdnia Dyspozytor, gdzie wiszą rozkłady jazdy wszystkich linii specjalnych. Po chwili oczekiwania podjeżdża N-ka. Frekwencja dość duża, ale miejsc siedzących wystarczyło. Jedziemy przez Szopienice, a następnie wzdłuż linii kolejowej E-30. W Szopieniach można odbić w kierunku Sosnowca, jednak aktualnie trasa ta przechodzi remont i jest nieprzejezdna. W Mysłowicach najpierw przejeżdżamy przez dość obskurne osiedle. W jednej z klatek schodowych dostrzegam pokaźną grupę umorusanych i pijących mężczyzn, współczuję mieszkańcom, którzy muszą korzystać z tej klatki. Następnie już ładniejsza okolica, w której znajduje się Urząd Miasta. Na pętli przy dworcu PKP krótki postój, który wszyscy wykorzystują na zdjęcia. W międzyczasie przyjeżdża E1 z Sosnowca. Wspólne zdjęcie jego wjazdu po łuku oraz naszej N-ki koncertowo psuje mi kol. Tomek, tak więc zamiast tramwajów wyszło mi zdjęcie pt „Jak nie powinno się zachowywać na imprezie transportowej” Po odjeździe tramwaju liniowego wyruszamy w drogę powrotną. Zaliczam brakujący odcinek torów, którym tramwaje z Sosnowca przyjeżdżają na pętlę, a tramwaje do Katowic opuszczają ją. Na przystanku Mysłowice Szpital oczekujemy na mijankę, więc wyskakujemy na szybkie zdjęcia. Wraz z Tomkiem postanowiliśmy zrobić wspólne zdjęcie N-ki oraz tramwaju, z którym się mijamy. Opóźniliśmy przez to odjazd o całe 5 sekund, za co zarobiliśmy lekki opiernicz od obsługi. Kolejna mijanka to spotkanie z drugą N-ką również jadącą do Mysłowic. Część osób z tamtego tramwaju postanowiła skrócić sobie wyjazd i przesiąść się na tramwaj powrotny, powodując małe zamieszanie. Szczególnie spanikowana była jedna mama, która nie wiedziała czy synek wsiadł tylnym wejściem czy został na przystanku. Po przyjeździe na przystanek Zawodzie Zajezdnia tramwaj trójkątuje się i wjeżdża do zajezdni przez bramę, którą normalnie wyjeżdża się z zajezdni.
Teraz możemy na spokojnie pozwiedzać. Na terenie zajezdni stoi sobie autobus DAB 12-1200B z PKM Gliwice. Nie wiem jaki jest powód jego wizyty tutaj, wcześniej widzieliśmy go na mieście. Od czasu do czasu zaglądamy na stoiska TŚ i KZK GOP, bo zdarza się, że pojawiają się nowe gadżety (TŚ wystawiły notesy, w które oczywiście od razu się zaopatrzyliśmy). Jest również możliwość wjazdu tramwajem do myjni, z czego korzystamy. W hali można oglądać zarówno z zewnątrz jak i w środku tramwaje oraz pojazdy techniczne. Jest także możliwość pospacerowania w kanałach pod tramwajami. W innym pomieszczeniu znajduje się symulator jazdy tramwajem, a także przyrząd do wybijania okolicznościowego stempla. Niestety metalowe stemple akurat się skończyły, więc pieczęć wybijamy sobie na kartce z notesu Tramwajów Śląskich. Na zewnątrz przy hali również stoją tramwaje, przy których można się fotografować i zwiedzać wnętrza. Kasia robi sobie fotkę w kabinie zmodernizowanej 105-ki. Jest także możliwość samodzielnego poprowadzenia tramwaju Nauka Jazdy. W tym celu trzeba jednak odbyć krótkie przeszkolenie. Zainteresowanie jest duże, przy przystanku L-ki czeka spory tłumek. Przy scenie odbywają się koncerty zespołów (podczas naszego pobytu utwory prezentuje orkiestra wojskowa, nieopodal ma też swoje stoisko Wojsko Polskie). Gwiazdą wieczoru będzie zespół Trubadurzy. Głodni uczestnicy mogą zaspokoić swoje potrzeby na stoisku gastronomicznym, jednak ceny dość wysokie (np. kiełbasa z grilla 9 zł :/ ). Jak na każdej takiej imprezie jest również rządek stoisk z zabawkami dla dzieci i nie tylko.
Do domu zamierzamy powrócić IR GALICJA więc po 15:00 udajemy się w stronę przystanku w celu złapania czegoś darmowego do Katowic. Według rozkładu o 15:11 powinien tam udać się 111Na jadący na Brynów. Gdy dochodzimy na przystanek mija nas jednak E1. Od obsługi dowiadujemy się, że jedzie on do Katowic i w dodatku na Plac Wolności, więc dla nas nawet lepiej bo wysiądziemy bezpośredno przy nowym dworcu. Musi to być więc dość mocno opóźniony kurs z 14:56. Podczas jazdy otrzymujemy bilety pamiątkowe, co ciekawe w N-ce do Mysłowic nie rozdawali. Po przyjeździe do centrum rozstajemy się z Tomkiem. Zakupuję frytki w CoNieco i udajemy się na dworzec. Przy kasach KŚ mała awantura, ponieważ jedna pani ma za chwilę pociąg i próbuje wcisnąć się poza kolejnością do jednocześnie 3 kolejek. Na peron docieramy w momencie wjazdu pociągu. Człon, który zatrzymał się przy nas prawie pusty, więc można zająć dogodne miejsce. Godzina jazdy ED72 i jesteśmy w Kędzierzynie.
Fotki, skany biletów: <!-- w --><a class="postlink" href="http://www.kolejomania.rail.pl/zawo.html">www.kolejomania.rail.pl/zawo.html</a><!-- w -->
-----------------------------
WIZYTA NA PROTEZIE - 24.09.2014.
Kędzierzyn - Opole - Fosowskie - Opole - Kędzierzyn
Od 18 sierpnia po ponad roku przerwy powróciły pociągi na trasę Opole-Fosowskie-Zawadzkie. Trasa ta, a konkretnie odcinek Opole-Fosowskie jest częścią tzw. Protezy Koniecpolskiej, która ma umożliwić szybkie połączenie Opola i Wrocławia z Warszawą przez Lubliniec, Częstochowę, Żelisławice i CMK. Pierwotnie remont miał trwać do grudnia i pociągi miały powrócić wraz z wejściem w życie rozkładu 2013/2014, jednak zakres prac do wykonania okazał się większy niż przewidywano, więc termin oddania linii do użytku był kilkukrotnie przesuwany i w efekcie pociągi wróciły na tory dopiero w sierpniu. 24 września postanowiłem przejechać się odcinkiem Opole-Fosowskie, aby zobaczyć jak się zmienił. Z Kędzierzyna wyruszam regio o 6:30 i po niecałej godzinie jestem w Opolu. W automacie zakupuję bilety na przejazd w obie strony i udaję się na peron 3, gdzie po chwili przyjeżdża kibel z Zawadzkiego, który będzie tam powracać. Siedzenia full plastik, ale najważniejsze, że są otwieralne okna, bo na niektórych obiegach jeżdżą marszałkokible czyli EN57AL. Jest to pociąg szkolny, więc wysypują się z niego tłumy uczniów. W drugą stronę pojadą nieliczni podróżni, więc będę mógł swobodnie udokumentować przystanki. Najpierw jednak przejeżdżamy przez zmodernizowany posterunek odgałęźny BOLKO. Na trasie są jeszcze robione przejazdy kolejowe, w związku z tym przy niektórych pociąg zwalnia. W Ozimku mijanka z marszałkokiblem (pozostałe tory na stacji nie zostały wyremontowane). Postanowiłem wysiąść na stacji Fosowskie, aby ją obejrzeć, bo odcinek Fosowskie-Zawadzkie nie był modernizowany. Po stronie opolskiej dwa perony: wyższy przy budynku dworca i niższy z dwiema krawędziami. Pociągi do Zawadzkiego i Opola w obie strony korzystają tylko z niższego. Ciekawostką jest fakt, że tor przy peronie wyższym posiada podkłady częściowo betonowe a częściowo drewniane, które zmieniają się mniej więcej w połowie peronu. Strona kluczborska nietknięta. Szkoda, że na trasie Fosowskie-Kluczbork nie kursują pociągi pasażerskie. Po stacji kręci się kilka ekip sieciowców. Jedna odjeżdża na trasę w kierunku Kluczborka. Do Opola powrócę tym samym składem. Frekwencja trochę wyższa niż w stronę Zawadzkiego, ale dzikich tłumów nie ma. W Ozimku jeszcze fotki peronu od drugiej strony. W samym Opolu również trwa modernizacja. Oprócz przeciągającego się w nieskończoność remontu budynku dworca rozkopane są perony po częstochowskiej stronie dworca. Zmodernizowany jest już peron 3 wraz z torem, peron 5 właśnie jest rozkopywany. Od 12 października dostępna będzie po tej stronie tylko jedna krawędź i to w dodatku ślepa przy peronie 3. Wymusiło to między innymi podzielenie relacji pociągu Nysa-Kluczbork. Po stronie kędzierzyńskiej również zaczyna się remont peronów, na pierwszy ogień poszedł ślepy tor przy peronie 1. Jak zaczną remontować przelotowe tory na peronach 1 i 2 to pewnie będzie niezły bałagan. Po kolejowych wrażeniach udaję się do pracy, a do Kędzierzyna powracam regio o 20:06.
Fotki, skany biletów: <!-- w --><a class="postlink" href="http://www.kolejomania.rail.pl/prot.html">www.kolejomania.rail.pl/prot.html</a><!-- w -->
PS. Obecnie ślepa krawędz peronu 1 jest już czynna, a wzięto się za przelotowy tor przy peronie 1...
-----------------------------
ŚLĄSKIE DOLICZENIE - 30.09.2014.
30.09.2014.
Kędzierzyn - Nędza - Rybnik - Katowice - Chorzów - Bytom - Zabrze - Gliwice - Kędzierzyn
30 września korzystając z dnia wolnego postanowiłem wybrać się do GOP-u w celu doliczenia brakującego odcinka tramwajowego Łagiewniki Targowisko – Bytom Zamłynie. Odcinek ten przez wiele lat był nieprzejezdny, został zamknięty ze względu na zły stan torowiska, a pasażerów woził autobus za tramwaj. Zdecydowano się na odbudowę i z końcem sierpnia tramwaje powróciły. Postanowiłem przy okazji przypomnieć sobie dawno już nie jechany przeze mnie odcinek Rybnik-Katowice. Na dworzec docieram przed 10:00 i zakupuję bilet. Kasjerka trochę zdziwiona dlaczego taka trasa, ale nie robi problemów z wystawieniem. Niestety bilet wydrukował się chamsko krzywo, a szkoda bo trochę nietypowy. Regio Wrocław-Racibórz przybywa planowo i po chwili odjeżdża. Wyjeżdżamy z peronu 4, czyli do Azot jedziemy wariantem dolnym. Linia do Raciborza strasznie podupadła, są zwolnienia, a na niektórych odcinkach (np. między Bierawą a Dziergowicami) pociąg wlecze się niemiłosiernie. Budynek w Kuźni Raciborskiej jeszcze nie tak dawno służył jako normalny dworzec, a teraz straszy zamurowanymi drzwiami i oknami. Wysiadam w Nędzy, gdzie mam kilkanaście minut. Okazuje się, że nie jestem jedyną osobą, która wykonuje fotki na stacji. Pociąg z Raciborza do Katowic przybywa kilka minut po czasie. Planowo powinien być Elf, ale pojawia się zwykły kibel z otwieralnymi oknami. W Rybniku pociąg wyludnia się i odjeżdża dość pustawy bo jedziemy w międzyszczycie. Po odbiciu od linii w kierunku Pszczyny przejeżdżamy po wysokich wiaduktach. Dokumentuję niektóre stacje i przystanki. W Katowicach jestem o 12:38.
Oczekuje na mnie kol. Tomek, z którym wspólnie przejedziemy się tramwajem linii 7, która jest mega długą linią i spokojnie mogłaby konkurować z tramwajami podmiejskimi w Łodzi jeśli chodzi o czas przejazdu. Linia kursuje z Zajezdni Zawodzie do pętli Zaborze, jednak nie jedzie prosto najkrótszą trasą, tylko kieruje się przez centrum Katowic, Załęże, Chorzów Batory, Świętochłowice, Łagiewniki, Bytom, Biskupice i centrum Zabrza. Przejazd w jedną stronę od początku do końca trwa blisko 2 godziny a linia posiada ok. 20 planów. Gdy wychodzimy przed dworzec akurat 7-ka zwiewa nam sprzed nosa. Postanawiamy przejść się na rynek, jednak po chwili nadjeżdża kolejna ale jakaś dziwna: skład 105-tek z czego pierwszy wagon zawalony niemiłosiernie, drugi kompletnie pusty, a na przodzie tablica „ZMIANA TRASY”. Na dokładkę oklejone okna. Przepuszczamy więc to dziwactwo i zgodnie z wcześniejszym postanowieniem idziemy na rynek. W drogę udajemy się kolejnym tramwajem, na którym przyjeżdża skład zmodernizowanych 105-tek. Na trasie do Chorzowa Batorego i w samym Chorzowie Batorym trwa remont i jeździ się po jednym torze. Przez to również przystanek przy dworcu PKP Chorzów Batory został tymczasowo przesunięty dość znacznie w stosunku do normalnego położenia bezpośrednio przy dworcu. Ogólnie w całym GOP-ie prowadzona jest spora ilość modernizacji. I dobrze, bo stan torowisk tej sieci pozostawia wiele do życzenia. Za Chorzowem kierujemy się na Świętochłowice i Łagiewniki. Po drodze jest przystanek Piaśniki Skrzyżowanie, gdzie krzyżują się prostopadle 2 linie tramwajowe, jednak nie ma możliwości przejazdu między nimi. Frekwencja w tramwaju różna, raz wyższa, raz niższa, na szczęście na zaliczany odcinek akurat wyludnia się. Nowe torowisko, więc jedzie się szybko i płynnie. Pokonujemy też dość spore wzniesienie. Tramwaj zapełnia się ponownie na przystanku Bytom Zamłynie znajdującym się przy dworcu PKP w Bytomiu. Obecnie nie ma możliwości skrętu z Łagiewnik w kierunku Placu Sikorskiego dlatego nasza linia zalicza Bytom tylko tak z boku, bez wjazdu do ścisłego centrum. Dalszy odcinek przez Szombierki, Bobrek i Biskupice jest mi dość dobrze znany, a z kolei Tomek jedzie nim po raz pierwszy. Na Placu Wolności w Zabrzu jesteśmy przed 14:30. Opuszczamy nasz tramwaj po 1,5-godzinnej wycieczce.
Udajemy się na dworzec kolejowy. Remont peronu już się zakończył. Został on trochę skrócony a od strony katowickiej pozostał odcięty kawałek starego. Tomek udaje się na dworzec autobusowy Zabrze Goethego, skąd uda się do domu, a ja wsiadam w Elfa do Gliwic. Tam pół godziny czasu. Najpierw przyjeżdża opóźniony TLK HETMAN do Poznania. A gdy tylko tor zostaje zwolniony, podstawia się kibel do Kędzierzyna. Do swojego miasta docieram o 16:00.
Fotki, skany biletów: <!-- w --><a class="postlink" href="http://www.kolejomania.rail.pl/doli.html">www.kolejomania.rail.pl/doli.html</a><!-- w -->
Liczba postów: 1 712
Liczba wątków: 37
Dołączył: 28.10.2011
Reputacja:
8
TURKOLEM DO KOŚCIERZYNY I BYTOWA
25.10.2014.
Kędzierzyn - Wrocław - Poznań - Gniezno - Kcynia - Nakło nad Notecią - Więcbork - Chojnice - Lipusz - Kościerzyna - Lipusz - Bytów - Lipusz - Kościerzyna - Lipusz - Chojnice - Piła - Krzyż - Poznań - Ostrów Wielkopolski - Katowice - Kędzierzyn
25 października 2014 odbył się przejazd pociągu specjalnego SKANSEN umożliwiającego zaliczenie sporego odcinka nieużywanego w ruchu pasażerskim. Zorganizował go Instytut Rozwoju i Promocji Kolei we współpracy z Przewozami Regionalnymi w ramach markowego produktu turystycznego TurKol (Turystyka Kolejowa). Pociąg wyruszał z Poznania w kierunku Gniezna, następnie kierował się nieczynną linią przez Gniezno Winiary, Damasławek, Kcynię, Nakło nad Notecią i Więcbork do Chojnic, a później przez Brusy do Kościerzyny. Tam przewidziane było ok. 4 godziny czasu na zwiedzanie Muzeum Kolejnictwa w Kościerzynie. W tym czasie skład wykonywał kurs Kościerzyna-Lipusz-Bytów i z powrotem jako pociąg JELEŃ, dając możliwość zaliczenia kolejnej nieczynnej trasy – Lipusz-Bytów. Powrót pociągu SKANSEN nastąpił trasą przez Chojnice, Złotów, Piłę i Krzyż do Poznania. Cena za przejazd jak na taką ilość zaliczonych kilometrów (i całą trasę składem z lokomotywą spalinową) była przystępna: 89 zł za SKANSEN i 29 zł za JELENIA przy odpowiednio wczesnym zakupie. Pociąg wyjeżdżał z Poznania o 5:30, więc miałem 2 możliwości dojazdu: albo wyjechać po południu, dotrzeć do Poznania przed północą i przeczekać do rana, albo wyjechać wieczorem i w Poznaniu być po 3:00 nocnym TLK ROZEWIE. Ponieważ nie mam zaufania do polskiej kolei (a szczególnie do jednotorowego odcinka Grabowno Wielkie – Ostrów) zdecydowałem się na wcześniejszą opcję, w razie gdyby ROZEWIE złapało jakieś duże opóźnienie (pamiętam 2 sytuacje gdy znajomi nie dojechali na imprezy, raz przez oblodzenie sieci a drugi raz przez spotkanie PRZEMYŚLANINA ze stadem jeleni).
Wyjazd rozpoczynam w piątkowe popołudnie. Po przybyciu na dworzec szybko zakupuję Bilet Podróżnika i udaję się na peron, przy którym stoi już IR GALICJA relacji Kraków-Międzylesie. Do Wrocławia jadę w towarzystwie kol. Kuby – również MK. Obaj jedziemy na Super Biletach, ja za 1 zł, Kuba za 9 zł. Zapełnienie spore, więc musimy się do kogoś dosiąść. Własną czwórkę udaje się nam się mieć od Opola. Na odcinku Brzeg-Wrocław kursujemy jako regio i zatrzymujemy się na każdej stacji (nie analizowałem rozkładu ale pewnie zastępujemy jakąś zawieszoną osobówkę w związku z remontami). Wjeżdżając do Wrocławia widzę skład TLK PRZEMYSŁAW, którym pojadę do Poznania. Miłe zaskoczenie bo spodziewałem się starych przedziałówek (które widziałem jeszcze nie tak dawno), a tymczasem okazało się, że pociąg ten korzysta już z nowych wagonów z puli przeznaczonej dla trasy Wrocław-Gdynia. Taki manewr (w kontekście dofinansowania wagonów z Unii Europejskiej) jest możliwy ze względu na trwające remonty. Po przyjeździe udajemy się do dworcowego KFC, następnie Kuba idzie do domu, a ja powracam na perony. Mimo piątkowego wieczoru jest spokojnie, nawet do kas nie ma bardzo dużych kolejek. Na torach też niewielki ruch, odjeżdżają i przyjeżdżają pojedyncze osobówki, przez moment jest zupełnie pusto. TLK PRZEMYSŁAW o mega długiej relacji Wrocław-Poznań zostaje podstawiony ok. 20:00. Stanowi on przedłużenie pociągu TLK ŚLĄZAK z Przemyśla, który zatrzymuje się przy tym samym peronie. Relacje muszę być podzielone, ze względu na to, że zmodernizowane wagony ŚLĄZAKA mogą kursować jedynie na trasie Wrocław-Przemyśl. Uniemożliwia to jednak np. skorzystanie z Weekendowej Biletomanii w relacjach wykraczających poza ten odcinek. Przedziały 6-miejscowe w obu klasach. Różnica między jedynką a dwójką to kolor foteli i szerokość przedziału. A w moim wagonie przedział dla niepełnosprawnych posiadający fotele z pasami. Na końcu składu dodatkowy wagon – zdeklasowana jedynka w takim samym standardzie jak reszta składu. Spodziewałem się pustek, ale frekwencja nawet nie taka tragiczna, w każdym przedziale siedzą jakieś osoby, zapewne z racji piątku.
Odjeżdżamy planowo. Rozkład przewiduje ok. 20 minut postoju we Wrocławiu Osobowicach, jednak nie zatrzymujemy się tam i odstajemy to w Obornikach Śląskich. Z każdą kolejną stacją pociąg coraz bardziej się wyludnia. Za Lesznem przenoszę się do pustego przedziału, podłączam telefon do ładowania i próbuję się choć chwilę zdrzemnąć. Wcześniej obczajam monitorek nad drzwiami przedziału. Na ekranie puszczane są reklamy Pendolino i samej spółki PKP IC, bardzo przydatną informacją są strzałki informujące o zajętości WC po obu stronach wagonów. Brakuje informacji o najbliższych stacjach, jest jedynie relacja pociągu (jako jedyna stacja pośrednia wypisany Wrocław Mikołajów). Głośność i temperaturę ma się niby regulować naciskając odpowiednie ikonki na samym dotykowym ekranie, jednak po naciśnięciu jednej pojawia się kursor z krzyżykiem, a cały ekran robi się szary i nic się nie dzieje. Po jakimś czasie wszystko wraca do normy i znowu idą reklamy typu „PKP IC – Europejski Standard Podróżowania”. Przed samym Poznaniem korzystam z toalety. Gdy chcę ją opuścić z niepokojem stwierdzam, że drzwi nie da się otworzyć. A telefon został w przedziale… Kręcę zamkiem w prawo i w lewo szarpiąc się z drzwiami ale dalej nie mogę wyjść. Po dłuższej chwili takiego mocowania się (które później przerodziło się w walenie w drzwi i wołanie pomocy ) udaje się otworzyć drzwi od zewnątrz komuś kto szykował się już do wysiadania w Poznaniu. Podobna sytuacja spotkała mnie kiedyś w GÓRNIKU. Chyba przestanę się zamykać w pociągowych toaletach.
W Poznaniu jestem po 23:00. Po chwili przez perony przejeżdżają SU42+SU45, zapewne na jutrzejszy pociąg, który do Chojnic pociągnie SU45, a na odcinku Chojnice-Bytów-Chojnice SU42. Obie lokomotywy w ładnych starych malowaniach (SU45 zielona a SU42 żółta). Zastanowiła mnie jednak obecność polsata już w Poznaniu, czyżby zanosiło się na trakcję podwójną? No nic, okaże się nad ranem. Na zbiorczej tablicy jest już wypisany nasz pociąg do Kościerzyny. Robię krótki rekonesans po dworcu i czynnym kawałku galerii, która umożliwia przejście z dworca PKP na dworzec PKS oraz wyjście na plac przed galerią. Przy okazji oglądam również dworzec PKS, o którym zapomniałem podczas majowej wizyty w Poznaniu. Zaglądam też do Mc Donalda, który jest czynny całą dobę, jednak nie jest to najlepsze miejsce na przesiedzenie nocy, bo większość siedzeń to krzesełka bez oparć przy ścianie, a poza tym co chwile kręcą się żule, które zaczepiają ludzi aby im coś kupili. W holu nawet siedzi trochę ludzi. Ławek z oparciami prawie nie ma (jedynie kilka w jednym zakamarku) więc okupowana jest głównie osłona grzejnika, która ciągnie się przez całą długość dworca oraz podłoga. Do jedynej czynnej całodobowej kasy PKP IC momentami spora kolejka. Usadawiam się we wnęce przy szafkach na bagaże i drzemię. ROZEWIE z Wrocławia do Gdyni przyjeżdża lekko opóźnione. Gdy wjeżdża słyszę dobiegające z oddali krzyki i huki przypominające strzały. Okazuje się, że jedzie nim 600 kibiców. A więc miałem nosa, że zdecydowałem, aby jechać jednak PRZEMYSŁAWEM. Do Gdyni bydło powybijało kilka szyb i pomalowało wszystkie toalety w składzie pociągu. A w samym Poznaniu na peron leciały petardy, stąd huk. Ok. 5:00 ogarniam się i idę na peron 4, gdzie jest już podstawiony nasz pociąg specjalny. Jednak jest tylko SU45 bez polsata. Skład to 3 bohuny + przedziałówka, na którą były droższe bilety. Oczywiście pociąg jest dokumentowany przez wielu MK. Zajmuje miejsce na górnym pokładzie trzeciego bohuna.
Ruszamy punktualnie. Obsługa wydaje bilety na podstawie faktur. Na bilecie na pociąg JELEŃ literówka: zamiast Lipusz jest Lupisz. Bilety są kartonikowe, jak za dawnych czasów. Pierwszy fotostop w Gnieźnie. Niestety jest jeszcze zupełnie ciemno, a za chwilę wjedziemy już na zaliczany odcinek. Tłum fotografujących o 6 rano powoduje zdziwienie drugiego tłumu, który przy tym samym peronie czeka na osobówkę do Poznania. Niektórzy z naszego pociągu dziwią się widząc aż taką frekwencję do Poznania w sobotni poranek. Na osobówce przyjeżdża jeden EN57, który już jest zawalony, więc mieszkańcy Gniezna będą jechać jak sardynki. Odjazd z Gniezna opóźniliśmy o 20 minut ale niestety i tak jest ciemno. Na szczęście jedziemy przez miasto, więc coś niecoś widać. Po kilku minutach jesteśmy na stacji Gniezno Winiary. Tutaj będziemy mieć dłuższy postój, ponieważ musimy poczekać jeszcze na jakieś osoby, które mają się dosiąść. Moje fotki z tej stacji bardzo kiepskie ze względu na ciemność. Do tego strasznie zimno, więc ciężko zrobić ostre zdjęcie z ręki. Gdy ruszamy w dalszą drogę jest już jaśniej, więc można porządnie zaliczać. Pierwszy postój to Janowiec Wielkopolski. Wyniknęło małe zamieszanie, gdyż najpierw poszła informacja, że będzie można wyjść na fotostop, a po chwili okazało się, że jednak nie. Na szczęście na górnym pokładzie można uchylać okna i wystawić aparat na zewnątrz. Podczas przejazdu nieczynnymi liniami zawsze można obserwować ciekawe reakcje miejscowych ludzi, którzy od lat nie widzieli u siebie pociągu pasażerskiego. W oknie jednego z budynków goły tatuś z dziećmi, których obudziło trąbienie lokomotywy. Wszyscy z nosami przytkniętymi do szyby i zdziwieni co się dzieje. Kolejny fotostop, na którym już prawie wszyscy wychodzą to Damasławek. Stacja to obraz nędzy i rozpaczy. Zarośnięte perony i wejścia do tunelu straszące tablicami o zakazie wstępu. Niestety rozkład przewiduje tylko 1-minutowe postoje na stacjach, więc zdjęcia trzeba robić sprawnie i szybko. Na wyjeździe jeszcze fotka nastawni. Następny postój to 4-kierunkowy węzeł Kcynia. Przecinają się tutaj linie z Gniezna do Nakła (którą jedziemy) oraz z Poznania przez Wągrowiec do Bydgoszczy przez Szubin. Pociągi pasażerskie kursują na odcinku Poznań-Gołańcz, a odcinek Gołańcz-Kcynia jest nieprzejezdny. Są podobno jednak plany reaktywacji tej trasy. Na tej stacji zejścia do tunelu zabite blachami zupełnie. Całą stację obsługuje jeden dyżurny, więc ma trochę biegania. Krajobrazy na linii urozmaicone, raz lasy, raz pola. Im dalej na północ tym trasa robi się coraz bardziej pofałdowana. Jest strasznie zimno, oszronione pola świadczą, że temperatura jest poniżej 0. Do tego wieje wiatr. Ktoś z pociągu wyczytał w internecie, że odczuwalna w tych rejonach to -8…
Kolejnym postojem jest Nakło nad Notecią – zelektryfikowana czynna stacja na trasie Bydgoszcz-Piła. Nasz pociąg pozuje na torze przy budynku stacyjnym. Po wykonaniu zdjęć kierujemy się do Chojnic. Mijamy nastawnię, która pod względem konstrukcji przypomina mi trochę te na CMK. Nasz pociąg jedzie po wysokim nasypie, obok którego w dole biegnie zelektryfikowana linia do Bydgoszczy. Odbijamy od niej w lewo. Ten odcinek jeszcze ładniejszy od poprzedniego. Oprócz pól, lasów i pofałdowanego terenu jest również sporo jezior, podobnie zresztą jak na czynnej pasażersko linii Chojnice-Kościerzyna, którą pojedziemy za jakiś czas. W pewnym momencie mijamy stado krów, które na widok pociągu zaczynają galopować w kierunku gospodarstwa. Na czynnych liniach przejeżdżający pociąg nie robi na zwierzętach żadnego wrażenia. Na tym odcinku mamy fotostop na stacji Więcbork. Widać wyraźnie, że znajdująca się tu tablica z nazwą stacji kiedyś była w Wysokiej Krajeńskiej. Podobne cyrki były kiedyś na trasie Sosnowiec-Sławków z tym że tam stare nazwy przebijały dużo bardziej no i przede wszystkim jest to linia czynna w ruchu pasażerskim. Do dziś jestem ciekaw ilu ludzi wysiadało w Sosnowcu Porąbce myśląc, że to Sławków. Wyjazd z Więcborka w kierunku Nakła ciekawie komponuje się z nieczynną nastawnią, semaforami kształtowymi oraz wiatrakiem. Jak przy każdym pociągu imprezowym, podczas jazdy przez okna regularnie mijamy focistów, którzy gonią nas samochodami albo po prostu czają się gdzieś na szlaku. Zawsze miałem dla nich podziw, że chce im się dostawać nieraz w różne trudno dostępne miejsca, aby wykonać jakąś ciekawą fotografię. Ja jako zaliczak wolę siedzieć sobie wygodnie w pociągu. Zatrzymujemy się jeszcze na chwilę na stacji Sępólno Krajeńskie, jednak tylko kilka osób zdecydowało się wyskoczyć na szybkie zdjęcia. Na stacji ciekawy drewniany budynek.
Z ok. 60-minutowym opóźnieniem docieramy do Chojnic (a jeszcze je zwiększymy bo czeka nas zmiana loka). Chojnice to węzeł 6-kierunkowy, z których na 5 prowadzony jest regularny ruch pasażerski. Teraz zaliczyłem brakujący ostatni kierunek. Od tej strony do stacji wchodzą jeszcze linie z Piły i Szczecinka. Linia ze Szczecinka przechodzi wiaduktem nad Ostbahnem (z Piły i dalej Krzyża i Kostrzyna), nasza trasa z Nakła dołącza się zwyczajnie z boku do pozostałych 2 tras. Tymczasowo żegnamy się z naszą SU45, ponieważ nie może ona wjechać na linię do Bytowa, ze względu na zbyt duży nacisk na oś. Miejsce naszego fiata zajmuje chojnicka SU42, niestety w malowaniu PR. Szkoda, że nie ta żółta którą widziałem w nocy w Poznaniu, bo była ładniejsza. Odjeżdżając z Chojnic mijamy wagonownię w której bohuny oraz bonanzy w pomorskim malowaniu PR. Kierując się po łuku w lewo wjeżdżamy na nasyp, żeby niedługo później przeciąć po wiadukcie linię w kierunku Tczewa (linia do Wierzchucina odchodzi zwyczajnie w prawo). Na kolejnym odcinku jedynie krótki postój w Brusach, bez wychodzenia na zdjęcia. Pierwszy etap podróży kończy się w Kościerzynie. Część osób uda się teraz na zwiedzanie skansenu, jednak przy takiej temperaturze to trochę im współczuję. Skansen znajduje się bezpośrednio przy torach, ale żeby do niego dotrzeć trzeba zrobić dość spore koło ulicą i po wiadukcie. Dołącza kol. Pepe, za sprawą którego zostaję zapoznany z kol. Pitagorasem23, który również jechał z Poznania tylko w innym wagonie. Zaplanowany był tu dłuższy postój, ale ze względu na opóźnienie lokomotywa robi szybki oblot i pociąg JELEŃ do Bytowa jest gotowy do startu.
Tą samą trasą, którą przyjechaliśmy wracamy do stacji Lipusz, yyy przepraszam, Lupisz. Będziemy tu zmieniać kierunek jazdy. Istnieje możliwość wjazdu na linię do Bytowa z pominięciem stacji, jednak nie wiem czy łącznica jest czynna. Poza tym sama linia do Bytowa funkcjonuje jako bocznica spółki Pol-Miedź-Trans i nasz wjazd na nią odbywa się na trochę innych zasadach (oficjalnym pociągiem pasażerskim jesteśmy tylko na odcinku Kościerzyna-Lipusz i z powrotem). Oblot oczywiście dokładnie obfotografowany przez większość uczestników. Po zmianie czoła musimy jeszcze zostać wypchani za stację (w kierunku Chojnic) w celu przestawienia się na inny tor, ponieważ z tego, na który wjeżdża się z Kościerzyny nie ma możliwości wyjazdu na Bytów. Poruszamy się z bardzo niską prędkością oscylującą w granicach 10-20 km/h. Przejazd 24 km z Lipusza do Bytowa zajmuje nam prawie 1,5 godziny. Na trasie przeważają gęste lasy, które w połączeniu z prędkością oraz nocą spędzoną na poznańskim dworcu powodują, że jazda jest monotonna. Monotonię od czasu przerywają widoki na pofałdowany teren, nierzadko z jeziorem. W pewnym momencie mijamy pasące się stado żubrów. Podróż tym odcinkiem odbywam nie w swoim wagonie tylko w towarzystwie Piotrka i Łukasza. Tematy rozmów oczywiście kolejowe, do których przyłączają się też MK z przeciwległej czwórki. Na samym wjeździe do Bytowa wielki napis, w którym ktoś wyraża miłość do swojej ukochanej. Obok napisu wielki malunek pewnej męskiej części ciała. Na stacji Bytów jedynym nowoczesnym obiektem jest wiadukt drogowy przecinający tory z peronami. No i budynek dworca prezentuje się w miarę przyzwoicie bo ma wyremontowany dach. Spacerujący po stacji mężczyzna pyta co to za święto, że pociąg przyjechał. Wraz z Piotrkiem i Łukaszem robimy sobie pamiątkowe zdjęcie na tle bytowskiego dworca. Po zmianie czoła, która trwała dość długo toczymy się z powrotem tą samą trasą. Niestety godzinne opóźnienie utrzymuje się. W Lipuszu ponownie najpierw wyjeżdżamy za stację w kierunku Chojnic, aby wtoczyć się na tor, z którego można pojechać w pożądanym przez nas kierunku. Robi się trochę napięta sytuacja, ponieważ za 20 minut dotrze tutaj regio z Chojnic i dyżurny ma wątpliwości czy zdążymy przed nim uciec do Kościerzyny. Początkowo chce nas zatrzymać na stacji, ale przepuszczenie osobówki oznaczałoby jednak znaczne powiększenie naszego opóźnienia i groźbę, że nie zdążymy przejechać przed zamknięciem posterunków na linii. Ostatecznie w ekspresowym tempie wykonany zostaje oblot składu i najszybciej jak się da jedziemy do Kościerzyny. Docieramy tam chwilę po 17:00, więc opóźniamy osobówkę tylko o niecałe 5 minut.
Dołączają do nas ponownie ludzie, którzy nie jechali do Bytowa. Następuje kolejny (przedostatni) szybki oblot składu, jednak i tak nie wyjedziemy wcześniej dopóki nie przyjedzie regio. Jest więc okazja żeby wykonać kilka zdjęć przy ostatnich resztkach dnia. Najpierw przyjeżdża szynobus z Gdyni (a właściwie z Żukowa Wschodniego, bo na części trasy jest KKA). Kilka osób, które nim przyjechały i chcą kontynuować podróż w kierunku Chojnic, bierze nasz skład za regio i wsiada do niego. Na szczęście chwilę później wjeżdża drugi szynobus i orientują się co jest grane. Oba pociągi obsługiwane przez SA101. Jako pierwszy zostaje wyprawiony szynobus do Gdyni (którym odjeżdża Piotrek). Byłem przekonany, że ruszymy chwilę później jak tylko zwolni się przebieg. Tak się jednak nie dzieje i stoimy jeszcze parę minut, a w międzyczasie nadchodzi godzina odjazdu regio do Chojnic. Przez moment obawiałem się, że będziemy przepuszczać planowca, ale ostatecznie ruszyliśmy jako pierwsi, co oznaczało, że regio złapie prawie +30. Cóż, miejmy nadzieję, że siedzące w nim aż 3-4 osoby zrozumieją wyjątkową sytuację i wyjątkowy pociąg, którego pasażerowie mają jeszcze sporo kilometrów do przebycia i ważne przesiadki. W ostatnich resztkach światła widzimy pokonywany przez nas dzisiaj po raz 4. odcinek Kościerzyna-Lipusz. Dalej jest już zupełnie ciemno, więc to by było na tyle jeśli chodzi o oglądanie widoków. Nasze opóźnienie wynosi 70 minut, a to oznacza, że nie zdążymy do Krzyża na odjazd TLK PRZEMYŚLANIN, którym planowałem wracać. Trochę nieciekawa sytuacja, bo jeśli na niego nie zdążę to musiałbym spędzić kolejne pół nocy na dworcu w Poznaniu i wracać ROZEWIEM razem z kibicami z poprzedniej nocy. Ponadto gratisowa godzina ze względu na zmianę czasu. Swoją drogą godzinny postój obu ROZEWII wypada właśnie w Poznaniu, więc biorąc pod uwagę kibiców może być średnio ciekawie (jak się później dowiedziałem rozpylili kilka gaśnic na peronie a w drodze do Wrocławia też mocno rozrabiali). Na szczęście okazuje się, że oprócz mnie jeszcze kilkanaście osób planuje wracać PRZEMYŚLANINEM, więc jest nadzieja, że może skomunikują. W Chojnicach odpinamy polsata, a jego miejsce zajmuje ponownie SU45. Kierujemy się na linię do Piły. W Złotowie mieliśmy mieć kilka minut postoju, ale skracamy go prawie do zera. Dzięki temu gubimy kilka minut ale to i tak za dużo by być w Krzyżu na odpowiednią godzinę. Na szczęście po jakimś czasie obsługa pociągu informuje, że PRZEMYŚLANIN będzie na nas czekać, podobnie jak ostatnia osobówka do Gniezna w Poznaniu. W Pile wysiada kilka osób. Jak się później dowiedziałem tutaj też było trzymane skomunikowanie z regio do Poznania.
W Krzyżu nasz imprezowy pociąg po raz ostatni będzie zmieniać czoło, ale ja już tego nie obejrzę, bo wraz z innymi przesiadkowiczami szybko biegnę kładką na drugą stronę dworca gdzie oczekuje TLK. Zarobił przez nas 20 minut opóźnienia, no ale to nic bo i tak będziemy stać godzinę w Tarnowskich Górach. Szczęśliwie trafia mi się miejscówka w wagonie nr 13, którego nie ma w zestawieniu na stronie PKP IC, a który okazuje się zdeklasowaną jedynką. W moim przedziale leży sobie już jedna pani, więc ja czynię to samo. W Poznaniu wsiada sporo ludzi, ale do naszego przedziału dołącza tylko jeden mężczyzna, więc można kontynuować podróż w pozycji horyzontalnej. Noc na dworcu i cały dzień w pociągu zrobiły swoje, bo zaraz za Poznaniem zasypiam, a gdy się budzę to za oknem Bytom Karb. Musiałem spać mocno bo zazwyczaj się budzę na wielu stacjach, a tym razem nie pamiętam niczego, ani Ostrowa, ani zjazdu na Kępno dolne (którego nie mam zaliczonego), ani Wielunia, ani godzinnego postoju w Tarnowskich Górach na zmianę czasu. Z infopasażera wynika jednak, że w ogóle go nie było, bo w Wieluniu mieliśmy ok. +70. Chwilę później pociąg gwałtownie hamuje. Postój niepokojąco się wydłuża. Po jakimś czasie zostaje podana informacja, że nastąpiło zerwanie sieci. Co jakiś czas powtarzane są komunikaty, że otwieranie drzwi i okien, jak również wychylanie się przez okna są surowo zabronione, bo grożą śmiercią. Na pierwszy taki komunikat reakcją jest śmiech w którymś z sąsiednich przedziałów. No ale z zerwaną siecią zwisającą pod napięciem koło pociągu faktycznie trzeba uważać. Jak na razie nie przejmuję się sytuacją, bo w Katowicach mam 2,5 godziny czasu do MORCINKA. W sumie to średnio mi się uśmiechało siedzenie na dworcu, więc już planując wyjazd myślałem sobie, że nie obraziłbym się za jakieś opóźnienie bo lepiej leżeć sobie w pociągu. Byłem też przekonany, że znajdujemy się w takim miejscu, że ściągnięcie pociągu sieciowego np. z Katowic nie będzie stanowić większego problemu. Okazało się, że się przeliczyłem, bo pociąg musiał przyjechać aż z Błotnicy Strzeleckiej i dotarł na miejsce o 5:25 czyli 2 godziny po zdarzeniu. Gdy opóźnienie przekroczyło 60 minut została podana informacja, że będzie wydawana darmowa herbata. Przez mój wagon przetaczają się więc kolejki do sąsiadujących z nim sypialek, gdzie można ją odebrać. W końcu ok. 5:50 ruszamy z ponad 2-godzinnym opóźnieniem i wtaczamy się na bytomski dworzec. Wychodzi na to, że z MORCINKIEM minę się między Chorzowem Batorym a Katowicami, więc zaraz za Bytomiem zgłaszam przesiadkę. Tuż po mnie przychodzi dziewczyna z zapytaniem o pociąg KŚ do Wisły, niestety trochę za późno o tym pomyślała, bo odjechał on z Katowic 10 minut temu. Ja otrzymuję po jakimś czasie informację, że MORCINEK ma być dla mnie trzymany. W praktyce jednak do Katowic wjeżdżamy o 6:30 czyli na 2 minuty przed jego odjazdem. Nie chciało mi się siedzieć na katowickim dworcu, więc mam co chciałem, tylko niekoniecznie musieli mi fundować dylemat „przytrzymają czy nie przytrzymają?”.
MORCINEK również na zmodernizowanych wagonach, jednak trochę innych niż te, które jeżdżą na Wrocław-Poznań/Gdynia. Tutaj na monitorkach w przedziałach są już stacje pośrednie i więcej przydatnych informacji zamiast głównie reklam. Po drodze nieplanowe postoje w Chorzowie Batorym i Rudzie Chebzie, na szczęście krótkie. Dojeżdżamy do Rudzińca Gliwickiego i znowu stajemy, tym razem na dłużej. Drużyna krząta się po peronie. Okazuje się, że jeden wagon nie chce odhamować. Zostaje zapowiedziany wjazd opóźnionego (przez nas) regio z Gliwic do Kędzierzyna. Ponieważ nie wiadomo ile jeszcze będziemy tu stać i czy wagon odhamuje, przesiadam się na kibla. W Sławięcicach zjeżdżamy na peron 2, w związku z tym myślałem, że wyprzedzi nas MORCINEK, ale jednak pojechaliśmy dalej. W Kędzierzynie jestem po 8:00, 30 minut po czasie. TLK jak się później okazało pojechał niedługo po nas. Nareszcie w domu, wystarczy przygód jak na jeden wyjazd.
Fotki, skany biletów: <!-- w --><a class="postlink" href="http://www.kolejomania.rail.pl/byt.html">www.kolejomania.rail.pl/byt.html</a><!-- w -->
Liczba postów: 1 712
Liczba wątków: 37
Dołączył: 28.10.2011
Reputacja:
8
WYJAZD DO OŁOMUŃCA - 13.02.2015.
Cel wyjazdu tramwajowy, ale względu na trochę wątków kolejowych wrzucam również tu. Przy okazji pytanie, czy często zdarzają się takie cyrki z biletem Czechy+ wśród czeskich drużyn czy mój przypadek był incydentalny ?
Kędzierzyn - Racibórz - Chałupki - Bohumín - Olomouc - Přerov - Ostrava - Bohumín - Chałupki - Racibórz - Kędzierzyn
Ostatnią siecią tramwajową osiągalną dla mnie na 1-dniowym wyjeździe był Ołomuniec. 13 lutego wybraliśmy wspólnie z Kasią na wycieczkę do tego miasta. Dla Kasi jest to pierwsza w życiu wizyta w Czechach, a dla mnie pierwsza po blisko 3-letniej przerwie. Po przeanalizowaniu ofert biletowych najkorzystniej wypadła polska oferta Czechy+. Bilet ten umożliwia za 19 zł nieograniczoną liczbę podróży po liniach kolejowych w północnych Czechach. Może być kupiony do biletu jednorazowego do stacji granicznej albo do Regio Karnetu lub Biletu Sieciowego PR. Swoją drogą dawniej byłoby to nie do pomyślenia, że po Czechach bardziej opłacalne będzie podróżowanie na polskim bilecie niż na jednej z ofert ČD. Zakupu biletów dokonałem 2 dni przed wyjazdem. Z początku sympatyczna kasjerka trochę się zaniepokoiła, ale gdy podałem kod oferty i wytłumaczyłem na czym ona polega to cały dalszy zakup przebiegł już szybko i sprawnie. Niestety do biletu do Chałupek nie zakupimy Czech+ ze względu na to, że jeżdżą tam Koleje Śląskie i nie ma pociągów przez granicę, w związku z tym musieliśmy również zakupić bilety Roztoki Bystrzyckie-Międzylesie, których numery trzeba wpisać na bilecie Czechy+. W piątkowy poranek wyruszamy pociągiem o 6:03 z Kędzierzyna. Moglibyśmy pojechać godzinę później, ale chcemy zrobić sobie jeszcze krótki spacer po raciborskiej starówce. Podróż bezproblemowa, w międzyczasie zrobiło się widno. Świeci słońce, a na niebie nie ma żadnej chmurki, więc pogoda wręcz idealna na zaliczanie i dokumentację fotograficzną. Na miejscu jesteśmy tuż przed 7:00.
Po chwili po drugiej stronie peronu zatrzymuje się osobówka z Chałupek, a przy peronie 1 do odjazdu przygotowuje się TLK SKARBEK do Olsztyna. Kibel, którym przyjechaliśmy pojedzie niedługo jako regio do Wrocławia. Przed dworcem mały parowóz Halinka. Raciborską starówkę zwiedzałem dawno temu, więc dla mnie również jest to okazja aby sobie ją przypomnieć. Nieopodal Rynku jest też kula przy której znajdują się kolumny z nazwami okolicznych miejscowości. Na dworzec powracamy ok. 7:45 i udajemy się na peron 3, gdzie jest już podstawiony EN57 do Chałupek. W pociągu elektroniczne wyświetlacze. Akurat dzisiaj mamy imieniny Katarzyny i Grzegorza Późniejszy pociąg z Kędzierzyna przybywa planowo, więc my również odjeżdżamy punktualnie. Nic się nie zmieniło, pociąg w tą stronę nadal się wlecze i jest przeraźliwie pusty. Okna w pociągu bardzo zasyfione. W Rudyszwałdzie dołącza do nas jednotorowa linia z Rybnika przez Wodzisław, która aktualnie jest w remoncie i powstaje nowy peron. Do Chałupek wraz z nami dociera jeszcze ok. 5 osób.
Stacja coraz bardziej podupada. Dawniej funkcjonowała tu kasa, w której zawsze kupowałem przejściówki do Czech. Później zamknięto kasę, następnie cały budynek dworca. Potem zamurowano wejście, a teraz nawet pomalowano je w kolor pasujący do reszty budynku. Zegar pozbawiono wskazówek, więc nawet godziny nie sprawdzimy. Mamy sporo czasu, więc spokojnym krokiem udajemy się w kierunku granicy. Ciekaw jestem czy w dalszym ciągu istnieje sklep z czeskimi produktami (i oczywiście alkoholem) prowadzony przez 'skośnookich Czechów'. Po przejściu mostu granicznego okazuje się, że budynek, w którym mieścił się sklep przechodzi remont. Odnajdujemy go jednak w sąsiednim budynku naprzeciwko przystanku autobusowego. Jest on dużo mniejszy i nie rzuca się w oczy, w zasadzie zauważyłem go tylko dzięki niewielkiej tabliczce. Zakupujemy Lentilky i czekoladę Studentską. Następnie wsiadamy w autobus, którym jedziemy na dworzec w Bohumínie. W chwili obecnej przejazd kosztuje 16 koron (gdy zaczynałem wojaże po Czechach pamiętam cenę nawet 8 Kč). Na przystanku przy dworcu plakat reklamujący kolejowo-autobusowe połączenie Leo Express do Krakowa. No cóż, nie udało się wejść drzwiami (to znaczy po torach) to weszli oknem i na polskim odcinku uruchomili autobus.
Sam dworzec w Bohumínie nic się nie zmienił, tak samo brzydki jak 3 lata temu i wcześniej (mam na myśli budynek i jego wnętrze, bo perony są całkiem przyzwoite). W pierwszej kolejności udajemy się na peron 1A, skąd za chwilę odjedzie wspomniany Leo Express do Pragi. Pociąg jest obsługiwany Flirtem. Jako, że chwilę wcześniej przyjechał z Pragi, trwa jego sprzątanie, a ludzie muszą oczekiwać na peronie. Rozkład chyba przewiduje zbyt krótki czas na to, bo godzina odjazdu mija, na semaforze podany wyjazd, a sprzątanie nadal trwa i wyświetlacze na składzie proszą aby nie wsiadać. W międzyczasie na stację przybywają inne pociągi. Przy peronie 1 zatrzymuje się rychlik z Brna, do którego dołączany jest 1 wagon. Ponieważ zbliża się godzina przyjazdu naszego pociągu, nie czekamy aż Leo odjedzie tylko udajemy się do budynku dworca. W centrum obsługi pobieramy gazety „ČD pro Vás", można też wziąć dětską jízdenkę, czyli fikcyjny bilet dla dzieci z rysunkiem i wierszykiem o kolei. W kasach biletowych największą zmianą od ostatniej wizyty jest fakt, że bilety nie są już drukowane w takiej formie jak np. u nas, tylko dostaje się świstek taki jak z terminala drużyny konduktorskiej. W gablotach wiszą informacje o odwołaniu połączeń do Krakowa przez Zebrzydowice oraz do Wrocławia i Kędzierzyna przez Chałupki. Oczywiście Czesi napisali bez ogródek, że winowajcą całej sytuacji jest strona polska…Jeśli chodzi o malowanie taboru to dawniej przeważał kolor zielony, a teraz dominuje kolor niebieski, chociaż zdarzają się jeszcze pojedyncze wagony w starym malowaniu. Podczas oczekiwania na pociąg przemyka bez zatrzymania Pendolino w kierunku Czeskiego Cieszyna.
My pojedziemy EC HUKVALDY relacji Žilina-Praha, który przybywa leciutko splecowany. Najpierw wsiadamy do bezprzedziałówki, ale chwilę później przenosimy się do sąsiedniego wagonu, gdzie nie brakuje pustych przedziałów. Jest to wagon dobrze mi znany z Kolei Austriackich, nawet malowanie pozostało austriackie, zmieniono jedynie logo ÖBB na ČD. Austriackie wagony w czeskich składach to kolejna nowość, której wcześniej nie było. W przedziałach broszurki zawierające rozkłady jazdy różnych pociągów wraz ze skomunikowaniami na stacjach czyli tzw. vlakový průvodce. Tutaj również mamy wyszczególnione pociągi do Polski, które nigdy nie pojechały. Tradycyjnie w Ostravie spora wymiana podróżnych. Przed każdą stacją zapowiedzi przez głośniki w wagonie, z tym że zapowiada automat, a nie drużyna. Podczas kontroli konduktorka przyglądą się dłuższą chwilę naszym biletom, po czym oddając pyta dokąd jedziemy. Niestety nie przybiła pieczątki. Na trasie Ostrava-Přerov-Břeclav dawniej obowiązywał ruch lewostronny, teraz jeździ się już po prawym torze, tak jak na reszcie czeskiej sieci. Za Prosenicami, tuż przed obwodnicą Přerova zatrzymujemy się na kilka minut, aby przepuścić pociąg jadący z przeciwka. Zostało tutaj wybudowane bezkolizyjne przejście z ruchu lewostronnego na prawostronny. Na obwodnicę Přerova wjeżdżamy torem lewym (być może z tego wynikał postój, bo teraz przy prawostronnym ruchu z Ostravy przebiegi pociągów jadących w dwóch kierunkach krzyżują się), dzięki temu po zjechaniu z niej znajdujemy się na właściwym torze. W Ołomuńcu jesteśmy kilka minut po czasie. Perony zostały zmodernizowane i prezentują się dużo ładniej. Trwa jeszcze remont głównego tunelu mającego początek w holu dworca, przez co trzeba korzystać z tunelu bocznego. Robimy krótki rekonesans po budynku dworca, w celu znalezienia punktu obsługi DPMO (odpowiednika naszego ZTM), którym okazało się zwykłe okienko kasowe. Zakupujemy 2 bilety dobowe. Obok znajduje się kasa Leo Express. Akurat ktoś kupował bilet, więc miałem okazję podejrzeć, że przewoźnik ten ma całkiem fajne blankiety, przypominające nieco bilety lotnicze. W holu malowidło, które ciężko objąć w całości.
<tramwaje>
Czas rozpocząć zaliczanie sieci tramwajowej, najmniejszej wśród wszystkich jakie istnieją w Czechach. Bezpośrednio przed budynkiem stacyjnym znajduje się niewielki dworzec autobusowo-tramwajowy z zadaszonymi peronami. Obok trzy wielkie elektroniczne tablice wyświetlające najbliższe odjazdy. Pierwszy tramwaj to VARIO i linia 3, który ma trochę nietypowy układ siedzeń. Podjeżdżamy tylko jeden przystanek, do pętli Fibichova, znajdującej się tuż obok dworca. Kończą tutaj bieg wszystkie linie z wyjątkiem 4, na którą musimy poczekać aby pojechać dalej. Obok znajduje się również pętla autobusowa, a na niej m.in. stara Karosa jadąca do Kauflandu. 4-ką pojedziemy do pętli Pavlovičky. Zaraz po odjeździe wjeżdżamy pod górkę, żeby przejechać wiaduktem nad torami kolejowymi (a właściwie to prawie samą stacją Olomouc hl.n.). Po drugiej stronie znajduje się dworzec autobusowy. Na trasie przecinamy się prostopadle z pojedynczymi niezelektryfikowanymi torami kolejowymi, jak się później okaże takich skrzyżowań jest więcej w całym mieście. Trasa linii 4 nie kończy się typową pętlą. Tramwaj objeżdża kilka budynków i dociera na przystanek końcowy znajdujący się na spokojnej uliczce. Po jednej stronie blok mieszkalny, a po drugiej linia kolejowa, na której nawet trafia się pociąg, ale jako że wyłonił się niespodziewanie, nie udało się zrobić sensownego zdjęcia. Podczas wykonywania zdjęć tramwaj, którym przyjechaliśmy ucieka nam, więc musimy poczekać 15 minut na następny. Dokumentujemy go jak przyjeżdża z centrum, a chwilę później także na samym przystanku. Powracamy nim do dworca kolejowego, gdzie zamierzamy przesiąść się na 2-kę. Do jej odjazdu jest kilka minut, więc idziemy pieszo na pętlę Fibichova, aby tam do niej wsiąść. Niestety trochę się przeliczyliśmy i tramwaj zwiewa nam sprzed nosa, więc kolejne minuty w plecy czekając na następną brygadę. Tym samym okazja do kolejnych zdjęć. W końcu wyruszamy w dalszą drogę. Sieć tramwajowa w Ołomuńcu (nie licząc zaliczonej już trasy) to właściwie wielka pętla otaczająca centrum miasta z paroma kikutami. Niestety nie da się jej zaliczyć w 100 %, ponieważ jednotorowym odcinkiem prowadzącym do zajezdni (idącym równolegle sąsiednią ulicą jak jedna z tras) jeżdżą tylko podsyły bez pasażerów. Jedziemy trasą „górną”, która na początku ma klimaty typowej trasy przez współczesne centrum miasta (ze sklepami czy parkami), następnie wjeżdżamy na starówkę i jedziemy wąską ulicą pomiędzy starymi kamienicami, mijamy też okazały kościół. Tą okolicę obejrzymy później, a na razie jedziemy dalej, aż do końca jazdy tramwaju czyli pętli Neředín, krematorium. Za starówką przejeżdżamy przez skrzyżowanie (na którym dołącza się jednotorowy odcinek z zajezdni) i dalej znowu przez typową współczesną miejską zabudowę. Przecinamy również linię kolejową, tuż przy stacji Olomouc město. Pętla tramwajowa znajduje się przy cmentarzu i jest dosyć skromna. Jak się później okaże wszystkie pętle w tym mieście zajmują małe powierzchnie i nie są rozbudowane. Wjechaliśmy trochę pod górkę, więc za nami widać w dole panoramę miasta, a po drugiej stronie już pole, na którym w oddali snuje się autostrada. Z cmentarza akurat wychodzi orszak ludzi z wieńcami, które pakują do autokaru i odjeżdżają. Na szklanej wiacie przystankowej reklama związana z Rzymianami. Chwilę po zrobieniu powyższych zdjęć jedna boczna szyba sama z siebie… odpada i tłucze się.
Powracamy również linią 2. Tym razem wysiadamy przy starówce, na przystanku U Svatého Mořice. Zanim udamy się na rynek kierujemy się w drugą stronę i wąską uliczką lekko z górki dochodzimy do jednotorowego odcinka do zajezdni. Akurat wyjeżdża tramwaj do nauki jazdy, więc mamy możliwość wykonania zdjęcia tramwaju na tym odcinku (podsyły pewnie są tylko rano i wieczorem). Właściwie patrząc w prawo i lewo widzimy cały odcinek, więc jakoś da się przeżyć brak możliwości jego zaliczenia tramwajem. Idziemy w kierunku zajezdni, po drodze mijamy tramwaj rezerwowy, a także zaparkowanego trabanta. Zajezdnia jest na tyle mała, że nie mieszczą się w niej wszystkie tramwaje, dlatego obok znajduje się tzw. Rubik czyli grupa torów postojowych, na której stacjonuje część taboru. W tym roku ma zostać oddana do użytku nowa większa zajezdnia, a obecna ma stać się muzeum komunikacji miejskiej. Inną wąską uliczką powracamy do równoległej linii z planowymi tramwajami. Po drodze trafiamy na ciekawe malowidło Wykonujemy kilka zdjęć tramwajów jadących wśród starych kamienic, a następnie idziemy na Horní náměstí czyli ołomuniecki rynek. Jest tu między innymi wysoka kolumna Trójcy Św., makieta miasta, fontanna z figurkami żółwi (Kasia dosiada jednego ) oraz kościół, na którego ścianie znajduje się duża ilość zegarów. Gdy myśleliśmy, że wszystko już zostało przez nas oglądnięte okazało się, że po drugiej stronie jest przesmyk prowadzący do drugiego podobnej wielkości rynku (Dolní náměstí). Zaczyna trochę gonić nas czas, więc po szybkim obejrzeniu, wykonaniu wspólnych zdjęć oraz błyskawicznej wizycie w McDonald’s po frytki powracamy na przystanek tramwajowy, aby kontynuować zaliczanie sieci. Niestety weszliśmy w złą uliczkę, więc musimy się trochę cofnąć, ale w końcu docieramy do przystanku przy kościele i łapiemy Tatrę z reklamą pendolino na linii 4, którą pojedziemy do pętli Nová Ulice. Zaraz po zjechaniu z głównej trasy na odnogę do tej pętli przejeżdżamy obok sporej wielkości parku. Ostatni odcinek (podobnie jak na trasie do cmentarza) wiedzie pod górkę, aby zakończyć się niewielką pętlą. W pobliży mamy market OBI. Powracamy linią 1 do przystanku Tržnice. Szczęśliwie nie musimy długo czekać, bo za chwilę pojawia się 3-ka, którą zaliczymy ostatnią pętlę - Trnkova. Po zjeździe z głównej trasy mijamy galerię Šantovka znajdującą się nota bene na ul. Polskiej. Dość ciekawie poprowadzony jest odcinek przy tej galerii, obok znajduje się niewielka rzeczka. W przeciwieństwie do pozostałych tras, na końcu nie zastajemy pętli tylko 2 tory zakończone kozłami oporowymi. W związku z tym mogą tu dojeżdżać tylko tramwaje dwukierunkowe. Jest to chyba najmłodsza pętla na sieci, bo niektóre schematy (np. na Wikipedii) nie zawierają jej. Mieliśmy obawy czy zdążymy przesiąść się na dość rzadko jeżdżącą 5-kę, dzięki której dojechalibyśmy do dworca bez przesiadki, ale okazuje się, że obieg jest taki, że przechodzi na nią nasza 3-ka, więc po problemie. Ostatnim tramwajem domykamy pętle i tym samym mamy zaliczoną całą sieć (z wyjątkiem odnogi do zajezdni). Tuż przed dworcem kolejowym łączymy się z drugą trasą, którą wcześniej jechaliśmy do centrum i chwilę później kończymy spotkanie z ołomunieckimi tramwajami.
</tramwaje>
Wracamy do pociągów. Na stację właśnie wjeżdża EC KOŠIČAN, jednak jest to akurat jeden z nielicznych EC, w których trzeba mieć miejscówkę, więc przepuszczamy go i pojedziemy z przesiadką w Přerovie. Mamy jeszcze chwilę, więc udaje się zakupić pocztówki w dworcowym RELAY’u. O tej samej porze odjeżdżają 2 pociągi do Nezamyslic, jeden przez Prostějov a drugi przez Přerov, trzeba więc uważać, aby się nie pomylić. Gdy docieramy na peron pociągu jeszcze nie ma, po chwili podjeżdża stary czeski kibel. Pociąg ma ‘kropę’ w rozkładzie czyli teoretycznie nie czeka na żadne skomunikowania, w praktyce jednak na coś czekaliśmy i odjeżdżamy prawie +10. Na szczęście to nie zagraża naszej przesiadce. Na fotkę załapuje się Grygov. Perony w Přerovie przeszły remont i nareszcie wyglądają przyzwoicie. Do Ostravy pojedziemy naszym EC POLONIA Wiedeń-Warszawa. W pociągu tłumy, zawalone korytarze i przedsionki, fuksem załapujemy się na 2 miejsca w przedziale dla niepełnosprawnych, z którego akurat ktoś wysiadł. W składzie nie mogło zabraknąć oczywiście wagonu z oknami zaklejonymi debilną reklamą internetu T-Mobile, pomysłodawcy powinno się za karę zakleić tak wszystko okna w jego domu… Obieg tego składu jest ciekawy, co potwierdzają tablice kierunkowe. Aby nie stać bezproduktywnie w Wiedniu wagony wykonują kurs jako EC do miejscowości Debrecen i nocują na terenie Węgier. Niedługo po odjeździe kontrola. Pokazuję nasze bilety Czechy+. Konduktor zdziwiony co ja mu w ogóle daję. Tłumaczę mu więc po czesku co to za bilet, wyjmuję też wydrukowaną mapkę. Duma chwilę nad biletami po czym stwierdza, że w osobówkach i rychlikach jest to ważne, ale nie sądzi, że w EC. Tłumaczę ponownie jakie są zasady oferty. Dalej nie dowierza, twierdząc, że to niemożliwe aby bilet za 19 zł był ważny we wszystkich w pociągach. Jestem jednak nieugięty i w końcu konduktor bez przekonania i ze zdziwieniem stwierdza: „No dobra!” i odchodzi. Jakiś czas później udaję się do toalety, a gdy powracam zastaję Kasię ze wspomnianym konduktorem oraz młodszym od niego kierownikiem. Kierownik trzyma nasze bilety i rozmawia z kimś przez komórkę. Podaję im mapkę wskazując, że są tam również objaśnienia po czesku oraz informując, że mogę podać adres strony gdzie znajdą opis tej oferty. Po zakończeniu rozmowy kierownik fotografuje komórką bilety oraz mapkę. Następnie oddaje i grzecznie tłumaczy, że to po to, aby mogli się doszkolić i na przyszłość znać tą ofertę. W Polsce pewnie od razu zostalibyśmy uznani za oszustów i drużyna próbowałaby nam wcisnąć opłatę dodatkową. Po tej sytuacji wywiązuje się rozmowa z Czechem jadącym z nam w przedziale w wyniku której otrzymujemy za darmo butelkę czeskiego piwa. W Ostravie Svinov i Ostravie hl.n. wysiada 80 % pasażerów. Dalej pociąg jest już prestiżowy, więc to niedopuszczalne aby jechało w nim dużo pasażerów. Na głównym ostrawskim dworcu mieliśmy się spotkać z koleżanką, ale z przyczyn losowych nie zdołała dotrzeć, więc robimy tylko krótki spacer po holu dworca. Przed dworcem tramwaje i trolejbusy. Następnie rychlikiem z Brna podjeżdżamy do Bohumína. Ponieważ mamy dużo czasu do Chałupek robimy sobie spacer bez korzystania z autobusu. Po przybyciu na stację w Chałupkach kibel do Raciborza jeszcze zamknięty, ale po chwili możemy zając w nim miejsce. Prawie prywatnym pociągiem docieramy do Raciborza. Skład powróci do Chałupek, z nieco lepszą frekwencją, ale rewelacji nie ma. My przechodzimy na peron 1, gdzie stoi pociąg do Katowic, a za nim na tym samym torze czai się kibel do Kędzierzyna, który podjeżdża zaraz po odjeździe KŚ. Po peronie szwenda się gość, który dość dziwnym głosem zapowiada na głos pociągi. Dla kędzierzyńskiego podaje nawet skomunikowania. . Żeby było śmieszniej wszystkie jego zapowiedzi są prawidłowe i zgodne z aktualnym rozkładem. Może to jakaś nowa odmiana MK, która w tak ekspresyjny sposób wyraża swoją pasję. Jazda bez przygód i po 20:30 meldujemy się w Kędzierzynie.
Fotki, skany biletów: <!-- w --><a class="postlink" href="http://www.kolejomania.rail.pl/tramolo.html">www.kolejomania.rail.pl/tramolo.html</a><!-- w -->
Liczba postów: 1 712
Liczba wątków: 37
Dołączył: 28.10.2011
Reputacja:
8
CZEŚĆ PENDOLINO
Olsztyn - Warszawa - Częstochowa Stradom - Opole - Kędzierzyn
Dużo osób pisało na różnych forach internetowych swoje wrażenia z pierwszej podróży najnowszą zabawką PKP IC czyli pendolino, więc i ja dorzucę swoje 3 grosze. Z pociągu EIP po raz pierwszy miałem okazję skorzystać przy okazji podróży z Olsztyna do Kędzierzyna 2 marca 2015. Pierwszy etap przejazdu (Olsztyn-Warszawa) odbył się jednak nie po torach lecz Polskim Busem. Gdyby PKP IC nie zlikwidowało Weekendowej Biletomanii to pojechałbym TLK KORMORAN, ale jeśli mam wybierać między pociągiem za 60 zł a autobusem za 20 zł to wybieram drugą opcję. Dodatkowo Polski Bus dowozi na Metro Młociny, gdzie pasowało mi się znaleźć ze względu na zaliczanie tramwaju na Tarchomin. Obecnie Olsztyn jest chyba najbardziej rozkopanym miastem w Polsce ze względu na budowę sieci tramwajowej. W ubiegłym wieku funkcjonowały tramwaje w tym mieście, jednak zostały zlikwidowane. Obecnie nowa sieć jest budowana od zera, co jest pewnego rodzaju ewenementem w naszym kraju. Plac przed dworcem również rozkopany, więc do autobusu wsiadamy z prowizorycznego przystanku usytuowanego na środku rozkopanego ronda. Drugim miejscem, gdzie można wsiadać jest studencka dzielnica Kortowo. Ponieważ miasto jest rozkopane, aby uniknąć korków autobus trochę kluczy i kieruje się tam przez okolice plaży miejskiej oraz przystanku kolejowego Olsztyn Zachodni. Między Olsztynem a Warszawą nie mamy żadnych postojów, a większość trasy wiedzie drogą szybkiego ruchu. Po drodze mijamy miejscowość Szczytno (ale nie to gdzie dojeżdżają pociągi z Olsztyna ). Frekwencja w autobusie dość słaba, bez problemu można znaleźć wolną parę siedzeń. W Warszawie na Młocinach jesteśmy 10 minut przed czasem. Zakupuję bilet i wsiadam w tramwaj linii 2 do nowej pętli Tarchomin Kościelny. Trasę częściowo mam już zaliczoną, ponieważ miałem okazję się przejechać gdy czynny był odcinek do przystanku Stare Świdry. Kursowały tu wtedy tramwaje dwukierunkowe. Pierwszy odcinek wiedzie przez niewielki las, za którym znajduje się zajezdnia Żoliborz. Następnie przez krótki tunelik (w którym odgałęzia się linia w kierunku Metra Marymont) wjeżdżamy na most przez Wisłę. Za przystankiem Stare Świdry linia zawraca niemal o 180 stopni, aby dotrzeć na blokowisko, gdzie wysiadają wszyscy pasażerowie. Do pętli dojeżdżam sam, ponieważ jak na razie wokół niej niczego nie ma (zapewne powstaną jakieś zabudowania, gdy osiedle będzie się rozwijać). Tramwaje kursują często, więc mogę poczekać na następny i udokumentować pętlę. Gdy kończę fotografować zaczyna padać deszcz. Po krótkiej jeździe jestem ponownie na Młocinach. Mam do zaliczenia jeszcze jeden nowy odcinek torów dający połączenie trasy na Osiedle Górczewską z Nowym Bemowem. Akurat tak się składa, że tramwaj którym mogę to zaliczyć startuje właśnie stąd i mogę nim dojechać w pobliże średnicy. Wsiadam więc w 11-kę. Niestety pada coraz mocniej, więc zaliczany odcinek przejeżdżam w strugach deszczu. Po drodze jest prostopadłe skrzyżowanie z trasą na Boernerowo. W ulewie wysiadam na Karolkowej. Przesiadam się na linię 10, którą podjeżdżam na Centralny.
Za przejazd pendolino nic nie zapłacę, ponieważ mam do dyspozycji vouchery z facebookowego konkursu "Cześć Pendolino" (od którego wzięła też nazwę niniejsza relacja). Konkurs polegał na wrzuceniu na fanpage PKP Intercity Pociąg do Podróży pracy na temat pendolino. Przeważały wierszyki i zdjęcia. Do wygrania były 402 podwójne vouchery na przejazd EIP (w klasie 2) lub EIC (w klasie dowolnej) czyli aż 201 osób mogło cieszyć się z 2 darmowych przejażdżek. Na szczęście w COK-u nie ma kolejki, więc sprawnie wymieniam voucher na bilet z miejscówką i korzystając z ostatnich minut ważności biletu ZTM podjeżdżam SKM-ką na Wschodni. EIP do Wrocławia podstawia się na kilka minut przed odjazdem. Tablice kierunkowe tradycyjne, natomiast na elektronicznych mamy tylko numer wagonu i życzenie udanej podróży. Wnętrze całkiem przyjemne, siedzenia w układzie takim jak w autobusach, ale jest też kilka czwórek ze stolikiem. Przy pozostałych miejscach do dyspozycji są rozkładane niewielkie stoliki na oparciach poprzedzających ich siedzeń. Śmietniki znajdują się dolnej części. Pomiędzy siedzeniami zamontowano lampki do czytania, nie do końca szczęśliwie umiejscowione, bo parę razy zdarzyło mi się o taką lampkę uderzyć głową. Spodziewałem się, że na Centralnym dobije tłum, ale wagony 6 i 7 pozostają puste. Mogę więc zająć miejsce przy stoliku. Ogólnie siedzi się wygodnie, jedynie śmietnik pod stolikiem mógłby być nieco inaczej umiejscowiony, bo uniemożliwia dosunięcie nóg pod samą ścianę. Gniazdka znajdują się między siedzeniami. Na każdej stacji z głośników leci muzyka Chopina, po której automat wygłasza komunikat (po polsku i po angielsku), że pociąg jest tak prestiżowy, że wstęp do niego jest możliwy tylko z ważnym biletem zakupionym wcześniej, a jak ktoś się do tego nie zastosuje to będzie go to kosztować 650 zł. Oczywiście komunikat wyjaśnia również, że to w trosce o nasz komfort i bezpieczeństwo. Na Zachodnim łapiemy kilka minut ze względu na jednotor. Skład jest dobrze wyciszony, przejścia między wagonami również, więc jedzie się przyjemnie. Toalety natomiast bardzo ciasne i dużo mniejsze niż w tradycyjnych wagonach. W przedsionkach znajdują się półki na bagaże. W pociągu oprócz magazynu pokładowego "W podróży" znajdują się też materiały informacyjne o kategorii EIP wraz z mapką połączeń PKP IC. Na monitorach wyświetlają się różne informacje, m.in. angielskie słówka z wyjaśnieniami (gdyby ktoś miał ochotę uczyć się języka obcego podczas podróży), krótkie teksty o ciekawych miejscach i zabytkach w miastach, gdzie jeżdżą EIP, zdjęcia zwierząt (były m.in. szopy) oraz pytania z różnych dziedzin (po 15 sekundach wyświetla się poprawna odpowiedź). Przez okienko w drzwiach można podglądać kabinę maszynisty. A same drzwi posiadają klamkę nienaturalnie wysoko, a nad nimi znajduje się wyświetlacz informujący o trasie i stacjach pośrednich. Ciekawe, że nie dało się wyświetlać stacji na monitorach tylko potrzeba oddzielnych tablic. Trasa na razie znana, bo jedziemy CMK. Poczęstunek w pociągu został ‘zoptymalizowany’ i obecnie dostajemy już wyłącznie napój. Podczas jazdy zostaje podana również informacja, że na pokładzie pociągu znajduje się osoba dbająca o czystość, której należy zgłaszać wszystkie większe zabrudzenie. Tą osobą okazuje się młoda dziewczyna, która od czasu do czasu pojawia się w moim wagonie. Kierownik przypomina również o zakazie palenia w pociągu, dodając że próba zapalenia w toalecie uruchomi czujnik, który powiadomi maszynistę i może to doprowadzić nawet do zatrzymania składu. W innej części pociągu znajdują się 2 przedziały, niestety zajęte, więc nie mogę sprawdzić jak się w nich siedzi, ale sprawiają wrażenie dość przytulnych. Z CMK zjeżdżamy za Włoszczową Północ łącznicą do stacji Żelisławice i kierujemy się do Częstochowy Stradom i Opola. Odcinek ten zwany „protezą koniecpolską” został wyremontowany specjalnie dla utworzenia sprawnego połączenia Opola i Wrocławia z Warszawą. Łącznicy nie mam zaliczonej, ale niestety jest już ciemno. Zaliczy się przy innej okazji, myślę że jeszcze w tym miesiącu. W Częstochowie Stradom wysiada trochę podróżnych. Podróż pomiędzy Częstochową a Opolem trwa teraz tylko godzinę. Mijamy zmodernizowane perony i stacje, które nie są wykorzystane, bo między tymi miastami (dopiero od Fosowskiego kursują pociągi regio Zawadzkie-Opole) nie ma żadnych pociągów regionalnych, co jest ogromną głupotą. Lubliniec również mijamy bez zatrzymania, bo jeszcze nie daj Boże ktoś by chciał skorzystać z naszego pociągu. Przed Opolem zostają podane skomunikowania w kierunku Kędzierzyna, Kluczborka i Wrocławia. Przyjazd do Opola planowy, pół godziny przerwy i regio Wrocław-Racibórz docieram do domu.
Fotki, skany biletów: <!-- w --><a class="postlink" href="http://www.kolejomania.rail.pl/pend.html">www.kolejomania.rail.pl/pend.html</a><!-- w -->
Liczba postów: 1 712
Liczba wątków: 37
Dołączył: 28.10.2011
Reputacja:
8
MAZOWIECKA WYCIECZKA - 30.03.2015.
Kędzierzyn - Opole - Częstochowa Stradom - Warszawa - Tłuszcz - Ostrołęka - Tłuszcz - Warszawa - Katowice - Kędzierzyn
Pierwotnie wyjazd miał nazywać się „Mazowieckie ostatki”, dlatego że miałem na nim zaliczyć 2 ostatnie brakujące mi odcinki w województwie mazowieckim: Tłuszcz-Ostrołęka oraz Tłuszcz-Wieliszew. Niestety okazało się, że tego drugiego nie zaliczę, ponieważ PLK przedłużyły zamknięcie na nim o 2 dni (30 marca miał być 1 dniem kursowania pociągów po 2-tygodniowej przerwie), a KM nie umieściły żadnej rzucającej się w oczy informacji na ten temat, jedynie zmieniono cichaczem daty na rozkładach jazdy. Jako, że bilety miałem już zaklepane postanowiłem, że nie zrezygnuję z wyjazdu, a w zamian zwiedzę sobie Ostrołękę. Wyruszam regio o 5:30 z Kędzierzyna i po niecałej godzinie docieram do Opola. Trwa w tej chwili remont jednej krawędzi peronu 2. Na peronach cały czas funkcjonują stare klapki, ale coraz częściej pokazują, że powinny już przejść na emeryturę (obecnie interpretacja stolicy Dolnego Śląska zmieniła się na 'Wrocłań' ). O 6:58 wsiadam w Pendolino do Warszawy. Ponieważ również w kasie można już wskazywać konkretny wagon i miejsce, wybrałem czwórkę ze stolikiem w wagonie 7, który zawsze jest pusty, bo system umieszcza ludzi po kolei od najniższego wagonu. Po raz pierwszy będę mógł obejrzeć protezę koniecpolską po modernizacji (dotychczas za jasnego miałem przejechany tylko odcinek Opole-Fosowskie). W okolicach Fosowskiego przynoszą napój. Wydaje się, że jedziemy parę chwil, a już jesteśmy w Częstochowie Stradom, gdzie do mojego wagonu wsiadają pojedyncze osoby. Następnie jedziemy odcinkiem umożliwiającym przejazd na linię w kierunku Kielc z pominięciem Częstochowy Osobowej. Jest on dość długi i przez moment wiedzie wzdłuż linii tramwajowej do Stadionu Raków (pociąg jedzie w wykopie, a tramwaj wyżej). Na kieleckim odcinku protezy nie wszystkie perony już zmodernizowane, poczynając od Julianki przez kilka kolejnych stacji. Zaliczam łącznicę Żelisławice-Włoszczowa Północ, którą wjeżdżamy na CMK. W pewnym momencie z głośników kilkukrotnie rozlega się sygnał dźwiękowy (ale inny niż przed zapowiedziami stacji). Dłuższą chwilę po tym kierownik podaje informację o zakazie palenia. Co ciekawe ani w Opolu ani w Częstochowie nie było dzisiaj Chopina oraz Ivony straszącej opłatą 650 zł za brak biletu. Punktualnie docieram na Wschodni. Skład po chwili odjeżdża na Grochów. Z odjeżdżającego składu wychyla się mechanik i coś do mnie mówi, ale z całego zdania zrozumiałem tylko słowo „zdjęcia”, więc nie wiem o co mu chodzi. Aby dostać się do holu dworca muszę zrobić koło, ponieważ wyjście z głównego tunelu jest zamknięte, ze względu na to, że 2 dni temu zarwał się sufit.
Po krótkim spacerze docieram na dworzec Warszawa Wileńska, który znajduje się w galerii handlowej. W kasie KM proszę o bilet dobowy. Kasjerka odpowiada, że nie wie o co mi chodzi, co powoduje u mnie lekką irytację, ponieważ na jej biurku leży kod tej oferty. Po chwili jednak wyjaśnia się, że oferta jak najbardziej jest znana tej pani, tylko bardzo często ludzie mylą bilet dobowy z biletem strefowym i dlatego chciała doprecyzować. Na peronie oczekuje skład 2 kibli. Odjazd nastąpi o 10:52. Rozkładowo powinien jechać do Małkini, ale ze względu na całkowite zamknięcie odcinka Tłuszcz – Sadowne Węgrowskie wszystkie pociągi dojeżdżają tylko do Tłuszcza, a dalej zastąpione są autobusami. Autobusy zastąpiły część pociągów także na odcinku Tłuszcz-Wołomin ze względu na jednotor bez mijanki pomiędzy tymi stacjami. Po odjeździe z Dworca Wileńskiego mijamy niewielką grupę postojową, gdzie stacjonują kibelki, a chwilę później przecinamy linię z Warszawy Wschodniej w kierunku Legionowa. Dawniej pierwszy postój na tej trasie znajdował się już od razu poza Warszawą (Ząbki), teraz jednak pociąg zatrzymuje się na nie tak dawno zbudowanym nowym przystanku Warszawa Zacisze-Wilno. W Zielonce dołącza się jednotorowa linia z Warszawy Rembertów (umożliwiająca wyjazd z linii średnicowej w kierunku Białegostoku), która również jest remontowana i chwilowo fizycznie nie istnieje. Prędkość nie trasie nie oszałamia. Przystanki mają wygląd typowo podwarszawski (takie jak np. na linii w kierunku Otwocka), niestety są strasznie zapuszczone. Aczkolwiek modernizacja postępuje i bliżej Tłuszcza część peronów jest już wyremontowana albo w trakcie remontu. Na części przystanków mamy 1 stary i 1 nowy peron. Na wjeździe do Tłuszcza widzimy potwierdzenie iż do Wieliszewa dzisiaj nie pojadę – prace sieciowe. Na stacji w Tłuszczu niezły rozgardiasz. W peronach stoi pełno kibli, a stacja rozkopana i zaczynają powstawać już nowe perony. Skład, którym przyjechałem miał bardzo nowoczesną tablicę kierunkową. Zaglądam na chwilę do budynku dworca, który wyglądem jest podobny do dworca w Nasielsku. Nieopodal znajduje się malutki parowóz jako pomnik. Sprawdzam na rozkładzie, z którego peronu odjedzie mój pociąg do Ostrołęki i lekko się zdziwiłem widząc, że jest to peron 6. Okazało się jednak, że to malutkie peroniki są liczone każdy jako oddzielny peron, stąd taka liczebność.Mimo, że linia do Ostrołęki jest zelektryfikowana, podstawia się szynobus VT627-102, niestety z nieotwieralnymi oknami. Frekwencja średnia. Zaraz po wyjechaniu ze stacji odbijamy w lewo na jednotorową linię. Przy kontroli zostaje wykryta grupa młodych ludzi jadących do Jarzębiej Łąki, którzy „nie wiedzieli”, że nie mając biletu należy zgłosić się do drużyny w celu jego zakupu. Ostatecznie jakoś im się upiekło. Drugi postój za Tłuszczem to „mój” przystanek – Grzegorzewo. Niektóre stacje i przystanki na odcinku Tłuszcz-Wyszków są zmodernizowane i posiadają wiaty takie same jak na odcinku Warszawa-Działdowo. Materiały do modernizacji tego odcinka pochodzą właśnie z tamtej linii. Na trasie nie ma żadnych nadzwyczajnych widoków, raz pola, raz lasy, prędkość też nie powala. Na stacji Przetycz mijanka z pociągiem przeciwnej relacji, również na szynobusie. Przed samą stacją końcową mijamy dość długą grupę towarową, żeby w końcu wtoczyć się w perony. Ostrołęka wita mnie deszczem, który przechodzi w lekki grad. Nie trwa to jednak długo i wkrótce można się cieszyć słońcem i błękitnym niebem, ale silnie wiejący wiatr (praktycznie przez cały dzień) sprawia, że nie jest jakoś bardzo przyjemnie. Szynobus zmienia czoło i po ok. 20 minutach postoju wyruszy w drogę powrotną do Tłuszcza. Pierwotnie ja również miałem nim wyruszyć, ale z powodów, o których pisałem na samym początku pojadę później. Budynek dworca posiada czynną poczekalnię, jednak niczego w niej nie uświadczymy, jedynie zamknięte okienko nieczynnej od kilku lat kasy Kolei Mazowieckich.
Stacja znajduje się na totalnych peryferiach miasta (nawet osiedle z nią sąsiadujące nazywa się Osiedlem Dworzec), więc aby zwiedzić centrum trzeba skorzystać z komunikacji miejskiej. Rozkłady jazdy w mało przyjaznej formie, osobie nie znającej sieci (jak np. mi) bardzo ciężko połapać się, który kurs gdzie jedzie i jakim wariantem. W kiosku zakupuję 2 bilety i wsiadam w linię 8 w kierunku Wojciechowic. Przyjeżdża Solaris Urbino 9 o bardzo nietypowym układzie siedzeń, z jakim nigdy jeszcze się nie spotkałem. Odległość do centrum duża, ale sama trasa nie jest skomplikowana, ponieważ jedzie się cały czas prosto główną drogą. My jednak zbaczamy z niej, aby zajechać do zakładów mięsnych, z których zabieramy sporą grupę osób wracających z I zmiany. Wysiadam na przystanku Bogusławskiego-Dworzec PKS. Zaczyna się tu deptak (chociaż w sumie ciężko to nazwać deptakiem, bo ruch samochodów jest dopuszczony). Doprowadza mnie on na Plac Bema pełniący funkcje rynku. Niestety tutaj również regularny ruch samochodowy, co sprawa, że momentami ciężko przejść na drugą stronę ulicy. Na placu ratusz oraz pomnik jego patrona. Idąc dalej docieram na Most Madalińskiego stanowiący przeprawę przez Narew. Jest to nowoczesna konstrukcja podwieszona na łuku, przez Wikipedię określona jako jedna z lokalnych atrakcji. Smutne to musi być miasto, skoro za atrakcję uznawany jest most… Spaceruję trochę po okolicznych uliczkach, a następnie powracam na przystanek autobusowy. Po drodze mijamy dość oryginalny budynek biblioteki. Zaglądam jeszcze na dworzec PKS z dość ciasnym holem wypełnionym ludźmi (w końcu godziny popołudniowych powrotów). Na przystankach w centrum rozkłady jazdy już w bardziej przyjemnej formie. W drogę powrotną udam się linią 7, na której przyjeżdża Solbus. Większość pasażerów stanowią uczniowie. Ważne jest aby dojechać punktualnie, ponieważ do pociągu nie mam dużo czasu, a jeśli bym nie zdążył to nie dostanę się już do Warszawy po torach. Adrenalinę trochę podnoszą mi zepsute drzwi, które na każdym przystanku nie chcą się zamykać i powodują konieczność wychodzenia kierowcy z kabiny wydłużając postoje. Na szczęście po kilku przystankach w końcu przywołał je do porządku. Jedziemy inną trasą niż przyjechałem, rozwozimy ludzi po blokowisku i osiedlu domków jednorodzinnych, żeby w końcu od przeciwnej strony niż wcześniej dotrzeć na dworzec.
Mojej radości nie ma końca, gdy widzę, że w peronach jako mój pociąg do Tłuszcza zamiast szynobusu stoi najzwyklejszy w świecie kibel z otwieralnymi oknami. Zanim jednak udam się na peron cofam się kilkadziesiąt metrów, aby udokumentować Skwer Kolejarzy, na którym znajduje się parowóz-pomnik, fragment toru z tablicą na kamieniu oraz krzyż Św. Andrzeja. Ostatnie minuty przed odjazdem wykorzystuję aby wykonać jeszcze trochę zdjęć. Kibel starszej generacji, ale jak wszystkie kible KM wyposażony w elektroniczne wyświetlacze wewnętrzne, a także urządzenie umożliwiające rozmowę z maszynistą. Zajmuję pusty człon i punktualnie o 16:01 ruszamy. Najpierw wspominana już długa grupa towarowa, a na jej końcu odgałęzia się niezelektryfikowana linia w kierunku Małkini (przez Ostrów Mazowiecką). Dokumentuję wszystkie stacje i przystanki. Na stacji Przetycz ponownie mijanka. Przed Wyszkowem mijamy stos tłucznia, na tyle spory, że przysypuje stojące w nim latarnie. W Wyszkowie większa wymiana pasażerów, ale szczęśliwie mój człon nadal pozostał pusty. Przy peronie odpoczywa szynobus, który przyjechał jako osobówka Tłuszcz-Wyszków. W Mostówce kolejna mijanka, jednak nie jestem w stanie zobaczyć drugiego pociągu, ponieważ perony rozdziela tor, na którym stoi skład węglarek. Słyszę jedynie, że jest to kolejny szynobus. Wygląda na to, że chyba tylko mój pociąg jest kiblowym wyjątkiem, więc mam szczęście.W Grzegorzewie uwieczniam tablicę wewnątrz pociągu, niestety peronowa nie wyszła najlepiej, bo skład zatrzymał się ciut za daleko. W Jarzębiej Łące po peronie szwenda się 2 sokistów. Na wjeździe do Tłuszcza mijamy powstający nowy budynek wyglądający na halę dla składów. Czai się też kibelek, który być może będzie moją osobówką do Warszawy. Podróż kończy się przy peronie 6, tym samym z którego wyjeżdżałem przed południem. Obok powstaje nowy szeroki peron. Na stacji stoi kilka składów, wszystkie z takim samym oznaczeniem: "R60 W-Wa Wileńska". Po chwili jeden z nich otwiera drzwi, więc zajmujemy w nim miejsca. Zastanawiające jest jednak to, że na tablicy wewnętrznej co jakiś czas pojawia się informacja o planowym odjeździe dopiero po godzinie 19:00. Niedługo później okazuje się, że siedzimy w złym kiblu, a na peronik obok podstawia się ten, który widziałem wjeżdżając do stacji. Cała gromada ludzi wyładowuje się więc ze składu i wraz z tobołami udaje się do właściwego pociągu. Jedna pani podsumowała to dość dosadnie, iż nie dość, że każą jeździć autobusami to jeszcze nie ogarniają, który pociąg kiedy pojedzie... Odjazd z lekkim opóźnieniem. Podróż do Warszawy bez żadnych przygód i przed 19:00 melduję się na Dworcu Wileńskim. Skład po krótkim postoju odjedzie jako osobówka do Wołomina. Idąc w kierunku galerii stwierdzam, że jeden z najemców lokali przy peronie powinien doszkolić się z języka polskiego.
Do KARKONOSZY, którymi powrócę do domu mam sporo czasu, więc zaliczę sobie jeszcze drugą linię warszawskiego metra, która w chwili obecnej ma swój początek właśnie przy Dworcu Wileńskim. Linię oddano do użytku niespełna miesiąc temu, jednak utrudnienia związane z jej budową warszawiacy odczuwali przez kilka wcześniejszych lat. Spędzam trochę czasu w Galerii Wileńskiej, a następnie przejściem podziemnym docieram na stację metra. Linia posiada tylko 7 stacji, więc obejrzę sobie wszystkie. Każda utrzymana jest w innej kolorystyce. Na stacji początkowej Dworzec Wileński dominuje granatowy. Kolejna stacja to Stadion Narodowy, na której znajduje się drugi peron, z którego w przyszłości ma brać początek linia metra na Gocław. Jest ona położona w bezpośrednim sąsiedztwie przystanku kolejowego Warszawa Stadion, na który również na chwilę zaglądam. Stacja Centrum Nauki Kopernik posiada długie ruchome schody. Na stacji Nowy Świat - Uniwersytet ciekawie wygląda wjazd do tunelu w stronę Centrum Nauki Kopernik, ponieważ tor wiedzie mocno w dół, ze względu na to iż linia przechodzi pod Wisłą. Stację Świętokrzyska na razie opuszczam, bo wysiądę tu w drodze powrotnej przesiadając się na pierwszą linię. Ze stacji Rondo ONZ wychodzi tor łącznikowy umożliwiający przejazd do stacji Centrum na pierwszej linii, dzięki czemu jest możliwy zjazd składów z drugiej linii na stację postojową w Kabatach. W chwili obecnej drugą linię kończy stacja Rondo Daszyńskiego. Na linii M2 kursują wyłącznie składy Inspiro. Uwieczniam wnętrze składu. Powracam na stację Świętokrzyska, która jest przesiadkowa pomiędzy liniami M2 i M1. Spodziewałem się korytarzy w stylu stacji przesiadkowych w Berlinie, Wiedniu czy chociażby Pradze, jednak układ jest dość prosty. Zejścia do obu linii znajdują się w pobliżu siebie i schodzi się do nich z jednego wspólnego holu. W okolicach wejścia do drugiej linii na ścianach znajdują się telebimy reklamujące metro, na których można oglądać m.in. zdjęcia z budowy poszczególnych stacji linii M2. Wchodząc na peron pierwszej linii od razu widać różnicę w estetyce. Podjeżdżam do stacji Centrum i udaję się do Złotych Tarasów aby coś zjeść.
Następnie ze stacji Warszawa Śródmieście osobówką z Sochaczewa podjeżdżam na Dworzec Wschodni. W ciągu dnia zabezpieczono miejsce, w którym zarwał się sufit i można ponownie korzystać z głównego tunelu. KARKONOSZE przyjeżdżają planowo. Mam miejsce w wagonie 9, który powinien być drugi za lokomotywą. Okazuje się, że pierwszy wagon (który powinien mieć numer 8) jedzie wygaszony bez pasażerów, drugi wagon w miejsce numeru 9 przejął numer 8, przez co mojego wagonu nr 9 nie ma w ogóle. Lokuję się więc w przedziale w obecnym wagonie 8. Na szczęście nie ma dużej frekwencji, więc dzielę go tylko z jedną panią jadącą do Katowic. Większość trasy przesypiam i w Kędzierzynie jestem o 3:25.
Fotki, skany biletów: <!-- w --><a class="postlink" href="http://www.kolejomania.rail.pl/mazow.html">www.kolejomania.rail.pl/mazow.html</a><!-- w -->
Liczba postów: 1 712
Liczba wątków: 37
Dołączył: 28.10.2011
Reputacja:
8
XVIII NOCNA PODROŻ BEZ SPALIN
W nocy z 11 na 12 kwietnia odbyła się 18. edycja „Nocnej podróży bez spalin”. Jest to najstarsza impreza tramwajowa organizowana przez Klub Miłośników Transportu Miejskiego Chorzów Batory i jak sama nazwa wskazuje polega na nocnym przejeździe z fotostopami. W tym roku trasa wiodła po liniach tramwajowych Zagłębia, a uczestników imprezy woził wagon szkoleniowy 105N numer 2 z 1978 roku, jeden z dwóch ostatnich wagonów typu 105N należących do Tramwajów Śląskich. Ponieważ nigdy jeszcze nie miałem okazji uczestniczyć w nocnej imprezie tramwajowej w sobotnie popołudnie wybrałem się do Zagłębia, wyruszając kiblem ok. 16:30 do Gliwic. Na stacji Gliwice istnieją obecnie tylko perony 1 i 4, a pozostałe są w trakcie rozbiórki (nie ma już wiat, a z samych peronów zostaje coraz większa kupa gruzu). Docelowo ma powstać hala podobna jak w Katowicach. Budynek dworca również jest nieczynny. Przesiadam się do impulsa. Skład przeraźliwie brudny, szyby wręcz brązowe, więc ciężko się przez nie patrzy. Na wielu oknach różne malunki stworzone metodą mazania palcem po brudzie. Koleje Śląskie powinny się wstydzić, w lutym również jechałem kiblem z masakrycznie brudnymi oknami. W Chorzowie Batorym dosiada kol. Tomek, który również udaje się na imprezę. Wysiadamy w Katowicach, gdzie spędzamy godzinę czasu. Następnie kolejną osobówką Gliwice-Częstochowa podjeżdżamy do Będzina Miasto. Z pociągu wygląda on na niepozorny przystanek, jednak znajduje się tutaj normalny i całkiem przyzwoicie wyglądający dworzec. Hol dworca znajduje się poniżej poziomu torów, a między peronami można przemieszczać się przejściem podziemnym. Są też windy dla niepełnosprawnych. Podczas naszego pobytu na przystanku przejeżdża EIC GÓRNIK z Warszawy do Gliwic. Po obejrzeniu udajemy się pieszo do zajezdni tramwajowej, wstępując po drodze do Lidla. Trasa wiedzie wzdłuż rzeki Przemszy, następnie przez rondo przy będzińskim zamku, a na koniec troszkę skracamy sobie drogę idąc przez pewien czas torami tramwajowymi, a później drogą wzdłuż nich. Po dotarciu na przystanek mamy jeszcze około pół godziny czasu. Pomału schodzą się miłośnicy.
O 21:00 z zajezdni wyjeżdża nasz imprezowy tramwaj. Niestety zdjęcie rozmazane, bo robione z ręki. Zajmujemy miejsca i ruszamy. Niedługo po odjeździe otrzymujemy bilety pamiątkowe. Prawie każdy z uczestników posiada kamizelkę odblaskową w celu większego bezpieczeństwa podczas fotostopów. Tramwaj podzielony jest na 2 części. W przedniej gdzie znajduje się stolik podróżują organizatorzy, a w tylnej z już typowo pasażerskim układem siedzeń podróżują uczestnicy. Bez postojów docieramy do Sosnowca, gdzie dosiadają jeszcze pojedyncze osoby. Odcinek przy sosnowieckim dworcu jest w tej chwili jednotorowy. Ogólnie impreza w kameralnym gronie – kilkanaście osób. Dzięki temu wszyscy mogą podróżować na siedząco i zbytnio nie utrudniają sobie wykonywania zdjęć. Dokumentuję również tablice kierunkowe oraz regulamin imprezy oraz informację o połączeniach powrotnych. Pierwszy fotostop na skrzyżowaniu w Dańdówce. Następnie kierujemy się na linię do Mysłowic. Kolejny fotostop miał odbyć się w miejscu, gdzie tor tramwajowy krzyżuje się prostopadle z torem kolejowym, za nami jednak pojawił się tramwaj liniowy (który planowo powinien być przed nami), więc jedziemy bez postoju aż do pętli, a fotostop zrobimy w drodze powrotnej. Pętla znajduje się przy dworcu PKP w Mysłowicach. Spotykamy się tutaj z tramwajami kursującymi do Katowic. Oczywiście dokumentacja fotograficzna. Ruszamy zaraz po odjeździe liniówki, aby mieć czas na zdjęcia zanim dogoni nas następna. Pierwszy fotostop wykonujemy na przystanku Modrzejów Pastewna, gdzie linia przechodzi z dwutorowej w jednotorową. Niektórych uczestników w pierwszym momencie przestraszył szczekający za płotem pies. Na przystanku Niwka Pawiak oczekujemy na mijankę, wywołując lekkie poruszenie wśród podpitej młodzieży oczekującej na środek transportu. Na paru innych przystankach również ludzie chcieli wsiadać, biorąc nas za tramwaj liniowy. Kolejny fotostop to przejazd, który ominęliśmy wcześniej, teraz na spokojnie można wykonać zdjęcia. Wracamy na skrzyżowanie w Dańdówce i kierujemy się na linię do Kazimierza Górniczego. Za nami znowu tramwaj liniowy, więc aby mieć czas na zdjęcia po dojeździe na przystanek Dańdówka Klonowa wykonujemy następujący manewr: przejeżdżamy za przystanek, a następnie cofamy się na lewy tor, dzięki temu liniówka może nas wyprzedzić. Kolejny fotostop to przystanek Klimontów Kolonia Pstrowski. Następnie po ujechaniu kilku przystanków kolejny postój, ale tylko na mijankę bez fotek. Mamy trochę opóźnienia w stosunku do rozkładu jazdy, ale zapewne zniwelujemy je na późniejszych postojach. Pętle Kazimierz Górniczy przejeżdżamy bez zatrzymania i od razu udajemy się w drogę powrotną. To posunięcie jest dla mnie niezrozumiałe, ponieważ niedługo później znowu oczekujemy kilka minut na mijankę. Moim zdaniem te minuty spokojnie mogliśmy odstać na pętli i wykonać zdjęcia. W drodze powrotnej robimy fotostop na przystanku Porąbka Dworzec PKP. Przez centrum Sosnowca przejeżdżamy bez postojów i zatrzymujemy się dopiero na pętli Zagórze. Ostatni odcinek pokonujemy szybko, ponieważ trasa ta była niedawno remontowana. Na pętli dosyć ciemno, więc na zdjęciach niezbyt wiele widać. Sama pętla znajduje się w wykopie, a przystanek jest dopiero przy wyjeździe z niej. Gdy nadchodzi godzina odjazdu wyruszamy w dalszą drogę. Kolejny fotostop wykonujemy po zjeździe w kierunku Będzina. Miejsce dobrze oświetlone, więc i zdjęcia wychodzą fajnie. Po dojeździe do będzińskiego ronda udajemy się w kierunku Czeladzi i niedługo później następuje kolejny fotostop. Tym razem tramwaj pozuje z… tablicą marketu Auchan reklamującą grill, co wywołuje lekkie rozbawienie uczestników W oddali widać też będziński zamek. Kolejną dłuższą przerwę robimy na pętli Czeladź Kombatantów. Z Tomkiem wykorzystujemy ją między innymi do wykonania pamiątkowych zdjęć przy naszym imprezowym tramwaju. Następnie wyruszamy w długą bezfotostopową jazdę do pętli Tworzeń Huta Katowice. Przemierzamy Czeladź, Będzin oraz Dąbrowę Górniczą. Pod koniec jazdy niektóre osoby są trochę znużone, moim zdaniem można było wykonać po drodze jakieś fotostopy, tym bardziej że na pętlę dotarliśmy przed czasem. Podczas postoju oprócz standardowych zdjęć zostały wykonane również zdjęcia grupowe. W relacji zamieszczam 2 moje oraz jedno autorstwa Konrada Kriegla, które można było pobrać z facebookowego profilu KMTM. Następnie wyruszamy w kierunku Będzina. Po drodze zatrzymujemy się na krótki fotostop w Gołonogu. Ostatni postój na zdjęcia następuje tuż przed rondem, obok zamku. Niestety mój aparat zbuntował się i za nic w świecie nie chciał złapać ostrości, więc udało się wykonać tylko pojedyncze zdjęcia, niekoniecznie z takim kadrem jakim bym chciał. Jeszcze kilka minut jazdy, w czasie których zostaje podana informacja, że wszelkie skargi i zażalenia dotyczące imprezy należy kierować bezpośrednio do niszczarki. Ok. 3:10 czyli jakieś 15 minut przed planową godziną zakończenia imprezy meldujemy się przy zajezdni Będzin. Okolice godziny 3:00 i 4:00 to pora wyjazdów z zajezdni tramwajów na różne linie, w związku z tym ruch o tej porze jest tutaj większy niż w ciągu dnia, gdy kursują tylko tramwaje standardowo docierających tutaj linii. W Tramwajach Śląskich wszystkie zjazdy i wyjazdy z zajezdni są ujawnione jako normalne kursy z pasażerami, co moim zdaniem jest dobrym rozwiązaniem. Stąd też na przystanku przy zajezdni można spotkać rozkłady jazdy, na których jedynymi kursami danej linii są wyjazdy o kosmicznych godzinach w środku nocy. Tramwajem linii 14 o 3:30 dojeżdżamy do dworca PKP w Sosnowcu. Nie czekamy jednak na 808 tak jak proponowała rozpiska w imprezowym tramwaju, tylko przesiadamy się na autobus linii nocnej 908N, na którym zjawia się MAZ 203. Po zabraniu ludzi z pętli Sosnowiec Urząd Miasta kierujemy się do Katowic i wysiadamy na podziemnym dworcu autobusowym znajdującym się pod dworcem PKP. Odprowadzam Tomka na autobus do Chorzowa, a następnie udaję się na peron, gdzie podstawiają TLK GWAREK. Mój wagon w części olsztyńskiej to zdeklasowana jedynka. Niestety okazuje się, że odjedziemy z prawie 40-minutowym opóźnieniem, ponieważ czekamy na CHOPINA. Gdy spóźnialski kompozytor w końcu się zjawia możemy ruszyć. Zamieszczam też fotki rozkopanego dworca w Gliwicach. W Kędzierzynie jestem przed 7:00. Niestety podczas podróży GWARKIEM (mimo, że nie spałem) skradziono mi telefon komórkowy, co trochę przyćmiło zadowolenie z udanego wyjazdu… Na koniec dziękuję KMTM za fajną imprezę i nie mogę doczekać się kolejnej, a ta ma być już w czerwcu (będzie to dzienna impreza Citadisem z okazji 15-lecia ich służby w GOP-ie).
Fotki, skany biletów: <!-- w --><a class="postlink" href="http://www.kolejomania.rail.pl/noc.html">www.kolejomania.rail.pl/noc.html</a><!-- w -->
Liczba postów: 1 712
Liczba wątków: 37
Dołączył: 28.10.2011
Reputacja:
8
WIZYTA NA PODLASIU
DZIEŃ 1 - 23.04.2015.
Kędzierzyn - Katowice - Warszawa Centralna - Warszawa Śródmieście WKD - Grodzisk Mazowiecki Radońska - Podkowa Leśna Główna - Milanówek Grudów - Podkowa Leśna Główna - Warszawa Śródmieście WKD - Warszawa Śródmieście - Warszawa Zachodnia - ...
Poważnym i od dawna denerwującym brakiem na mojej mapie zaliczeń był węzeł Czeremcha i wychodzące z niego linie w kierunku Hajnówki, Białegostoku i Siedlec. Do wyjazdu w tamte rejony przymierzałem się już kilka razy, jednak zawsze coś stawało na przeszkodzie (np. długotrwała KKA na odcinku Białystok-Lewickie czy niesprzyjający rozkład). W końcu udało się ułożyć plan umożliwiający sprawne zaliczenie wszystkich 3 tras. Aby go zrealizować muszę znaleźć się o 6 rano w Białymstoku czyli dzień wcześniej wieczorem w stolicy. Postanowiłem więc uzupełnić inny brak, a mianowicie odcinek Podkowa Leśna Zachodnia – Milanówek Grudów na Warszawskiej Kolei Dojazdowej. Wyjazd rozpoczynam w czwartek 23 kwietnia przed południem w pociągu IR PIAST. Skład przyjeżdża kilka minut po czasie, ale planowy postój w Kędzierzynie zniweluje opóźnienie. Skład to 3 bohuny i przedziałówka. Frekwencja niestety marna, mogę przebierać w miejscach, ostatecznie lokuję się na dolnym pokładzie ostatniego bohuna. Przejazd na Super Bilecie za 9 zł (możliwe, że byłby za złotówkę gdyby nie fakt, że akurat o północy gdy zaczynała się sprzedaż miałem awarię internetu). Jazda bez żadnych przygód, rozbiórka gliwickich peronów postępuje. W Katowicach do mojego wagonu dosiadają pojedyncze osoby i nadal sporo miejsc pozostaje pustych, może w przednich wagonach jest lepiej, ale nie chce mi się tam iść i sprawdzać. Podczas kontroli zostaje ujawniony facet, który chyba sam nie wie gdzie jedzie. Najpierw kłóci się z konduktorką, że do Częstochowy i nie chce przyjąć do wiadomości, że nasz pociąg nie kieruje się tam. Ostatecznie zostaje mu wystawiony bilet do Warszawy. Podczas jazdy często śmieje się na głos sam do siebie i bardzo interesuje się szafami i wskaźnikami znajdującymi się w przedsionku (na szczęście nie przyszło mu do głowy, aby przy nich majstrować). W Górze Włodowskiej mamy planowy postój techniczny w celu wyprzedzenia nas przez EIC SOBIESKI. W Warszawie Centralnej melduję się planowo.
Szybko przechodzę na dworzec Warszawa Śródmieście WKD. W kasie, która tymczasowo znajduje się na peronie zakupuję potrzebne bilety, a w tym czasie podstawia się EN97 jako pociąg do Grodziska. Początkowo cieszyłem się, że pojadę nowym składem do momentu gdy nie zobaczyłem jaki jest układ siedzeń w tych dziwactwach. Połowa siedzeń jest tyłem do okien (tak jak w metrze), nieliczne czwórki zamiast normalnego całego okna mają ściany. Najlepszą opcją, żeby coś obejrzeć okazuje się zatem stanięcie przy drzwiach wejściowych tym bardziej, że pociąg błyskawicznie wypełnił się ludźmi powracającymi z pracy. W międzyczasie dołącza do mnie kol. Piotrek (Pepe). Najpierw pojedziemy do Grodziska Mazowieckiego Radońskiej. Trasę tą już zaliczałem, ale 10 lat temu i w deszczowej pogodzie, więc chętnie sobie przypomnę, tym bardziej, że mamy piękną słoneczną pogodę. Najpierw jedziemy równolegle do średnicy, a za Warszawą Zachodnią przez chwilę wzdłuż linii do Radomia, aby za przystankiem Warszawa Aleje Jerozolimskie przejechać wiaduktem nad nią. Przystanki rozmieszczone są bardzo często, WKD to w sumie bardziej tramwaj podmiejski niż pociąg. W miarę oddalania się od Warszawy ludzi w pociągu ubywa. W Komorowie mamy łącznik z Pruszkowa dający połączenie linii WKD z resztą sieci kolejowej. Po 17:00 jesteśmy w Grodzisku i mamy chwilę czasu na wykonanie zdjęć. Stacja posiada 2 perony czołowe, a obok znajduje się miejsce, gdzie stacjonują wszystkie składy. Jest tu też Izba Tradycji jednak ma tak „dogodne” godziny otwarcia, że nie będziemy mieli szansy jej obejrzeć. Na budynku dworca tablica, która w bardzo skrótowy sposób przedstawia historię do jakich spółek należała ta linia kolejowa. W drogę powrotną zawiezie nas niestety to samo pesowskie badziewie (o ile w przeciwieństwie do większości nie przeszkadzają mi zbytnio produkty PESY tak ten wybitnie nie przypadł mi do gustu, głównie przez układ siedzeń). Teraz już luźno, więc możemy zająć miejsce przodem do jazdy z małym fragmentem okna. Niestety na WKD nie ma biletów umożliwiających jazdę z przesiadką, więc mimo taryfy czasowej w każdym pociągu muszę skasować nowy bilet. Tym razem wysiadamy w Podkowie Leśnej Głównej i znów mamy trochę czasu. Nazwa miejscowości dobrana bardzo trafnie, bo faktycznie wygląda jakby znajdowała się ona w środku lasu. Budynek dworca od strony przeciwnej niż perony wygląda jak zwykły domek jednorodzinny. Podczas naszego pobytu przejeżdża kolejny pociąg do Grodziska, podstawia się również z żeberka pociąg do Warszawy. Wszystko na PESIE. Maszyniści nie mają tutaj łatwo, bo perony kończą się przejazdem, na którym bez przerwy samochody, piesi i rowerzyści, którzy nic sobie nie robią z faktu, że pociąg stoi w peronach lub nadjeżdża od strony Warszawy. O 18:33 przyjeżdża nasz pociąg do Milanówka, a na nim stary poczciwy EN94. Nareszcie normalny układ siedzeń (już przeboleję nawet fakt, że jest to niski plastik). Okna jednak niestety mają tylko uchylne lufciki. Odgałęzienie zaczyna się za przystankiem Podkowa Leśna Zachodnia i jest jednotorowe. Prękość na tym odcinku bardzo marna. Po drodze jest przystanek Polesie. Sam Milanówek Grudów to również peronik z jednym ślepym torem i brak jakichkolwiek rozjazdów. Pół godziny czasu wykorzystujemy oczywiście na dokumentację fotograficzną. Teraz tym składem pojedziemy do samej stolicy, mogę więc w lepszych warunkach odświeżyć sobie również odcinek Podkowa Leśna – Warszawa. O 20:02 jesteśmy ponownie na Śródmieściu WKD.
Odprowadzam Piotrka na EIC NORWID do Gdyni, a następnie udaję się do Złotych Tarasów aby zjeść jakiegoś fast fooda (padło na KFC bo do McD akurat nie było kuponów ). Do Białegostoku pojadę PKS-em, bo do stolicy Podlasia nocnych pociągów nie ma, zresztą teraz z powodu zamknięcia odcinka Tłuszcz-Sadowne Węgrowskie w dzień również nie dostaniemy się bez użycia autobusu. PKP Intercity uruchamia 2 rodzaje komunikacji zastępczej: bezpośrednie autobusy Warszawa-Białystok oraz autobusy Warszawa-Małkinia z przesiadką na pociąg. Z dworca Śródmieście podjeżdżam SKM na Zachodni i udaję się na sąsiadujący z nim dworzec PKS. Można się tam dostać tunelem łączącym perony z budynkiem dworca autobusowego. Na moim stanowisku oczekuje trochę osób, jednak gdy podjeżdża mój autobus okazuje się, że większość czeka na coś innego. Wraz ze mną wsiada aż 1 osoba. Przejazd na bilecie za 1 zł kupionym przez portal e-podróżnik.pl w promocji Tanie e-podróżowanie. Jedziemy przez Warszawę zabierając jeszcze ludzi sprzed Pałacu Kultury i Nauki (mogłem tutaj wsiadać, ale nie byłem pewien skąd dokładnie jest odjazd i spodziewałem się większego zapełnienia, dlatego pojechałem na Zachodni) oraz sprzed podmiejskiej części dworca Warszawa Wschodnia. Frekwencja w autobusie to niecałe 10 osób, więc kładę się na tylnym rzędzie siedzeń i przesypiam prawie całą trasę, która wiedzie m.in. przez Ostrów Mazowiecką, Zambrów i Mężenin.
DZIEŃ 2 - 24.04.2015.
... - Białystok - Czeremcha - Hajnówka - Czeremcha - Ujrzanów - Doły - Dziewule - Siedlce - Warszawa Wschodnia - Częstochowa Stradom - Opole - Kędzierzyn
Do Białegostoku autobus dociera 15 minut przed czasem (planowo powinien być o 1:40). Niestety teraz muszę już przekiblować do rana. Z dworca PKS przechodzę na położony obok dworzec PKP. Niestety budynek będzie otwarty dopiero o 3:30. Obok znajduje się niewielka grupa postojowa dla składów PKP Intercity. W małej kanciapie siedzi spora grupa pracowników tejże spółki, a niektórzy sprzątają stojące składy. Dworzec otwiera się troszkę wcześniej, zaraz po 3:00. Przed 4:00 otwiera się kasa prestiżowej spółeczki i powoli pojawiają się pierwsi pasażerowie. Pierwszym pociągiem jest TLK do Małkinii o 4:10 w mega długim 2-wagonowym składzie. Zakupuję bilet do Hajnówki, a gdy zaczyna się ruch opuszczam budynek. Przed dworcem 2 autobusy PKP IC do Warszawy, kasjerka przy sprzedaży biletów informuje, w którym autobusie pasażer ma rezerwację. Koło budynku dworca knajpka w postaci parowoziku z wagonem. Przed 6:00 otwiera się kolejna kasa i zaczyna działać system kolejkowy. Chwilę później na zakup biletu oczekuje już spory wężyk pasażerów. Jest też kilka osób z Białorusi oczekujących na pociąg do Grodna. Podstawia się TLK RYBAK do Szczecina przez Ełk, Olsztyn i Trójmiasto, przyjeżdżają pierwsze poranne osobówki, podstawia się szynobus do Suwałk. Spodziewam się, że mój pociąg do Czeremchy powinien być prowadzony 2 szynobusami, z których drugi stanowi podsył na popołudniowy IR BIAŁOWIEŻA z Hajnówki do Warszawy (którym także pojadę). I faktycznie, z grupy postojowej przyjeżdżają 2 podlaskie SA133. Najpierw manewrują po stacji, żeby w końcu podjechać na tor przy peronie 4. W pociągu dość pustawo ale to dlatego że oba szynobusy są dostępne dla podróżnych. Odjeżdżamy o 6:36. Najpierw przez dłuższy czas jedziemy wzdłuż linii do Warszawy (od której w pewnym momencie odgałęzia się trasa do Ełku) żeby w końcu odbić w lewo i pożegnać się z siecią trakcyjną. Na terenie stolicy Podlasia mamy jeszcze przystanek Białystok Stadion znajdujący się pod wiaduktem. Na stacji Lewickie mijanka z szynobusem z Czeremchy, tym razem SA108. Na tej trasie kursują tylko 2 pary pociągów co jest bardzo kiepską ofertą i właśnie ta linia sprawia najwięcej trudności przy układaniu planu na zaliczenie wszystkich 3 linii z Czeremchy. Nie ma żadnych nadzwyczajnych widoków, trochę pól, czasem jakiś las. Większą miejscowością jest Bielsk Podlaski, tutaj również większa wymiana pasażerów.
W Czeremsze jesteśmy punktualnie. Mamy tu skomunikowanie z pociągiem Kolei Mazowieckich do Mińska Mazowieckiego, na który przesiada się większość pasażerów, którzy ze mną przyjechali. Obsługę zapewnia szynobus 222M. Pociąg do Hajnówki mam dopiero za 2 godziny. Na stacji oprócz 2 szynobusów SA133, którymi przyjechałem znajduje się jeszcze SA108. Pociągi lokują się na tym samym torze, a następnie wszystkie razem odjeżdżają w kierunku szopy. Stacja w starodawnym klimacie z semaforami kształtowymi i budynkiem dworca, w którym czas się zatrzymał. W holu dworca ostały się stare obrazki związane z Puszczą Białowieską oraz tablica dawnego ściennego rozkładu jazdy (niestety bez godzin), na podłodze wielki napis 1989, a jedynym funkcjonującym punktem są dewocjonalia „U Magdalenki”. Na jednej z szyb stara naklejka informująca, że kiedyś odbierało się tu jakieś vouchery. Tablica na innych drzwiach informuje, że dworzec nie jest taki całkiem opuszczony, bo funkcjonuje tutaj kasa biletowa PR, czynna w godzinach popołudniowych. Przed dworcem tabliczka informująca, że parking jest tylko dla klientów PKP. No to ciekawe kto z niego korzysta, bo pociągów pasażerskich nie obsługuje już tutaj PKP tylko PR i KM. Na jednych drzwiach oznaczonych jako wejście służbowe plakat z Flirtem na jednej z warszawskich stacji. Ogólnie stacja jest duża, ponieważ jest to przejście graniczne z Białorusią, ale pociągi pasażerskie do Vyskolitowska zawieszono kilka lat temu. Podczas oglądania i fotografowania budynku dworca zagaduje do mnie starsza pani i opowiada, że miejscowość rozwinęła się właśnie za sprawą kolejnictwa, a ich dworzec jest nowoczesny. Oj widać, że nie była chyba nigdy w dużych miastach typu Kraków czy Warszawa. Kładką nad torami przechodzę do ‘główniejszej’ części wioski. Znajduje się tu sklep Lewiatan, kościół oraz Urząd Gminy, który jest chyba najnowocześniejszym budynkiem w miejscowości. Przy Lewiatanie odbywa się targ. Na stoisku ze słodyczami zakupuję 2 paczki ciastek (nieco większa wersja popularnych Hitów i pojemniejsze opakowanie), niska cena (5 zł) pewnie ze względu na krótki termin ważności (1 maja). Są też stoiska z tanimi butami i ubraniami. Uliczki między domami doprowadzają mnie do cerkwi. Do stacji powracam inną drogą, podczas której trafiam na ulicę „Duboisa” Obok niej znajduje się sklep z tanimi rzeczami zza wschodniej granicy. Na stację powracam tuż przed wjazdem pociągu do Hajnówki, na którym również SA133.
Po odjeździe odbijamy w lewo, żeby niedługo później przejechać nad torem do Białegostoku. Większość trasy wiedzie przez gęste lasy, no ale nie ma co się dziwić, w końcu jesteśmy na skraju Puszczy Białowieskiej. W Hajnówce jestem o 10:33. Na szynobusie reklamy inwestycji województwa podlaskiego. Szynobus wyjeżdża sporo za stację i przestawia się na tor przy peronie 2, w celu zrobienia miejsca dla IR BIAŁOWIEŻA. Szynobus na ten IR przyjedzie z Czeremchy trochę później jako dodatkowe regio Czeremcha-Hajnówka kursujące tylko w piątki. Hajnówka nie jest stacją końcową, linia kolejowa biegnie dalej do Cisówki. Niestety nie jest czynna pasażersko, a szkoda bo jest to jedna z najciekawszych linii biegnąca wąską groblą przez sam środek Jeziora Siemianowskiego. Stacja jest wyspowa a jej obraz bardzo przygnębiający. Perony po czynnej stronie jeszcze w miarę wyglądają, ale druga strona stacji bardzo zapuszczona, a w opuszczonym budynku dworca również czas zatrzymał się dawno temu. Mamy pustą tablicę starego rozkładu, informację o szlakach turystycznych oraz pozostałości po bufecie. Ze stacji wychodzi jeszcze linia do Białowieży oraz nieczynna do stacji Lewki (na trasie Czeremcha-Białystok). Po obejrzeniu stacji udaję się obejrzeć miasteczko. Studiując wcześniej plan miejscowości poszukiwałem rynku, jednak znalazłem tylko plac przed urzędem miasta, więc tam się udaję. Jest tu niewielki park oraz pomnik żubra. Następnie idę w kierunku Soboru Św. Trójcy, po drodze mijam Galerię Hajnówka oraz kolejne 2 żubry. Cerkiew prezentuje się okazale i jest widoczna z wielu miejsc w mieście. Inną drogą wzdłuż torów docieram w rejony nastawni, przejazdu kolejowego i głównej drogi. Ciekawym akcentem w miasteczku jest komunikacja miejska, której tabor stanowią w większości Autosany H9. Niestety zawsze wyłaniały się znienacka, więc ich zdjęcia wychodziły takie sobie. Przechodzę na drugą stronę torów i spokojną drogą powracam na stację, w międzyczasie przyjechał wspomniany już dodatkowy szynobus z Czeremchy, który teraz uda się jako IR BIAŁOWIEŻA do Warszawy. Mamy więc okazję oglądać 2 szynobusy na stacji. Pociąg ten miał zostać zawieszony wraz z wejściem w życie nowego rozkładu jazdy, jednak dzięki wsparciu samorządów udało się go utrzymać. Jest to jedyny IR obsługiwany szynobusem. Przejazd na Super Bilecie za 1 zł. Zapełnienie całkiem przyzwoite, w tą stronę spodziewałem się raczej pustek, ponieważ ten kurs jest tylko po to, aby szynobus znalazł się w Warszawie w celu zabrania studentów jadących na weekend. Tablice kierunkowe wyłącznie w wersji elektronicznej. Warto wspomnieć, że w większości pociągów PR pojawiły się naklejki, na których spółka w trochę humorystyczny sposób prosi o zachowanie czystości.
Odjazd o 13:35. Postoje mamy tylko na wybranych stacjach. Tablice na większości przystanków mają czarne litery na białym tle, w przeciwieństwie do większości kraju, gdzie wystąpują białe napisy na niebieskim tle. Na wjeździe do Czeremchy mijamy lokomotywownię. W Czeremsze dosiada się kilka osób, a ja kontynuuję zaliczanie nowych torów. Linia do Siedlec jest dwutorowa, więc klimat jazdy podobny jak na Ostbahnie czy Podsudeckiej. Jedynie widoki trochę inne, na początku gęste lasy, a im dalej od Puszczy Białowieskiej tym coraz więcej pól. Największa ilość osób dosiada w Siemiatyczach. Mimo że jest to ponad 15-tysięczne miasteczko wokół stacji mamy praktycznie same pola i lasy, bo znajduje się ona w znacznej odległości od miejscowości. Nawet w Ostrołęce nie ma takiego pustkowia przy dworcu. Od stacji o wdzięcznej nazwie Mordy powinna zacząć się sieć trakcyjna, w praktyce jednak mamy tylko łyse słupy, a drut wisi dopiero od miejsca gdy zjeżdża się w kierunku Siedlec czyli posterunku odgałęźnego Ujrzanów. Normalnie powinniśmy teraz przez przystanek Siedlce Baza dotrzeć do głównego dworca w tym mieście, jednak od dłuższego czasu odcinek ten jest zamknięty ze względu na prace torowe. Pociągi dojeżdżają do przystanku Siedlce Baza, skąd podróżnych na główny podwozi KKA. Wyjątkiem jest widziany rano pociąg KM Czeremcha-Mińsk Mazowiecki oraz właśnie IR BIAŁOWIEŻA, które ze względu na to iż jadą dalej muszą jakoś przedostać się do stacji Siedlce. Mam więc okazję zaliczyć nieużywaną w normalnym ruchu łącznicę Ujrzanów-Doły, którą przejeżdżamy na magistralę E-20 w stronę Łukowa. Jest to jedna z ostatnich okazji do zaliczenia tej łącznicy, bo od najbliższej korekty rozkładu (czyli już za 2 dni, 26 kwietnia) pociągi będą już kursować normalnie. Musimy teraz dojechać aż do stacji Dziewule, gdzie zmienimy kierunek jazdy. Jedziemy po lewym torze. W Dziewulach postój nieco się wydłuża i lekko opóźnieni, również po lewym torze docieramy do stacji Siedlce. Stacja i perony dość mocno rozkopane, modernizacja trwa w najlepsze. Dosiada trochę osób i do Warszawy jedziemy już bez postoju (na przelocie nawet przez Mińsk Mazowiecki). Podróż kończy się na stacji Warszawa Wschodnia, bo pewnie nikt nie wpuściłby takiego pociągu na średnicę. Szynobus po 28 minutach postoju wyruszy w drogę powrotną do Hajnówki.
Ja w dalszą drogę udam się EIC ODRA. Przejazd będzie za darmo na podstawie vouchera (ten wyjazd wybitnie mi się udał jeśli chodzi o koszty, paradoksalnie najdroższym punktem był przejazd WKD). Najpierw jednak trzeba dokonać wymiany, więc udaję się do kas. Piątek po południu więc ludzi dużo, a numerek który dostaję dość odległy, ale na szczęście szybko idzie, bo wiele numerków to klienci widmo, którzy zrezygnowali. Podczas czekania ponownie spotykam się z kol. Piotrkiem. Ponieważ ODRA nie została jeszcze ‘spendoliniona’ będę mógł odbyć podróż w 1 klasie. Podczas oczekiwania sprawdzam mój pociąg w biletomacie, który pokazuje go błędnie jako EIC GÓRNIK. Niepokojący jest fakt, że biletomat odmawia sprzedaży biletu na 1 klasę informując o braku miejsc. Niestety potwierdza się to w kasie i kasjerka dostaje komunikat, że wszystkie miejsca w jedynce zostały wyprzedane. Proponuje więc bilet i miejscówkę na klasę 2, ale po krótkich negocjacjach uargumentowanych, że na pewno jakieś pojedyncze miejsce się znajdzie, a z biletem na dwójkę nie miałbym już wstępu do jedynki, otrzymuję jednak bilet na 1 klasę wraz z poświadczeniem o braku możliwości wydania miejscówki. Podczas oczekiwania filmuję pendolino do Katowic oraz focę osobówkę KM do Radomia i EIC Warszawa-Berlin. ODRA podstawia się na kilka minut przed odjazdem. W składzie kilka wagonów z oknami oklejonymi reklamą T-Mobile, na szczęście jedynka czysta i nawet przedziały po tej stronie co lubię. Tylko jeden wagon 1 klasy i to w dodatku z kilkoma przedziałami menedżerskimi, zapewne to jest przyczyną braku miejscówek. Piotrek opuszcza mnie na Centralnym, a ja staję w przedsionku żeby poczekać czy zostaną jakieś wolne miejsca. Po odjeździe okazuje się, że w jednym przedziale siedzi tylko 1 osoba. Na Zachodnim również nikt się nie dosiada, więc miałem nosa, że nie dałem sobie wcisnąć biletu na 2 klasę. W dodatku przy kontroli okazuje się, że mój współpasażer myślał, że znajduje się w 2 klasie, więc opuszcza mój przedział i od tej pory już do końca podróży mam prywatny. Prawdopodobnie przedział ten jest wyłączony z rezerwacji ze względu na zapewnienie miejsc dla posłów. Podczas jazd 2 klasą Pendolino w ramach poczęstunku otrzymywałem tylko napój, w 1 klasie EIC jest jeszcze czekoladka Lindt oraz ciasteczko. Spacerując po składzie widzę, że w jednym z przedziałów menedżerskich rozsiadł się gość zdecydowanie nie wyglądający na menedżera. Jakiś czas później w jego kierunku przeszedł kierpoć z blankietem wezwania do zapłaty. Z wywieszki w toalecie wynika, że jest ona sprzątana średnio co pół godziny. Przeszedłem się też na chwilę do wagonu t-mobilowego, żeby sprawdzić jaki jest komfort jazdy w takiej zaklejonej puszcze. Wniosek ogólny: tragedia… Jazda CMK spokojna, we Włoszczowej Północ zjeżdżamy na Protezę Koniecpolską, którą przez Częstochowę Stradom docieram do Opola. Po niecałej godzinie oczekiwania podjeżdżam ostatnim regio do Kędzierzyna i w domu jestem ok. 23:30.
Fotki, skany biletów: <!-- w --><a class="postlink" href="http://www.kolejomania.rail.pl/haj.html">www.kolejomania.rail.pl/haj.html</a><!-- w -->
Liczba postów: 1 558
Liczba wątków: 65
Dołączył: 15.11.2014
Reputacja:
0
Ładne kółeczko i ładne zdjęcia.
Nie myślałeś nad tym aby zdjęcia można było przeglądać na zasadzie następne / poprzednie?
Otwieranie każdego zdjęcia osobno jest czasochłonne i czasami trochę drażni. Zwłaszcza przy większych foto stopach, tak jak w tym przypadku w Czeremsze.
Ogólnie podoba mi się Twoja relacja.
Pozdrawiam
sm31-131
Liczba postów: 1 712
Liczba wątków: 37
Dołączył: 28.10.2011
Reputacja:
8
Myślałem, ale musiałbym poszukać jakiegoś skryptu do tego, a jako że nie mam nawet czasu żeby bieżące relacje wrzucać na czas, to na razie robię na tym co jest.
Liczba postów: 1 712
Liczba wątków: 37
Dołączył: 28.10.2011
Reputacja:
8
WYCIECZKA DO WOLSZTYNA
2.05.2015.
Kędzierzyn - Wrocław - Leszno - Wolsztyn - Leszno - Wrocław - Kędzierzyn
Ostatni raz na paradzie parowozów w Wolsztynie byłem w 2010 roku. W tym roku postanowiłem się wybrać wraz z Kasią, aby pokazać jej atmosferę Wolsztyna oraz czynne parowozy. Niestety z tym drugim w naszym kraju jest coraz gorzej, więc liczba maszyn uczestniczących w wolsztyńskich paradach systematycznie spada. Od dawna było wiadomo, że tegoroczna parada będzie bardzo skromna. W optymistycznej wersji miało być nawet 7-8 maszyn, ale ostatecznie zostały 4: 1 z Wolsztyna (Ol49-69), 2 z Chabówki (TKh49-1 i OKz32-1) i 1 z Jaworzyny Śląskiej (TKt48-18). Nie miało też być żadnego parowozu z zagranicy, co zawsze zwiększało ilość paradujących maszyn (w najlepszych latach ich liczba dochodziła prawie do 20). Mimo wszystko postanowiliśmy się wybrać. Wyruszamy tuż po 6:00 pociągiem TLK GWAREK. W części olsztyńskiej pustki, więc mamy prywatny przedział. We Wrocławiu wsiadają jakieś osoby, ale nasz przedział nadal mamy tylko dla siebie. Podczas jazdy między Głównym a Mikołajowym po składzie chodzi facet sprzedający piwo. Niestety miał pecha, bo w naszym wagonie natknął się na drużynę, która poprosiła go o bilet. Nie wiem jak skończyła się sytuacja, bo poszli gdzieś indziej. We Wrocławiu Popowicach albo Osobowicach (nie pamiętam dokładnie) mijamy skład 2 bohunów, a nieopodal manewruje parowóz. Musi to być pociąg PIAST ŚLĄSKI z Jaworzyny Śląskiej do Wolsztyna, tylko nie mam pojęcia czemu znalazł się w tym miejscu, bo powinien dopiero dojeżdżać na Nadodrze. Niedługo po nas pojedzie też pociąg LEOPOLD Wrocław-Wolsztyn organizowany przez TURKOL i obsługiwany szynobusem. Uruchomiony został on w zastępstwie HEFAJSTOSA, który miał być prowadzony parowozem. Odwołanych zostało także kilka innych parowozowych pociągów TURKOLU (między innymi z Poznania do Wolsztyna oraz pociągi retro z Wolsztyna do okolicznych stacji), ponieważ parowozy ‘zgarnęła’ Era Parowozów, która w dniu dzisiejszym uruchamia swoje własne pociągi retro w okolicach Wolsztyna. Bez przeszkód docieramy do Leszna. Przechodzimy na niezelektryfikowaną stronę stacji, gdzie jest już spora grupa osób oczekująca na pociąg do Wolsztyna. Ciekawostką jest fakt, że na niezelektryfikowane tory po tej stronie stacji wstawiane są kible. Za czasów Przewozów Regionalnych do Wolsztyna w dniu parady jechał skład wagonowy, jednak Koleje Wielkopolskie nie mają możliwości takiej podmiany, więc podstawia się SA132. Ludzie tłoczą się, ale nikt nie został na peronie. Na stacyjkach po drodze niewielka wymiana pasażerów, ale na każdej ktoś wsiada i wysiada.
W Wolsztynie jesteśmy przed 11:00 i mamy ok. 2 godzin do parady. Najpierw zakupujemy bilety powrotne w kasie Kolei Wielkopolskich, która dzisiaj otwarta jest ciągle (normalnie tylko pół godziny przed odjazdem), a następnie kierujemy się w stronę parowozowni. Dawniej najważniejszym punktem festynu (który odbywa się w ramach obchodzonych Dni Wolsztyna) była właśnie parada, a cały piknik i stragany były dodatkiem do niej. Dzisiaj niestety tendencja jest odwrotna, przeważają stoiska z zabawkami i gastronomią, a właśnie sama parada i stoiska kolejowe stanowią dodatek do pikniku. Spacerujemy po parowozowni, mamy też okazję wejść na chwilę do kabiny Ol49. Tuż przed odjazdem retro do Nowejwsi Mochy ustawiam się przy torach, aby je sfotografować. Niestety zdjęcie psuje mi sokista, który cały czas stał przy barierce, a dokładnie w momencie przejazdu pociągu… wyszedł prawie na środek torowiska! Tak więc sokiści trzymają poziom z ubiegłych lat i nadal ich głównym zajęciem podczas parady jest wchodzenie w kadr… Bliżej 13:00 zajmujemy miejsca przy torach, akurat udało się tam gdzie nie ma barierek tylko normalny płot, więc można robić zdjęcia bez niechcianych osobników w kadrze. Jest to na przeciwko nastawni, akurat tak wychodzi, że za każdym razem oglądam paradę z tego miejsca. Paradę podobnie jak w ubiegłych latach prowadzi Irek Bieleninik. Niestety okazuje się, że pociąg PIAST ŚLĄSKI z Jaworzyny Śląskiej z czwartym parowozem, który miał wziąć udział w paradzie ma prawie 3 godziny opóźnienia... Bardzo niedobrze, ponieważ oznacza to, że i tak już łysa parada 4 parowozów będzie jeszcze bardziej skromna… Na początku występ Wolsztyńskiej Orkiestry Dętej z mażoretkami oraz przemówienia. Przemawia między innymi Wojciech Lis – miłośnik prowadzący stronę <!-- w --><a class="postlink" href="http://www.parowozy.com.pl">www.parowozy.com.pl</a><!-- w --> a od niedawna burmistrz Wolsztyna. Najpierw parowozy prezentują się pojedynczo, a Irek wita się z każdą drużyną. Następnie przejazdy dwójkami w różnych konfiguracjach oraz całą trójką razem. Parada (chociaż bardziej odpowiednim słowem byłby pokaz) zaplanowana została jak zawsze na 1,5 godziny, jednak z taką ilością lokomotyw nie ma za bardzo jak zagospodarować tego czasu. Przerwy pomiędzy poszczególnymi przejazdami są długie, co powoduje, że publiczność zaczyna się nudzić. Ludzie nagminnie zaczynają przechodzić przez przejazd kolejowy, co powoduje że szynobus do Poznania musi gwałtownie hamować. Zostaje podana informacja, że jeśli przechodzenie nie skończy się to parada zostanie wstrzymana. Chwilę po tym ogłoszeniu… kolejna grupka ludzi maszeruje przez przejazd… -,- Zostaje też zaprezentowany skład wagonów retro oraz wagony towarowe KSK Wrocław. Na koniec miały odbyć się wyścigi parowozów, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło i parada kończy się po godzinie 14:00 czyli przed czasem. Na fotki załapują się też szynobus do Leszna oraz do Zbąszynka (którym zapewne później będziemy wracać).
Mamy jeszcze sporo czasu, więc idziemy zwiedzić halę parowozowni oraz zaplecze. Smutno patrzy się na rządek wygaszonych parowozów (w tym „Piękną Helenę”), które kiedyś można było podziwiać na wolsztyńskich paradach, jak również jeździć pociągami, które prowadziły. Ok. 15:10 przyjeżdża w końcu spóźniony PIAST ŚLĄSKI z TKt48-18, niestety jego pasażerowie nie mieli szans obejrzeć parady. Ostatnim punktem naszej wizyty w Wolsztynie jest budynek, w którym znajduje się niewielkie muzeum. Można znaleźć tam wiele ciekawych eksponatów np. kasetę z biletami kartonowymi czy maszynę do pisania. Jest nawet niewielka makieta. Wracając na dworzec zakupujemy drobne pamiątki. Stoisk stricte kolejowych jest mało (w zasadzie tylko WARS-ik, Koleje Wielkopolskie i kilka stoisk z modelami), najwięcej jest tych z zabawkami dla dzieci, wśród których można znaleźć także zabawki kolejowe. Przed dworcem piętrowy autobus. Ok. 16:30 odjeżdżamy szynobusem Zbąszynek-Leszno, jedzie ten SA108, którego widzieliśmy wcześniej. Ludzi dużo, ale na szczęście udało się dorwać odpowiednie miejsce. Czwórkę dzielimy z 2 miłośnikami ze Szczecina. W Lesznie jesteśmy po 17:00. Mamy 1,5 godziny do GWARKA, więc udajemy się na położoną nieopodal starówkę. Po drodze na zdjęcie załapuje się IC KOSSAK do Szczecina. Po drugiej stronie przejazdu figura króla Wazy oraz metalowy rower z kwadratowymi kołami. Na dworzec wracamy przed 19:00. GWAREK przyjeżdża punktualnie, część olsztyńska wzmocniona dodatkowymi wagonami 19 i 20. Zajmujemy miejsce w pustym przedziale. Podczas podróży poznajemy Radka – miłośnika ze Śląska, który również wraca z Wolsztyna i dosiadł się do nas. Podróż upływa na pogawędce na tematy kolejowe. W Kędzierzynie jesteśmy przed 22:00.
Ogólnie wrażenia po wizycie w Wolsztynie są bardzo przygnębiające. Była to najsłabsza parada ze wszystkich, na których byłem. Smutne, że jedyna czynna parowozownia w Europie posiada aż 1 sprawną maszynę… Brak gości z zagranicy dodatkowo przyczynił się do tego, że z tegorocznej parady zrobił się raczej skromny pokaz 3 lokomotyw. Pozostaje mieć nadzieję, że coś ruszy się w sprawie, że stojące w Wolsztynie parowozy nie będą rdzewieć w nieskończoność (ani nie zostaną pocięte na żyletki) tylko znajdą się środki na przywrócenie ich do ruchu. Mam nadzieję, że w końcu ktoś przejrzy na oczy, że Wolsztyn czy Chabówka mają potencjał, który można wykorzystać chociażby na wzór skansenów w Czechach czy Niemczech.
Fotki, skany biletów: <!-- w --><a class="postlink" href="http://www.kolejomania.rail.pl/wolszt.html">www.kolejomania.rail.pl/wolszt.html</a><!-- w -->
MUZYCZNYM POCIĄGIEM DO RACŁAWIC - 31.05.2015.
Kędzierzyn - Racławice Śląskie - Kędzierzyn
Każdego roku w województwie opolskim odbywają się 2 imprezy kolejowe: Opolski Ekspres Dęty czyli pociąg z muzykami kursujący po różnych trasach województwa z koncertami na stacjach oraz piknik kolejowy w Racławicach Śląskich pod nazwą „Koleją po pograniczu polsko-czeskim”. W tym roku obie imprezy zostały połączone: muzyczny pociąg pojechał właśnie do Racławic, gdzie gościł przez ok. 3 godziny. Darmowe bilety na przejazd, które można było zarezerwować przez internet rozeszły się w minutę, ale na szczęście mi i Kasi udało się załapać. Piknik w Racławicach odbywa się w sobotę i niedzielę, OED zawsze kursował w soboty, ale w tym roku jedzie wyjątkowo w niedzielę, tak więc Racławice odwiedzimy w drugi dzień trwania imprezy. Nie ma sensu jechać do Opola by się wracać (tym bardziej, że na tym odcinku nie ma koncertów na stacjach pośrednich), więc na przyjazd muzycznego pociągu oczekujemy w Kędzierzynie. Przy peronie 4 stoi szynobus do Gliwic (oczekuje na osobówkę z Brzegu, pociąg jest bezpośredni Brzeg-Gliwice ale dzisiaj będzie przesiadka do innego pojazdu). W tym roku obsługę taborową OED zapewnia SA137. Pociąg przyjeżdża o 11:27. Muzycy szybko rozkładają sprzęt i dają krótki koncert. W tym roku zespół tworzą: Orkiestra Politechniki Opolskiej, Orkiestra Dęta Zespołu Szkół Elektrycznych im. T. Kościuszki w Opolu oraz debiutująca na OED Grudzicka Orkiestra Dęta, a wszystkim dyryguje Pan Przemysław Ślusarczyk – pomysłodawca całej akcji. W pociągu spotykamy kilku znajomych, otrzymujemy też bilety okolicznościowe (na jednej stronie drobny błąd jeśli chodzi o rok ). Zanim dojedziemy do celu mamy jeszcze postój w Głogówku, gdzie również orkiestry dają koncert. eszcze tylko kilka minut jazdy i docieramy do Racławic. Najpierw przejeżdżamy bez zatrzymania przez stację, wyjeżdżamy w kierunku Prudnika, aby następnie wjechać na nieużywaną stronę stacji, gdzie odbywa się piknik. Spotykamy tu kolejnych znajomych w tym kol. Tomka. Orkiestra rozkłada sprzęt i daje nieco dłuższy koncert. W międzyczasie szynobus przestawia się nieco dalej i jest udostępniony do oglądania dla wszystkich chętnych. Szczególną frajdę mają dzieci, które mogą sobie potrąbić. Śmieszną sytuacją jest wzajemne trąbienie (przypominające rozmowę) trębacza z orkiestry oraz osoby będącej w kabinie szynobusu. Obie trąby brzmią niemal identycznie. Po koncercie mamy jeszcze ok. 2 godzin czasu. Na stoisku Przewozów Regionalnych zaopatrujemy się w odblaski, ulotki i kilka gadżetów, które zawiozę dla najmłodszych członków mojej rodziny, a Kasi udaje się uzyskać kalendarz ścienny! Na innych stoiskach można zakupić kalendarze na 2016 rok ścienny i biurkowy, ja zdecydowałem się na ten drugi. Swoje stoisko mają również Czesi, u których zaopatruję się w pocztówkę, na której biorę okolicznościowe stemple oraz w drewnianą odznakę turystyczną (podobną jaką mam z imprezy 160-lecia kolei na Ostravsku). Do kupienia są także czasopisma i płyty (oczywiście o tematyce kolejowej), można też pobrać obrazki do kolorowania. Na ścianach w budynku dworca wywieszone rysunki i zdjęcia. Najciekawszym punktem imprezy jest oczywiście wystawa, na której w tym roku oprócz eksponatów możemy oglądać również makietę z jeżdżącymi pociągami. Co ciekawe, makieta przedstawia linię kolejową ze Szwajcarii ale modele są polskie, więc możemy oglądać np. skład bohunów albo wagonów PKP IC jadących po wiadukcie w Alpach. Na terenie stacji odbywają się przejażdżki drezyną motorową oraz wyścigi drezyn ręcznych, w których nagrodą są puchary. Korzystamy z przejażdżki, która kosztuje 2 zł i należy na nią nabyć specjalny bilet, który niestety trzeba oddać w czasie przejazdu. Przed dworcem rozwieszone transparenty z wcześniejszych pikników oraz plan tegorocznego. W dawnej poczekalni, w której urządzono bufet dla VIP-ów (a dawniej odbywały się wykłady, których na tegorocznym pikniku mi zabrakło) ładne malowidła o tematyce kolejowej. Na koniec idziemy na stoiska gastronomiczne, aby coś zjeść. Gdy zbliża się godzina odjazdu zajmujemy miejsce w szynobusie. Powraca z nami również Tomek, dla którego udało się załatwić bilet. Po zabraniu pasażerów wyjeżdżamy w stronę Prudnika, a następnie już bez zatrzymania przez czynną stronę stacji opuszczamy Racławice. Po ok. 45 minutach jazdy jesteśmy w Kędzierzynie. Szynobus zmienia tutaj czoło i przepuszcza IR PIAST z Warszawy do Wrocławia. My w międzyczasie odprowadzamy Tomka na regio do Gliwic. Oba pociagi odjeżdżają w podobnym czasie, więc po ich rozjechaniu się opuszczamy stację.
Fotki, skany biletów: <!-- w --><a class="postlink" href="http://www.kolejomania.rail.pl/racla15.html">www.kolejomania.rail.pl/racla15.html</a><!-- w -->
Liczba postów: 155
Liczba wątków: 8
Dołączył: 19.04.2015
Reputacja:
0
Tak ci SOKiści na Paradzie Parowozów w Wolsztynie to była jakaś masakra , zrobiłem chyba ze 100 zdjęć ale takich bez SOKistów w kadrze to było może z 20 ... Chyba jechaliśmy tym samym pociągiem do Wolsztyna z tym że ja wsiadałem w Zbąszyniu (jeśli to był ten co z Leszna wyjeżdżał przed 9)
Liczba postów: 771
Liczba wątków: 22
Dołączył: 26.02.2013
Reputacja:
0
Rzeszowianin napisał(a):Tak ci SOKiści na Paradzie Parowozów w Wolsztynie to była jakaś masakra , zrobiłem chyba ze 100 zdjęć ale takich bez SOKistów w kadrze to było może z 20
Trzeba było iść na górkę. [Chociaż trochę osób pewnie sobie odpuściło jak się dowiedziało że aby tam dojść, trzeba drałować przez miasto.]
|