Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Kółeczkowe plany Kolejomana
#61
WIOSENNA 4-DNIÓWKA

DZIEŃ 1 - 21.04.2016.
Kędzierzyn - Opole - Wrocław - Zielona Góra - Zbąszynek - Gorzów Wielkopolski - Krzyż - Szczecin

W drugiej połowie kwietnia wybrałem się na 4-dniową wycieczkę po Polsce. Celem było pozaliczanie braków kolejowych i tramwajowych w różnych częściach Polski. Wyruszam 21 kwietnia pierwszym regio z Kędzierzyna do Opola, który odjeżdża przed 5:00. Jest to szynobus relacji Kędzierzyn-Nysa przez Opole, trafił się SA137. Moim dzisiejszym celem jest Szczecin z krótkim postojem w Gorzowie Wielkopolskim. W Opolu wysiadka przy peronie 1. Przy peronie 2 stoi już EN71, który obsługuje jedną parę pociągów na trasie Opole-Wrocław i nocuje w Opolu. Na składzie jednak tablice kierunkowe z wczorajszego pociągu, co może wprowadzać w błąd niezorientowanych. Podróż do stolicy Dolnego Śląska w większości przesypiam. Wrocław wita mnie piękną słoneczną pogodą, prawie w całej Polsce ma być dzisiaj bezchmurne niebo. Mam ponad godzinę czasu, więc idę do Biedronki znajdującej się po drodze na Rynek, aby zakupić prowiant na podróż. Po powrocie na dworzec zajmuję miejsce w kiblu do Zielonej Góry. Dawno nie jechałem Nadodrzanką, więc mam okazję sobie ją przypomnieć. Niektóre odcinki zostały wyremontowane i jedzie się po nich szybko i przyjemnie, są jednak i takie, na których stan infrastruktury się pogorszył. Takim odcinkiem jest Rudna-Głogów, gdzie jazda jest nie do wytrzymania a pociąg wlecze się niemiłosiernie. Większa wymiana pasażerów oczywiście na ważniejszych stacjach Nadodrzanki czyli w Brzegu Dolnym, Wołowie, Ścinawie, Głogowie i Nowej Soli. Mijamy też nowo zbudowany przystanek Nowy Kisielin, ale jak na razie żaden pociąg nie ma tam postoju handlowego. W Zielonej Górze trwa remont peronów. Mój kibel zatrzymuje się już przy nowym. Część stacji jest rozkopana. Do Gorzowa pojedzie SA139, który stoi na ślepym torze przy peronie 1. Dojście do niego w tej chwili odbywa się po prowizorycznej ścieżce między wykopami. Na torach postojowych stoją kible w malowaniu ‘tygryskowym’ oraz lubuskim, a także lubuski szynobus:. Podstawia się też TLK UKIEL do Olsztyna. Ruszamy o 12:24. Niedługo po wyjeździe z Zielonej Góry pierwsze, w zasadzie przypadkowe zaliczenie czyli Przylep-Pomorsko. Łącznica ta powstała w celu wyeliminowania konieczności zmiany czoła na stacji Czerwieńsk dla pociągów jadących z Zielonej Góry w kierunku Zbąszynka i Poznania. Trasa (jak większość lubuskich linii) wiedzie przez okolice raczej odludne i często leśne, chociaż zdarzają się również i ładne widoki. Najważniejszym węzłem na trasie jest Zbąszynek, gdzie spotykamy się z magistralą E-20, a następnie znów kierujemy się na linię bez druta do Gorzowa. W Dąbrówce Wielkopolskiej wsiada grupa dzieciaczków z opiekunkami, chyba jakaś wycieczka. Dzieciaczki wysiadają na raty na kolejnych stacyjkach, z których odbierają je rodzice. W Gorzowie Wielkopolskim kończymy podróż przy peronie 4. Perony 3 i 4 są oddalone od reszty i może się wydawać, że są to 2 oddzielne stacje połączone długim tunelem. Odpoczywa tu sobie Gama z dwuwagonowym składem.

Zaliczę teraz sieć tramwajową Gorzowa – ostatnią, która była przeze mnie nieruszona. Muszę się jednak streszczać, bo jeśli do Szczecina chcę udać się pociągami regio a nie busem, to muszę wyrobić się w 2,5 godziny. Pętla znajduje się przy samym budynku dworca, jednak obecnie żadna linia z niej nie korzysta, ale na szczęście odnoga łącząca ją z główną trasą jest bardzo krótka. Najpierw jednak ekspresowe zwiedzanie, więc udaję się w rejony katedry. Sąsiaduje z nią rynek, jednak nie ma on typowo rynkowego układu jak w wielu miastach, bo jeden z jego boków stanowi ruchliwa główna ulica miasta z linią tramwajową. Sieć tramwajowa Gorzowa jest jedyną, która do tej pory nie skorzystała ze środków unijnych. Tabor tramwajowy stanowią dość zapuszczone Düwagi, dodatkowo spora część z nich ma okna oklejone ohydnymi reklamami. Niestety właśnie taki oklejony pojazd trafił się na mojej 2-ce, którą rozpoczynam przejazd z przystanku Katedra. Niestety nie mogę jej przepuścić, bo mam konkretny plan przejazdu, którego muszę się trzymać, aby zdążyć na pociąg. Lokuję się więc na samym końcu tramwaju, przy szybie przez którą coś widać. Torowiska w Gorzowie również są bardzo zaniedbane i w wielu miejscach pozarastane, a tramwajem podczas jazdy rzuca na wszystkie strony mimo niewielkiej prędkości. Pierwszą zaliczaną trasą jest linia na Piaski w północnej części miasta. Były zakusy na likwidację tej linii, ale na razie jakoś się trzyma. Niestety w Gorzowie zamiast myśleć o remoncie i rozwijaniu sieci ze środków unijnych myśli się raczej jak pozbyć się tramwajów… Na pętli okazuje się, że tramwaje przechodzą pomiędzy liniami i na linii 3, która jadę dalej pojedzie ten sam oklejony tramwaj. :/ W ogóle rozkłady w Gorzowie są tak ułożone, że tramwaje w ogóle nie spotykają się na pętlach. Ten który przyjeżdża, od razu po kilku minutach opuszcza pętlę zanim pojawi się następny. Linią 3 przejadę trasę Piaski-Silwana. Trasa do Silwany wiedzie nas we wschodnie rejony miasta, a bliżej pętli mamy klimaty nieco parkowe. O dziwo ma tu w najbliższym czasie być jakiś remont. Na pętli dłuższa przerwa. Mój tramwaj powraca znów na Piaski, a niedługo później przyjeżdża 1-ka, która też jest oklejona, ale na szczęście tylko częściowo. Ostatnim trzecim przejazdem jest trasa Silwana-Wieprzyce czyli ze wschodu na zachód przez całe miasto. Przy moim miejscu naklejka informująca, że jest to miejsce dla osób niezakochanych w MZK Gorzów. Tongue No cóż, jeśli sieć tramwajowa będzie w takim stanie i nic się nie zmieni, to niestety chemii między mną a gorzowskim MZK nie będzie… Do centrum wracam po trasie już zaliczonej. Dalej linia w sporej części wiedzie wzdłuż linii kolejowej Kostrzyn-Gorzów, którą niedługo pojadę. Pętla Wieprzyce znajduje się bezpośrednio przy budynku dworca Gorzów Wielkopolski Wieprzyce.Jest tutaj też odnoga do zajezdni. Stacja to nic nadzwyczajnego, dwa perony i kilka torów, nie wiem czy wszystkie używane. No i to by było na tyle gorzowskiej sieci, która wywarła na mnie niestety raczej negatywne wrażenie… Ogólnie samo miasto też wydało mi się dość zaniedbane i ponure, nawet twarze ludzi jakieś takie smutne… Nie miałem czasu przespacerować się bulwarem nad Wartą wzdłuż estakady kolejowej, może wtedy wrażenie byłoby nieco bardziej pozytywne.

Nie zdążę już wrócić tramwajem do centrum więc od razu tutaj wsiadam w SA139 relacji Kostrzyn-Krzyż. Jazda dwutorowym niezelektryfikowanym Ostbahnem w słoneczne popołudnie ma swój klimat, chociaż miałaby dużo większy gdyby jechać spalinówką ze składem wagonowym. Na takie coś jest szansa na trasie Krzyż-Piła-Chojnice. W Krzyżu przyjechaliśmy na skomunikowanie z SA103 właśnie do Chojnic. Mam więcej czasu, więc obejrzę sobie też miejscowość. Jest to typowa kolejarska osada czyli miejscowość malutka, którą można w pół godziny przejść całą, za to stacja ogromna i z dużą ilością pociągów dalekobieżnych. Centralnym miejscem jest niewielki placyk ze skwerkiem, fontanną i ławkami. W pobliżu znajdują się też drewniane tablice obrotowe prezentujące gatunki ryb Tongue Za sprzedaż biletów na dworcu odpowiada kasa agencyjna PKP IC. Na stacji jak zawsze dużo rozmaitego taboru, bo znajduje się tu baza Przewozów Regionalnych. Ostatni pociąg dziś to Impuls relacji Poznań-Świnoujście. Jazda upływa spokojnie. Na trasie jest stacyjka Kolin, z powodu której czeski ważny węzeł o tej samej nazwie musi mieć w hafasie dodatkowy znacznik 'CZ'. Smile Do Szczecina Głównego wjeżdżamy przez Port Centralny. Z tego co widzę teraz więcej pociągów jeździ tym wariantem, bo na trasie przez Wstowo jest chyba jakiś remont. Na głównym szczecińskim dworcu jestem o 20:10. Robię sobie spacer do galerii KASKADA oraz McDonalda, które znajdują się w okolicach Bramy Portowej. Następnie wsiadam w tramwaj linii 1, którym docieram do przystanku Piotra Skargi i udaję się na nocleg do znanego mi dobrze schroniska młodzieżowego CUMA. Cena noclegu 19 zł.


DZIEŃ 2 - 22.04.2016.
Szczecin - Port Lotniczy Szczecin Goleniów - Wyszomierz - Port Lotniczy Szczecin Goleniów - Szczecin - Stargard - Kalisz Pomorski - Piła - Chojnice - Tczew - Elbląg - Olsztyn

Schronisko opuszczam około 6:00 i ponownie 1-ką, lecz tym razem z przystanku Felczaka jadę na Plac Zawiszy. Przechodzę (a właściwie schodzę w dół) na dworzec. Pierwszym punktem programu dzisiejszego dnia będzie zaliczenie linii kolejowej do portu lotniczego w Goleniowie. Wyruszam kolzłomem relacji Szczecin-Kołobrzeg. Najpierw jedziemy zelektryfikowaną główną linią, którą kursują pociągi w kierunku Świnoujścia, aby w Goleniowie odbić na jednotorową niezelektryfikowaną linię. Stacja Port Lotniczy Szczecin Goleniów jest stacją ślepą, na którą możliwy jest wjazd zarówno od strony Goleniowa jak i Kołobrzegu. Pociągi jadące tranzytem (tak jak mój) muszą tam zmienić czoło. Stacja posiada jeden peronik z jednym torem (chociaż peron jest tak zbudowany, że jest możliwość doprowadzenia toru także po drugiej stronie). W terminalu lotniska akurat trwa odprawa na jakiś samolot, chociaż ruch z tego lotniska nie jest jakiś duży. Okazuje się, że 7 minut na zmianę czoła spokojnie wystarczyło aby zrobić zdjęcia i zajrzeć do terminalu lotniska, więc stwierdzam, że nie ma sensu siedzieć tu godzinę tylko lepiej wyjechać na przeciw mojemu pociągowi powrotnemu, a przy okazji zaliczyć wyjazd z lotniska w kierunku Kołobrzegu. I tak też czynię. Pociągi krzyżują się w Nowogardzie, jednak żeby było bezpieczniej (nie znam układu stacji Nowogard) wysiadam chwilę wcześniej na przystanku Wyszomierz. Okolica raczej odludna, otoczona polami. 15 minut oczekiwania i przyjeżdża mój pociąg powrotny. Tym razem mocno nabity SA136, bo to pora porannych dojazdów do Szczecina. Ten kurs również jest z wjazdem na lotnisko i 7-minutową zmianą czoła. Wykonuję więc jeszcze kilka zdjęć. Moją powtórną wizytą w tak krótkim czasie i ponownym robieniem zdjęć wzbudziłem podejrzenia patrolu policji dyżurującego przy lotnisku, w związku z tym zostałem spisany przez stróżów prawa. Tongue Na szczęście wszystko odbyło się kulturalnie (policjanci żartowali, że szukają terrorystów) i co najważniejsze szybko, więc zdążyłem wrócić do pociągu. Gdyby mi pojechał to cały dalszy plan diabli by wzięli, bo następny szynobus z tej dziury odjeżdża po południu a innych środków transportu (pewnie poza taksówkami) chyba nie ma. W każdym razie jeśli będzie zamach terrorystyczny na szczecińskim lotnisku to jestem pierwszym podejrzanym. Tongue O 9:00 jestem ponownie w Szczecinie Głównym. Budowa nowego dworca jest na ukończeniu, pojawiło się też zadaszone przejście nadziemne nad peronami. Szkoda, że nie załapałem się na otwarcie i musiałem korzystać jeszcze z dworca tymczasowego.

W Szczecinie również będzie akcent tramwajowy, ponieważ jakiś czas temu oddano do użytku nową linię. Jest ona przedłużeniem trasy z Basenu Górniczego do pętli Turkusowa (w pobliżu przystanku kolejowego Szczecin Zdroje) i funkcjonuje jako Szczeciński Szybki Tramwaj. W tym celu jest mi potrzebny bilet 120-minutowy. Okazuje się, że są problemy z jego zakupem i z dworcowego kiosku zostaję odesłany do punktu obsługi ZDiTM, który znajduje się przy Bramie Portowej. Ponieważ tramwaj na Turkusową i tak odjeżdża właśnie stamtąd, podobnie jak wczoraj robię sobie spacerek. Fajnie, że w ogóle jest taki bilet, bo w większości miast nie ma aż tak długich biletów czasowych (standard to 60-minutowe, sporadycznie zdarzają się jeszcze 90-minutowe). Obecne wzory szczecińskich biletów zupełnie mi się nie podobają w przeciwieństwie do wcześniejszych, które moim zdaniem prezentowały się bardzo fajnie. W drogę wyruszam 2-ką. Pętla Basen Górniczy w związku z wydłużeniem linii tramwajowej została przebudowana. Na nowym odcinku są tylko 2 przystanki a trasa poprowadzona jest bezkolizyjnie, dzięki czemu prędkości są dobre, bo w końcu ma być to szybki tramwaj. Smile Pętla Turkusowa dość rozbudowana, kilka peronów z wiatami. To właściwie taki niewielki dworzec tramwajowy z przejściem podziemnym. Są już jednak zabudowane rozjazdy z myślą o dalszej kontynuacji linii. Do centrum powracam linią 8, którą opuszczam na przystanku Wyszyńskiego. Mam jeszcze trochę czasu, więc idę na Stare Miasto. Oglądam sobie Rynek Sienny oraz Zamek Książąt Pomorskich (a właściwie jego dziedziniec). Następnie idę na Wały Chrobrego. Na zdjęcie z góry załapuje się szczeciński Solaris. Tramwajem linii 6 powracam na dworzec.

Teraz udam się do Olsztyna. Dotrę tam wieczorem pociągiem TLK ŻUŁAWY, który wyjeżdża ze Szczecina około 14:00, ale ja z racji posiadania Mini Regio Karnetu pojadę ciekawszą trasą, a do TLK wsiądę dopiero po 19:00 gdy będzie już działać Bilet Weekendowy. Miałem do wyboru trasę przez Stargard, Runowo, Szczecinek i Chojnice do Tczewa, wariant przez Krzyż, Piłę i Chojnice do Tczewa lub podróż przez Kalisz Pomorski, Piłę, Chojnice i Tczew do Gdańska. Zdecydowałem się na tę trzecią opcję i Szczecin opuszczam na pokładzie SA136 do Piły. Mam okazję drugi raz jechać reaktywowanym odcinkiem Kalisz Pomorski - Wałcz. Reaktywacja tego odcinka była bardzo trafionym pomysłem, ponieważ w pociągu Szczecin-Piła frekwencja bardzo wysoka i jedzie sporo studentów udających się na weekend w rejony Chojnic i Złotowa. Wcześniej gdy jeździły ogryzki Piła-Wałcz i Szczecin-Kalisz Pomorski a środkowy odcinek linii był nieprzejezdny frekwencja na pewno nie była tak dobra. W dodatku leżący w zachodniopomorskiem Wałcz musiał być obsługiwany przez wielkopolski zakład PR. W Wałczu Raduniu na pociąg przeciwnej relacji oczekuje dużo młodzieży szkolnej. Na głównej stacji w Wałczu nasz postój niepokojąco wydłuża się. Po jakimś czasie okazuje się, że na szlaku między Piłą a Wałczem zdefektowała jadąca luzem lokomotywa i musimy poczekać aż ją ściągną... Przewidywane opóźnienie to 30 minut. Kierownik zbiera informacje od ludzi zmierzających na skomunikowania w Pile. Ja swojej 4-minutowej przesiadki na Chojnice nawet nie zgłaszam, bo za godzinę jest następny, więc na 99% nie przytrzymają. Na szczęście nie zagraża to mojemu planowi, po prostu nie wjadę kieszeniowo do Gdańska tylko wsiądę do ŻUŁAW w Tczewie. Ruszamy ok. 14:20 (planowo 13:51). Jakiś czas później kierownik przez głośniki informuje, że skomunikowania w kierunku Bydgoszczy i Kołobrzegu zostaną zachowane, a w kierunku Chojnic nie i podaje, o której godzinie odjeżdża następny pociąg. W Pile Głównej jesteśmy o 14:50. Oglądam sobie dworzec, który przeszedł gruntowny remont. Na jednych drzwiach średnio ciekawie wyglądająca kartka informująca, że drzwi są zamknięte. Tongue W peronach stoi SA103 do Krzyża. Wstępuję również do galerii VIVO znajdującej się obok stacji. Jako pociąg Krzyż-Chojnice przyjeżdża SU45-089 z bohunem. Lokomotywa znana mi z pociągów Turkolu. Niecały tydzień temu jechałem z nią do Szubina, a w maju pewnie poprowadzi pociągi do Kruszwicy i Wapienna. I będzie to chyba jej ostatnia impreza, bo 26 maja kończy się jej świadectwo sprawności technicznej. Jadąc takim składem czuję się jak za starych dobrych czasów. W Lipce Krajeńskiej wypada krzyżowanie z pociągiem relacji przeciwnej, jednak okazuje się, że ma on ok. 15 minut w plecy. Można więc się przewietrzyć i przy okazji uwiecznić skład. W budynku dworca uchował się rozkład w starym stylu, ale z aktualnymi godzinami. Na pociągu przeciwnej relacji również bohun, ale prowadzony przez stonkę. W Chojnicach miała być spokojna 25-minutowa przesiadka, ale wydłużone krzyżowanie sprawiło, że przyjechaliśmy na styk, więc trzeba szybko biec na szynobus do Tczewa. Kontynuujemy jazdę Ostbahnem, ale w szynobusie to już nie to samo co w wagonie z SU45. Na wjeździe do Tczewa widzimy jadący linią z Gdańska IC BAŁTYK do Poznania. My przejeżdżamy wiaduktem nad tą linią i po chwili jesteśmy w peronach stacji Tczew. W końcu dłuższa przerwa, więc idę do położonej obok dworca Galerii Kociewskiej aby zjeść pizzę w pizzerii Sette Sette. Bardzo smaczna, polecam. Powracam na TLK ŻUŁAWY. W moim przedziale starszy pan jadący na pogrzeb, który kiedyś pracował jako operator koparki oraz młoda dziewczyna - córka geodety. Moi współpasażerowie znaleźli wspólny język, więc przez całą podróż do Olsztyna mam okazję słuchać opowieści m.in. o tym jakie były przekręty podczas budowy drogi pod Morągiem. Tongue W Olsztynie jestem przed 22:00.


DZIEŃ 3 - 23.04.2016.
Olsztyn - Szczytno - Szymany Lotnisko - Szczytno - Olsztyn

Dzisiaj zaliczę sobie kolejną nową linię lotniskową. Najmłodszą, bo uruchomioną w styczniu tego roku, podobnie zresztą jak cały port lotniczy Olsztyn-Mazury. Wspólnie z Kasią przybywamy na olsztyński dworzec około 16:00 i zakupujemy potrzebne bilety. Szynobus oczekuje już przy peronie 1. Olsztyn jest jedną z ostatnich stacji, na której ostały się tradycyjne pragotrony w holu dworca. Na peronach są już inne klapki produkcji KZŁ Bydgoszcz, które w można spotkać na większej ilości stacji np. w Opolu. Najpierw jedziemy dobrze nam znaną wyremontowaną trasą do Szczytna. W Pasymiu dłuższy postój. W Szczytnie zmiana czoła i oczywiście wysiada większość pasażerów. Spotykamy też zaszynobus do Olsztyna w postaci stonki i bohuna. Sprawdziłem wcześniej, że w dniu dzisiejszym z Szyman nie odlatuje ani nie przylatuje żaden samolot, więc zakładałem, że będziemy jedynymi pasażerami w pociągu, a tymczasem pozostała jeszcze jedna pani. Kierujemy się na linię w kierunku Wielbarka, a za przystankiem Siódmak odbijamy w prawo na nowy odcinek torów, który doprowadza nas do peronu znajdującego się bezpośrednio przed terminalem lotniska. Okazało się, że nasza współpasażerka jechała do jakieś miejscowości w okolicy i po prostu skorzystała z pociągu do Szyman, skąd została odebrana samochodem. Mamy godzinę czasu, więc możemy dokładnie obejrzeć przystanek kolejowy jak i lotnisko. W terminalu nie ma żywego ducha, dwie panie w informacji siedzą wyraźnie znudzone, pewnie przez cały dzień nie zamieniły z nikim ani słowa. Lituję się nad nimi i pytam o ceny lotów do Berlina i Krakowa. Tongue Terminal duży i wygląda dość fajnie, miejmy nadzieję, że siatka lotów będzie się powiększać. W drogę powrotną ruszamy o 18:36 i jesteśmy jedynymi pasażerami w pociągu. W Siódmaku wsiada 1 osoba. W Szczytnie robię kilka fotek stacji i budynku dworca, na którym można dostrzec także niemiecką nazwę stacji. W Olsztynie jesteśmy o 19:30.


DZIEŃ 4 - 24.04.2016.
Olsztyn - Działdowo - Warszawa - Koluszki - Częstochowa - Katowice - Kędzierzyn

Dzisiejszy dzień to po prostu powrót do domu. Olsztyn opuszczam o 13:41 pociągiem IC ŻEROMSKI jadącym do Krakowa. Podróż do Warszawy szybka i przyjemna, a trasa jest mi bardzo dobrze znana, bo jeżdżę nią regularnie. W Warszawie Centralnej jestem po 16:00. W holu dworca czynna jest już antresola, na której bardzo dużo ławek dla podróżnych. Można z niej dostać się bezpośrednio do McDonalda oraz do dworcowej Biedronki. Z Olsztyna do Warszawy Flirt, a teraz z Warszawy do Katowic będzie Dart na IC ONDRASZEK. O ile Flirtem już jechałem kilka razy to Dartem pojadę po raz pierwszy. Niestety już w połowie tygodnia nie udało mi się pobrać w internecie miejscówki na ten pociąg (pojedyncze wolne miejsca były dopiero od Piotrkowa Trybunalskiego). Znalazłem jednak wolne miejsce przodem do jazdy w wagonie 3 i jak się później okazało do końca podróży nikt mnie z niego nie wyprosił. Jedzimy Wiedenką. Przed Skierniewicami nieplanowy postój ze względu na trwające w tym rejonie remonty. Standard jazdy Dartem jest porównywalny do Flirta, jednak skład Stadlera jest cichy a w Pesie co jakiś czas rozlegają się dziwne odgłosy (czasem coś huczy jak w agregacie i przez moment cały skład wibruje). W Katowicach jestem po 20:00. Porównując Darta i Flirta jednak bardziej wolę Flirta, więc cieszę się, że akurat te składy obsługują regulanie przeze mnie uczęszczaną trasę Warszawa-Olsztyn. No i Flirty są prawie bezawaryjne, a Darty niestety bywają problematyczne i zdarzają się sytuacje, że trzeba je awaryjnie zastępować składami wagonowymi. Zapewne również z podobnych powodów pociągi obsługiwane Dartami mają oprócz elektronicznych tablic kierunkowych także tradycyjne. Przesiadam się na bardzo zatłoczony TLK CENTAURUS do Świnoujścia. No ale nie ma co się dziwić, skoro prestiżowa spółeczka wypuszcza na taką relację aż 3 wagony 2 klasy... Podróż spędzam na korytarzu i o 21:30 jestem w Kędzierzynie i kończę moje 4-dniowe kółko wokół Polski.

Fotki, skany biletów: <!-- w --><a class="postlink" href="http://www.kolejomania.rail.pl/wio.html">www.kolejomania.rail.pl/wio.html</a><!-- w -->
Odpowiedz

#62
TURKOLEM DO KRUSZWICY I WAPIENNA

14.05.2016.

Kędzierzyn - Wrocław - Krotoszyn - Ostrów Wielkopolski - Poznań - Inowrocław - Kruszwica - Inowrocław - Wapienno - Inowrocław - Kruszwica - Inowrocław - Bydgoszcz - Tczew - Elbląg - Olsztyn

14 maja wybrałem się na kolejną wycieczkę organizowaną przez Turkol. Tym razem celem były nieczynne linie kolejowe z Inowrocławia do Kruszwicy i Wapienna. W tym dniu było do wyboru kilka różnych ofert. Podstawowym pociągiem był POPIEL jadący z Poznania do Kruszwicy i z powrotem. Jego pasażerowie mieli kilka godzin czasu, zwiedzali Kruszwicę z przewodnikiem i odbyli rejs po jeziorze Gopło. W tym czasie skład pociągu przejechał trasę z Kruszwicy do Inowrocławia jako pociąg GOPŁO, następnie pojechał do Wapienna i z powrotem jako pociąg BARTEK i ponownie jako GOPŁO powrócił do Kruszwicy. Można też było skorzystać z oferty SŁOWIANIN w dwóch wariantach. Pierwsza grupa wyjechała rano autobusem z Poznania i po zwiedzeniu osady w Biskupinie i przejazdu wąskotorówką dotarła do Pakości, gdzie wsiadła do pociągu BARTEK i przez Kruszwicę powróciła do Poznania. Druga grupa jechała odwrotnie: pociągiem przez Kruszwicę do Pakości, tam przesiadka na autobus i dalsza wycieczka obejmująca wąskotorówkę, osadę w Biskupinie oraz dodatkowo zwiedzanie skansenu kolejowego w Wenecji, a następnie powrót autobusem do Poznania. Ja wybrałem przejażdżkę pociągami GOPŁO i BARTEK, a Kruszwicę zwiedziłem sobie we własnym zakresie rano przed przyjazdem pociągu.

Wyruszam w piątkowy wieczór pociągiem TLK CENTAURUS z Krakowa do Świnoujścia. Frekwencja dość wysoka, no ale skład ma tylko 3 wagony 2 klasy. W Opolu przepuszczamy IC ŚLĘŻA z Warszawy do Wrocławia. Megafonistka chyba żyje już wakacjami, bo zapowiada CENTAURUSA jako do Świnoujścia i Kołobrzegu. Wysiadam we Wrocławiu, żeby przesiąść się na pociąg bezpośrednio do Inowrocławia. Aktualnie składy do Gdyni i Warszawy jadą już osobno jako pociągi AURORA i MERCURIUS. Ze względu na wykolejenie koło Ostrowa Wielkopolskiego wszystkie pociągi pojadą objazdem przez Krotoszyn, co z automatu oznacza dość duże opóźnienie, no ale mi to w sumie na rękę bo nie będę musiał kwitnąć w Inowrocławiu po przyjeździe. Postój CENTAURUSA wydłuża się, bo skład czeka na doręczenie rozkazu (ponoć nie było możliwości żeby doręczyć go w Grabownie Wielkim gdzie zaczyna się objazd). Okazuje się, że MERCURIUS dość mocno nabity, a w AURORZE pełno pustych przedziałów i to w zdeklasowanych jedynkach, więc postanawiam do Poznania pojechać AURORĄ i tam dopiero przesiąść się na właściwy pociąg. MERCURIUS dodatkowo będzie oczekiwać we Wrocławiu na opóźnioną osobówkę z Węglińca. My również ruszamy z lekkim opóźnieniem. W Oleśnicy Rataje do kierowniczki podbiega osoba chcąca nadać przesyłkę konduktorską. Kierowniczka w dość niemiły sposób odmawia bo brakuje chyba jakiś formalności, ale po usilnych błaganiach pasażerki i szybkim dopisaniu czegoś na kopercie przesyłka zostaje ostatecznie przyjęta. W Grabownie Wielkim chwila postoju, a następnie z bardzo wolną prędkością toczymy się objazdem. W Poznaniu jesteśmy z ok. 90-minutowym opóźnieniem. Skład jest tu łączony z grupą ze Świnoujścia. Drużynie co chwilę obrywa się od wkurzonych ludzi z tamtych wagonów, które już prawie 2 godziny stoją w Poznaniu. Niedługo później przyjeżdża MERCURIUS.

Udaje się znaleźć wolny przedział i na 5:50 docieram do Inowrocławia. Szybkie zdjęcie i dosłownie w ostatniej chwili łapię ruszający już autobus do Kruszwicy (następny za prawie 2 godziny). Jestem jednym z nielicznych pasażerów. Część trasy wiedzie wzdłuż linii kolejowej, którą dzisiaj zaliczę. Obsługujemy też różne wioski po drodze (jedną jako wjazd kieszeniowy) m.in. miejscowość o wdzięcznej nazwie Tupadły. Smile W Kruszwicy jestem ok. 6:30. Mam sporo czasu bo pociąg odjeżdża dopiero przed południem. Rynek przy którym wysiadłem całkiem przyjemny. W Kruszwicy mieści się siedziba Nadgoplańskiej Komunikacji Autobusowej, więc przez rynek często przejeżdżają autobusy tej firmy (pewnie część jako podsyły albo na jakieś wynajęte kursy). Najpierw obczajam jak dojść na stację i ile to zajmuje. Stacja bardzo zapuszczona i zaniedbana, a budynek to rudera zabita dechami. Jest to już trochę ubocze miejscowości. Na przystanku PKS przed dworcem informacja, że od 1 marca 2016 autobusy nie będą tu zajeżdżać… Następnie idę nad Gopło. Znajduje się tu park otoczony z 3 stron jeziorem, jest pomost i niewielka plaża, po parku spacerują sobie kaczki. Niestety wrażenie trochę psuje pochmurna pogoda, bo jezioro jest zamglone. Są również ruiny zamku oraz wieża, w której według legendy myszy zjadły Popiela. Nazywana jest więc ona Mysią Wieżą. Bilet wstępu kosztuje 6,50 zł. W drodze na górę można oglądać różne eksponaty i obrazy. Z góry mamy widok na całe miasto oraz na jezioro. W międzyczasie w pierwszy rejs z grupą turystów wyrusza statek Rusałka. Chwilę po mnie na wieżę dociera pani pracująca w sklepie z pamiątkami. Zagaduje do mnie i staje się moim prywatnym przewodnikiem. Tongue Opowiada mi trochę ciekawostek związanych z wieżą i jej okolicami i zwraca uwagę na rzeczy, które z pewnością sam bym przeoczył (np. odciski łap zwierząt w murach czy kule armatnie wtopione w cegły). Oprowadza mnie również po podziemiach pozostałości zamku, z których kilka pomieszczeń zostało udostępnionych do zwiedzania. Ustawiono tam eksponaty oraz figury ludzi prezentujące różne scenki związane z tamtym okresem. Z tego co mówi moja pani przewodnik, odkryte podziemia ciągną się dalej ale nie zostały jeszcze przygotowane do zwiedzania, więc na razie dostępu do nich broni zamurowane wejście. Po obejrzeniu wszystkiego korzystam z rady, którą otrzymałem i na stację powracam inną drogą po drugiej stronie miasta oglądając jeszcze kruszwicką bazylikę. Po drodze trafiam na przejazd kolejowy w chodniku i szyny kończące się w jeziorze.

Gdy przybywam na stację wjeżdża już POPIEL z Poznania. Jak zwykle nie przestaje mnie zadziwiać pomysłowość focistów na zdobycie fajnej miejscówki na zdjęcie. Tongue Spotykam się z kol. Piotrkiem (Pepe), który korzysta z oferty SŁOWIANIN i odbywa przejazd z Poznania do Pakości. Dzisiejsze pociągi to zarazem impreza pożegnalna lokomotywy SU45-089, ponieważ 26 maja kończy się jej świadectwo sprawności technicznej. Zmiana czoła i jesteśmy gotowi do odjazdu jako pociąg GOPŁO do Inowrocławia. Ciekawostką jest fakt, że pociągi Turkolu są widoczne normalnie na stronie portalpasazera.pl. Można więc wyszukać sobie połączenie Inowrocław-Wapienno jak również wygenerować plakaty stacyjne z Kruszwicy, Pakości czy samego Wapienna, gdzie pociąg wcale nie zatrzymuje się przy peronie. Smile W części wagonu, w której mam miejscówkę sami miłośnicy, których kojarzę z wcześniejszych przejazdów. Widać organizator z powodzeniem stosuje podział składu na części dla miłośników i rodzin z dziećmi, tak aby obie grupy wzajemnie sobie nie przeszkadzały. Smile Punktualnie opuszczamy Kruszwicę. Na trasie nie ma nadzwyczajnych widoków. Prędkość spacerowa, więc gdy jedziemy wzdłuż szosy non stop wyprzedzają nas auta. Reakcje niektórych kierowców ciekawe. Są też fociści, którzy specjalnie jadą samochodem z prędkością zbliżoną do pociągu i filmują go w czasie jazdy. Mamy krótki postój na stacji Inowrocław Mątwy, gdzie przyszło nas obejrzeć trochę lokalnej ludności. Następnie dołączamy się do Magistrali Węglowej na stacji Inowrocław Rąbinek. Wjazd na główną stację w Inowrocławiu od tej strony jest dość efektowny, ponieważ mamy tu sporą plątaninę torów, wychodzi też obwodnica towarowa, którą można pojechać w stronę Bydgoszczy.

W Inowrocławiu zmieniamy czoło i teraz pojedziemy do Wapienna. Przy naszym pociągu pojawia się pani w podeszłym wieku z laską i sygnalizuje, że chciałaby wsiąść do wagonu. Kilka osób myśląc, że szuka pociągu do Poznania albo Torunia informuje ją, że to nie ten skład. Organizator wyraźnie informuje panią co to jest za pociąg i ile kosztuje bilet, a gdy pani stanowczo i świadomie potwierdza, że chce się z nami wybrać na wycieczkę, zostaje ulokowana w składzie i kupuje bilet. Wyjeżdżamy w kierunku Gniezna, a na posterunku Dziarnowo odbijamy w prawo na niezelektryfikowany szlak. Krótki postój w Pakości, gdzie grupa z oferty SŁOWIANIN przesiada się na autobus. Następnie Piechcin. Starsza Pani uważnie obserwuje krajobraz za oknem, a każdą miejscowość, w której mamy postój zapisuje w notesie. Smile Kiedyś linią można było dotrzeć do Żnina, dziś najdalej jest to możliwe do Wapienna. Zmiana czoła odbywa się na grupie towarowej, więc pozostajemy w składzie i w miarę możliwości staramy się dokumentować oblot. Obok znajduje się kopalnia wapienia, więc wszędzie jest biało. Smile Musimy teraz trochę odczekać, bo za nami jedzie pociąg towarowy, który musi zwolnić szlak. Po jego przyjeździe opuszczamy Wapienno, na wyjeździe spotykamy niebiesko-szarą stonkę. Udaje się też uchwycić peron, przy którym dawniej zatrzymywały się pociągi pasażerskie, cały biały. Smile Na części trasy towarzyszy nam ekipa telewizyjna, która robi materiał o przejeździe, ale nie udało mi się go nigdzie odszukać w internecie. Z powrotem również postoje w Piechcinie oraz w Pakości, gdzie dołącza druga grupa ze SŁOWIANINA. Niedługo później ponownie zbliżamy się do Inowrocławia. Jesteśmy tam ok. 15:00 i kolejny raz musimy zmienić czoło. W międzyczasie przy sąsiednim peronie zatrzymuje się kibel z Torunia. Dworzec jest w remoncie, odprawa podróżnych odbywa się na dworcu tymczasowym, który stanowi kontener.

Czas na ostatni przejazd czyli powrotny pociąg GOPŁO. O 15:25 opuszczamy Inowrocław wjeżdżając na Magistralę Węglową. Tym razem mamy dłuższy postój na stacji Inowrocław Mątwy (czekamy na wyjazd) co pozwala wyjść na chwilę z pociągu. Za stacją odchodzi jakaś bocznica. Ostatni odcinek pokonujemy w lekkim deszczu. W Kruszwicy jesteśmy punktualnie, więc mogę na spokojnie obejrzeć oblot składu. Następnie idę na rynek i wsiadam w autobus do Inowrocławia. Jedzie on z Katowic, więc trochę obawiałem się o jego punktualność, ale na szczęście przyjechał nawet kilka minut przed czasem. Jest to kurs pospieszny, więc omija wszystkie wioski, a jego cena o dziwo jest o 10 groszy niższa niż kursu standardowego. Smile W Inowrocławiu jestem o 17:15. Przed 18:00 odjeżdżam TLK POMERANIA do Tczewa. Frekwencja wysoka, bo skład krótki, ale na szczęście mam miejscówkę przy oknie. W Tczewie jesteśmy kilka minut po planie. Niedługo po odjeździe składu do Trójmiasta na tym samym torze zatrzymuje się TLK ŻUŁAWY. Moja podróż kończy się w Olsztynie przed 22:00.

Następnego dnia powracam do Kędzierzyna w taki sam sposób jak z poprzedniego wyjazdu: ŻEROMSKIM do Warszawy, następnie zawalonym ODNRASZKIEM do Katowic i jeszcze bardziej zawalonym CENTAURUSEM do Kędzierzyna. W CENTAURUSIE mimo dodatkowego wagonu ludzie cisną się w przedsionkach. W Kędzierzynie na pociąg oczekuje liczna grupa młodzieży wraz z rodzicami. Wywiązuje się afera, bo okazuje się, że ich zarezerwowane przedziały zajęli inni podróżni. Postój trwa z 10-15 minut i kończy się kolejną awanturą, bo kierownik podał sygnał odjazdu, gdy część rodziców była w składzie i pomagała dzieciom ładować walizki. Po obejrzeniu tego cyrku udaję się do domu ciesząc się, że nie muszę dalej jechać tym składem.

Fotki, skany biletów: <!-- w --><a class="postlink" href="http://www.kolejomania.rail.pl/kru.html">www.kolejomania.rail.pl/kru.html</a><!-- w -->
Odpowiedz

#63
WYCIECZKA DO PLESZEWA

25.05.2016.

Kędzierzyn - Opole - Wrocław - Oleśnica - Ostrów Wielkopolski - Pleszew - Pleszew Miasto - Pleszew - Ostrów Wielkopolski - Kępno - Kluczbork - Opole - Kędzierzyn

25 maja korzystając z ostatniego dnia Mini Regio Karnetu wybrałem się na jednodniową wycieczkę, jak za starych dobrych czasów. Celem był Pleszew i linia kolejowa do centrum tego miasteczka, którą mogą poruszać się zarówno pociągi wąskotorowe jak i normalnotorowe. Przewozy na tej linii zostały wznowione w maju 2015 przez SKPL. Ruch odbywa się codziennie oprócz dni świątecznych, a godziny dostosowane są do rozkładu pociągów normalnotorowych (kolejka służy głównie dowożeniu mieszkańców Pleszewa do stacji normalnotorowej Pleszew, która znajduje się w wiosce Kowalew i jest dość oddalona od miasta). Przy okazji miałem również nadzieję na zaliczenie wjazdu na perony dolne w Kępnie.

Wyruszam pierwszym porannym szynobusem Kędzierzyn-Nysa przez Opole. W Opolu przesiadka na kibel do Wrocławia. Większość trasy przesypiam. We Wrocławiu pół godziny czasu i w dalszą drogę udaję się kiblem do Łodzi Kaliskiej. Jest to kurs z wjazdem do Oleśnicy i zmianą czoła. Planowy postój trwa aż 20 minut. Za Oleśnicą frekwencja dość niska. Fotografuję niektóre stacje i przystanki. Do Ostrowa Wielkopolskiego przyjeżdżamy lekko splecowani. Klimatyzowany kibel do Poznania czeka już przy peronie 1. Ja jednak idę na miasto w celu ekspresowego obejrzenia starówki i rynku (mam na to 15 minut). Prawie w ostatniej chwili powracam do pociągu. Podróż nie potrwa długo, bo podjeżdżam tylko 3 stacje do Pleszewa, gdzie mam 6 minut do odjazdu wąskotorówki. Żebym mógł się trochę postresować przed samym Pleszewem stajemy na kilka minut pod semaforem i z lekkim opóźnieniem wjeżdżamy w perony. Po przyjeździe szybko kupuję bilet na wąskotorówkę w pleszewskiej kasie i idę na dworzec wąskotorowy, gdzie oczekuje wagon motorowy. Bilety można nabyć również u maszynisty. Są to wydruki z terminala (podobne do biletów PR), których maszynista ma przygotowany cały pliczek. Bilety z kasy są ciekawsze, jednak wymagają skasowania u maszynisty za pomocą specjalnej pieczątki. Oprócz mnie jedzie jeszcze jedna osoba. Niedługo za stacją tor normalny i wąski łączą się w splot, który jest na całej trasie. Trasa wiedzie częściowo wzdłuż szosy i raczej przez pola. Po drodze są 2 przystanki: Plac Zabaw i Przy Kauflandzie, przy żadnym nie zatrzymaliśmy się. Na wjeździe do Pleszewa Miasta mijamy lokomotywę SU45-115, którą zakupiło SKPL. Mój pobyt w Pleszewie zaczynam oczywiście od zwiedzania stacji Pleszew Miasto. Przy budynku stoi wagonik doczepny wąskotorówki, który jest używany w przypadku defektu motoraka. Przy szopie pracownicy krzątają się przy lokomotywie LDH45-025. Jest też pomnik parowozu. Następnie idę obejrzeć miasteczko. Rynek całkiem ładny, jednak wszystko psują non stop przejeżdżające przez niego samochody, które w dodatku niechętnie się zatrzymują, gdy ktoś chce przejść przez ulicę. Inną trasą powracam na dworzec do pociągu powrotnego. Wagonik jest pełny, ponieważ z Pleszewa wyjeżdża młodzież z OHP. Tym razem mamy postój na przystanku Przy Kauflandzie, gdzie wsiada 1 osoba. Nie udało mi się niestety wyczaić przystanku Plac Zabaw. Łącznie do Kowalewa dojechało 14 osób. Tym razem mam więcej czasu, więc mogę na spokojnie obejrzeć zarówno stację wąskotorową jak i normalnotorową. Jest tutaj tor normalny umożliwiający przejazd z linii pleszewskiej na linię w kierunku Poznania. Ucinam sobie pogawędkę z maszynistą, podczas której pytam jak wygląda kwestia skomunikowań z pociągami normalnotorowymi. Wygląda to tak, że pociąg wąskotorowy czeka maksymalnie tyle czasu, aby nie opóźnić kolejnego odjazdu z Pleszewa Miasta (którym też mogą jechać ludzie na skomunikowanie). Mam akurat przykład takiego oczekiwania, bo regio Łódź-Poznań jest opóźniony około 10 minut. Na wąskotorówkę przesiada się kilka osób i motorak odjeżdża do Pleszewa Miasta. Podczas mojego oczekiwania na stacji normalnotorowej w stronę Jarocina przejeżdża byk ze składem towarowym.

Do Ostrowa podjadę dodatkowym przyspieszonym regio, który kursuje tylko w piątki i przed różnymi długimi weekendami itp. (dzisiaj mamy środę przed długim weekendem bożociałowym). Frekwencja dość słaba. Jedzie się szybko, nie mamy po drodze żadnego postoju. W Ostrowie kibel zmienia czoło i powróci do Poznania również jako piątkowy pociąg przyspieszony. Podczas zmiany czoła (wymagającej zamknięcia drzwi na czas zmiany kabiny) co chwilę ktoś wsiada, w końcu kierownik nie wytrzymuje i bardzo zdenerwowanym tonem krzyczy do ludzi, żeby nie wsiadali. Ostrowski dworzec jest po remoncie i prezentuje się całkiem fajnie. Nową nawierzchnię otrzymała też część peronów. Około 14:30 przy peronie 1 zjawia się kibel z Kępna, który będzie tam powracać. Na trasie Ostrów-Kluczbork większość stacji i przystanków została zmodernizowana, więc postanowiłem udokumentować je na nowo. W Hanulinie odbijamy w prawo, co mnie bardzo cieszy, bo oznacza to, że w Kępnie wjedziemy na perony dolne. Nareszcie uzupełnię więc denerwujący brak na mojej mapie zaliczeń, na który specjalnie nie chciałoby mi się jechać. W Kępnie pół godziny czasu. Niedługo po nas na perony górne przyjeżdża kibel z Kluczborka, który kończy tu bieg. Perony górne są jednak traktowane jako przystanek osobowy, więc aby zmienić czoło musi on zjechać do Hanulina. Tutaj dworzec również został wyremontowany, a na piętrze mieści się Kępiński Ośrodek Kultury, Szkoła Tańca i Sala Muzyczna. Mija mnie kilkoro rodziców prowadzących tam swoje pociechy na zajęcia. Kilka minut przed odjazdem na perony górne podjeżdża mój kibel do Kluczborka, który powrócił z Hanulina. Kontynuuję dokumentację zmodernizowanych stacji (chociaż na tym odcinku z racji fatalnej oferty wykorzystanie tych nowych peronów jest słabe). Do Kluczborka dotarło 5 osób. Tu już krótsza przesiadka, ale mam chwilę aby obejrzeć również wyremontowany budynek dworca. Perony natomiast zbytnio się nie zmieniły. Kibel, którym przyjechałem przestawia się. Na jednej ze ścian wielka żółta plama. Wygląda to tak jakby komuś nie wyszło malowanie ścian w pokoju i z wściekłości cisnął puszką farby w kibla. Tongue Do Opola jadę SA134-014. Godzina jazdy i jestem w stolicy województwa opolskiego. Ostatni pociąg to regio Wrocław-Kędzierzyn (odjazd z Opola 18:05), którym po trasie uczęszczanej przeze mnie prawie codziennie docieram do domu.

Fotki, skany biletów: <!-- w --><a class="postlink" href="http://www.kolejomania.rail.pl/ple.html">www.kolejomania.rail.pl/ple.html</a><!-- w -->
Odpowiedz

#64
LOKALKI OKOŁOPRASKIE

DZIEŃ 1 - 6.06.2016.

Kędzierzyn - Racibórz - Chałupki - Bohumín - Ostrava - Olomouc - Pardubice - Praha - Vrané nad Vltavou - Dobříš - Vrané nad Vltavou - Čerčany - Praha

Na początku czerwca postanowiłem kolejny raz odwiedzić stolicę Czech. Tym razem oprócz zaliczania braków w samej Pradze chciałem również pozwiedzać lokalne linie kolejowe w okolicy. Wyruszam w poniedziałek 6 czerwca tradycyjnie pierwszym regio do Raciborza. Na peronie w Dziergowicach żul z piwem ubrany w koszulkę z napisem „Od jutra będę grzeczny”. Tongue W Raciborzu mój kibel przechodzi na regio do Wrocławia a ja mam godzinkę czekania. Po peronie wałęsa się jakiś nawiedzony facet, który podchodzi do każdej napotkanej osoby, mówi do niej ‘dzień dobry’ około 10 razy i odchodzi dalej. :-| Do pociągu do Katowic ładuje się grupa dziewczyn ubranych w wojskowe mundury. Ok. 7:30 przyjeżdża kibel z Katowic, którym pojadę dalej. Od tego rozkładu po kilku latach przerwy mogę ponownie dojechać pociągiem do samego Bohumína, bez konieczności robienia z spaceru z Chałupek na autobus. Przejściówka jak za starych dobrych czasów kosztuje 2 zł, jest też kilka ciekawych ofert umożliwiających podróżowanie po kraju Moravskoslezským. Są to Bilet dobowy Kolei Śląskich oraz bilety Silesia Weekend. W praktyce oznacza to, że kupując bilet Silesia Weekend np. Rudyszwałd-Chałupki możemy za śmieszną kwotę podróżować po wcale nie tak małym kawałku wschodnich Czech (i to wszystkimi kategoriami pociągów!). Stan trasy Racibórz-Chałupki ciągle bez zmian czyli wleczemy się żółwim tempem. W Rudyszwałdzie dołączamy się do wyremontowanej niedawno trasy z Rybnika, którą jeżdżą niektóre EC z Warszawy do Czech. W Chałupkach do pociągu wsiada wycieczka ok. 20 osób, co mnie pozytywnie zaskakuje. W Bohumínie mamy 3-minutowe skomunikowanie ‘drzwi w drzwi’ z rychlikiem do Brna, jednak przesiadka jest zbyt krótka, aby pobiec do kasy po bilet. Polski kibel po zmianie czoła wyrusza w drogę powrotną do Katowic. Na pokładzie jakieś 5 osób. Mam trochę czasu, więc udaję się na bohumíński rynek, bo wstyd się przyznać, ale nie miałem jeszcze okazji na nim być. Następnie powracam na dworzec. Podczas oczekiwania na mój pociąg przez perony przejeżdża ciekawy skład – transport wagonów budapesztańskiego metra, które jadą na modernizację do Rosji. Ok. 10:00 lekko opóźniony przyjeżdża EC PRAHA z Warszawy do Pragi z EP09 na czele. Skład jechał przez Chałupki, więc nastąpi zmiana czoła. Gdy z jednej strony odpinany jest polski lok, z drugiej w tym samym czasie podpina się czeski z dodatkowym wagonem kursującym w relacji Bohumín-Praga. W tym właśnie wagonie mam miejscówkę, która do biletu internetowego jest bezpłatna. Jadę podobnie jak ostatnio na Super Akční jízdence Ostrava-Praha za 190 Kč, do której dokupiłem jednorazówkę z Bohumína za 20 Kč. Standard wagonów nie powala, a po naszej stronie prestiżowa spółeczka kasuje za ten pociąg niemałą kasę. Czeskie drużyny też nie są idealne, bo kierpociowa z mojego pociągu przed odjazdem pali papierosa na peronie, tuż nieopodal tabliczki o zakazie palenia… Trasę do Pragi znam dobrze, więc nie będę się nad nią rozwodził. Napiszę jedynie, że od Ołomuńca w przedziale komplet 6 osób i tradycyjnie złapaliśmy niewielkie opóźnienie. W Pradze jestem przed 14:00.

Podczas mojego 2-dniowego pobytu będę poruszać się na bilecie dobowym na Pražską integrovaną dopravę (PID) w wariancie na wszystkie strefy (czyli Praga i dość spore okolice) za 160 Kč. Najpierw trzeba go jednak zakupić więc w tym celu udaję się (co wydawało mi się logiczne) do punktu obsługi PID znajdującego się w ČD Centrum. Okazuje się, że biletu dobowego na cały PID… nie kupię w kasie PID, za to mogę go kupić w kasie ČD. Tongue Tongue Zostaję odesłany obok do kasjerki, która właśnie rozpoczyna pracę, więc od razu wystawia mi potrzebne bilety i nie muszę stać w długiej kolejce. Dzisiejsze popołudnie poświęcę na zaliczenie 2 lokalek na południe od stolicy: Praha - Vrané nad Vltavou - Dobříš i Vrané nad Vltavou - Čerčany. Mam jeszcze trochę czasu, więc rozglądam się po dworcowych sklepikach. Jest tu między innymi piętrowa księgarnia oraz stoisko z płytami i filmami, gdzie można kupić filmy geograficzne przecenione na 5 Kč. Smile Udaję się na jeden z najdalszych peronów, gdzie zostanie podstawiony mój szynobus. W peronach stoi też EC na węgierskich wagonach oraz RailJet, który niedługo odjedzie do Graz. Moja osobówka to trójczłonowa Regio Nova. Z Prahy hl.n. wyjeżdżamy tunelem w stronę Prahy-Vršovic. Za tą stacją znajduje się baza gdzie stacjonują składy, zaczyna się też nasza linia lokalna. Zaliczamy sporo praskich przystanków, przez pewien czas jedziemy wzdłuż Vltavy. Część pociągów dojeżdża tylko do małej zadbanej stacyjki Vrané nad Vltavou, skąd można pojechać w 2 kierunkach: Dobříš lub Čerčany. Linie rozdzielają się jednak trochę dalej, mają jeszcze wspólny przystanek Skochovice. My kierujemy się w prawo i przejeżdżamy mostem na drugą stronę Vltavy. Pierwsze kilometry trasy wiodą przez dość górzysty teren, momentami przejeżdżamy koło ścian skalnych. Potem okolica robi się coraz łagodniejsza, ale cały czas lekko pofałdowana. Uznałem, że linia jest bardzo ładna, ale wtedy jeszcze nie wiedziałem co czeka mnie na drugiej trasie. Końcowa stacyjka Dobříš położona jest na skraju miasteczka. Znajduje się tu rampa do załadunku drewna. Dokumentuję stację. Poczekalnia oczywiście czynna i jak w większości pipidówkowych poczekalni znajduje się w niej stolik i krzesła, tutaj akurat w wersji deluxe. Tongue Jest też dość ciekawie wyglądająca roślina w dużym wazonie. W drogę powrotną ruszamy o 16:44. Kierownik dziwi się dlaczego od razu wracam. Rozlokowałem się w przedziale dla MK, więc mogę robić fotki przystanków. Na stacji Čisovice dłuższy postój i mijanka więc można wyjść pozwiedzać. Wysiadam na stacji Vrané nad Vltavou, gdzie spotykamy kolejny pociąg do stacji Dobříš. Przed dworcem przystanek, z którego odjeżdża linia autobusowa dowożąca do pobliskiej miejscowości. Na rozkładzie adnotacja, że autobusy oczekują na skomunikowania z pociągami, ale tylko określoną ilość minut. Stacyjka jest na odludziu, pobliskie miejscowości też chyba nie są dość duże, a pociągi przyjeżdżają tu co pół godziny, a na stacji funkcjonuje kasa, automat i pizzeria. To obrazuje przepaść między koleją w Czechach a Polsce. Obok budynku dworca malutki ogródek, w którym znajduje się betonowy zameczek. Mija pół godziny i przyjeżdża kolejna Regio Nova, którą pojadę do stacji Čerčany. Musimy jednak poczekać na lekko opóźniony pociąg przeciwnej relacji, na którym pojawiają się wagoniki Btx i spalinówka. Dobrze, że to badziewie nie trafiło się na moim pociągu. Wracamy do Skochovic, a następnie odbijamy tym razem w lewo. Jedziemy wzdłuż Vltavy i zaliczamy tunel, za którym znajduje się stacja Davle. Im dalej tym linia robi się coraz ciekawsza. Na początku jechaliśmy tuż obok rzeki, z czasem widzimy ją coraz niżej w dolinie zaliczając kolejne tunele a czasem także i jakiś wysoki wiadukt. Są też i ściany skalne, a także jezioro. Trasa do Dobříš wypada jednak blado w porównaniu z tym odcinkiem. Również staram się dokumentować stacje i przystanki.. Dłuższy postój tym razem na zadbanej i zmodernizowanej stacyjce Týnec nad Sázavou. Pod koniec trasy już bardziej stonowane widoki. W pewnym momencie jedziemy tak blisko drogi, że jakiś 'zdolniejszy' kierowca bez problemu mógłby się otrzeć o pociąg. Do Čerčan wjeżdżamy od strony Benešova. Chwilę po naszym wjeździe przemyka bez zatrzymania rychlik do Pragi. Od mojej ostatniej wizyty stacja bardzo się zmieniła. Zniknęły położone na łuku małe peroniki przy budynku dworca, w zamian nieco dalej pojawiły się porządne zadaszone perony z przejściem podziemnym. Ostatni dziś pociąg to City Elefant na osobówce Benešov u Prahy - Praha hl.n. Jedziemy zmodernizowaną magistralą. Koło stacji Říčany mijamy siedzibę firmy o nazwie KASIA. Smile Między stacjami Praha-Uhříněves a Praha-Horní Měcholupy znajduje się terminal kontenerowy. Na głównym praskim dworcu jesteśmy przed 21:00. Słonik po krótkim postoju wyruszy w drogę powrotną do Benešova. Jestem bardzo niemile zaskoczony, że na głównym dworcu w stolicy Czech nie ma darmowego WiFI. Wsiadam w metro, którym jadę na Nádraží Holešovice. Stamtąd 1 przystanek do Ortenovo náměstí i udaję się na nocleg do sprawdzonego już dwukrotnie hostelu Plus Prague. W sezonie letnim ceny oczywiście wyższe, ale i tak trafiłem korzystnie, bo za 2 noclegi zapłaciłem 459 Kč. W pokoju oprócz mnie jeszcze 2 dziewczyny i 4 facetów. Nie mam planu na jutrzejszy dzień, więc po ogarnięciu się idą w ruch wydrukowane tabele z cegły i obmyślam jak tu jutro najkorzystniej pojechać.


DZIEŃ 2 - 7.06.2016.

Praha-Smíchov Na Knížecí - Praha-Zličín - Hostivice - Rudná u Prahy - Hostivice - Kladno - Kralupy nad Vltavou - Neratovice - Praha hl.n. - Praha-Smíchov - Rudná u Prahy - Beroun - Karlštejn - Praha-Smíchov - Praha Masarykovo - Hostivice - Středokluky - Hostivice - Praha-Zličín - Praha-Smíchov Na Knížecí

Plan udało się ułożyć moim zdaniem całkiem dobry i ok. 8:00 opuszczam pokój. Pierwszym punktem programu będzie tzw. Praski Semmering czyli dość widokowa linia w zachodniej części miasta, która wspina się pod górę dużą pętlą, a następnie idzie w kierunku Rudnej u Prahy. W tym celu muszę dostać się na przystanek Praha-Smíchov Na Knížecí. Podjeżdżam tramwajem do Nádraží Holešovice, gdzie przesiadam się na linię metra C. Na stacji przesiadkowej Florenc zmieniam linię na B. Przesiadka wymaga pokonania kilku długich ruchomych schodów i przejścia kilkoma tunelami. Mam obawę czy zdążę na pociąg, bo wyszedłem z hostelu trochę późno. Metrem B jadę do stacji Anděl. Kierując się drogowskazami z symbolem pociągu wychodzę jak się okazuje prawie przy samym przystanku, który był moim celem. Przy peronie stoi już motoraczek 810. Ciężko uświadczyć już motoraka takiego jak dawniej czyli z niskimi skajowymi siedzeniami. Ten jest jeszcze najbardziej zbliżony do oryginału bo ma wymienione tylko siedzenia, natomiast okna i malowanie są po staremu. Obecnie pojazdy te przemalowywane są na niebieski a okna z lufcikami zastępowane normalnymi, które można otwierać. Po odjeździe mijamy nieopodal mały i nieco ukryty peronik funkcjonujący jako przystanek Praha-Smíchov severní nástupiště (na który w sumie nie wiem jak się dostać z miasta), a następnie obok mamy perony podstawowej stacji Praha-Smíchov. Pokonujemy najciekawszy odcinek trasy czyli wspomnianą pętlę, z której jest ładny widok na miasto oraz Vltavę. Obok biegnie estakada tramwajowa trasy na Sídliště Barrandov, którą z pociągu widzimy raz po jednej a raz po drugiej stronie. Po zaliczeniu kilku praskich przystanków jesteśmy na stacji Praha-Zličín, gdzie mamy dłuższy postój i mijankę z motorakiem w przeciwną stronę. Obok znajduje się pętla tramwajowa Sídliště Řepy, a przed budynkiem dworca ciekawa rampa kolejowo-tramwajowa. Kontynuujemy trasą polną linią do węzłowej stacji Hostivice (gdzie jeszcze zawitam dziś kilka razy), a następnie pokonujemy krótki odcinek umożliwiający przejazd do Rudnej u Prahy (znajdującej się na lokalnej linii Praha-Smíchov – Beroun). Spotkają się tu 2 pociągi: ze stacji Beroun do Praha-Smíchov i mój powrotny do Praha-Smíchov Na Knížecí. Tym samym motorakiem powracam do Hostivic. Mam troszkę czekania, jednak nie ruszam się poza stację, bo nie ma tu nic ciekawego. W dalszą podróż udam się kolejną Regio Novą tym razem na pociągu do Kralup nad Vltavou przez Kladno. Trasa trochę w klimatach leśnych. Kladno to miasteczko, w którym znajduje się kilka stacji kolejowych i kończy tu bieg sporo pociągów z Pragi. W szczycie pociągi dojeżdżają tu nawet co 20 minut. Ja dojeżdżam do samego końca czyli do Kralup nad Vltavou. Jest to duża stacja znajdująca się na magistrali Praha - Ústí nad Labem - Děčín. Część peronów jest położona na łuku. Stacji nie tknęła modernizacja, więc perony wyglądają mało korzystnie, podobnie jak hol dworca, w którym z powodzeniem funkcjonują pragotrony, których u nas już prawie nie ma (nie mylić z bydgoszcztronami). Robię krótki spacer po najbliższej okolicy dworca, gdzie znajduję kilka całkiem ładnie wyglądających budynków. Przede mną teraz kolejna linia lokalna: Kralupy nad Vltavou – Neratovice. Mam ją zaliczoną częściowo (do stacji Úžice), bo wtedy trafiłem na nieplanowaną KKA w związku z wypadkiem. Jedziemy pojedynczym motorakiem bez drużyny. Na trasie raczej nic ciekawego. W Neratovicach dłuższa przerwa, a motorak wyruszy niedługo z powrotem do Kralup. Idę obejrzeć miejscowość. Trafiam na szkołę, której logo jest dziwnie podobne do logo pewnej polskiej instytucji, przez wielu niezbyt lubianej. Tongue Kawałek dalej odbywa się kiermasz książek na świeżym powietrzu, który sobie oglądam. Stojący obok mnie mężczyzna kupuje album o Hitlerze. Gdy zbliża się godzina odjazdu mojego pociągu powracam na stację. Najpierw przyjeżdża pociąg w przeciwnym kierunku zestawiony z wagonu silnikowego oraz doczepki. Mój pociąg to sam wagon silnikowy. Jedziemy niezelektryfikowaną linią, z której korzystają m.in. rychliki Praha-Tanvald. Na stacji Praha-Satalice dostrzegam tablicę z ozdobnym pismem gdzie dyżurny wpisuje (albo wpisywał w przeszłości) wielkość opóźnienia pociągu w danym kierunku. Dojeżdżam do Prahy hl.n.

Zaglądam do holu dworca, a następnie dosłownie w ostatniej chwili (w momencie robienia zdjęcia kierownik podawał już odjazd Tongue) wskakuję do City Elefanta jadącego do Prahy-Radotín. Podjeżdżam nim na dworzec Praha-Smíchov. Czas, który mam wykorzystuję na zjedzenie ‘obiadu’, którym jest kawałek pizzy oraz na zwiedzenie stacji i budynku dworca. Następnie wsiadam w Regio Novę do stacji Beroun przez Rudną u Prahy. Tą trasą kursuje kilka par pociągów lokalnych jednak terminy na niektórych odcinkach są tak ustalone, że wcale nie jest łatwo trafić w pociąg, którym można przejechać trasę w całości. Po wyjeździe odbijamy w prawo i przejeżdżamy pod estakadą tramwajową na Barrandov. Podczas jazdy ponownie odwiedzam węzełek Rudná u Prahy, gdzie już dziś byłem. Na fotkę załapuje się stacyjka Vráž u Berouna. Na stacji Beroun-Závodí dołączamy się do linii z Rakovníka i docieramy na główną stację Beroun. W pobliżu torów znajduje się ściana skalna. Tutaj również perony i budynek nie tknięte remontem, dość ładnie jest za to na placu przed budynkiem. Odjeżdża właśnie rychlik do Pragi, ale ja na bilecie PID mogę korzystać tylko z pociągów Os i Sp. Ale nie będę długo czekać, bo na większości tras wylotowych z Pragi osobówki jeżdżą co pół godziny (a do Kladna chyba jeszcze częściej). Na osobówce przyjeżdża podwójny City Elefant, bo jest to pora popołudniowych powrotów z Pragi. Z powrotem w składzie będzie luz, bo jadę w przeciwpotoku. Ruszamy o 15:15. Na stacji Karlštejn ciekawostka: peronowa wypożyczalnia książek. Wysiadam ponownie na dworcu Praha-Smíchov. Z kolejowych rzeczy mam do zaliczenia jeszcze odcinek Hostivice-Středokluky, który jest fragmentem linii Hostivice-Podlešín, ale całość da się zaliczyć tylko w weekend, a nie wiem kiedy będę mieć okazję być w Pradze w dzień wolny. Do Hostivic udam się osobówką z dworca Praha Masarykovo, ale mam jeszcze dużo czasu, więc najpierw uzupełnię brak tramwajowy Anděl-Kavalírka. Podczas mojej ostatniej wizyty na tym odcinku odbywał się remont i trzeba było pokonać go autobusem, który dowoził na wahadłowy tramwaj docierający do pętli Sídliště Řepy. Z dworca Smíchov do węzła Anděl podjeżdżam metrem. Następnie tramwaj 9-ka. Zaliczam brakujący odcinek linii tramwajowej dojeżdżając do przystanku Kotlářka. Tam szybko przesiadam się na 16-kę, którą powracam. Kolejna przesiadka następuje na 14-kę. Docieram nią bezpośrednio do dworca Masarykovo. Do odjazdu około pół godziny, więc kupuję sobie 2 párki v rohlíku i zwiedzam tą czołową stację. Mimo że stacja jest czołowa kończą tu bieg zwykłe składy wagonowe z Děčína. Mechanik jednego takiego składu po zakończeniu jazdy zabiera się za mycie przedniej szyby w lokomotywie. Perony dość obskurne, dworzec również nie powala. Swego czasu były plany likwidacji tej stacji i przeniesienia wszystkiego na hl.n. ale chyba dobrze, że wycofano się z nich bo ruch na obu dworcach jest ogromny. Na peronie spotykam stary czeski kibel zwany żabą. Pisałem już ostatnio, że jest to pociąg o standardzie naszego EN57 jednak w środku te składy są już bardzo zapuszczone. Wyjeżdżam o 17:30 Regio Novą do Kralup nad Vltavą przez Kladno. Ponownie dojeżdżam do Hostivic gdzie czeka już motorak do stacji Středokluky. Niebieski i z normalnie otwieralnymi oknami, co mnie bardzo cieszy, bo z powrotem pojadę nim do samej Pragi i to przez Semmering. Na razie zaliczam lokalną linię, na której fragmencie jest tylko 5 par pociągów, a całość jak już wspominałem można zaliczyć tylko w weekend 2 parami pociągów. Odbijamy w prawo i oddalamy się od pozostałych 2 linii (do Kladna i Rudnej u Prahy). Pierwszym przystankiem jest Jeneč zastavka. Co ciekawe znajduje się on tuż obok stacji Jeneč na linii do Kladna, do której ponownie się zbliżyliśmy i przez moment jedziemy równolegle do niej. Zastanawiające jest dlaczego moja linia nie mogła odgałęziać się dopiero tu, tylko musiała to zrobić od razu za Hostivicami i iść zupełnie innym przebiegiem. Jedziemy głównie przez pola a w oddali widać praskie lotnisko, które mam zamiar obejrzeć sobie jutro. Do stacji końcowej znajdującej się na odludziu dojeżdżam tylko ja. Podczas robienia zdjęć zostaję obszczekany przez pieska dyżurnej ruchu. Tongue Mechanik w pewnym momencie chyba postanowił mnie nastraszyć, bo zamknął drzwi i ruszył w kierunku Hostivic (jest to ostatni pociąg w dobie), ale ja nawet nie zareagowałem, bo widziałem, że jeszcze nie ma godziny odjazdu i podanego semafora. Motorak zatrzymał się kawałek dalej. W drodze powrotnej pociąg również na większości trasy prywatny. Nie wysiadam w Hostivicach tylko jadę dalej. Na stacji Praha-Zličín według rozkładu mamy połączyć się z drugim motorakiem i wspólnie dotrzeć do Pragi. I tak się dzieje, jednak mech przychodzi i każe się przesiąść do pierwszego pojazdu z czego jestem baaardzo niezadowolony, bo tamten ma uchylne okna, a za chwilę będzie najciekawszy odcinek. Uciekł mi przez to np. ładny widok na Vltavę i statek ale jakieś zdjęcia udało się zrobić. Po przejechaniu najbardziej widokowego odcinka mijamy perony dworca Praha-Smíchov oraz ten śmieszny peronik severní nástupiště. O 19:15 meldujemy się na przystanku Praha-Smíchov Na Knížecí.

Dzień się jeszcze nie skończył, więc uzupełnię teraz 2 braki tramwajowe, które mi zostały. Gdy tylko opuściłem stację natychmiast podjechał tramwaj, więc ekspresowo wsiadam (z roztargnienia zapomniałem jaki numer linii Tongue ). Dojeżdżam do przystanku Hradčanská, gdzie przesiadam się na 1-kę, którą pojadę na Sídliště Petřiny. Podczas mojej ostatniej wizyty cała ta trasa była w remoncie. Na pętli kilka zdjęć. W drogę powrotną udaję się 18-ką. Docieram do przystanku Malostranská. Wracam się teraz do znajdującej się nieopodal pętli, po której tramwaj wspina się pod górę. Aby tam się dostać muszę przejść ciemną zalesioną ścieżką po schodach. Po nieprzyjemnym zapachu można wywnioskować, że miejsce to służy jako toaleta dla żuli. W sumie nie była to najlepsza decyzja, bo dużo prościej było wysiąść na przystanku Chotkovy sady i podejść do punktu widokowego od góry. Widok jest bardzo ładny, szczególnie o tej porze dnia, gdy zachodzące słońce oświetla praskie budynki. W dole można też obserwować tramwaje, które po objechaniu pętli przejeżdżają obok mnie. Nie wracam już śmierdzącą ścieżką, tylko z przystanku Chotkovy sady zjeżdżam tramwajem, a następnie z pomocą metra docieram do stacji Muzeum. Można tu przesiąść się na tramwaj, jednak trzeba znaleźć tunelik, którym można na niego dojść. Wsiadam w 11-kę. Przy ostatnich resztkach dnia zaliczam ostatni brakujący mi odcinek czyli Bruselská-Otakarova. Podczas ostatniej wizyty ten odcinek również był w remoncie, ale dzięki temu było mi dane zaliczyć nieużywany w ruchu planowym trójkąt torowy Zvonařka. Trasa wiedzie z górki, po drodze mamy przystanek Nuselské schody, ale nie mam czasu by obczaić co to dokładnie za schody i gdzie prowadzą. Wysiadam na Náměstí Bratří Synků i kolejną 11-ką powracam do Muzeum. W drodze na metro zakupuję kolejny kawałek pizzy. Metrem udaję się na Nádraží Holešovice. Tym razem wychodzę po drugiej stronie stacji metra i zaglądam na chwilę na dworzec Praha Holešovice, który nie jest typowym dworcem, a kasy i hol znajdują się w tunelu (coś podobnego jak w Sosnowcu Głównym). Na całym dworcu nie ma absolutnie żywego ducha. Innym tunelem kieruję się na przystanek tramwajowy. Okazuje się, że będę musiał długo czekać, więc ten jeden przystanek przechodzę sobie pieszo. Po drodze mijam coś co przypomina perpetuum mobile. Jest również sklep, na którym namalowane są różne absurdalnie wyglądające obrazki. Niektóre z nich z motywem kolejowym. Szczególnie zwróciłem uwagę na kowboja na peronie stacji Praha Holešovice walczącego z dziwnym potworem wyłaniającym się zza pociągu. Pieszo docieram do hostelu. Dzisiaj luz, bo po przyjściu w pokoju zastaję tylko jedną skośnooką dziewczynę (była też poprzedniej nocy). Późnym wieczorem dołącza jeszcze jeden facet.


DZIEŃ 3 - 8.06.2016.

Praha - Pardubice - Olomouc - Ostrava - Bohumín - Chałupki - Racibórz - Kędzierzyn

Dzisiejszy dzień spędzę już w samej Pradze na zaliczaniu różnych ciekawych rzeczy. Wyruszam jak zawsze tramwajem z Ortenovo náměstí. Tym razem 14-ka. Docieram do przystanku Vltavská. Metrem C podjeżdżam na Florenc. Zaczyna tu bieg ciekawa linia autobusowa – 194, która będzie pierwszym punktem programu. Jest to linia obsługiwana małym busikiem, która kluczy po ciasnych uliczkach starego miasta, w tym przejeżdża przez Staroměstské náměstí. Można więc wygodnie siedząc obejrzeć część starówki. W niektórych miejscach na uliczkach jest tak ciasno, że nawet nasz mały busik miewa problemy z przejechaniem. Przejazd trwa pół godziny i kończy się tam gdzie się zaczynał czyli na węźle przesiadkowym Florenc. Teraz zaliczę ostatnią brakującą mi linię metra czyli B. Najpierw obieram kierunek wschodni czyli Černý Most. Wysiadam jednak chwilę wcześniej – na stacji Rajská zahrada. Stacja znajduje się już na powierzchni i jest dwupoziomowa czyli perony dla obu kierunków znajdują się jeden pod drugim. Podobna stacja jest w Wiedniu (Stubentor). Niestety nie udało się trafić na moment, że dwa pociągi przyjechały w tym samym czasie. Ostatni odcinek linii poprowadzony jest w tunelu nad ziemią. Na końcowej stacji krótki rekonesans. Obok przebiega dwupasmowa ruchliwa droga, zapewne jakaś wylotówka z miasta. Wyruszam w drugą stronę i tym razem przejeżdżam całą linię aż do końcowej stacji Zličín. Na zachodnim odcinku też są miejsca, gdzie metro poprowadzone jest na powierzchni, a przez ściany tunelu prześwituje światło dzienne. Stacja metra Zličín połączona jest z dworcem autobusowym. Udam się teraz na praskie lotnisko, na które zawiezie mnie przegubowy autobus linii 100. Zaraz po odjeździe zostają podane komunikaty, z którego terminala odbywają się które loty. Jedziemy fragmentem autostrady, dzięki czemu szybko przemieszczamy się z południa na północ miasta. Przy dojeździe do lotniska jeszcze raz zostają podane komunikaty co skąd lata. Najpierw mijamy terminal, z którego odprawia się tylko jakieś specjalne loty, a następnie 2 ogólnodostępne. Autobus kończy bieg kawałek dalej na parkingu, który pełni funkcję pętli. Wracam się kawałek i oglądam sobie oba terminale, które są ze sobą połączone. W obu spory ruch. Lotnisko opuszczam autobusem linii 119. Linia jedzie północno-zachodnim skrajem miasta. Wysiadam przy pętli Divoká Šárka, aby dalej kontynuować jazdę tramwajem, bo akurat tą linię tramwajową zaliczałem tylko w jedną stronę. Wspominałem już, że pętla ta jest nietypowa, bo tramwaje różnych linii objeżdżają ją w różnych kierunkach. Odjeżdżam 26-ką, bo trafiła się jako pierwsza. Chcę jechać na Ujezd, aby przejechać się lanovą dráhą na Petrin. Muszę więc złapać gdzieś linię, która się tam kieruje. Szczęśliwie pojawiła się za nami od razu w pierwszym możliwym miejscu (Vítězné náměstí), więc od razu przeskakuję na 20-kę. Przez pętlę (po której wałęsałem się wczoraj), tunelik oraz Malostranské náměstí docieram do Újezdu. Podchodzę pod górkę do dolnej stacji lanovej dráhy. Nad torem jest mały wiadukcik. Dołączam do garstki ludzi czekających w niewielkim holu. Przed wejściem obsługa sprawdza czy posiada się bilet, jest też kasownik, w którym można go skasować. Następnie na schodkowym peronie czekamy na przyjazd kolejki. Szybka zmiana kierunku i jedziemy w górę podziwiając piękny widok na Pragę. Po drodze jest mijanka oraz stacyjka Nebozízek. Gdy jeden wagonik stoi na stacji środkowej, drugi w tym samym czasie musi stać na szlaku. Jeszcze kilkaset metrów i osiągamy stację górną Petřín. Chwilę rozglądam się po okolicy, a następnie zjeżdżam na dół.

Chciałem teraz zaliczyć jeszcze tramwaj wodny, ale niestety nie starczy mi już czasu. Zaliczyłem go 28 lipca podczas wycieczki z Kasią w celu zwiedzania miasta. Nie będzie z niej oddzielnej relacji, więc dołączam go do tego materiału. Okazała się nim maleńka łódeczka z silniczkiem. Na tyle mała, że płynąc można zanurzać sobie rękę w Wełtawie. Obsługuje ją sternik w marynarskiej czapeczce. Takich promów jest kilka w różnych częściach miasta. Funkcjonują one normalnie w ramach komunikacji miejskiej, więc na łódeczce znajduje się kasownik (taki sam jak w autobusach czy tramwajach), a bilet można zakupić u sternika. My wybraliśmy najdłuższą trasę. Wsiedliśmy na przystanku Výtoň (który jest w środku trasy) i przepłynęliśmy do przystanku Náplavka Smíchov. Następnie z powrotem przez Výtoň popłynęliśmy na drugą końcówkę - Císařská louka. Tutaj dłuższa przerwa w czasie, której sternik po zacumowaniu łódki udaje się do kanciapy. W okolicy nie stwierdziliśmy nic ciekawego, więc od razu najbliższym kursem popłynęliśmy z powrotem do przystanku Výtoň, gdzie można przesiąść się na tramwaj.

No a teraz wracamy do czerwca i przystanku Újezd, gdzie wysiadłem z lanovej dráhy. Tramwajem 22 jadę do przystanku I.P. Pavlova. Następnie metrem podjeżdżam na dworzec główny. Zaglądam jeszcze szybko do sklepików, zakupuję 3 filmy po 5 koron (o Berlinie, przyrodniczych gigantach Europy oraz Republice Południowej Afryki), a następnie wsiadam w Pendolino do Ostravy. Bilet to oczywiście Super Akční jízdenka (225 koron). Podczas jazdy jak zawsze dostaję wodę i gazetę. Niestety zmienił się portal pasażera, na który wchodzi się po połączeniu z WiFI. Nie odnalazłem już widoku z kabiny maszynisty. Sad Znów łapiemy małe opóźnienie i zostaje podana informacja, że rychlik do Luhačovic będzie oczekiwać na nas w Ołomuńcu. Na wjeździe do Ołomuńca kierownik przekazuje jeszcze informację, na którym peronie oczekuje rychlik. W Ostravie jestem o 17:00. Spotykam się tu z koleżanką ze studiów Sandrą i jej chłopakiem Tomem. Tramwajem jedziemy do przystanku Křižíkova i idziemy do pobliskiej knajpki, gdzie spędzamy trochę czasu. Następnie powracam na dworzec. Dzięki temu, że pociągi do Polski jeżdżą znów z Bohumína, mogłem być w Ostravie godzinę dłużej. Osobówka do Suchdolu nad Odrą. Do Bohumína podjeżdżam rychlikiem z Brna. Polski kibelek oczekuje już przy peronie 1A. Na tablicach kierunkowych jest jako pociąg do Raciborza, jednak w zapowiedziach i na wyświetlaczach peronowych mamy Katowice (skład faktycznie przechodzi w Raciborzu na pociąg do Katowic). Do pociągu znów ładuje się wycieczka. U kierownika zakupuję przejściówkę. Tuż przed naszym odjazdem na stację ma wjechać Pendolino z Pragi, jednak ma kilka minut opóźnienia. Nam również wypisują 5 minut w plecy. SC zatrzymuje się przy tym samym peronie, ale nikt się z niego nie przesiada. Stoimy jeszcze dłuższą chwilę, a następnie wyjeżdżamy do Polski. Możliwe, że powód opóźnienia był inny i wcale nie było to skomunikowanie z SC (zresztą ja nie zaryzykowałbym takiej przesiadki na ostatni w dobie pociąg do domu). W Chałupkach wsiada 5 osób. Ponieważ w Raciborzu mam tylko 5 minut na przesiadkę zgłaszam skomunikowanie. Otrzymuję informację zwrotną, że mają czekać. Do Raciborza wjeżdżamy na styk, więc szybko przebiegam do kędzierzyńskiego kibla. Mechanik stwierdza, że zdążyłem w ostatniej chwili, więc nie wiem czy żartował czy nie wiedział, że ma czekać na skomunikowanie. W Kędzierzynie jestem ok. 20:30, chwilę po mnie wjeżdża skomunikowany z nami kibel Gliwice-Wrocław.

Fotki, skany biletów: <!-- w --><a class="postlink" href="http://www.kolejomania.rail.pl/lopr.html">www.kolejomania.rail.pl/lopr.html</a><!-- w -->
Odpowiedz

#65
TURKOLEM do Białośliwia

25.06.2016.

Kędzierzyn - Wrocław - Ostrów Wielkopolski - Poznań - Gniezno - Kcynia - Nakło nad Notecią - Paterek - Nakło nad Notecią - Białośliwie - Kocik Młyn - Białośliwie - Nakło Nad Notecią - Kcynia - Gniezno - Poznań - Leszno - Wrocław - Kędzierzyn

25 czerwca kolejny raz wybrałem się na wycieczkę z Turkolem. Tym razem była to przejażdżka z Poznania przez Gniezno, Kcynię i Nakło do Białośliwia na paradę lokomotyw wąskotorowych. Nieczynną linię Gniezno-Nakło miałem już zaliczoną pociągiem SKANSEN (brakowało mi tylko odcinka Gniezno-Gniezno Winiary, który pokonaliśmy po ciemku), ale chciałem ją sobie odświeżyć i utrwalić, tym bardziej że przejazd odbywał się w obie strony. Bilet kosztował 69 zł, jednak część osób (w tym ja) miało 50 % zniżki, jako rekompensatę za duże opóźnienie pociągu PELIKAN do Szubina w kwietniu. Było to dodatkową zachętą aby wybrać się na tę przejażdżkę (chociaż ja akurat planowałem ją i bez tego).

Wyruszam wieczorem w piątek 24 czerwca. Jest to dzień zakończenia roku szkolnego i pierwsza noc kursowania pociągów sezonowych. Z Kędzierzyna nie wyjeżdża więc już dzisiaj CENTAURUS tylko GANIMEDES czyli dawny PIRAT do Świnoujścia i Kołobrzegu. CENTAURUS na czas wakacji został skierowany przez Strzelce, a pociągi podobnie jak w roku ubiegłym wymieniają się wagonami we Wrocławiu. Cały skład (poza sypialkami) zestawiony z czeskich wagonów z siedzeniami zarówno materiałowymi jak i skajowymi. Pociąg przyjechał do Kędzierzyna 13 minut przed czasem, bo rozkład na odcinku Rybnik-Kędzierzyn jest źle ułożony. Na wyjeździe filmuje nasz pociąg (w tym mój łeb w oknie Tongue ) Szymsza1 – kędzierzyński MK, dzięki któremu zawsze możemy oglądać na youtubie wszystkie nowe pociągi jakie pojawiają się w Kędzierzynie, w pierwszy dzień ich kursowania. Na odcinku Kędzierzyn-Wrocław w moim wagonie dość luźno, ale w stolicy Dolnego Śląska czeka spory tłum ludzi (za Wrocławiem system proponował już tylko bilety bez wskazania miejsca). Wysiadam więc we Wrocławiu i dalej pojadę AURORĄ, w której bez problemu dostałem miejsce przy oknie i jeszcze trafiłem na zdeklasowaną jedynkę. Wcześniej oglądam sobie manewry na wrocławskim dworcu a jest ich sporo, m.in. wymiana wagonów między CENTAURUSEM i GANIMEDESEM i przepinanie wagonów Jelenia Góra – Gdynia z AURORY na MERCURIUSA. Podczas podróży do Poznania staram się chociaż lekko pospać, bo wiele godzin przede mną. W Poznaniu jesteśmy po 3:00. Do pociągu chce wsiąść kilkunastoosobowa grupa z rowerami. Automat kilkukrotnie zapowiada, że z tyłu składu zostaną podpięte wagony ze Świnoujścia, więc rowerzyści tam się ustawiają. Skład ma jednak spore opóźnienie. Na facebookowym profilu IC czytam (oprócz narzekań na tłok w GANIMEDESIE, z którego wysiadłem we Wrocławiu), że był jakiś problem z wagonem w Stargardzie. Podróżni z moich wagonów nie są zachwyceni z faktu, że będą oczekiwać na spóźniony skład. Jakiś czas później okazuje się, że grupa ze Świnoujścia ma wyjątkowego pecha, bo po wcześniejszych problemach z wagonem zaliczyła jeszcze wypadek śmiertelny tuż przed samym Poznaniem. W tym samym momencie do drużyny z czekających wagonów zgłasza się facet i informuje, że jedzie na samolot do Warszawy. Zostaje podjęta decyzja, że AURORA odjedzie bez wagonów ze Świnoujścia. W tym momencie zaczyna się spektakl w postaci próby ładowania kilkunastu rowerów w różne miejsca w składzie w połączeniu z irytacją drużyny. Dodatkowym elementem spektaklu jest facet, którego dziewczyna na wieść o długim postoju poszła do toalety w budynku dworca i nie wraca, a on nie może się do niej dodzwonić. Drużyna stwierdza, że nie będą z takiego powodu wstrzymywać odjazdu, ale na szczęście dziewczyna zdąża w ostatniej chwili. Jakiś czas później na dworcu cyklicznie zaczynają pojawiać się podróżni z pechowego CENTAURUSA, którym zorganizowano transport zastępczy. W dalszą drogę do stolicy pojadą TLK WARTA z Zielonej Góry. Opóźniony jest też pociąg TLK URANIA, który przez Ivonę zapowiadany jest jako „do stacji Kołobrzeg slesz Ustka”. Tongue Tongue

Gdy robi się jasno idę zaliczyć brakujący mi odcinek sieci tramwajowej a dokładniej Most Uniwersytecki, na który po dłuższej przerwie wróciły tramwaje. Z przystanku Bałtyk jadę 13-ką. Zaliczam wspomniany most i dalszy odcinek na ul. Święty Marcin. Dojeżdżam do Placu Bernardyńskiego. Idę na Stary Rynek. Na ulicy, którą się skierowałem pełno śmieci po nocnych melanżach i siedzący żule. Aż wstyd, że taka ulica znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie Starego Rynku. Linią 5 powracam w rejony dworca. Na dworcu spotykam różnych miłośników w tym Piotrka (Pepe) i Bartka. Czekamy na podstawienie naszego pociągu, ale może to się odbyć dopiero po odjeździe TLK LOMPA do Katowic, który czeka na skomunikowanie. W końcu podstawiają się PAŁUKI. Jedną ze stacji pośrednich wymienianych przez Ivonę jest „Nakło nyy slesz Notecią”. Tongue Tongue Ruszamy o 7:00 i kierujemy się w stronę Gniezna. Przed Poznaniem Wschód gwałtownie zwalniamy, okazało się, że na międzytorzu stoi jakiś mikol z kamerą… -,- Gratuluję głupoty… Krótki postój w Gnieźnie i kierujemy się na nieczynną linię do Kcyni i Nakła. Uzupełniam mój brak zaliczeniowy. Spacerowym tempem toczymy się do przodu. Na każdej stacji ogląda nas trochę lokalnej ludności, wsiadają też nowe osoby. Przed Damasławkiem dołącza nieczynna linia z kierunku Wągrowca. Dość smutno wygląda semafor przy torze z kozłem oporowym. Większość przejazdów, które mijamy ma podniesione szlabany. W Kcyni udaje mi się sfotografować nie tylko skład na peronie, ale także budynek dworca od strony ulic. Za Kcynią prędkość jeszcze gorsza. Przed Nakłem odchodzi jakaś chyba nieużywana bocznica, a następnie wjeżdżamy po łuku i dołączamy się do linii od strony Piły. W Nakle mamy przewidziane 1,5 godziny postoju, ponieważ udamy się do Muzeum Komunikacji w Paterku. Przez przystanek Paterek przejeżdżaliśmy jadąc z Kcyni i chyba pierwotnie właśnie stąd mieliśmy się udać do muzeum, ale ostatecznie zdecydowano się na podwózkę autobusem z dworca w Nakle. Dzielimy się na 2 grupy (według wagonów), ja załapałem się do pierwszej. Jest dzisiaj straszny upał, więc przejazd to wielka masakra, ponieważ okazało się, że autobus nie ma ani klimy ani otwieralnych okien a szyberdach jest zepsuty. Cel naszej podróży to nie typowe muzeum (jak np. skansen w Chabówce) tylko domek z posesją, na terenie której właściciel zgromadził sporą kolekcję zabytkowych autobusów. Są między innymi Ikarusy, stare Jelcze czy kultowe Ogórki. Kilka eksponatów jest ukrytych na podwórku przy samym domku. O muzeum opowiada nam przewodniczka, jednak ze względu na upał sporo osób zdecydowało się oglądać zbiór na własną rękę zamiast stać w jednym miejscu. Po obejrzeniu wszystkiego wracamy do autokaru, który w międzyczasie zrobił rundkę po drugą grupę. Przed odjazdem wykonujemy zdjęcie grupowe. Wracamy do Nakła myśląc tylko o tym kiedy ta jazda się skończy... Przejeżdżamy przez rynek, więc właściwie mogę uznać, że mam zaliczone kolejne miasto. Wysiadamy przy dworcu. Autobus ponownie udaje się do Paterka, a my mamy ponad pół godziny czasu wolnego. Całą kilkudziesięcioosobową grupą udajemy się do pobliskiego spożywczaka po lody i prowiant. Taka ilość osób szokuje ekspedientkę, która myśli że jesteśmy jakąś pielgrzymką, ponieważ podróżuje z nami ksiądz. Tongue Następnie już na peronie oczekujemy na odjazd. Ja oczywiście dokumentuję nową dla mnie stację. Przepuszczamy kibel Bydgoszcz-Piła. Po przyjeździe drugiej grupy ruszamy do Białośliwia.

Po dotarciu na miejsce większość udaje się na położoną obok stację wąskotorową, gdzie odbywa się impreza. Ja jednak z kilkoma miłośnikami zostaję na stacji normalnotorowej i dokumentuję ją oraz oblot składu, który przestawia się na tor przy peronie 2. Przy okazji pozdrawiam osoby z naszego pociągu, które w różnych momentach wycieczki zagadywały do mnie, że kojarzą moją stronę i działalność w internecie. Smile Na stacji wąskotorowej możemy oglądać rozmaity tabor, hale a także przejechać się drezyną lub pociągiem wąskotorowym. est również wystawa eksponatów kolejowych. Są też oczywiście punkty gastronomiczne i kiełbaski, które w przeciwieństwie do Wolsztyna mają normalną cenę. Głównym punktem programu jest parada lokomotyw. Stacja ma trochę nietypowy układ więc pojazdy najpierw zjeżdżają z górki, następnie zmieniają kierunek i jadą na dolną część stacji. Albo na odwrót w zależności co gdzie stało. Nie znam się zupełnie na taborze wąskotorowym, więc odpuszczę sobie opisywanie poszczególnych pojazdów. Wspomnę jedynie, że wśród prezentującego się taboru były 2 parowozy: Px38-805 sprowadzony ze Żnina dzięki uprzejmowści Muzeum Kolei Wąskotorowej w Wenecji oraz Bn2t z poznańskiej kolejki Maltanka. Po zakończeniu parady udaję się na peronik, aby odbyć przejazd pociągiem wąskotorowym. Regularne przewozy prowadzone są na odcinku Białośliwie-Wolbórka, a po drodze jest przystanek Kocik Młyn. Niestety dzisiaj ze względu na imprezę kursy odbywają się tylko na krótszej trasie czyli Białośliwie-Kocik Młyn, więc zaliczenie nie będzie pełne. Według informacji, które otrzymał Turkol od organizatorów z kolejki wąskotorowej, kursy przewidziane dla pasażerów naszego pociągu mają odbyć się o 15:00 i 15:30. Ja zawsze jestem przezorny i udałem się na pierwszy kurs. Zestawianie składu trwa dość długo i ostatecznie wyjeżdżamy ok. 15:20. Na wyjeździe rzut oka na tabor przy szopie. Udało mi się ulokować w wagonie odkrytym. Jedziemy na 2 lokomotywy. Z przodu prowadzi nas Px38-805, a jakieś 100 metrów za nami jedzie sobie luzem Bn2t, który czasem robi za popych na wzniesieniach. Trasa sympatyczna, pośród lasów i natury. W Kociku Młynie chwila przerwy. I radosna wiadomość o bramce Kuby Błaszczykowskiego w meczu Polska-Szwajcaria, który niedawno się rozpoczął. W drodze powrotnej jest odwrotnie: prowadzi nas parowóz z Maltanki a drugi robi za popych. W tą stronę jestem blisko czoła składu, więc stopień zadymienia dość duży. Powracamy do Białośliwia. Po przyjeździe zastajemy teren imprezy dość opustoszały, a ci którzy zostali skupieni są w jednym miejscu: stworzonej na szybko strefie kibica, gdzie jest możliwość śledzenia meczu Polska-Szwajcaria. Konsumując drugą kiełbaskę również oglądam zmagania naszych piłkarzy. Muszę tutaj wspomnieć, że niestety organizatorzy pociągów wąskotorowych dali plamę, gdyż po przyjeździe naszego pociągu i zajęciu miejsc w wagonach przez kolejną grupę okazało się, że na razie kolejnego kursu nie będzie. Minąłem się nawet z kierownikiem pociągu, który mamrotał coś w stylu, że on nie będzie cały dzień jeździć i idzie na obiad. W ten sposób osoby z naszej turkolowej wycieczki, które zamierzały jechać późniejszym kursem nie mogły odbyć przejazdu w ogóle. Korzystając z faktu, że jest już mało ludzi zaglądam jeszcze do hali. Robię też jeszcze zdjęcia na stacji.

Ok. 16:30 powoli kieruję się już do składu Turkola. W drogę powrotną wyruszamy o 16:42. W Nakle zmiana czoła. Kierujemy się ponownie w stronę Kcyni. Jedziemy sobie spacerowym tempem, a po stronie Bydgoszczy widzimy ciemną chmurę. Okazało się później, że przez tamte rejony przeszła potężna nawałnica, a linia między Nakłem a Bydgoszczą była przez pewien czas nieprzejezdna. W pociągu potworzyły się lokalne strefy kibica, bo Polacy właśnie strzelają karne. Niedługo później w całym pociągu zapanowała radość z wejścia Polski do ćwierćfinału Euro 2016. Smile W Kcyni na peronie zastajemy kilka młodych osób w kibicowskich strojach. Postoje na tych samych stacjach co rano, udaje się też złapać w czasie jazdy kilka innych. W końcu i nas dopada burza, ale na szczęście poza silnym deszczem nic złego się nie dzieje. W Gnieźnie Winiary widzimy akcent kibicowski. Smile Docieramy do Gniezna, w którym zastajemy IC MIESZKO do Wrocławia, któremu zdefektował lok. Jadąc dalej mijamy siódemkę luzem jadącą mu na pomoc. W Poznaniu kończymy tą fajną przejażdżkę. Pozostał mi jeszcze powrót do domu IC ORION, który przybywa planowo. Chwilę przed odjazdem przy tym samym peronie zatrzymuje się opóźniony IC MIESZKO do Wrocławia i rusza tuż przed nami. Jazda upływa spokojnie. Frekwencja duża, więc udało mi się załapać już tylko na miejsce przy korytarzu. W Opolu planowy dłuższy postój, jednak godzina odjazdu mija, a my dalej stoimy. Wyglądam na peron i widzę, że obsługa krząta się przy jednym z tylnych wagonów. Okazuje się, że awaria jest na tyle poważna, że trzeba będzie wagon wyłączyć. Najpierw następuje przejście wszystkich pasażerów z pechowego wagonu do innych, przez co w pociągu robi się tłok na korytarzach. Bardziej wkurzające jest natomiast gderanie kilku podpitych osób, którego muszę słuchać przez około godzinę. Wyjeżdżamy za stację pozostawiając w peronach sypialkę, następnie wycofujemy się na boczny tor, gdzie zostawiamy zepsuty wagon. Jego odłączanie trochę trwa, więc część ludzi zaczęła wychodzić z pociągu na tory co spowodowało krzyki drużyny. Następnie ponownie przestawiamy się w perony aby zabrać sypialkę i w końcu ruszamy w dalszą drogę. W pociągu sporo osób, które jadą na skomunikowanie z CHOPINEM do Warszawy. Drużyna podaje informację, że pojadą EIP bez dopłaty i mają zajmować miejsca w wagonie nr 6. W Kędzierzynie jestem z około 80-minutowym opóźnieniem. To nie pierwsza przygoda podczas powrotu z Turkola (wcześniej zaliczyłem już zerwanie sieci oraz wykolejenie z rozpruciem rozjazdu Tongue ). Dziękuję Turkolowi za kolejną fajną wycieczkę. Następne spotkanie będzie w sierpniu przy okazji Parady Lokomotyw w Międzychodzie.

Fotki, skany biletów: <!-- w --><a class="postlink" href="http://www.kolejomania.rail.pl/pal.html">www.kolejomania.rail.pl/pal.html</a><!-- w -->
Odpowiedz

#66
Sezon wyjazdowy dobiegł końca więc czas ponadrabiać zaległości z drugiego półrocza, a trochę wyjazdów było. Na początek lipcowa impreza.

ZAGŁĘBIOWSKIE ZAKAMARKI

2.07.2016.

Kędzierzyn - Gliwice - Katowice - Zawiercie - Siewierz - Łazy - Dąbrowa Górnicza Ząbkowice - Będzin Łagisza - Będzin Wojkowice - Będzin Łagisza - Dąbrowa Górnicza Ząbkowice - Dąbrowa Górnicza Huta Katowice - Dąbrowa Górnicza Strzemieszyce - Sławków - Bukowno - Borowa Górka - Jaworzno Szczakowa - Sosnowiec Maczki - Sosnowiec Kazimierz - Sosnowiec Maczki - Jaworzno Szczakowa - Pieczyska - Jaworzno Ciężkowice - Pieczyska - Jaworzno Szczakowa - Długoszyn - Sosnowiec Jęzor - Mysłowice Kosztowy - Lędziny Hołdunów - Górki Ściernie - Bieruń Stary - Tychy - Katowice - Gliwice - Kędzierzyn


Tydzień po wycieczce do Białośliwia wziąłem udział w kolejnej imprezie kolejowej. Tym razem blisko mojego miejsca zamieszkania odbywały się Zagłębiowskie Zakamarki. Pociąg specjalny startował o bardzo wczesnej godzinie, więc z Kędzierzyna wyruszyłem dzień przed imprezą ostatnim wieczornym połączeniem regio do Gliwic i dalej do Katowic. W stolicy województwa śląskiego spotykam się z kol. Semaforkiem i innymi MK, którym Łukasz zapewnia nocleg. Najpierw spędzamy trochę czasu w knajpie w pobliżu rynku, a następnie jedziemy tramwajem na kwaterę.

Wstajemy skoro świt i również tramwajem docieramy na katowicki dworzec. Imprezowy szynobus to 3-członowy SA138 – rodzynek w Kolejach Śląskich. Jedzie on z Bielska-Białej, więc oczekujemy na niego wraz ze sporą grupą na peronie 4. Na stacji zameldował się też IC ANTARES z Przemyśla i Zamościa, dość mocno opóźniony w związku z komunikacją zastępczą na Podkarpaciu. Spotykam kolejnych znajomych m.in. Piotrka (Pepe). Nasz pociąg melduje się planowo. Na wyświetlaczach możemy oglądać niecodzienną stację - Siewierz. Z postojem w Sosnowcu Głównym docieramy do Zawiercia. Mijamy podstawowe perony, żeby zatrzymać się na trochę ukrytym i zarośniętym peronie 3 (podobno nawet mechanik nie wiedział o jego istnieniu Tongue ). Tutaj zmiana czoła i oczywiście zdjęcia. Następnie kierujemy się na niezelektryfikowaną linię do Siewierza. Prędkość spacerowa. Linia w sporej części wiedzie przez gęste lasy, nie ma żadnych nadzwyczajnych widoków. W Siewierzu chwila postoju. Na stacji są semafory kształtowe i funkcjonuje mała nastawnia. W drodze powrotnej zatrzymujemy się na pierwszy fotostop. Kolejny cel to Będzin Łagisza. Zawiercie omijamy łącznicą i kierujemy się od razu w stronę Dąbrowy Górniczej Ząbkowic. Na tej stacji zaczyna się kolejny nasz zakamarek czyli linia do Będzina Łagiszy i Wojkowic. Ta linia już dużo ciekawsza, bo jedziemy koło jeziora Pogoria. Linia kończy się w Wojkowicach na przemysłowym terenie, obok hałdy. Kolejna stacja docelowa naszego pociągu to Sonowiec Maczki. W drodze powrotnej kolejne 2 fotostopy. W Ząbkowicach krótki postój na zmianę czoła. Następnie kierujemy się na linię w kierunku Jaworzna, z której niedługo zjeżdżamy po to aby dotrzeć na stację Dąbrowa Górnicza Strzemieszyce. Tutaj mamy dłuższy postój, ze względu na obiad, który został przywieziony przez firmę cateringową. Ja podobnie jak ostatnio zamówiłem sobie schabowego z ziemniakami. eraz kolejny rodzynek czyli linia (a właściwie bocznica) do Sosnowca Zagórza. Dojeżdżamy jednak tylko do pewnego miejsca, zmieniamy kierunek i ruszamy w drogę powrotną. Docelowo tymi torami można dotrzeć aż na teren hali targowej Expo Silesia, dzięki czemu podczas organizowanych tam targów kolejowych można oglądać tabor szynowy. Teraz kierujemy się do Bukowna po drodze mając krótki postój w Sławkowie. W Bukownie zmiana czoła.

Teraz zaliczę jeden z bardziej denerwujących mnie braków na mojej mapie, czyli trasę z Bukowna do Jaworzna. Niestety nie udało mi się wychwycić znajdującego się na niej przystanku Knieje. Nie jedziemy jednak tak jak dawniej jeździły pociągi pasażerskie, bo na posterunku Borowa Górka odbijamy w prawo aby przez Jaworzno Szczakową przejechać grupą towarową. W oddali widać budynek dworca i perony. Po krótkim postoju bez wysiadania kierujemy się do Sosnowca Maczków, gdzie również krótki postój. Teraz pojedziemy do Sosnowca Kazimierza. Stacja znajdująca się obok pętli tramwajowej Kazimierz Górniczy obecnie jest rozkopana, bo trwa jej remont. Nigdy nie spotkałem się z taką modernizacją EN57 Tongue Tongue Ruszamy w drogę powrotną i jedziemy ponownie przez Maczki i towarową część Jaworzna Szczakowej. Naszym celem jest stacja Jaworzno Ciężkowice. Dotrzemy tam również towarową linią, która biegnie koło Zalewu Sosina. Z E-30 łączymy się dopiero na posterunku Pieczyska. W Ciężkowicach kolejna zmiana czoła. Ponownie linią towarową przejeżdżamy przez Szczakową, aby z E-30 połączyć się na posterunku Długoszyn i kierujemy się na Sosnowiec Jęzor. Kawałek jedziemy jeszcze E-30, a potem przejeżdżamy łącznicą na linię Mysłowice-Oświęcim. Po minięciu mysłowickich stacji: Brzezinka i Kosztowy, zjeżdżamy na linię w stronę Lędzin. Mamy postój na dawnym posterunku Lędziny Hołdunów który trochę się wydłuża. Z półgodzinnym opóźnieniem zaliczamy ostatni odcinek w stronę Tychów. Nareszcie mam dokończoną linię, którą do tej pory miałem zaliczoną do przystanku Tychy Lodowisko. Niestety opóźnienie powoduje, że nie zdążę w Tychach na pociąg umożliwiający skorzystanie z ostatniego połączenia regio do Kędzierzyna. Meldujemy się tam o 18:10, zabrakło kilku minut.

Kolejna osobówka jest za niecałą godzinę, ale ona z kolei do Katowic przyjeżdża o kilka minut za późno, aby złapać interesujące mnie połączenie. Niestety będę mógł pojechać dopiero TLK SKARBEK, ponieważ TLK CENTAURUS na czas wakacji został skierowany przez Strzelce Opolskie (bo Kędzierzyn ma GANIMEDESA z Bielska-Białej). W Tychach wysiada większość uczestników imprezy, szynobus po zmianie czoła uda się do Bielska. Hol dworca niewielki ale schludny. Za to tunel prowadzący na perony brzydki i ciemny. Przed dworcem można przesiąść się na trolejbus. Tychy to jedna z 3 sieci trolejbusowych, które uchowały się jeszcze w Polsce, podczas gdy u naszych południowych sąsiadów jest ich pełno. Przed zakupem biletu sprawdzam jeszcze infopasażera i osobówkę do Gliwic (skomunikowaną z regio do Kędzierzyna), do której brakuje kilku minut. Niestety jedzie prawie planowo. Pogodzony z koniecznością czekania 3 godzin w Katowicach wsiadam we Flirta do Katowic. Razem ze mną m.in. kol. Ostry i kol. Krzysiek, którzy jednak wysiadają w Ligocie, bo mają dużo czasu do swoich powrotnych połączeń. W Brynowie coś mnie tknęło i postanowiłem jeszcze raz sprawdzić infopasażera. Nie wierzę własnym oczom, ale przy osobówce widnieje 20 minut opóźnienia! Big Grin Po przyjeździe do Katowic szybko więc udaję się do kasy aby dokupić przedłużenie biletu do Kędzierzyna. Na szczęście nie ma kolejek. Powracam na peron akurat gdy wjeżdża spóźniony elf. Zaraz po odjeździe zgłaszam skomunikowanie na regio Gliwice-Wrocław. Okazuje się, że kierownik wie już o tej przesiadce, bo jest więcej osób. Po drodze zaliczamy burzę z ulewą. W Gliwicach szybka przesiadka drzwi w drzwi i po 20:30 jestem w Kędzierzynie.

Fotki, skany biletów: <!-- w --><a class="postlink" href="http://www.kolejomania.rail.pl/zag.html">www.kolejomania.rail.pl/zag.html</a><!-- w -->
Odpowiedz

#67
PARADA LOKOMOTYW W MIĘDZYCHODZIE

13.08.2016.

Kędzierzyn - Wrocław - Ostrów Wielkopolski - Poznań - Zbąszynek - Międzyrzecz - Wierzbno - Międzychód - Międzychód Letnisko - Międzychód - Gorzyń - Międzychód - Wierzbno - Skwierzyna - Gorzów Wielkopolski - Krzyż - Poznań - Leszno - Wrocław - Kędzierzyn

13 sierpnia odbyła się Parada Lokomotyw w Międzychodzie. Impreza ta odbywa się już po raz czwarty na terenie nieczynnego węzła kolejowego w północnej części województwa wielkopolskiego. Planowe pociągi pasażerskie nie docierają do Międzychodu od lat, więc jest to jeden z nielicznych dni kiedy dawny węzeł odżywa. Dojazd na imprezę jak co roku zapewniał Turkol. Oprócz pociągów dowożących uczestników z różnych części Polski (POJEZIERZE z Poznania, FARMER z Wolsztyna, DRWAL z Krzyża i GAJOWY z Legnicy), przewidziane były też lokalne pociągi w okolicach Międzychodu (WIERZBA i BRZOZA do Wierzbna, POJEZIERZE i POMPA do Międzychodu Letnisko i LEŚNIK do Łowynia). Jako, że chciałem zaliczyć wszystkie odcinki, które były do przejechania, zdecydowałem się na opcję łączoną, czyli przyjazd POJEZIERZEM z Poznania do Międzychodu wraz z kursem tego składu do Międzychodu Letnisko i powrót DRWALEM do Krzyża, a do tego doszedł jeszcze LEŚNIK. Niestety na 3 dni przed imprezą okazało się, że trasa LEŚNIKA ze względu na stan infrastruktury i braku zgody PLK na wjazd, musiała zostać skrócona z trasy Międzychód-Łowyń (12 km) do trasy Międzychód-Gorzyń (4 km). Sad Osoby, które zakupiły bilety przez internet w ramach rekompensaty otrzymały możliwość bezpłatnego przejazdu pociągiem retro KRASNAL z Wolsztyna do Wrocławia (o wartości 69 zł), ale ja akurat nie będę miał sposobności skorzystania z tego prezentu. Wyruszam w piątkowy wieczór TLK GANIMEDES z Bielska-Białej do Kołobrzegu i Świnoujścia. Pociąg przyjeżdża do Kędzierzyna chwilę po czasie. Większość wagonów jest czeskich, polskie są tylko sypialki i pojedyncze dwójki. Lokuję się w pustym przedziale. Od Wrocławia w pociągu będzie bardzo tłoczno bo jest to początek długiego weekendu. Trasę Opole-Wrocław pokonujemy bez postojów. Na wyjeździe z Brzegu wyprzedzamy w locie TLK CENTAURUS. Dociera on do Wrocławia chwilę po nas i odbywa się wymiana wagonów. Przybywa również TLK AURORA ze Szklarskiej Poręby. Przy peronie 3 pozostaną wagony do Gdyni, które pojadą jako TLK MERCURIUS, a skład warszawski wraz z dodatkowymi 2 wagonami włączanymi we Wrocławiu będzie przestawiony na tor przy peronie 4. Te 2 wagony powinny przyjechać z Kudowy, jednak ze względu na remont linii do Kłodzka na odcinku Wrocław-Kudowa jest KKA. Tablice kierunkowe mają jednak relację z Kudowy. Wsiadam do pociągu i zostajemy wyciągnięci za stację. W momencie gdy pociąg zatrzymuje się, z jednego z wagonów 3 osoby wysiadają na tory. Gdy widzą że skład zaczyna się cofać zaczynają wskakiwać w biegu do składu, jednak mają z tym problem, ale nie poddają się mimo, że ktoś do nich krzyczy, żeby tego nie robili. Chwilę później zostaje zaciągnięty hamulec bezpieczeństwa. Do drużyny zgłasza się młody mężczyzna, który informuje że jest pracownikiem PKP IC i to on zaciągnął hamulec oraz przedstawia co się stało. Kierownik dziękuje mu za reakcję. Sprawcy całego zamieszania wrócili pieszo po torach na peron. Chwilę stoimy, a następnie wtaczamy się na właściwy tor. Ruszamy kilka minut po planowym odjeździe (nie słyszałem gwizdka). Mam miejsce w zdeklasowanej jedynce. Zapełnienie pociągu duże, w moim przedziale komplet. Większość trasy przesypiam. Budzę się po 3:00 i widzę, że stoimy gdzieś w polu. Wyglądam przez okno i z obu stron widzę odgałęziające się tory. Wygląda mi to na wjazd do Poznania Starołęki. Mijają nas ze 2 pociągi w przeciwnym kierunku. Następnie ruszamy, jednak nie podjeżdżamy zbyt daleko, bo ponownie zatrzymujemy się przy peronie dobrze przeze mnie rozpoznanej stacji Poznań Starołęka. Mijają nas kolejne pociągi w przeciwnym kierunku, a na horyzoncie za nami widać światła stojącego MERCURIUSA. W końcu z blisko 40-minutowym opóźnieniem ruszamy i dotaczamy się do Poznania Głównego. Jeździ się tu obecnie tylko po jednym torze, więc pewnie coś się zakorkowało i stąd opóźnienia. Niedługo później przy sąsiednim peronie melduje się MERCURIUS. Pierwsze 2 wagony wypełnione kibicami, którzy robią dużo hałasu. Są jednak szczelnie oddzieleni od reszty składu a policja pilnuje żeby nie rozrabiali. Na ślepym torze stoi TLK DRWĘCA do Olsztyna w mega długim składzie 2 wagonów (jedynka i dwójka). Znajduję miejsce siedzące w holu dworca i trochę drzemię. Ivonka została poprawiona, bo nie mówi już ‘slesza’ przy zapowiedzi TLK URANIA. Peron 4A jest w remoncie, pojawiła się na nim wiata.

Około 7:00 idę na peron 1, gdzie zostanie podstawiony pociąg do Międzychodu. Na tablicach i w zapowiedziach stacją docelową jest Zbąszynek Skład zostaje wepchnięty, aby nie trzeba było go oblatywać w peronach. W składzie mamy oliwkową bonanzę oraz 2 przedziałówki (oliwkową i zieloną), a na czele oliwkową stonkę. Wyruszamy o 7:19. Przypomnę sobie teraz odcinek Poznań-Zbąszyń, którym jechałem bardzo dawno i tylko raz. W Poznaniu Górczynie dosiadają pojedyncze osoby. Kolejne postoje to Buk, Opalenica, Nowy Tomyśl i Zbąszyń. W Zbąszynku dłuższa przerwa, bo będziemy oczekiwać na pociąg FARMER z Wolsztyna. Dalej pojedziemy połączeni jako jeden pociąg. Retro przybywa z lekkim opóźnieniem prowadzony 2 parowozami: Ol49-59 i Pt47-65. Na torze między peronami stoi sobie kibel i szynobus. Można więc na jednym zdjęciu uwiecznić 3 ery polskiego taboru. Parowozy oblatują skład. Spotykają się też dwa BWE. Następnie FARMER zostaje wyciągnięty i podpięty do POJEZIERZA. Wyruszamy w stronę Międzyrzecza w niecodziennym zestawieniu: Ol49+Pt47 + wagony retro + 2 przedziałówki + bonanza + stonka. Jedziemy lokalną linią obsługiwaną przede wszystkim przez szynobusy. Przed Międzyrzeczem dołącza się do nas linia, którą za chwilę będę zaliczać. W Międzyrzeczu kolejne manewry oraz mijanka z szynobusem. Aby nie wjechać do Międzychodu ze stonką na czele a z dwoma parowozami z tyłu, jeden parowóz oblatuje skład i podpina się z drugiej strony. Dzięki temu możliwy będzie również szybki odjazd pociągu retro WIERZBA (Międzychód-Wierzbno), bo konieczne będzie tylko rozdzielenie składów w Międzychodzie. Musimy się jeszcze przestawić na inny tor, bo z tego na który wjechaliśmy nie ma przebiegu, aby wyjechać na Międzychód. Rozpoczynam zaliczanie. Jedziemy pagórkowatą trasą. Najważniejszym punktem jest Pszczew, w którym przejeżdżamy obok jeziora Duży Szarcz. Przy stacji mijamy sporo wczasów wagonowych, z których machają nam uśmiechnięci turyści. W Wierzbnie dołączamy się do linii ze Skwierzyny, którą zaliczę na powrocie (właśnie z jej powodu musiałem wybrać na powrót pociąg DRWAL). Mamy chwilę postoju, ponieważ dyżurna musi przejechać rowerem z jednej nastawni do drugiej. Za Wierzbnem mijamy bocznicę PGNiG, na które sporo cystern. Kilkanaście minut jazdy leśnym odcinkiem i jesteśmy w Międzychodzie, gdzie zebrało się już sporo osób. Na razie nie wysiadam, bo pociąg będzie jechać dalej do Międzychodu Letnisko. Dosiada sporo lokalnej ludności (głównie rodzin z dziećmi). Zostajemy rozdzieleni od wagonów retro, które z Pt47 odjeżdżają do Wierzbna. Następnie na tył naszego składu podpina się Ol49 i ruszamy na krótką przejażdżkę. Międzychód Letnisko to pierwszy punkt na linii do Szamotuł. Dalej niestety nie da się już pojechać, a szkoda bo jest tam ciekawy wysoki wiadukt. Przy budynku dworca można zakupić sernik, z czego korzysta wiele osób. Zagaduje do mnie kol. Robert, któremu jakiś czas temu udzielałem porad przez net na temat podróżowania po Czechach. Powracamy do Międzychodu. Na wjeździe dołącza druga linia, którą przejedziemy się po paradzie. Po trzeciej zostały już tylko resztki szyn w asfalcie. Przy wiadukcie mijamy spalinówkę BR285-122 Lotosu. Równocześnie z nami powraca pociąg WIERZBA z Wierzbna. Zgłaszam się do namiotu Turkolu, aby odebrać bilet na LEŚNIKA, bo przez pomyłkę nie znalazł się w kopercie z pozostałymi biletami.

Do parady jeszcze godzina, więc idę obejrzeć miasto i zaliczyć rynek. Przed dworcem zastaję zabytkowego Autosana, który również został uruchomiony przez Turkol. Przyjechał jako KKA SIELAWA z Poznania, dla osób które nie chciały jechać naokoło pociągiem, a w trakcie imprezy wykona kurs jako KKA MORENA do Sierakowa dla chętnych, którzy chcą obejrzeć nieczynne stacje na linii do Sierakowa. Wykonane zostaną również 2 kursy po samym Międzychodzie ( tzw. linia miejska). Rynek całkiem sympatyczny, chociaż miasteczko ogólnie dość zaniedbane, a nieopodal jezioro, nad którym można posiedzieć. Szukam również magnesu do kolekcji i w tym celu docieram do Muzeum Miejskiego. Pracownik informuje mnie, że nie posiadają magnesów, a w ramach ‘rekompensaty’ dostaję od niego przewodnik po Międzychodzie z 1989 roku oraz pocztówkę z przepisem na lokalną specjalność – rybę na warzywach. W drodze powrotnej oglądam sobie jeszcze Laufpompę, która uchodzi za symbol miasta. Z pompy cały czas leci woda, z której można korzystać, bo nadaje się do picia. Biegiem powracam na dworzec, ponieważ jestem już spóźniony na paradę, która powinna zacząć się o 13:30. Po przyjściu okazuje się, że pokaz zacznie się dopiero ok. 14:00. Ludzie powoli zajmują miejsca. W czasie mojej nieobecności przybył pociąg GAJOWY z Legnicy prowadzony 2 szynobusami (dolnośląskim SA134 i wielkopolskim SA132) oraz DRWAL z Krzyża w zestawieniu SP32 + 3 bohuny. Przed dworcem znajdują się stoiska gastronomiczne, stragany oraz scena, na której odbywają się występy. Paradę rozpoczynają parowozy, które dwukrotnie pojedynczo przejeżdżają obok widzów. Następnie prezentują się szynobusy SA132 i SA134. A na koniec lokomotywy spalinowe: SP32-206, SM42-523 oraz BR285-122. Kolejny przejazd to trio spalinówek, później duet szynobusów, a na koniec para: Ol49 + Pt47. Ostatni przejazd to wszystkie pojazdy połączone w jedną dużą kolumnę. Na torach dostrzegam jaszczurkę, ale jest bardzo szybka i zwinna, więc zrobienie jej zdjęcia nie jest takie proste. Po paradzie idę coś zjeść. Ceny dość wygórowane (np. kiełbaska kosztuje 12 zł). Robię trochę zdjęć na stacji, idę też na wiadukt. Wagony retro wyjeżdżają jako pociąg BRZOZA do Wierzbna, szynobusy zabiorą chętnych do Międzychodu Letniska jako pociąg POMPA, a ja niedługo wyruszę na przejażdżkę LEŚNIKIEM. Obsługiwany jest bohunami i 2 lokomotywami: z przodu BR285-122 a z tyłu SP32-206. Mimo 3 wagonów zapełnienie duże. Dosiadam się drugiego MK, którego przy okazji zapoznaję. Ruszamy ok. 15:45. Trasa jest skrócona, ale całkiem fajna i pagórkowata. Po drodze widzimy ciekawe reakcje mieszkańców domów leżących przy linii, pewnie wielu nie sądziło, że po tym torze jest w stanie cokolwiek pojechać. Mijamy też farmę, na której pełno kaczek tuż przy torze.W Gorzyniu mamy około 30 minut postoju (z racji że czas był przewidziany na pokonanie dłuższej trasy) i wielki niedosyt, że nie pojedziemy dalej. Z tego co widać dalszy odcinek byłby już (zgodnie z nazwą pociągu) w klimatach leśnych, a sama stacja Łowyń również znajduje się w środku lasu. Na stację przyszło obejrzeć nas paru mieszkańców. Powracamy do Międzychodu. Chwilę po nas przyjeżdża retro BRZOZA z Wierzbna mimo, że skład powinien już dawno odjechać jako FARMER do Wolsztyna. Okazało się, że pociąg zaliczył kolizję z samochodem na przejeździe i stąd opóźnienie. Na szczęście udało się wszystko uporządkować w niecałą godzinę. Spowoduje to jednak opóźnienia w wyjazdach wszystkich pociągów powrotnych, bo odstępy pomiędzy nimi są dość duże. Opóźnienie jest o tyle problematyczne, że DRWAL ma mieć w Krzyżu skomunikowanie z ORIONEM, z powodu którego specjalnie został dostosowany rozkład DRWALA. Po FARMERZE wyjeżdża GAJOWY do Legnicy. Stacja powoli pustoszeje.

Następne w kolejności jest POJEZIERZE, za którym stoi mój DRWAL. Aby zmniejszyć plecy podjęto mądrą decyzję, że POJEZIERZE i DRWAL pojadą połączone, a rozdzielą się w Wierzbnie. W DRWALU lokuję się na czwórce przy przejściu międzywagonowym, gdzie spotykam mojego towarzysza z LEŚNIKA, który również jedzie do Krzyża i potem do Poznania. Opuszczamy Międzychód znowu w niecodziennym składzie: SM42-523 + 2 przedziałówki + bonanza + SP32-206 + 3 bohuny + BR285-122. W Wierzbnie następuje rozdzielenie składów, a DRWAL przestawia się na drugi tor. Zostawiamy też BR285-122. Nasz pociąg rusza pierwszy, żegnany przez pasażerów POJEZIERZA. Odbijamy w prawo od linii do Międzyrzecza. Odcinek Wierzbno-Skwierzyna również bardzo przyjemny. Staram się łapać poszczególnie stacje i przystanki. Za Przytoczną odchodzi bocznica. Niestety mimo wszystkich zabiegów utrzymuje się zbyt duże opóźnienie, żeby zdążyć na ORIONA. Dołączamy się do linii ze Zbąszynka i wjeżdżamy do Skwierzyny. Niestety dorzucamy jeszcze ok. 10 minut pleców, bo musimy odczekać na krzyżowanie z planowym szynobusem Gorzów-Zielona Góra. Oczywiście szybkie fotki, bo pewnie nie będę mieć już okazji wysiadać na tej stacji. W Gorzowie Wielkopolskim Zamościu wysiada grupa osób. Następnie przecinamy Wartę. Najwięcej osób opuszcza pociąg na głównym gorzowskim dworcu. Przenosimy się na pokład górny. Mamy tu przewidziane aż 40 minut postoju, ale musimy zrobić oblot i przestawić się na perony, z których można pojechać do Krzyża. Wszystko idzie szybko i sprawnie. W perony wtaczamy się w momencie zapowiedzi o wjeździe planowego regio do Krzyża, co powoduje lekkie zamieszanie. Jedziemy wzdłuż Warty po gorzowskiej estakadzie, która wkrótce ma być remontowana. Zgłaszamy skomunikowanie z ORIONEM, który musiałby poczekać na nas w Krzyżu ok. 20 minut. Dociera do nas jednak informacja o decyzji odmownej. Dla mnie kompletnie niezrozumiała, bo ORION ma później prawie pół godziny planowego postoju w Poznaniu. Tak więc czeka mnie druga zarwana noc i powrót GANIMEDESEM dopiero na ok. 7:30. Postój mamy tylko w Strzelcach Krajeńskich Wschód, gdzie wysiada spora grupa (praktycznie cały jeden wagon) dzieci. Bliżej Krzyża okazuje się, że organizatorom udało się jednak wywalczyć skomunikowanie i ORION czeka na nas w Krzyżu. Po wyjeździe wywiedziałem się swoimi kanałami, że faktycznie nie było żadnych przeciwwskazań, aby ORION na nas czekał, tylko dyspozytor IC nie zrozumiał się z dyspozytorem PR. -,- W Krzyżu szybka przesiadka drzwi w drzwi na IC. Do Poznania jadę w towarzystwie, więc podróż upływa na rozmowach na tematy kolejowe. Na samej jeździe Krzyż-Poznań zgubiliśmy już 10 minut opóźnienia i musimy jeszcze sporo odstać do naszego planowego odjazdu. Przenoszę się do przedziału, w którym mam miejscówkę gdzie jedzie rodzinka z małym dzieckiem. Zasypiam za Kościanem, budzę się przed Opolem, w ogóle nie zarejestrowałem postoju we Wrocławiu. W Kędzierzynie jestem po 2:00. Dojazd i powrót odbyłem bilecie weekendowym kupionym w internecie. Co ciekawe nie wygenerował się na nim kod qr (ja to zauważyłem dopiero po wyjeździe, a w pociągach też nikt nie zwrócił na to uwagi).

Fotki, skany biletów: www.kolejomania.rail.pl/parmie.html

--------------------------------------

"LITWO, OJCZYZNO MOJA!"

DZIEŃ 1 - 26.08.2016.

Kędzierzyn - Katowice - Warszawa - Białystok

Jednym z ostatnich poważnych braków na mojej polskiej mapie zaliczeń był odcinek Białystok-Suwałki. Wstrzymywałem się jednak z zaliczaniem jego, ponieważ chciałem go zrobić razem z linią biegnącą z Suwałk do Trakiszek i dalej na Litwę. Parę lat temu kursował tamtędy pociąg pospieszny HAŃCZA relacji Warszawa-Šeštokai, jednak cena za przejazd odcinka granicznego nie zachęcała i ostatecznie nie zdecydowałem się na przejazd. Później pociąg wycięto i od wielu miesięcy mówi się o reaktywacji, która jak na razie nie nastąpiła. W pierwszej połowie 2016 roku pojawiły się informacje o planach nieco innej koncepcji reaktywacji połączeń kolejowych na Litwę: w weekendy przy udziale Przewozów Regionalnych i z dojazdem polskiego szynobusu nie tylko do pierwszej stacji za granicą, ale aż do drugiego co do wielkości miasta Litwy czyli Kowna. Byłaby to świetna możliwość zaliczenia jedynego kolejowego przejścia z Litwą, dużo lepsza niż HAŃCZA, która wjeżdżało się tylko do Šeštokai na zmianę czoła i wracało. Tutaj przejechałoby się znacznie dłuższy odcinek, a dodatkowo zwiedziłoby się Kowno. Cena zapewne też byłaby atrakcyjniejsza jako, że połączenie nie jest uruchamiane przez prestiżową spółeczkę. Wydawało się to zbyt piękne aby było prawdziwe, jednak w połowie czerwca 2016 szynobusy z Białegostoku do Kowna stały się faktem. Uruchomiono 2 pary: poranną i popołudniową, które spotykały się w Trakiszkach, gdzie następowała wymiana drużyn. Pociągi kursują w soboty i niedzielę, popołudniowy pociąg z Białegostoku do Kowna kursuje dodatkowo w piątki a poranny z Kowna do Białegostoku w poniedziałki.

Na wycieczkę wybrałem się w ostatni weekend sierpnia. Pierwotnie rozważałem połączenie tego z Węgorzewem oraz Waliłami, ale ostatecznie zdecydowałem się na spokojniejszy plan z zaliczaniem tylko Kowna. Wyruszam w piątkowy poranek TLK SKARBEK. Jest to jeden z nielicznych pociągów PKP IC, który ostał się w Kędzierzynie (a właściwie otrzymaliśmy go w spadku w zamian za EIC jeżdżące przez Rybnik) i jedyne bezpośrednie połączenie do Warszawy. Pociąg jednak się przyjął, szczególnie wieczorny powrót, z którego w Kędzierzynie zawsze wysiada co najmniej ze 20 osób a w szczytowe dni dużo więcej. Na czele EP08 mimo, że powinna być EP09, ale zawsze lepsze to niż siódemka. Miejsce, które przydzielił mi system nie odpowiadało mi, więc ulokowałem się w bezprzedziałówce, z której do końca podróży nikt mnie nie wyrzucił. W Katowicach dłuższy postój więc wychodzę sobie na chwilę. Na tablicy odjazdów ułożyły się obok siebie dwa Lubliny i Lubliniec Smile Frekwencja po przejechaniu przez GOP wysoka. Jazdy CMK nie ma co opisywać. Wspomnę jedynie o postoju technicznym, który został zapowiedziany przez drużynę z informacją, że jest on uwzględniony w rozkładzie jazdy. W Warszawie godzina z małym hakiem, którą spędzam na Centralnym. Wjeżdża EC SOBIESKI. Na wyświetlaczu jednego wagonu stacją docelową jest Wien Süd. (Ost). Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że stacja ta już nie istnieje (w jej miejscu powstał Wien Hbf). W dalszą drogę udam się IC NAŁKOWSKA, na którym Dart. Ze względu na remont kierujemy się do Legionowa, a następnie jednotorową linią Legionowo-Tłuszcz. Stacja Tłuszcz posiada już ładne zmodernizowane perony. Odcinek Tłuszcz-Sadowne Węgrowskie przez ponad rok był całkowicie zamknięty dla ruchu, a podróżni męczyli się w autobusach zastępczych. Spodziewałem się, że dzięki temu spora część odcinka Warszawa-Białystok jest już zmodernizowana. W rzeczywistości zmodernizowany jest tylko odcinek, który był zamknięty, a reszta trasy w stronę Białegostoku praktycznie nietknięta i straszy brzydkimi przystankami. W stolicy województwa podlaskiego jestem po 16:30.

Dzisiejsze popołudnie poświęcę na zwiedzanie Białegostoku, bo nie miałem jeszcze okazji. Od jakiegoś czasu zbieram magnesy z różnych miast, więc pierwsze kroki zamierzam skierować do informacji turystycznej. Zostało mi 20 minut do zamknięcia w czasie których udaje mi w ostatniej chwili dobiec nie do głównego punktu, a do filii znajdującej się w Operze i Filharmonii Podlaskiej. Niestety magnesów nie mają, ale kierują mnie do sklepu Śledzik Białostocki, który specjalizuje się w tego typu pamiątkach i na szczęście czynny jest do 18:00. Dostaje też mapkę z zaznaczonymi najważniejszymi miejscami, które warto zobaczyć w mieście. Kieruję się więc na Rynek Kościuszki, za którym odnajduję wspomniany sklep. Po pamiątkowych zakupach mogę już na spokojnie oglądać miasto w piękne słoneczne popołudnie. Najpierw udaję się do Ogrodu Branickich wraz z pałacem. Staram się sfotografować wszystkie rzeźby jakie znajdują się w ogrodzie, co zabiera mi trochę czasu. Zaglądam też do Parku Planty, w którym znajduje się Aleja Zakochanych oraz spaceruję po uliczkach starego miasta. Podczas zwiedzania miast i miejscowości zawsze robię bardzo dużo zdjęć. Nie sposób opublikować ich wszystkich, wrzucam więc tylko niewielką część ujęć z dzisiejszego spaceru. Gdy robi się wieczór idę na dworzec, aby zaopatrzyć się w bilety na jutro. Mimo, że Białystok jest siedzibą podlaskiego oddziału Przewozów Regionalnych, nie ma w tym mieście kasy tej spółki, więc wszystko trzeba załatwiać w PKP IC. Zakupuję Bilet Turystyczny (który posłuży mi też do niedzielnego powrotu do domu) oraz bilety z Trakiszek do Kowna i z powrotem. Bilet Trakiszki-Kowno kosztuje 6,50 euro co w przeliczeniu wychodzi 28,34 zł. Następnie idę do schroniska młodzieżowego PODLASIE, gdzie mam nocleg. Schronisko okazało się małym domkiem mieszczącym się na podwórku pomiędzy dwoma blokami mieszkalnymi. Pokój męski jest mały mimo, że ma aż 12 łóżek i jest przechodni do jednego z dwóch pokoi żeńskich. Łóżka dość ciasne, a niektóre tak rozstawione, że śpi się praktycznie obok drugiej osoby bez żadnej przegródki. Problem jest też z gniazdkami bo jest zaledwie jeden rozdzielacz na cały pokój. Plusem jest za to całkiem przyzwoita łazienka oraz stanowisko komputerowe, na którym można skorzystać z internetu. Cena noclegu: 28 zł. Standard przeciętny, sypiałem w lepszych schroniskach. Zostawiam rzeczy i idę na kolację do Da Grasso, do której muszę kawałek dojść. Po drodze budynek z ciekawym malowidłem, ale po ciemku mój słaby aparacik nie poradził sobie z jego sfotografowaniem. Jutro będę musiał czekać w mieście prawie do 1:00 w nocy, więc wydłużone godziny pracy pizzerii w piątki i soboty są mi bardzo na rękę. Po zjedzeniu pizzy powracam do schroniska i idę spać.

DZIEŃ 2 - 27.08.2016.

Białystok - Suwałki - Trakiszki - Mockava - Šeštokai - Marijampolė - Kazlų Rūda - Kaunas - Kazlų Rūda - Marijampolė - Šeštokai - Mockava - Trakiszki - Suwałki - Białystok

Dzisiaj główny dzień wyjazdu czyli wizyta w nowym dla mnie państwie i ważne zaliczenie. Budzę się po 6:00 i około 7:00 opuszczam schronisko. Po drodze wizyta w sklepie spożywczym i ok. 7:30 docieram na dworzec. Szynobus jest już podstawiony i widać, że w jego stronę kieruje się sporo osób w tym zorganizowana grupa dzieci. Szybka wizyta w holu dworca (aby sfocić klapki) i również udaję się do pociągu. Prawie wszystkie miejsca siedzące zajęte, fuksem udaje mi się dorwać jedno z ostatnich, z którego w miarę komfortowo będzie można zaliczać. Ruszamy o 7:40. Pociąg jest przyspieszony, więc postoje mamy tylko na wybranych stacjach. Nie udało mi się wyczaić odejścia linii w kierunku Białegostoku Fabrycznego. Do Sokółki jedziemy zelektryfikowaną linią. Drut idzie dalej w kierunku Kuźnicy Białostockiej i Białorusi. Przed Augustowem mamy ładny widok na jezioro Sajno. Im bliżej Suwałk tym w szynobusie robi się luźniej. W Suwałkach dłuższy postój ze względu na zmianę kierunku jazdy. Jest to stacja czołowa. Podczas całego postoju szynobus niczym niezwykle ważny obiekt strategiczny i prawie pusty peron są pilnowane przez 4 sokistów. Gdy zbliża się odjazd, okazuje się że cała czwórka zabiera się z nami, czyżby nie mieli co robić na dniówce? Teraz zaliczam odcinek, którym przez kilka lat nie kursowały pociągi pasażerskie, a wcześniej jeździła tylko HAŃCZA. Miejscowości na trasie takie jak Lipniak czy Kaletnik już pewnie dawno nie pamiętają co to jest postój pociągu pasażerskiego. Frekwencja niezbyt duża, z tego co słyszę część osób jedzie tylko do Trakiszek. Kierownik sprzedaje jednej osobie bilet w obie strony do Mariampola. Trakiszki to stacja graniczna, więc budynek dość okazały i długi peron. Dostrzegam wysiadającego faceta, z którym prawie dzieliłem łóźko w schronisku w Białymstoku. Spotykamy się tu z szynobusem przeciwnej relacji. Oba pociągi mają 20 minut postoju. Następuje wymiana drużyn. Sokiści przesiadają się do pociągu powrotnego. Jeszcze podczas postoju nieco już starsza litewska kierowniczka przeprowadza kontrolę biletów. Ma jednak jakieś zastrzeżenia co do biletu powrotnego, który sprzedał podróżnemu polski kierownik, ale nie rozumiem dokładnie dyskusji w języku litewskim. Najpierw odjeżdża pociąg w kierunku Białegostoku, a niedługo później ruszamy my. Pierwsza kilometry to wolna jazda, której towarzyszy stukot kół i bujanie na prawo i lewo. Gdy tylko mijamy słupek graniczny i wjeżdżamy na terytorium Litwy prędkość od razu znacznie wzrasta, a szynobus jedzie płynnie po zmodernizowanym torze. Według hafasa pierwszym postojem po litewskiej stronie jest Mockava, jednak w rzeczywistości jest to tylko postój techniczny. W praktyce szynobus nawet się nie zatrzymuje tylko wolniutko przejeżdża przez perony. Bez zatrzymania przejeżdżamy również przez Šeštokai, gdzie dawniej kończyła bieg HAŃCZA. Na starych zdjęciach widywałem peron wyspowy z wiatą. Modernizacja stacji chyba położyła jemu kres. Mijamy tu też sporą bocznicę towarową i wiele suwnic. Kierujemy się dalej w głąb Litwy. Równolegle do nas idzie tor szeroki. Szynobus cały czas pruje z wysoką prędkością, jednak czasem trafiają się dość denerwujące zwolnienia na przejazdach. Wolno toczymy się też przez każdą większą stację. Oficjalne postoje to Marijampolė oraz Kazlų Rūda. Mijamy też inne malutkie stacyjki. W szynobusie zapowiedzi zarówno w języku polskim jak i litewskim. Jadąc przez Litwę odniosłem wrażenie sporej pustki jeśli chodzi o kolej. Od Mockavy do Kowna minęliśmy się z zaledwie jednym pociągiem pasażerskim, a z towarowymi lepiej nie było.

W Kownie jestem o 12:35 czasu polskiego (a 13:35 czasu litewskiego). Zatrzymujemy się na ślepym torze przy peronie najbardziej oddalonym od budynku dworca. Mamy skomunikowanie z pociągiem do Wilna. Na trasie tej jeżdżą dobrze mi znane City Elefanty. Okazuje się, że na dworcu odbywa się piknik kolejowy i jest wystawiony tabor, który można sobie obejrzeć. Zaglądam m.in. właśnie do litewskiego City Elefanta, którego wnętrze prawie nie różni się od czeskich czy słowackich. Oczywiście jak zawsze dokumentacja stacji oraz budynku dworca, który jest dość zadbany, jak większość dworców na wschodzie. Jest też gablota z rozkładami jazdy dla wszystkich tras w formie tabelarycznej. Jest również i trasa do Białegostoku. Teraz czas zwiedzić miasto. Muszę dokładnie pilnować czasu pamiętając o 1-godzinnej różnicy w stosunku do czasu w Polsce, aby nie spóźnić się na pociąg powrotny. Zamierzam zaliczyć starówkę, która jest trochę oddalona od dworca. Idę jedną z głównych ulic, a następnie skręcam w lewo w stronę galerii handlowej AKROPOLIS. Ulica ta stanowi dworzec autobusowy, gdyż są na niej poustawiane słupki pełniące role stanowisk. Kasy biletowe znajdują się w galerii. Następnie idę m.in. ul. Adama Mickiewicza. Docieram do długiego deptaku z dużą ilością drzew. Przechodzę go sobie, po drodze mijając fontannę i kilka ciekawych budynków. Jest także kolejny polski akcent - ul. Elizy Orzeszkowej. Obok znajduje się stacja rowerów miejskich. Deptak skręca trochę w lewo i wyprowadza mnie wprost na rynek z ratuszem. Ciężko będzie jednak zrobić porządne zdjęcia bo na rynku odbywa się jakiś jarmark i w związku z tym jest rozstawiona scena. Stoi sobie też Party Bus, prawdopodobnie czeka na uczestników ślubu odbywającego się w kościele obok. Po obejrzeniu rynku i oczywiście zakupieniu magnesu ruszam w drogę powrotną. Tym razem odbijam w innym kierunku i dochodzę do szerokiej drogi biegnącej wzdłuż rzeki Niemen. Przechodzę na chwilę kładką na drugą stronę rzeki. Ta trasa ze starówki na dworzec jest dużo krótsza i szybko docieram ponownie do galerii AKROPOLIS. Wstępuję na chwilę do supermarketu w celu zakupu kilku rzeczy m.in. kwasu chlebowego, który po litewsku nazywa się gira. Warto wspomnieć że godziny otwarcia sklepów i różnych punktów na Litwie wypisywane są z podziałem na poszczególne 7 dni tygodnia, które zapisuje się liczbami rzymskimi. Złapałem też kilka pojazdów komunikacji miejskiej, w tym autobusy produkcji naszego polskiego Solarisa. Powracam na dworzec. Piknik kolejowy się już zwinął, więc można wykonać jeszcze jakieś zdjęcia już spokojnej i cichej stacji.

Polski szynobus stoi sobie tak jak stał i czeka na swój odjazd. Niestety nie udało mi się trafić na żaden dalekobieżny pociąg litewski. W pociągu pojedyncze osoby, ale raczej wyglądają na osoby jadące tylko lokalnie a nie do Polski. Jest między innymi rodzinka z dziećmi jadąca do Mariampola. Opuszczamy Kowno przecinając Niemen. Podróż powrotna w tych samych klimatach. Znów gładka, płynna jazda ale też i zwolnienia na przejazdach oraz przy jeździe przez duże stacje. Litewski kierownik przygląda się dłużej mojemu biletowi z białostockiej kasy, po czym oddaje bez słowa. Mamy krótki postój techniczny w miejscowości Jiesia. W Mariampolu wsiada facet, który miał wcześniej dyskusję z kierowniczką odnośnie biletu z polskiego terminala. Nie widzę jednak, żeby obecny kierownik robił mu jakieś problemy. Małe stacyjki, które mijamy mają perony przy obu torach, ale chyba nie są one używane. Bliżej Šeštokai okazuje się, że w szynobusie jest jeszcze inny MK, który podobnie jak ja robi zdjęcia podczas jazdy. Wjazdu do Polski nie da się nie zauważyć, bo od razu spada prędkość i standard jazdy. Wstyd przez Litwinami, ciekawe co sobie myślą litewskie drużyny. W Trakiszkach znów 20 minut postoju, szynobusu przeciwnej relacji jeszcze nie ma. Dokumentuję ten kolejowy koniec świata. W sumie oprócz mnie zdjęcia robią jeszcze 2 inne osoby. W wieczornym pociągu Białystok-Kowno frekwencja bardzo słaba. Po odjeździe z Trakiszek polska kierpociowa sprzedaje bilety tym co potrzebują. Na wyjeździe rampa z wiatą. W Suwałkach niewielka wymiana pasażerów. W Augustowie mamy 10 minut postoju, co wykorzystuję na szybkie zdjęcia w ostatnich resztkach dnia. W Białymstoku jestem po 21:00. Białostocka stacja o tej porze już zamiera, jedynym odjeżdżającym jeszcze składem jest nocny TLK POLARIS do Szczecina przez Ełk, Olsztyn i Trójmiasto, ale za kilka dni już nawet i jego nie będzie. O wyjeździe w kierunku Warszawy można zapomnieć. Podobna dziura jest w przypadku autobusów. Połączenia do stolicy są dopiero o godzinie 0:30 (Plus Bus) i 0:50 (Żak Express). Ja wybrałem kurs o 0:50 ze względu na niższą cenę. Bilet kupiłem za 17 zł przez Polskiego Busa, który od pewnego czasu zaczął współpracować z wieloma przewoźnikami, przez co bardzo rozszerzyła się możliwość zakupu biletów przez ich stronę. Będę więc musiał gdzieś przeczekać te godziny i zamierzam zrobić to w Da Grasso, które z racji piątku jest dłużej czynne. Udaję się tam przez Rynek Kościuszki, na którym zastaję ogromny tłum ludzi. Okazuje się, że odbywa się koncert pt. „Białystok – miasto dobrej muzyki”. W tej chwili występuje zespół Bracia, a o 22:30 zagra lubiana przeze mnie Golec uOrkiestra. Wygląda na to, że jednak nie będę się nudzić czekając na autobus. Do Da Grasso idę więc tylko po to, aby wziąć sobie pizzę na wynos i powracam na Rynek Kościuszki akurat na rozpoczęcie koncertu.

DZIEŃ 3 - 28.08.2016.

Białystok - Warszawa - Skierniewice - Koluszki - Częstochowa - Katowice - Gliwice - Kędzierzyn

Piosenką „Do Milówki wróć” (przerobioną na „Do Białegostoku wróć”) będącą trzecim bisem, bracia Golcowie kończą koncert około godziny 0:20. Tak więc gdybym zdecydował się na autobus odjeżdżający wcześniej musiałbym się urwać z końcówki koncertu. Zaraz po zakończeniu zbieram się, aby zdążyć swobodnie wyjść z rynku, zanim ruszy cały tłum spod sceny. Autobus nie odjeżdża z głównego dworca PKS (który wygląda jakby czas zatrzymał się na nim jakieś 30 lat temu) tylko z położonego nieopodal małego dworca Biacomex, skąd odjeżdżają niektórzy przewoźnicy prywatni. Spodziewałem się pustek, a tymczasem autobus jest prawie pełny. Na szczęście są jeszcze miejsca przy oknie. Jest to autobus multimedialny, na oparciu każdego siedzenia znajduje się dotykowy monitorek, na którym można przeglądać internet, słuchać muzyki czy oglądać filmy. Są też gniazdka, z których korzystam i podładowuję sobie telefon. Większość trasy przesypiam. Wysiadam na Placu Defilad około 3:30. Na szczęście nie będę musiał długo czekać, bo pociąg mam tuż po 4:00. Przechodzę na dworzec Warszawa Śródmieście i zakupuję bilet do Skierniewic, bo Koleje Mazowieckie nie honorują Biletu Turystycznego. Na osobówce Warszawa-Skierniewice przyjeżdżają 2 impulsy. Zajmuję miejsce i idę dalej spać. Budzi mnie kierpociowa informując, że stoimy już w Skierniewicach. Właśnie wschodzi słońce. Jest zimno, więc chronię się w budynku dworca. Jest tu darmowa toaleta, ale jej standard pozostawia wiele do życzenia. Aż nie pasuje do ładnego odnowionego dworca. W dalszą drogę udam się regio do Łodzi, na którym podstawia się asynchroniczny kibel. Nikt poza mną do niego nie wsiada. Dopiero kilka stacji dalej przestaję mieć prywatny pociąg. W składzie strasznie zimno. W Koluszkach kilka zdjęć i przesiadka na kolejnego asynchrona, którym pojadę do Częstochowy. Na szczęście w tym składzie jest cieplej. Również sporą część trasy przesypiam. Z racji, że mamy niedzielę, w pociągu sporo osób udających się na Jasną Górę. W Częstochowie kolejna przesiadka, tym razem na Flirta Kolei Śląskich, który zawiezie mnie do Gliwic. W Gliwicach jestem po 12:00. Remont dworca powoli zbliża się ku końcowi. Został już udostępniony hol, ale w bardzo surowym stanie (poza ławkami i kasami niczego w nim nie ma). Perony wyglądają już jako tako, tunel pod peronami też ładnieje i można korzystać z ruchomych schodów. Ostatni etap podróży to szynobus relacji Gliwice-Brzeg. W Kędzierzynie jestem o 13:00.

Fotki, skany biletów: www.kolejomania.rail.pl/kow.html

PS. Czy ktoś wie jaka jest dokładna odległość z Trakiszek do Kowna lub gdzie to można sprawdzić? Nie mogę znaleźć ani na stronie Kolei Litewskich ani nigdzie indziej...
Odpowiedz

#68
KOSZYCKO-TATRZAŃSKIE KLIMATY

DZIEŃ 1 - 8.09.2016.
Kędzierzyn - Racibórz - Chałupki - Bohumín - Čadca - Žilina - Poprad-Tatry - Košice

Dość zaniedbanym przeze mnie krajem jeśli chodzi o wyjazdy jest Słowacja, mimo że moja pierwsza w pełni świadoma zagraniczna podróż koleją wiodła właśnie do tego kraju. Główną przyczyną jest zapewne brak ciekawych promocji i ofert taryfowych, co powoduje, że większość podróży trzeba odbywać na biletach jednorazowych, które do najtańszych nie należą. Najwyższy czas to zmienić, więc postanowiłem wybrać się na Słowację. Na cel wziąłem sobie Koszyce, gdzie znajduje się jedna z dwóch sieci tramwajowych na Słowacji (druga to oczywiście Bratysława) oraz tatrzańskie elektryczki, na które wybieram się już od kilku lat. Dodatkową zachętą była czeska oferta Včasná jízdenka umożliwiająca tanie podróże do różnych krajów. Za bilet Bohumín - Košice zapłaciłem zaledwie 193 Kč. Ceny te nie są jednak stałe i pewnie zależą od różnych czynników (akurat we wrześniu była dodatkowa promocja na podróże na Słowację przez Čadcę). Minusem jest konieczność jazdy konkretnym połączeniem oraz brak jakiejkolwiek możliwości zwrotu czy wymiany biletu. Można też znaleźć inne ciekawe okazje. Trafiłem np. Břeclav-Innsbruck za niecałe 400 Kč czy też Ústí nad Labem – Hannover pociągami ICE za niecałe 600 Kč. Wyruszam tradycyjnie regio o 6:00 z Kędzierzyna do Raciborza. Tam godzinka czekania i wizyta w kasie biletowej, gdzie zakupuję przejściówkę na dzisiaj oraz bilet Silesia Weekend na powrót. Następnie jadę osobówką KŚ do Bohumína. Tutaj będę mieć 1,5 godziny czekania do Ex ODRA, którym pojadę na Słowację. Przyjeżdża również EC PRAHA z Warszawy do Pragi oraz Leo Express skomunikowany z autobusem z Polski, który zajeżdża przed dworzec. Wszystko z kierunku Pragi ma dzisiaj opóźnienia, zdarzają się też błędy w zapowiedziach czy na wyświetlaczach peronowych. Oj, Koleje Czeskie mają chyba dzisiaj słaby dzień... Moja ODRA do ostatniej chwili nie jest zapowiadana ani wyświetlana. Dopiero jakiś czas po godzinie odjazdu zostaje podana informacja o opóźnieniu, które następnie zwiększa się już bez podawania żadnych informacji na ten temat.

W końcu blisko pół godziny po planowym odjeździe skład w końcu się zjawia. Na samym końcu wagon, który w połowie jest klasą 1, a w połowie klasą 2 i nie jedzie nim kompletnie nikt, więc tam się lokuję. Jest w nim też przedział przeznaczony dla wózka z przekąskami. Bardzo dawno nie jechałem z Bohumína w kierunku wschodnim. Stan linii i prędkość jest tragiczna, nie ma co się dziwić, że zdecydowana większość pociągów z Ostravy do Czeskiego Cieszyna jeździ trasą przez Havířov. Trochę podobna sytuacja jak z trasą Opole-Gliwice i odcinkami przez Kędzierzyn oraz Strzelce Opolskie. Kawałek za Bohumínem wyprzedza nas w locie Pendolino jadące do Koszyc. Doganiamy je ponownie wjeżdżając w perony stacji Karviná hl.n. z tą różnicą, że my zatrzymujemy się na tej stacji, a ono pomyka sobie dalej. Dotrze do Koszyc prawie 2 godziny szybciej niż ja, ale też kosztuje odpowiednio wyższą cenę. Stacja Český Těšín ładnie wyremontowana. Napisy zarówno w języku czeskim jak i polskim. Podobnie jest na wszystkich stacjach i przystankach na odcinku Český Těšín – Mosty u Jablunkova. Trochę śmiesznie brzmią polskie nazwy wymawiane przez czeski automat w pociągu. Postoje mamy na przystanku Třinec centrum oraz Návsí (dawniej Jablunkov-Návsí). Nie zatrzymujemy się na stacji granicznej Mosty u Jablunkova. Za stacją tunel i przystanek Mosty u Jablunkova zastávka. Następnie wjeżdżamy na Słowację, co można poznać po tym, że kończy się zmodernizowany szlak. Mijamy bez zatrzymania przystanek Svrčinovec zastávka przy którym budowany jest węzeł estakad. Nieopodal, nieco niżej znajduje się stacja Svrčinovec obsługiwana przez pociągi kursujące do Skalité i Zwardonia. Pierwszy postój na Słowacji to Čadca, gdzie następuje zmiana drużyny z czeskiej na słowacką. Pociąg kończy bieg w Žilinie i tam wysiadam. ołączenie z biletu przewiduje dość bezpieczną godzinną przesiadkę. Opóźnienie przywiezione z Czech trochę zmniejsza ilość tego czasu. Udaję się do miasta, które posiada w zasadzie 2 główne place. Pierwszym jest Námestie Andreja Hlinku, na którym znajduje się fontanna oraz położony nieco wyżej kościół. Jest też informacja turystyczna, ale akurat trafiłem na przerwę obiadową. Kierując się schodkami do góry trafiamy już na typowy rynek, na którym akurat odbywa się jakaś impreza, więc jest pełno straganów. Jest też kilka głębokich studni, solidnie zabezpieczonych, więc nie ma możliwości aby do nich wpaść, można jedynie wrzucić pieniążek. Na dworzec powracam niedługo przed odjazdem pociągu. Chwilę przed nami również do Koszyc ma odjechać Regio Jet, ale ma opóźnienie. Rychliki na Słowacji są długie, mój DARGOV ma z kilkanaście wagonów. Niestety wszystkie mają nieotwieralne okna. Na szczęście udaje mi się znaleźć dobre miejsce. Przedziały 6-miejscowe. Trasę co prawda mam już zaliczoną, ale nic z niej nie pamiętam, bo było to bardzo dawno temu. Niedługo po odjeździe kontrola biletów przez kierpocia o cygańskiej urodzie. Trasa jest bardzo ładna, mamy jeziora, ściany skalne i góry, a nieraz wszystko razem. Nieco dalej od Žiliny możemy podziwiać panoramę Tatr. Szczególnie ładnie jest w rejonie Popradu-Tatry, gdzie będę kręcić się jutro. Od Popradu zaliczam. Po drodze wyprzedza nas opóźniony Regio Jet, który ma mniej postojów niż my. W Margecanach mijamy się z powracającym już czeskim Pendolino do Pragi. W Kysaku dołącza się linia z kierunku Prešova, Plavca i Polski. Dawniej kursowały tędy pociągi Kraków-Koszyce (m.in. PREŠOVČAN, którym jako dziecko regularnie podróżowałem z Krakowa do Grybowa i Nowego Sącza). Dzisiaj przejście obsługuje już tylko ruch towarowy. Na stacji Kysak spotykamy polskiego loka ET41. Jeszcze chwila jazdy i jesteśmy w Koszycach – drugim co do wielkości mieście Słowacji.

Spodziewałem się trochę większej stacji, a zastałem tylko dwa wyspowe perony oraz peron 3, który stanowi kilka torów z małymi peronikami. Budynek dworca dwupoziomowy i nowoczesny. Można się dostać z niego bezpośrednio do Lidla. Przed dworcem pętla tramwajowa. W gablotach informacje w różnych językach, także w języku polskim. W punkcie obsługi komunikacji miejskiej (którym podobnie jak w Pradze jest jedno wyznaczone okienko w centrum obsługi na dworcu) zakupuję bilet dobowy za 3,50 euro. Plan na dzisiaj to zwiedzenie starówki (i oczywiście zakup magnesu) oraz zaliczenie jak największej części sieci tramwajowej. Niestety dni są już coraz krótsze, a zależy mi aby jutro wyjechać pociągiem o 8:08, w przeciwnym razie będę musiał odpuścić przejażdżkę do Bańskiej Bystrzycy. Rozpoczynam linią 2 z pętli Staničné námestie. Jak już jesteśmy przy tramwajach to wspomnieć muszę, że nie do końca podoba mi się na Słowacji sposób prezentowania na wyświetlaczach dokąd jedzie tramwaj, ponieważ wyświetlana jest nazwa dzielnicy a nie przystanku końcowego. Tak samo jest w Bratysławie. Wysiadam na przystanku Hlavná pošta. Spokojną uliczką wychodzę na sam środek starówki. Idą tędy tory tramwajowe, ale nie są używane i nie ma nad nimi sieci trakcyjnej. Obchodzę starówkę tam i z powrotem w obie strony wstępując również do informacji turystycznej. Piękne ciepłe popołudnie, więc na ławkach dużo relaksujących się ludzi oraz par. Ciekawostką są głośniki umieszczone na trawnikach, z których leci muzyka poważna (najpierw myślałem, że w którymś miejscu odbywa się jakiś koncert). Powracam na przystanek Hlavná pošta i wsiadam w 7-kę. Jadę nią do pętli Botanická záhrada. Szybkie zdjęcia i tą samą linią (bo innej nie ma) wyruszam w drogę powrotną. Wysiadam na przystanku Radnica Starého mesta. Wspomniana radnica dość ładnie się prezentuje. Następnie 2-ka, którą podjeżdżam do pętli Havlíčkova. Szybkie zdjęcia i wsiadam w 9-kę. Postanawiam jechać nią w pełnej relacji do pętli Važecká. Jedziemy m.in. przez pętlę Amfiteáter (gdzie kończy jedna linia), koło nowego szpitala oraz przy zajezdni, do której odgałęzia się krótki odcinek torów. Następnie skrajem miasta zjeżdżamy z górki mając po lewej stronie ładny widok na Koszyce z góry. Ostatni odcinek to już typowa dowozówka do osiedla. Pętla schowana jest za zakrętem. W drogę powrotną wyruszam linią 7. Chcę zaliczyć jeszcze pętlę Socha Jána Pavla II, ale tramwaj zwiewa mi sprzed nosa na skrzyżowaniu. Wyjeżdżam więc naprzeciw kolejnemu. Zdecydowałem się wysiąść na przystanku Stará nemocnica, okazało się, że mogłem ujechać jeszcze trochę dalej. Wsiadam w linię 4. Dojeżdżam do pętli, na której znajduje się pomnik polskiego papieża. Niestety jest już ciemno, więc fotki wychodzą kiepskie. Ponownie 4-ką dojeżdżam na Námestie osloboditeľov. Zaglądam na chwilę do znajdującej się tu galerii handlowej, a następnie 6-ką podjeżdżam na Staničné námestie. Udaję się do Lidla w celu znalezienia Toffifee, ale niestety nie ma. Na szczęście znajduję go w jednym z dworcowych sklepików. Jest mi ono potrzebne ze względu na kupon dający 25 % zniżki na bilet kolejowy, dzięki czemu będę mógł lekko obniżyć koszt jutrzejszego dnia. W opakowaniu znajduje się również kod zniżkowy, który możemy wykorzystać przy zakupie czeskiej skupinovej víkendovej jízdenki kupując ją przez internet. Wycinam kupon i wymieniam go w kasie na bilet Košice-Banská Bystrica ze zniżką, upewniając się wcześniej u kasjerki co do możliwości robienia przerw w podróży. Najwyższy czas udać się na nocleg. W tym celu muszę udać się do przystanku Poliklinika Sever (na trasie do pętli Havlíčkova). Niestety bezpośredni tramwaj 2 zwiewa mi sprzed nosa, więc wsiadam w R1, którym podjeżdżam na Námestie osloboditeľov. Tam łapię 4-kę i dojeżdżam na miejsce. Jeszcze kilka minut marszu i docieram do Hostelu BARNO. Jest to chyba dawny akademik przerobiony na hostel. Cena noclegu z uwzględnieniem podatku miejskiego to 13,20 euro. Mam pokój jednoosobowy znajdujący się w studio obejmującym jeszcze drugi pokój i wspólną łazienkę, której przydałoby się jakieś odświeżenie. W pokoju balkon z widokiem na miasto, telewizor, lodówka, ręcznik i zastawa. Jest również darmowe WiFI.


DZIEŃ 2 - 9.09.2016.
Košice - Poprad-Tatry- Studený potok - Tatranská Lomnica - Starý Smokovec - Poprad-Tatry - Starý Smokovec - Štrbské Pleso - Štrba - Štrbské Pleso - Štrba - Vrútky - Banska Bytrica - Vrútky

Pobudka bardzo wczesna, bo muszę dokończyć sieć tramwajową. Wychodzę ok. 5:20. Próbuję uwiecznić hostel, ale marnie to wychodzi. Mam do zaliczenia najciekawszą linię, która wychodzi poza miasto do zakładów U.S. Steel i jest obsługiwana liniami pospiesznymi. Jest ich dużo, ale rozkład jest bardzo poszatkowany, więc musiałem ułożyć konkretny plan. Z przystanku Poliklinika Sever wyruszam 4-ką. Dojeżdżam do przystanku Dom umenia. Około 10 minut czekania i zjawia się R1. Linia wiedzie głównie przez pola i bardziej przypomina linię kolejową niż tramwajową. Większość przystanków jest na żądanie. Na końcu spodziewałem się małej pętli a zastałem solidny dworzec autobusowo-tramwajowy. Ruch duży, bo akurat kończy się nocna zmiana, a zaczyna pierwsza dzienna. Na dworcu w każdym możliwym miejscu wiszą tablice o zakazie fotografowania (i jeszcze kilku innych rzeczy), ale ja jestem tak zdegenerowany, że pozwoliłem sobie zrobić kilka zdjęć. Tongue Z tego co wiem mimo zrobienia zdjęć zakład nadal stoi w jednym kawałku.Smile Powracam linią R2. Celowo wybrałem właśnie tę linię ponieważ dowozi mnie ona na przystanek VSS, križovatka, skąd mam tylko 2 przystanki do pętli Socha Jána Pavla II. Przystanek znajduje się pod estakadą. Linią 4 tym razem porządnie zaliczam pętlę. Szybkie zdjęcia i tym samym tramwajem wracam. Wysiadam na Námestie osloboditeľov. Mam jeszcze chwilę czasu, więc zaglądam na skraj starówki. Gdy powracam na przystanek, trafia się autobus jeżdżący na gaz ziemny. Pożegnanie z koszyckimi tramwajami to linia 6, która dowozi mnie na Staničné námestie. Zanim udam się do pociągu, idę na chwilę zobaczyć położony obok dworzec autobusowy. Przed odjazdem jeszcze kilka zdjęć. Jedne schody prowadzące z dworca na peron, jak głosi tabliczka są jednokierunkowe, bo jest zakaz schodzenia nimi Tongue Na żeberku stoi sobie wagon zza wschodniej granicy. Koszyce opuszczam rychlikiem DARGOV (tym samym, którym jechałem wczoraj w drugą stronę).

Podróż nie jest długa bo wysiadam w Popradzie-Tatry. Jest to stacja dwupoziomowa: poziom dolny to linia Košice-Žilina, a górny to początek linii tatrzańskich elektryczek, które właśnie teraz będę zaliczać. Wszystkie składy stacjonują na dolnym poziomie, a elektryczki TEŽ na perony górne wjeżdżają specjalną łącznicą. Pisałem już, że na Słowacji praktycznie nie ma ofert taryfowych, co zmusza do zaliczania na biletach jednorazowych. Sieć TEŽ jest wyjątkiem, ponieważ posiada bilet całodzienny za 4 euro, w który zaopatruję się w centrum obsługi pasażera. Mam kilka wariantów zaliczania, najkorzystniej dla mnie będzie zacząć od Studenego Potoku i przejechać do Starego Smokovca (z wjazdem kieszeniowym do Popradu), a następnie zjechać zębatką do Štrby. Mam nieco ponad godzinę czasu, więc szybko udaję się obejrzeć rynek, który na szczęście nie znajduje się zbyt daleko. Całkiem ładny. Powracam na stację i zajmuję miejsce w spalinowym Flircie do stacji Stará Ľubovňa. Dawniej większość pociągów dojeżdżała do przygranicznego Plavca, dzisiaj ostała się tam jedna para pociągów tylko w piątki i niedziele. Podobnie jest na linii z Plavca w kierunku Koszyc, ale tam już wcześniej była marna oferta, przez co został mi głupi brak w postaci niezaliczonego odcinka Plaveč-Lipany. Na szczęście rozkład mimo jednej pary 2 razy w tygodniu umożliwia w miarę sprawny przejazd Poprad-Plaveč-Lipany-Koszyce, więc mam nadzieję, że w przyszłym rozkładzie to się nie zmieni, bo wypadałoby kiedyś w końcu to uzupełnić. Flirtem podjeżdżam do stacyjki Studený potok. Odgałęzia się tu linia do Tatranskej Lomnicy, a peron ma kształt trójkąta (układ podobny jak np. w Parndorf Ort w Austrii). Oczekuje pojedynczy motorak z dość wygodnymi siedzeniami. Czekamy jeszcze na przyjazd pociągu Stará Ľubovňa - Poprad. Gdy wszyscy się przesiedli z przyzwoitym zapełnieniem ruszamy w krótką podróż. Ta linia to jeszcze zwykła lokalka o normalnym rozstawie szyn, ale ważny jest na niej bilet sieciowy TEŽ (podobnie jak na odcinku Poprad-Tatry – Studený potok). Tatranská Lomnica to stacyjka, na której spotykają się normalnotorowa linia, którą przyjechałem oraz wąskotorowa zelektryfikowana linia wiodąca do Štrbského Plesa przez Starý Smokovec. Stacja w fajnym górskim klimacie, obok stacji stragany z pamiątkami, na których można kupić m.in. pocztówki z pociągami. Obsługę górskich linii zapewniają składy ŽSR EMU 425.9 w podwójnym zestawieniu. Nie posiadają one toalet. Frekwencja w moim pociągu niezbyt wysoka. Na stolikach schematy sieci TEŽ. Widoki na trasie bardzo ładne, po prawej strony mamy górskie szczyty, a po lewej widok na doliny. Nieraz pokonujemy ciasne łuki. Wysiadam w Starým Smokovcu, żeby zaliczyć odcinek do Popradu-Tatry, którym następnie również powrócę. Na stacji spory ruch i tłum ludzi na małych peronikach. Spotykają się tu 3 pociągi: Poprad-Tatry - Štrbské Pleso, Štrbské Pleso - Poprad-Tatry i wahadełko Starý Smokovec - Tatranská Lomnica, którym przyjechałem. Pociąg do Popradu już z dużo większą frekwencją. Zaraz po odjeździe zjeżdżamy ostro z górki po łuku, a pociąg wydaje odgłosy typowe dla takiej jazdy. Następnie krajobraz coraz bardziej łagodnieje. Na stacji Veľký Slavkov znajduje się trójkąt torowy. Podróż kończymy na górnym peronie stacji Poprad-Tatry. Ponieważ stację oglądałem jakieś 3 godziny temu nie ruszam się z peronu, tylko od razu zajmuję miejsce w drugim składzie, którym pojadę w pełnej relacji czyli do Štrbského Plesa. Do Starego Smokovca powrót tą samą trasą i efektowny wjazd pod górkę. W Starým Smokovcu znowu spotkanie 3 pociągów i duża wymiana pasażerów. Na przeciwległej czwórce siada rodzinka mówiąca po Polsku. Kontynuujemy jazdę mając po prawej stronie Tatry (w tym najwyższy ich szczyt – Gerlach) a po lewej dolinę. Czasem trasa wiedzie przez lasy i zatacza ostre pętle. W końcu docieramy do końcowej stacji Štrbské Pleso. Kończymy jazdę na ślepych torach, gdyż te składy dalej nie pojadą. W dół do Štrby prowadzi kolej zębata. Budynek dworca trochę nietypowy, do którego wchodzi się po schodkach. Na pociąg, który przyjedzie ze Štrby oczekuje spory tłumek ludzi. Przybywa skład troszkę przypominający te z kolejek alpejskich np. w Szwajcarii. Siedzenia drewniane. Szybka wymiana podróżnych i rozpoczynamy jazdę w dół. Widok jest piękny - rozległa panorama na dolinę. Po drodze jest przystanek Tatranský Lieskovec. Na wjeździe do Štrby widzimy w dole linię z Žiliny oraz mijamy mały garaż. Podróż kończy się wjazdem przez bramę do hali, w której znajduje się peron. Stoi też drugi krótszy skład. Z analizy tabelki rozkładu wynika, że robi on za wzmocnienie w niektórych terminach, a składy jadą jeden za drugim w bardzo niewielkim odstępie, bo nie mają jak się minąć na trasie. Rychlik, którym pojadę dalej jest dopiero za 1,5 godziny. Szybkie spojrzenie w rozkład i okazuje się, że dam radę jeszcze raz wjechać do Štrbského Plesa i zjechać na dół korzystając z tego, że mam bilet sieciowy. Wcześniej zdążę jednak zwiedzić stację. Tym razem podczas przejazdu zębatką zamiast robienia zdjęć kręcę film z przejazdu. Na górze nawet nie wysiadam z pociągu, bo po szybkiej wymianie podróżnych ruszamy z powrotem na dół.

Po ponownym przyjeździe do Štrby nadal mam sporo czasu do rychlika, którym udam się do Vrútek. Słyszę, że zajechała jakaś osobówka. Dopiero po chwili orientuję się, że jedzie ona do Púchova i musiała mi umknąć w trakcie studiowania rozkładu jazdy, a jest idealna na wyjechanie gdzieś przed rychlikiem, tym bardziej, że ma otwieralne okna. Niestety słyszę już gwizdek… Okazuje się jednak, że mam fuksa, bo ktoś nie zamknął drzwi i musiała pójść to zrobić kierpociowa, a ja dzięki temu zdążyłem w ostatniej chwili wsiąść do pociągu. Zaraz po wejściu szybkie spojrzenie w tabelę gdzie wyprzedza nas rychlik, okazuje się, że jest to dopiero między Kraľovanami a Vrútkami. Jazda tak piękną trasą z możliwością otworzenia okna to ogromna przyjemność, więc cały czas sterczę w nim z aparatem. Dokumentuję stacje i przystanki. Po dojechaniu do Kraľovan postanawiam zostać jednak w osobówce, bo nią również zdążam na skomunikowanie we Vrútkach. Po wyjeździe z tej stacji chyba najładniejszy widok na tym odcinku - jazda wzdłuż dużego jeziora i gór. Na stacji Turany mieliśmy przewidziany dłuższy postój na wyprzedzenie przez rychlik, jednak nie pojawia się on i planowo ruszamy dalej. Dojeżdżamy punktualnie do Vrútek. Po przyjeździe okazuje się, że rychlik ma prawie pół godziny w plecy, więc miałem nosa, że się na niego nie przesiadłem. Zostało jeszcze trochę dnia, więc wykorzystam go na przejażdżkę do Bańskiej Bystrzycy. W czasie oczekiwania szybko zwiedzam nową dla mnie stację. Przyjadę tu jednak jeszcze wieczorem na nocleg. Liczyłem, że na pociągu Žilina-Banská Bystrica trafię na jakiś wagon z otwieralnymi oknami (bo taki widziałem wczoraj w Žilinie) ale niestety przyjeżdża skład zestawiony w całości z wagonów klimatyzowanych. Zapełnienie bardzo duże, fuksem znajduję dobre miejsce przy oknie. Odjeżdżamy z opóźnieniem, bo czekamy na mój niedoszły rychlik, który przyjeżdża prowadzony 2 lokomotywami. Pierwszy odcinek trasy jest dość płaski, a po drodze zaliczamy miejscowość Martin. W miejscowości Turčianske Teplice odbijamy w lewo od lokalnej linii w kierunku miejscowości Zvolen. Ostatni odcinek trasy jest bardzo ciekawy, znajduje się na nim ok. 20 tuneli. Odnosi się wrażenie, że więcej jedziemy tunelem niż na powierzchni. Jest tylko jeden postój handlowy – Horná Štubňa obec. Z racji opóźnienia zostajemy jednak wstrzymani jeszcze na stacji Harmanec Jaskyňa na krzyżowanie ze składem w przeciwnym kierunku. Do Bańskiej Bystrzycy docieram o zachodzie słońca. Udaje się jeszcze wykonać zdjęcia stacji. Zakupuję też bilet powrotny na dziś, który wydłużam jeszcze na część jutrzejszej trasy, bo ważność jest do 12:00. Niestety przez opóźnienie mam trochę mniej czasu niż było planowane, a chcę obejrzeć starówkę, która jest dość daleko. Postanawiam jednak zaryzykować i pobiec. Po drodze mijam Múzeum Slovenského národného povstania, przy którym rozłożyło się wesołe miasteczko i wałęsa się przy nim dużo młodzieży. Na rynku również tłok, bo odbywa się jakaś impreza, no ale kolejne miasto można wpisać na listę zaliczonych. Również biegiem powracam na stację. Mógłbym udać się na położony bliżej rynku przystanek Banská Bystrica mesto, ale nie chciałem ryzykować, że w razie problemów ze znalezieniem go ucieknie mi ostatnie połączenie do Vrútek. Powraca ten sam skład, którym przyjechałem. Oczekujemy na skomunikowanie z lekko opóźnionym rychlikiem z Bratysławy. Już po ciemku dojeżdżam do Vrútek. Nocleg mam w Penziónie KORAS, który znajduje się zaraz obok dworca. Pokój 2-osobowy z łazienką, jednak zarezerwowany jako do wykorzystania przez 1 osobę. Cena noclegu 15 euro. Zasadniczo preferuję tańsze noclegi w salach wieloosobowych, ale w tym rejonie po prostu ich nie ma, a w Koszycach cena za pokój 1-osobowy była taka sama jak za wieloosobowy w innym (i jedynym) miejscu. W pokoju lodówka oraz ręcznik i mydełko. Widoki z okna bardzo kolejowe. Jednak jeśli ktoś do spania musi mieć zupełną ciszę, to nie jest to miejsce dla niego, bo obiekt znajduje się na tyle blisko stacji, że w pokoju słychać zapowiedzi i oczywiście przejeżdżające pociągi.


DZIEŃ 3 - 10.09.2016.
Vrútky - Kraľovany - Trstená - Kraľovany - Vrútky - Žilina - Čadca - Mosty u Jablukova - Bohumín - Chałupki - Racibórz - Kędzierzyn

Pobudka znów wczesna i przed 7:00 wychodzę z penziónu. Kilka minut później jestem już na dworcu. Dzisiaj zaliczę sobie lokalkę Kraľovany-Trstená wraz ze zwiedzeniem tej miejscowości. W tym rejonie mam do zaliczenia jeszcze 2 lokalki (Žilina -Rajec i Čadca-Makov) ale z racji weekendu nie udało się ich dołączyć do planu, bo układając różnie warianty planu, zawsze trafiałem gdzieś w jakąś dziurę i nie zdążyłbym wrócić na odpowiednią godzinę do Bohumína. Z Vrútek do Kraľovan podjeżdżam pociągiem Regionálny rýchlik CASSOVIA relacji Trenčín - Košice. Zapełnienie duże, więc te kilkanaście minut spędzam na korytarzu. Poranek bardzo mglisty. W Kraľovanach oczekuje już dwuczłonowy motorak do Trsteny, a ja mam chwilę aby rozejrzeć się po zamglonej stacji. Hol dworca w dość starodawnym stylu. Zapełnienie pociągu niezbyt duże, siedzenia całkiem w porządku. Trasa wiedzie przez ładne góry, jednak przez jej większość towarzyszy nam gęsta mgła, więc porządnie obejrzę ją sobie w drodze powrotnej. Za miejscowością Párnica mijamy bilboard z reklamą Rabkolandu. W Trstenie prawie 1,5 godziny czasu, więc oczywiście zwiedzę sobie miejscowość. Stacyjka w klimacie typowym dla czeskich i słowackich lokalek. Mijając dworzec autobusowy docieram do całkiem dużego rynku. Jest stąd niedaleko do granicy z Polską, więc na pobliskim skrzyżowaniu znajduje się drogowskaz na Krakov. Na stację powracam na parę chwil przed odjazdem. Teraz mogę w pełni delektować się widokami pięknej linii, która wije się pośród gór oraz ciasną doliną wzdłuż rzeki. Na stacji Nižná mamy mijankę, która przedłuża się, więc łapiemy plecy. Zgłaszam kierpociowej skomunikowanie na rychlik do Žiliny, w odpowiedzi dostaję informację, że on również ‘mieszka’ czyli jest opóźniony. Mam więc w Kraľovanach trochę czekania. W końcu zjawia się bardzo długi (kilkanaście wagonów) rychlik LIPTOV Koszyce-Bratysława. Znajduję prywatny przedział w wagonie, który posiada część bagażową. We Vrútkach cykam fotki peronu przez drzwi. Zaraz po odjeździe przechodzi kierownik i mówi, że mam skasować zdjęcia, bo jest zakaz fotografowania. Tongue Z trudem próbuję powstrzymać się od śmiechu. Smile Przed Žiliną zostaje podany komunikat, że podróżni, którzy w Púchovie mieli przesiadać się na EC do Pragi mają pojechać innym połączeniem z Žiliny, bo tamto skomunikowanie nie będzie zachowane. W Žilinie jest możliwość przesiadki przy tym samym peronie na osobówkę do Zwardonia, na której skład kilku klimatyzowanych wagonów. Ja mam ponad godzinę, więc znowu udaję się do centrum, ale niestety sklep, do którego chciałem wstąpić jest w sobotę o tej porze już nieczynny. W galerii MIRAGE trafiam na makietę kolejową wraz z wystawą.

Kolejny pociąg to City Elefant, którym podjeżdżam do Čadcy. Pierwszy raz mam okazję przesiadać się na tej stacji. Budynek dworca o dość ciekawej architekturze, taki większy Łowczów lub Wilczyska. Linia do Makova ma swój oddzielny peron, na który trzeba kawałek przejść. Jako osobówka do Mostów u Jablunkova pojedynczy motoraczek. Frekwencja słaba. W Mostach u Jablunkova miałem mieć szybka przesiadkę, ale pociąg z Ostravy (który będzie tam powracać) ma 10 minut w plecy, więc mogę obejrzeć tę stację. Na torach towarowych polski ET41. W końcu przyjeżdża spóźniony City Elefant i po szybkiej zmianie czoła ruszamy. Frekwencja duża, bo sporo grup zorganizowanych. Do mnie dosiadają się babcia i dziadek z małą wnuczką. Jadę na bilecie Silesia Weekend Chałupki-Racibórz, żadnej dziwnej reakcji przy kontroli. Na odcinku Mosty-Český Těšín wszystkie stacje mają napisy w języku polskim i czeskim i również w pociągu zapowiedzi są w obu językach. Bardzo nie podoba się to babci jadącej na mojej czwórce, która stwierdza, że przecież jesteśmy w Czechach a nie w Polsce i że niedługo będą pewnie jeszcze po cygańsku zapowiadać. Tongue Nas Polaków nieraz śmieszą różne czeskie słowa. W drugą stronę jest podobnie. Gdy automat w pociągu zapowiedział Ropice zastávka, a zaraz potem Ropica przystanek, na słowo „przystanek” jadąca nieopodal grupa dzieci dostała ataku śmiechu. Tongue W Bohumínie jesteśmy po 17:00. Polski kibel już jest, a przed nim na tym samym torze stoi EP09 czekająca na EC PRAHA. Po przyjeździe PRAHY dziewiątka podpina się do składu i zabiera go do Polski. Mam ok. 1,5 godziny czasu. Spaceruję po okolicy dworca, robię też trochę zdjęć wagonów z kładki nad torami. Przy ślepym torze, z którego odjeżdżają głównie kible do Polski znajdują się ławeczki Leo Express. Ich umiejscowienie pozostało pewnie z czasów gdy pociągi tego przewożnika kończyły w Bohumínie właśnie na tym żeberku. Teraz większość składów jedzie przelotem gdzieś dalej, właśnie wjeżdża pociąg z Pragi do Koszyc. A tymczasem tablicę odjazdów w holu chyba zaatakowali hakerzy z PKP IC (a może to ci sami, którzy przygotowują nowy system sprzedaży internetowej? Tongue ). Po spacerku czekam już grzecznie aż polski kibel zaprosi pasażerów do środka. Rychlik z Brna ma 50 minut w plecy. W pewnym momencie słyszę krzyki. Po peronie 3 biegnie jakiś gostek, a za nim dwóch policjantów. Gość na przełaj przez tory próbuje uciec za południową stronę stacji, ale źle wybrał, bo trafił na płot. Chwilę później zostaje schwytany i zakuty w kajdanki. Gdyby pobiegł w stronę zachodniej głowicy stacji i np. na linię w kierunku Orlovej pewnie udałoby mu się uciec. Policjantom jednak się nie spieszy, bo wałęsają się po peronie, a gość ze skutymi rękami spaceruje obok nich. Przyjeżdża jeszcze więcej policji i straży miejskiej i zaczynają chodzić po torach między wszystkimi peronami, tak jakby czegoś na nich szukali. Nie przejmują się zbytnio ruchem pociągów. Pendolino z Pragi przyjeżdża planowo, a chwilę później przejeżdża bez zatrzymania drugie Pendolino jako SuperCity KOŠIČAN (relacji Koszyce-Praga). Nie wiem jak skończyła się akcja policji, bo nadchodzi 19:00 i ruszam kiblem do Raciborza. W Raciborzu szybka przesiadka i ok. 20:30 jestem w Kędzierzynie.

Fotki, skany biletów: www.kolejomania.rail.pl/kotat.html
Odpowiedz

#69
WYCIECZKA DO BRATYSŁAWY

DZIEŃ 1 - 28.09.2016.
Kędzierzyn - Racibórz - Chałupki - Bohumín - Čadca - Žilina - Bratislava

Pod koniec września trafiło mi się nieplanowane wolne w pracy, więc oczywiście trzeba było to wykorzystać. Wybrałem się ponownie na Słowację, a tym razem za cel obrałem sobie stolicę tego państwa – Bratysławę. Miasto praktycznie mi nieznane, ponieważ byłem w nim zaledwie raz i to tylko w ramach zajazdu na nocleg podczas podróżowania po Austrii w 2011 roku. Przy okazji w planie miałem również kilka lokalek, w tym 2 przy granicy z Polską (o których wspominałem przy poprzednim wyjeździe na Słowację) czyli Žilina-Rajec i Čadca-Makov. Wyruszam tradycyjnym połączeniem (bo innego nie ma) czyli o 6:00 z Kędzierzyna do Raciborza. Tam godzinka oczekiwania i kontynuuję jazdę osobówką KŚ do Bohumína. Na odcinku Chałupki-Bohumín studentka przeprowadza ankietę na zlecenie KŚ. Pyta skąd dokąd jadę oraz notuje sobie dane z biletu. W Bohumínie kibel zmienia czoło i wyrusza do Katowic. Czas, który mam do Ex ODRA poświęcam na spacer po okolicy znajdującej się na południe od dworca. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że mało co tam jest, ale po przejściu krótkiego odcinka lasem dochodzimy do blokowiska. Powracam inną drogą przez wiadukt nad torami przy wyjeździe w stronę Ostravy i Chałupek. Tym razem ODRA przyjeżdża punktualnie. Podobnie jak ostatnio znajduję sobie prywatny przedział w ostatnim wagonie. Jadę na Včasnej jízdence i za przejazd Bohumín-Žilina-Bratysława płacę 193 Kč. Jazda upływa spokojnie. Do Žiliny przybywamy 20 minut opóźnieni, mimo że w zasadzie nigdzie dłużej nie staliśmy. W Žilinie idę na miasto, żeby wstąpić do sklepu, do którego nie udało mi się ostatnio. Na Námestie Andreja Hlinku odbywa się festyn organizowany przez lokalną gazetę o nazwie MY. Akurat występuje zespół ludowy Bystrická Kasňa. Do Bratysławy udam się rychlikiem LIPTOV, który jak pisałem ostatnio jest bardzo długi. Pod koniec składu znajduję prywatny przedział, w którym się lokuję. Na odcinku Žilina-Bratysława mam zaliczone tylko pojedyncze kawałki związane z dawniejszym zaliczaniem czesko-słowackich przejść granicznych. Zaraz po wyjeździe z Žiliny mijamy węzeł estakad i duże jezioro. Linia w sporej części jest zmodernizowana. Wyremontowane są także niektóre stacje np. Púchov i Trenčín. Im bliżej Bratysławy tym teren staje się łagodniejszy. Jedziemy sprawnie aż do stacji Bratislava-Rača, gdzie stajemy na dobre 15 minut. Przyczyna postoju nie jest mi znana i średnio mnie cieszy, bo dzień nie rozpieszcza już swoją długością. Po ruszeniu mamy postój na stacji Bratislava–Vinohrady, której perony znajdują się częściowo na wiadukcie, pod którym idzie linia tramwajowa.

W końcu docieramy na główną stację Bratislava hl. st. Najpierw krótki rekonesans po peronach. Następnie znajduję punkt obsługi komunikacji miejskiej, który jest trochę ukryty obok budynku dworca. Zakupuję bilet dobowy. Mój pobyt w Bratysławie przewiduje zaliczenie sieci tramwajowej oraz zwiedzenie miasta. Idę na pętle tramwajową, która znajduje nieco niżej od pozostałej infrastruktury komunikacyjnej i prowadzi do niej specjalne wejście z dworca. Rozpoczynam linią 2. Tramwaj po ujechaniu kilku przystanków wjeżdża na deptak, którym dociera do starego miasta. Wysiadam na przystanku Šafárikovo námestie. Udaję się obejrzeć dość rozległą starówkę. Po spacerku z przystanku Poštová-Martinus wsiadam w 1 i jadę do Petržalki. Po drodze pokonujemy długi most nad Dunajem. U celu nie ma typowej pętli, a jedynie końcówka tak jak w Olsztynie, na której mogą zawracać tylko tramwaje dwukierunkowe. Linią 3 powracam na Kamenné námestie. Idę jeszcze pospacerować po starówce i wyczaić miejsca, które muszę odwiedzić jutro za dnia. W drodze na nocleg wstępuję jeszcze do podziemnego Tesco. Zatrzymam się w hostelu PATIO, który znajduje się tuż obok starówki. Mój pokój 8-osobowy składa się z dwóch 4-osobowych pomieszczeń. Podobnie jak w hostelu Plus Prague na łóżku umieszcza się karteczki z datą wyjazdu, z tym że tutaj wpisane jest nie nazwisko a imię. W mojej części pokoju 2 facetów: Ehsan pochodzący z Iranu (a mieszkający w Niemczech) oraz Carlos, w drugiej części pokoju Fernando i Domenico oraz dziewczyna Arielle. Za 2 noce zapłaciłem 18 euro. Przy zameldowaniu trzeba wpłacić 10 euro depozytu za klucze, który jest zwracany przy wymeldowaniu. Otrzymujemy też kupon na welcome drinka, który można zrealizować w hostelowym barze. Hostel chyba ma dobre stosunki z Polską i Austrią, bo w całym obiekcie wiszą reklamy Krakowa i Wiednia. Recepcjonistka łamaną polszczyzną stwierdza, że mam takie same imię jak pan Brzęczyszczykiewicz. Tongue W pokoju słychać bicie zegarów ze starówki. Łazienka i kuchnia są wspólne na studio obejmujące 4 pokoje. W hostelu jest też mały ogródek, w którym można posiedzieć.


DZIEŃ 2 - 29.09.2016.
Bratislava - Zohor - Záhorská Ves - Zohor - Bratislava

Dzisiejszy dzień rozpoczynam około godziny 9:00. Najpierw kontynuuję zwiedzanie starówki. Po drodze na fotkę załapuje się tramwaj na przystanku wiedeńskim obok mojego hostelu. Na popołudnie miałem ułożone 3 warianty kółeczek, w zależności o której skończę zaliczać sieć tramwajową, jednak wiem już, że raczej będę w stanie zrealizować tylko najkrótszą opcję, czyli zaliczenie kikuta Zohor - Záhorská Ves. Ma on dość lipny rozkład (pojedyncze pary w dni robocze w szczycie) i łączenie go z innymi liniami jest utrudnione, więc dobrze będzie mieć go z głowy. Jeśli chodzi o sieć tramwajową to nie zaliczę jej całej, bo nie przejadę krótkiego odcinka idącego przez samą starówkę. Z tego co zauważyłem ten odcinek częściej nie jeździ niż jeździ. Aktualną przyczyną wyłączenia odcinka jest… szczyt Unii Europejskiej w Bratysławie, a ulica jest obstawiona barierkami i pilnowana przez służby. Zaliczyłem więc go sobie przynajmniej pieszo. Dzisiejszy dzień z tramwajami zaczynam na przystanku Kamenné námestie, gdzie wsiadam w linię 9. Jedziemy przez ładną ulicę Kapucyńską, która ma charakter deptaka, a następnie wjeżdżamy w tunel tramwajowy. Jest on dość długi i wyprowadza nas na południowy skraj starówki. Dalej linia robi się już typową dowozówką do osiedli. Wysiadam na pętli Karlova Ves i czekam na inny tramwaj, który powiezie mnie dalej. Nadjeżdża 5-ka, którą docieram do pętli Pri kríži. Teraz cały ten długi odcinek muszę przejechać z powrotem. Wybrałem linię 4. Pojadę nią w pełnej relacji do pętli Zlaté piesky znajdującej zupełnie po drugiej stronie miasta. Nie wracamy już tunelem tylko jednokierunkowym odcinkiem biegnącym wzdłuż Dunaju. Mijamy okazały Most Slovenského národného povstania. Pętla Zlaté piesky znajduje się na peryferiach, niedaleko stąd jest port lotniczy. Również 4-ką wyruszam w drogę powrotną. Po drodze mijamy cmentarzysko trolejbusów. Wysiadam na przystanku Zátišie, aby zaliczyć krótką odnogę do pętli ŽST Nové Mesto. Uczynię to linią 2. Skoro już jestem przy stacji kolejowej Bratislava Nové Mesto, to oczywiście oglądam ją sobie. Kolejny tramwajem linii 2 podjeżdżam do węzła przesiadkowego Trnavské mýto. Linią 9 jadę do pętli Astronomická. W drogę powrotną ten sam numer linii. Dojeżdżam ponownie do węzła Trnavské mýto i szczęśliwie zaraz podjeżdża 2-ką, którą zaliczając brakujący odcinek dojeżdżam na dworzec główny. Przesiadam się na 1-kę. Pierwotnie planowałem wysiąść na moście nad Dunajem, ale ostatecznie pojechałem jeszcze raz na Petržalkę czyli do końcówki Jungmannova. Teraz zaliczę ostatnią trasę i pojadę linią 3 w pełnej relacji do pętli Komisárky. Jest to długa trasa wiodąca w północno-wschodnie rejony miasta. To właśnie tą trasę widziałem jadąc pociągiem przez Bratislavę-Vinohrady. Pętla trochę zaniedbana, a tramwaje schowane są za zakrętem. Powracam również linią 3. Wysiadam na przystanku Sad Janka Kráľa, aby przejść sobie mostem nad Dunajem. Mamy z niego piękny widok na bratysławską starówkę. Są też miejsca gdzie można usiąść i odpocząć. Tramwaje po moście jeżdżą dość często. Następnie idę wzdłuż przystani gdzie zacumowane są statki. Przechodzę przez starówkę i przez wspominaną już ul. Kapucyńską docieram do wylotu tunelu tramwajowego, gdzie cykam kilka zdjęć. W tunelu jest lekkie wzniesienie, więc aby zobaczyć jego drugi wylot trzeba wejść na murek.

Następnie idę na przystanek Kapucínska. Wsiadam w linię 5 i jadę, aby zbliżyć się do dworca, bo mam już mało czasu żeby zrealizować chociaż najkrótszy wariant przejażdżki kolejowej. Szczęśliwie na skrzyżowaniu za naszymi plecami zjawia się 1-ka, więc od razu na przystanku Poštová-Martinus przeskakuję do niej. Kilka minut jazdy i jestem na dworcu głównym. Na szczęście nie ma dużych kolejek do kas, więc sprawnie udaje się zakupić bilet na dzisiejszą przejażdżkę. Chwilę później siedzę już w piętrowym wagonie pociągu osobowego relacji Leopoldov-Malacky. Skład jest nietypowy, bo niby jest to coś w stylu City Elefanta i posiada wagon silnikowy, jednak jest on ciągnięty przez zwykły elektrowóz. Podobnie wyglądały piętrowe wagony sterownicze Bombardiera na Kolejach Mazowieckich, gdy przewoźnik nie posiadał jeszcze odpowiednich lokomotyw, aby składy mogły jeździć jako push-pull. Odjeżdżamy z lekkim opóźnieniem. Najpierw Devínska Nová Ves, do której linię miałem zaliczoną, bo jedzie się tędy do Wiednia. Dalej okolica robi się odludniejsza. Wysiadam na stacji Zohor wraz ze sporą grupą osób, z którą przesiadam się do motoraka Zohor-Záhorská Ves. Linia jest krótka. Sporo osób wysiada na stacyjce Vysoká pri Morave. Do końca trasy dojeżdżają nieliczni. Stacja znajduje się na uboczu wioski. W sumie nic ciekawego, a i czasu mało, więc nigdzie się nie zapuszczam. W drodze powrotnej mam prywatnego motoraka. Na stacji Zohor muszę spędzić dłuższą chwilę, a w okolicy również nic ciekawego. Na powrotnym pociągu do Bratysławy spodziewałem się tego samego składu, którym jechałem wcześniej, jednak przyjechały klimatyzowane wagony bezprzedziałowe. Takie same spotykam np. w EC na terenie Czech. Do Bratysławy docieram już o zmierzchu. Skład przechodzi na rychlik JAVORINA do Trenčína. Oglądam sobie dworzec, zarówno poziom górny jak i dolny. Na górze znajduje się knajpka w klimatach kolejowych. Przy wyjściu na pętle tramwajową jest pizzeria, w której zjadam pizzę za 4 euro. Następnie idę piechotą w okolice hostelu, bo skończyła mi się dobówka i przy okazji chcę sprawdzić ile zajmuje dojście. Zanim powrócę na nocleg robię jeszcze spacer po deptaku. Skład mojego pokoju bez większych zmian: w mojej części nie ma Carlosa, a w drugiej miejsce Arielle zajął František.


DZIEŃ 3 - 30.09.2016.
Bratislava - Žilina - Rajec - Žilina - Čadca - Makov - Čadca - Mosty u Jablukova - Český Těšín - Bohumín - Chałupki - Racibórz - Kędzierzyn

Dziś pobudka ok. 5:00 i przed 5:30 opuszczam hostel odbierając w recepcji moje 10 euro depozytu. Na dworzec docieram ok. 5:50. Pierwszy widok jaki mi się ukazuje to wagony w malowaniu PKP Intercity, bo właśnie przyjechał EN METROPOL Berlin-Budapeszt, który prowadzi wagony z CHOPINA z Warszawy. Ja wsiadam do rychlika HORALKY SEDITA do Koszyc. Dostałem na ten pociąg bezpłatną miejscówkę, ale miejsce trafiło się lipne, więc usiadłem sobie gdzie indziej. Jest jeszcze ciemno, więc trochę drzemię. Na większości trasy utrzymują się gęste mgły. W Žilinie szybka przesiadka na pociąg do Rajca. Niestety muszę pobiec na zupełnie drugi koniec stacji, mimo że według plakatowego rozkładu skomunikowanie powinno być przy tym samym peronie. Oczekuje pojedynczy motorak. Zapełnienie duże. Zaliczamy 2 przystanki na terenie Žiliny, a następnie inne miejscowości. Na trasie zdarzają się ładne widoki w postaci gór i niewielkich ścian skalnych. Mijamy też towarową kolejkę linową. Na stacji docelowej (obok której znajduje się niewielki dworzec autobusowy) mam ok. godziny czasu. Udaję się na położony nieopodal rynek i spędzam tam trochę czasu. Znajduje się tu mały antykwariat, w którym zakupuję pocztówkę. Następnie powracam do Žiliny. Podczas pobytu na stacji przejeżdża czeskie Pendolino z Pragi do Koszyc. Udaję się do centrum obsługi w celu zakupienia biletu Makov-Český Těšín w ofercie Malý pohraničný styk. Stacja Makov trochę dziwnie funkcjonuje w czeskim i słowackim systemie sprzedaży, bo nie wiadomo z jakiego powodu nie da się z niej wystawiać biletów międzynarodowych (np. międzynarodowa jizdenka.idos.cz w ogóle jej nie widzi). Kasjerka też stwierdza, że może być problem z wystawieniem takiego biletu, ale na szczęście udaje się. City Elefantem podjeżdżam do Čadcy. Szybko biegnę na peron linii Čadca-Makov, bo widzę, że kieruje się tam połowa pasażerów pociągu z Žiliny. Spodziewałem się typowej lokalki z niewielką liczbą pasażerów, tymczasem zastaję 2 dwuczłonowe motoraki, który są dość mocno nabite. Drugi tłum (głównie uczniów) dobija kawałek dalej na przystanku Čadca zastávka. Po drodze największa wymiana w miejscowości Turzovka, gdzie mamy też mijankę. Na linii od jakiegoś czasu obowiązuje nowy sposób odprawy podróżnych, o czym informują ulotki w pociągu. Polega on na tym, że osoby nie mające biletu mogą wsiadać tylko do jednego wyznaczonego motoraka, a nie w dowolne miejsce pociągu. O miejscu wsiadania informują odpowiednie naklejki na drzwiach pociągu. Jeśli ktoś wsiądzie gdzie indziej, to za zakup biletu zapłaci dodatkową opłatę 5 euro. W Makovie mam możliwość wracać od razu lub zostać godzinę, jednak nie stwierdzam w okolicy nic ciekawego, więc robię tylko dokumentację stacji. W drodze powrotnej zapełnienie już mniejsze. Cykam stacje i przystanki. W Čadcy zastávce do pociągu znów wsiada tłum uczniów. Okazało się, że wsiedli tylko po to, żeby zająć sobie miejsca i nie wysiadają na głównym dworcu w Čadcy lecz jadą z powrotem. Ale i tak wymiana podróżnych bardzo duża.

Ja mam ponad godzinę czasu, więc robię spacer po dworcu autobusowym i kolejowym oraz po najbliższej okolicy. Niestety do centrum jest daleko, trzeba by było podjechać na przystanek Čadca mesto (na trasie do Žiliny). Przed dworcem zasłabła jakaś młoda dziewczyna i zostaje zabrana przez pogotowie. Motoraczek z Mostów (który będzie tam powracać) przyjeżdża prawie pół godziny splecowany, ale miał wystarczająco dużo zapasu, żeby teraz odjechać planowo. Przy tym samym peronie zatrzymuje się wagonowa osobówka z Žiliny do Zwardonia. Po stronie słowackiej mamy przystanek Svrčinovec zastávka, a pierwszym po stronie czeskiej są Mosty u Jablunkova zastávka. Na ‘głównym’ dworcu w Mostach przesiadka na City Elefanta. Dojeżdżam nim do Czeskiego Cieszyna Od mojej ostatniej wizyty (nie licząc przejazdów bez wysiadania) perony znacznie wyładniały. Wszędzie widnieją również tablice w języku polskim (zarówno na stacji jak i w nazwach ulic). Ruch z Polską również odżył po uruchomieniu pociągów łączących Frýdek-Místek z polskim Cieszynem. Obsługują je České dráhy swoim taborem, a w zamian Koleje Śląskie wjeżdżają do Czech przez przejście w Chałupkach. Zakupuję bilet do Bohumína. Ostatni etap podróży odbywam Ex ODRA Žilina-Ostrava. Nie jechałem nim z Čadcy, bo wyszłoby drożej, a przy okazji mogłem obejrzeć sobie dworzec w Czeskim Cieszynie. W Bohumínie jestem przed 18:00. Kibel do Raciborza tradycyjnie oczekuje na ślepym torze przy peronie 1A. Na torze tym parkuje również EP09 oczekująca na EC PRAHA. Skład do Warszawy został dziś przyjęty na tor przy peronie 1, więc polski tabor skupia się w jednej części stacji. W polskim rozkładzie kibel z Bohumína jedzie w relacji Bohumín-Racibórz, a tam przechodzi na osobówkę do Katowic. Czesi natomiast zapowiadają i wypisują go od razu jako do Katowic. Chwilę przed odjazdem do pociągu wsiada dziewczyna z wielką walizą, która upewnia się u mnie, że tym pociągiem dojedzie do Katowic. Ruszamy planowo o 19:00. W Chałupkach dosiada m.in. facet z rowerem. Gdzieś w okolicach Rudyszwałdu przychodzi do mnie zapłakana tamta dziewczyna twierdząc, że facet z rowerem powiedział jej, że ten pociąg nie jedzie do Katowic. Chwilę później przychodzi również on i wywiązuje się mała kłótnia między nimi. Muszę więc wytłumaczyć, że skład przechodzi w Raciborzu na pociąg do Katowic (rowerzysta podobnie jak ja przesiada się na Kędzierzyn, więc nie musiał o tym wiedzieć). Przy kontroli okazuje się, że dziewczyna jedzie zupełnie w ciemno bez planu i chce dojechać do Rzeszowa. Ma szczęście, że dziś piątek i kursuje IC ANTARES, bo inaczej czekałaby ją nocka na dworcu w Katowicach. Kierpociowa dokładnie jej tłumaczy co ma zrobić i gdzie się udać po przyjeździe do Katowic, ale dziewczyna jest strasznie zakręcona i ciężko przyswaja informacje. W Raciborzu przesiadka na Kędzierzyn i ok. 20:30 jestem w swoim mieście.

Fotki, skany biletów: www.kolejomania.rail.pl/bra.html
Odpowiedz

#70
LOKALKI OKOŁOPRASKIE 2

DZIEŃ 1 - 26.10.2016.
Kędzierzyn - Racibórz - Chałupki - Bohumín - Hranice na Moravě - Česká Třebová - Ústí nad Orlicí město - Ústí nad Orlicí - Choceň - Vysoké Mýto město - Litomyšl - Vysoké Mýto město - Choceň - Praha hl.n. - Praha-Holešovice

Październik i zmiana czasu z letniego na zimowy oznacza dla mnie zakończenie sezonu wyjazdowego. Oczywiście chciałem jak zawsze zakończyć go jakimś fajnym wyjazdem. Pierwotnie myślałem o Wiedniu i tamtejszej sieci tramwajowej, ale nie udało się ułożyć sensownej opcji dojazdowo-biletowej, więc postanowiłem odłożyć to na przyszły rok, a teraz wybrać się znów w okolice Pragi. Wyruszam jak zawsze pociągiem o 6:00 z Kędzierzyna do Raciborza. Gdy dobiegam na peron 1 nie zastaję jednak kibla, nie ma go również wyświetlonego na tablicy odjazdów. Lecę więc w ciemno na peron 4 (bo z 2 i 3 na pewno nie może odjechać) i w ostatniej chwili go łapię. W Raciborzu godzinka czasu, więc idę do Kauflandu zakupić prowiant na podróż. Następnie bardzo brzydkim i osprejowanym kiblem jadę do Bohumína. Do Rudyszwałdu wjeżdżamy równocześnie z Impulsem z Katowic. Nie kolidujemy jednak ze sobą, bo Rudyszwałd jest tylko przystankiem, a linie łączą się dopiero w Chałupkach. Z Impulsa przesiada się do nas jedna osoba. W Bohumínie korzystam z szybkiej przesiadki drzwi w drzwi na rychlik do Brna. Nie było już niestety Super Akční jízdenki, więc musiałem kupić zwykłą Akční jízdenkę. Bilet ten jest ważny we wszystkich pociągach, a po przejechaniu pierwszych 100 kilometrów można bez ograniczeń robić przerwy w podróży. Postanowiłem to wykorzystać i zaliczyć linię Choceň-Litomyšl, a także trochę pozwiedzać. Z rychlika wysiadam w Hranicach na Moravě. Nie jest to przerwa w podróży, bo przesiadam się na najbliższy pociąg w kierunku Ołomuńca i Pragi. W stronie Ostravy przemyka bez zatrzymania Pendolino, zjawia się też EC PORTA MORAVICA z Pragi do Warszawy prowadzony EP09. Mój EC SÚĽOV relacji Žilina-Praha na słowackich wagonach. Přerov omijamy łącznicą, jednak zaraz za nią na posterunku Dluhonice stajemy na ok. 20 minut. Przez głośniki zostaje podany komunikat, że postój jest z powodu prac na szlaku i żeby nie wysiadać ze składu. Na sąsiednich torach pojawiają się kolejne składy, które zmierzają w kierunku Ołomuńca: rychlik HRADIŠŤAN z Luhačovic i osobówka z Přerova. Z przeciwka przejeżdżają aż 4 pociągi: IC z Pragi do Ostravy, EC FATRA do Žiliny, rychlik GALAN do Luhačovic i Regio Jet. Dopiero wtedy ruszamy. Moim celem jest Česká Třebová, gdzie zamierzałem przesiąść się na osobówkę do Ústí nad Orlicí, ale podejrzewam, że raczej to się nie uda. Moje obawy się potwierdzają i pociąg zwiewa mi na 3 minutach, a ja zastaję już pusty peron.

Na szczęście nic nie stracę, bo jest jeszcze inny wariant, z którego skorzystam. Mam pół godzinki, więc szybko idę obejrzeć rynek, który znajduje się dość blisko dworca. Na dworzec powracam na styk i wsiadam do wagonowej osobówki relacji Česká Třebová – Kolín. Skład to wagony bezprzedziałowe z lokomotywą oraz wagonem sterowniczym na drugim końcu. Zaraz po odjeździe ujawnia się rewizor, który przeprowadza kontrolę biletów. O ile w Polsce rewizorzy ubierają się raczej elegancko, tak w Czechach panuje dowolność. Ten ma czapkę z daszkiem i dżinsy. Wysiadam na przystanku Ústí nad Orlicí město. Zamierzam obejrzeć starówkę, a potem dotrzeć na dworzec główny. Najpierw oczywiście dokumentacja fotograficzna. W międzyczasie przemyka Leo Express do Pragi. Zaglądam też na chwilę do małej poczekalni, ale szybko muszę stamtąd wyjść, bo kasjerka mimo moich kilku odpowiedzi, że nic mi nie potrzeba, usilnie chce mi w czymś pomóc albo coś wytłumaczyć. Tongue Aby dojść na rynek trzeba wspiąć się pod stromą górkę. Rynek bardzo ładny. Następnie drugą stroną starówki schodzę w dół, aby udać się na dworzec główny. Dochodzę do estakady, po której idzie linia kolejowa i kieruję się według drogowskazu kierującego na stację. Widzę, że droga wiedzie jednak zupełnie gdzie indziej. Wracam się więc kawałek i ul. Nádražní w końcu docieram na dworzec. Mam 10 minut, więc szybkie fotki i zakup biletu tam i z powrotem Choceň - Litomyšl. Dworzec jest wyspowy, a na środku znajduje się zabytkowy budynek. Były plany jego wyburzenia, ale po licznych protestach (była akcja w internecie) został zachowany. Odprawa podróżnych odbywa się w nowoczesnym pawilonie po południowej stronie peronów. Mój kolejny pociąg to rychlik JAN AMOS KOMENSKÝ, którym podjeżdżam do stacji Choceň. Tutaj szybka przesiadka na pociąg Choceň - Vysoké Mýto město, na którym dwie RegioNovy i dwuosobowa drużyna. Najpierw jedziemy wzdłuż głównej magistrali, a dopiero w okolicach pierwszego przystanku odbijamy w lewo. Korzystam z małej frekwencji i robię zdjęcia peronów. Osiągamy stację Vysoké Mýto a następnie dojeżdżamy do przystanku Vysoké Mýto město. Celowo wybrałem pociąg, który nie dojeżdża do Litomyšla, aby móc zwiedzić miasto. Szynobusy zostają rozłączone. Jeden od razu powraca, a drugi uda do stacji Choceň za około pół godziny. Idę do centrum. Po drodze mijam przejście ze światłami. Na drodze korek ciężarówek, który w ogóle się nie rusza. Jedna ciężarówka stoi na przejściu dla pieszych. Jej kierowca zostaje zwyzywany od kretynów przez przechodzących ludzi. Spodziewałem się typowego czeskiego miasteczka z małym ryneczkiem, tymczasem spore zaskoczenie, bo trafiam na ogromny plac, na którym znajduje się dużo ciekawych i ładnych obiektów. Są też dwie zabytkowe bramy. Gdy powracam na przystanek, drugi szynobus właśnie wyrusza do stacji Choceň, żeby na stacji Vysoké Mýto minąć się z moim pociągiem do Litomyšla. Przyjeżdża ten szynobus, który wracał jako pierwszy. Kontynuuję uwiecznianie przystanków. W Litomyšlu ok. 15 minut czasu, więc tylko zdjęcia stacji, która leży trochę na uboczu. Gdybym chciał zwiedzić miasto, musiałbym wracać dopiero za 2 godziny, więc odpuściłem sobie. Po drodze również przesiadka na przystanku Vysoké Mýto město. W Polsce nie do pomyślenia byłoby kończenie pociągu na przystanku osobowym z jednym torem, nie mówiąc już o skomunikowaniu 2 pociągów czy dzieleniu składów. Na stacji Choceň jesteśmy o 16:20. Budynek dworca spory, ale nowoczesny hol znajduje się w podziemiu, na poziomie tunelu pod peronami.

Teraz udam się do Pragi rychlikiem o wdzięcznej nazwie MACOCHA jadącym z Brna, na którym przybywają dwie jednostki Inter Panter. Ostatnio Czesi sprawili sobie trochę nowego taboru i nazywają je różnymi drapieżnymi zwierzątkami. Jest np. Regio Shark. Jedzie się całkiem przyjemnie, a pociąg osiąga prędkość 160 km/h. Na głównym praskim dworcu jestem o 18:04. Spaceruję po dworcowych sklepikach, pobieram też nowe mapki sieci tramwajowej, ponieważ od września funkcjonuje w Pradze nowy układ komunikacyjny. Oglądam sobie też odjazd nocnego pociągu do Kolonii i Zürichu. Od grudnia Niemcy likwidują nocne pociągi, więc połączenie do Zürichu będzie przez Austrię. Nocleg tak jak zawsze w znanym i lubianym przeze mnie hostelu Plus Prague. Dwie noce kosztują mnie 459 Kč. Hostel znajduje się w pobliżu dworca Praha-Holešovice. Postanawiam pojechać tam pociągiem, bo kosztuje to tylko 12 Kč. Z tego co widzę kilometraż na bilecie dla tej relacji jest ewidentnie zaniżony, bo jadąc z hl.n. pociąg musi zrobić duże koło zapuszczając się prawie pod Prahę Libeň. Aktualnie dojazd pociągiem jest ułatwiony, bo spora część rychlików z Czeskich Budziejowic została wydłużona właśnie na Holešovice. Wynika to prawdopodobnie z tego, że część peronów na hl.n. jest w remoncie i pociągi nie mają się gdzie obracać. Zapewne z tego samego powodu osobówki np. w kierunku stacji Český Brod zostały przerzucone na dworzec Masarykovo. Do Holešovic jadę rychlikim VOJTĚCH LANNA. Jestem jednym z nielicznych pasażerów pociągu. Po dotarciu na dworzec Holešovice i krótkim spacerku jestem w hostelu. Trafiło mi się studio składające się z dwóch 4-osobowym pokoi, z których każdy posiada oddzielną łazienkę. W moim pokoju 2 facetów, ale nie udało mi się rozpoznać jakiej narodowości.


DZIEŃ 2 - 27.10.2016.
Praha hl.n. - Benešov u Prahy - Trhový Štěpánov - Benešov u Prahy - Olbramovice - Sedlčany - Olbramovice - Praha hl.n. - Zadní Třebaň - Lochovice - Zadní Třebaň - Praha hl.n. - Praha-Holešovice

Dni są już krótkie, więc aby maksymalnie wykorzystać światło dzienne wychodzę z hostelu ok. 6:00, gdyż po 6:30 mam pociąg z dworca Praha hl.n. Nie ma dojazdu pociągiem, więc korzystam z tramwaju 12 do dworca Holešovice oraz z metra. Po przyjeździe na dworzec główny focę EP09 z EC PORTA MORAVICA. Następnie wsiadam w rychlik FRANTIŠEK BÍLEK do stacji České Budějovice, niestety ten akurat nie jedzie z Holešovic, a szkoda. Odbywam półgodzinną podróż do Benešova u Prahy. Wychodzi stąd lokalka do miejscowości Trhový Štěpánov. Powoli zaczyna się rozjaśniać. Mam trochę czasu, więc jak zawsze w nowym mieście idę obejrzeć rynek i tym samym zaliczyć miasto. Główny plac w mieście mało ciekawy. Jeden wyjazd z niego dość nietypowy, bo wygląda jak chodnik, a w rzeczywistości jest to normalna ulica z ruchem samochodów. Granicę między strefą dla pieszych i samochodów wyznacza namalowana linia. Gdy powracam na dworzec oczekuje już pojedynczy motorak. W pociągu nie ma kierownika, a kontrolę biletów przeprowadza mechanik przed odjazdem. On również zajmuje się sprzedażą biletów. Trasa całkiem ładna i pagórkowata. Mijankę mamy na stacjach Postupice oraz Vlašim. Ta druga miejscowość to całkiem spore miasteczko, za stacją mijamy rozległe blokowisko. W Zdislavicach zarośnięty i zapuszczony budynek, a po torach wałęsają się kury. Po przyjeździe do stacji docelowej mam 1,5 godziny czasu. Najpierw idę w stronę końca linii, która wychodzi jeszcze kilkaset metrów za stację i kończy się za bramą jakiegoś zakładu. Następnie wspinam się pod górkę do miejscowości. Nie znajduję jednak typowego rynku a jedynie placyk w pobliżu kościoła. Ogólnie klimat raczej jak na wiosce niż w miasteczku. Okazuje się jednak, że nawet w takiej pipidówce jest informacja turystyczna, w której można zakupić znaczek turystyczny czy drobne pamiątki. Znajduje się ona w muzeum. Kartka na drzwiach kieruje mnie na wewnętrzny dziedziniec, jednak wszystkie drzwi na nim są zamknięte. Zrezygnowany powracam na ulicę, jednak coś mnie tknęło, żeby sprawdzić jeszcze raz. Dobrze zrobiłem, bo pojawił się facet, który wpuścił mnie do środka i przeprowadzając przez całe muzeum doprowadził do informacji turystycznej. Wypuścił mnie już normalnie na ulicę. Powracając mijam obiekt, który gdyby wprawić mu okrągłe drzwi, mógłby przypominać dom Frodo Bagginsa. Tongue Na stację docieram niedługo przed odjazdem motoraka. Na stacji Vlašim mamy 10 minut postoju i mijankę, więc wyskakuję na szybkie fotki. Hol dworca po modernizacji.

O 11:41 jestem z powrotem w Benešovie. Teraz mogę obfocić stację już przy porządnym dziennym świetle. Momentami nawet świeci słońce, co jest sporym sukcesem patrząc na to jaka pogoda utrzymywała się przez cały październik. Tunel i wejścia na perony przyozdobione różnymi rysunkami, niektóre z nich o tematyce kolejowej. Jest między innymi dworzec podpisany jako Olbramovice, gdzie zaraz się udam. Uczynię to rychlikiem NEŽÁRKA. Zapełnienie bardzo duże, więc przejazd tej jednej stacji spędzam na korytarzu. Na odcinku jest tunel. W Olbramovicach przy tym samym peronie oczekuje już motoraczek do Sedlčan. Do odjazdu jest jednak jeszcze kilka minut, bo skomunikowanie jest również z osobówką z Benešova, która została wyprawiona za rychlikiem. Gdy przyjeżdża, możemy ruszyć na zaliczanie kolejnej lokalki. Odbijamy w prawo od magistrali, która wpada do kolejnego tunelu. W tym pociągu również nie ma kierownika, a większość przystanków jest na żądanie. W Sedlčanach mniej czasu niż w Trhovým Štěpánovie, ale na tyle dużo, że również da radę obejrzeć miejscowość. Tutaj już bardziej miejski charakter i pochyły rynek z ratuszem. W ratuszu oczywiście informacja turystyczna, która jak na takie małe miasteczko posiada bardzo szeroką ofertę pamiątek związanych z miastem i regionem. W drodze na dworzec mijam Vinotékę u sv. Františka Do pociągu powracam na ostatnią chwilę. Droga powrotna jest okazją do ponownego oglądania pofałdowanego krajobrazu. W Štětkovicach mechanik wychodzi na chwilę do kanciapy. Bardzo lubię takie stacje, bo jest to fotostop z gwarancją, że pociąg nie odjedzie niespodziewanie (wystarczy mieć mechanika na oku). Na budynku dworca dość 'oryginalny' malunek. W Olbramovicach skomunikowanie w obie strony, bo spotykają się tu rychliki FERDINAND KINDERMANN Praha-Linz oraz BLANÍK České Budějovice -Praha, którym pojadę. Myślę, że Pan Leszek Blanik cieszyłby się wiedząc, że ma swój pociąg w Czechach. Tongue Szybkie zdjęcia budynku dworca, niestety nie zdążyłem zajrzeć do poczekalni (o ile taka tu jest). Jadąc do Pragi doliczam brakujący kawałek czyli Benešov u Prahy – Čerčany. Zanim wjedziemy na główny dworzec mamy postój na stacji Praha-Vršovice, a póżniej wjeżdżamy w tunel. W Pradze hl.n. chwila przerwy.

Udaję się na peron, przy którym zatrzymuje się podwójny City Elefant ze stacji Beroun, który będzie tam powracać. Moim celem jest Zadní Třebaň, skąd wychodzi lokalna linia do Lochovic. Zapełnienie bardzo duże, bo to popołudniowy szczyt i wszyscy wracają z Pragi do swoich miejscowości. Zadní Třebaň to podrzędna stacyjka z małymi peronikami obok siebie. Wyjątkiem jest zadaszony peron dla pociągów przyjeżdżających z Pragi, z którego trzeba przejść tunelem. Stacja na totalnym wygwizdowie, nawet w sumie nie wyczaiłem jak z niej wyjść, bo przed budynkiem znajduje się górka uniemożliwiająca dalszą drogę. Na mojej osobówce trafiają się 2 motoraki z doczepą w środku. W większości czeskich motoraków został poprawiony nieco komfort jazdy, głównie przez podwyższenie oparć siedzeń i wyłożenie ich futerkową tkaniną. Myślałem, że niskie siedzenia ze skajem są już nie do spotkania, ale myliłem się, bo właśnie na takie trafiam w doczepie. A w pozostałych też niskie ale futerkowe. Ruszamy z lekkim opóźnieniem, bo czekaliśmy na skomunikowanie z osobówką Beroun-Praha. Wyjeżdżamy w kierunku Pragi i zaraz za stacją odbijamy ostrym łukiem w prawo. Pierwszy odcinek trasy wiedzie przez dość pofałdowany teren. Przed stacją Liteň dołącza się do nas tor, którym za chwilę pojedziemy. Zatrzymujemy się przy rozjeździe, który jest przestawiany przez kierownika naszego pociągu. Na czołowej stacyjce Liteň ekspresowa zmiana czoła, nie widziałem jednak, aby mechanik szedł wzdłuż składu, prawdopodobnie obsługa jest na dwie kabiny. Linię, którą przyjechaliśmy widzimy wijącą się lekko w dole. Dalsza część trasy wiedzie przez rozległe pola, które mamy po obu stronach linii. Jest w miarę płasko, dopiero przy linii horyzontu odznaczają się góry. Lochovice to również odludna stacyjka znajdująca się na linii Zdice-Protivín. Ta niezelektryfikowana trasa jest drugim wariantem, którym kursują rychliki České Budějovice – Praha. Mamy skomunikowanie właśnie z takim rychlikiem. Mógłbym nim dojechać do Pragi już na 18:11, ale nic by mi to nie dało, a z racji że jest jeszcze resztka dnia, wrócę sobie motorakami do stacji Zadní Třebaň. Przyjeżdża jeszcze osobówka Beroun-Protivín, a potem ruszamy w drogę powrotną. W miejscowości Liteň znów zmiana czoła i przestawianie rozjazdu przez kierownika. Końcowy odcinek pokonujemy już po ciemku. Na stacji docelowej na szczęście dość szybkie skomunikowanie z osobówką do Pragi. Zdążyłem jednak zajrzeć do poczekalni, w której znajduje się duży stół (stoły i krzesła są standardem w czeskich poczekalniach, szczególnie w pipidówkach). O 19:06 jestem w Pradze hl.n. Krótki spacer po dworcu i tym samym rychlikiem co wczoraj jadę na Holešovice. Dworzec ten nie jest przyjemny szczególnie o takiej porze, gdyż w przydworcowych tunelach kręcą się różne nieciekawe typy. Szybko zamawiam na wynos pizzę i idę z nią do hostelu. Skład pokoju taki sam jak wczoraj.


DZIEŃ 3 - 28.10.2016.
Praha-Holešovice - Praha-Libeň - Praha-Hostivař - Praha-Libeň - Praha-Holešovice - Praha-Sedlec - Praha hl.n. - Pardubice - Olomouc - Bohumín - Chałupki - Racibórz - Kędzierzyn

Ostatni dzień jak zawsze spędzam już w samej Pradze. Moim priorytetem na dziś jest zaliczenie odcinka Praha-Libeň - Praha-Hostivař. Kursuje nim městská linka, ale tylko w weekendy i święta. Dziś w Czechach jest święto narodowe, dlatego będę mógł się tam przejechać. Městská linka to pociągi osobowe kursujące w relacji Praha-Libeň – Praha-Holešovice – Roztoky u Prahy. Zapewniają głównie połączenie Prahy-Libeň i Prahy-Holešovic, bo tym odcinkiem nie kursują pociągi innych relacji. W weekendy i święta tak jak pisałem wydłużone są do Prahy-Hostivař. Z hostelu wychodzę około 9:00, tak żeby wyruszyć pociągiem odjeżdżającym o 9:30. Po drodze mijam budynek z różnymi dziwnymi malunkami. Jeden o motywie kolejowym, który prezentowałem już w jednej z relacji został zamalowany, ale za to są inne. W trakcie oczekiwania trochę zdjęć stacji. Liczyłem na przejażdżkę Żabą czyli starym czeskim kiblem, bo takie składy widziałem na tej linii, ale okazało się, że w weekend obsługę zapewniają pojedyncze motoraczki. Zakupiłem bilet PID na 9 stref ważny 240 minut. Będę się na nim poruszać tylko po strefach praskich, ale chodziło o odpowiednio długą ważność biletu, a na 4 godziny jeżdżenia nie opłacało mi się kupować dobówki. Odcinek, który zaliczam wiedzie m.in. przez towarową stację Praha-Malešice. Częścią tej trasy kilka razy jechałem. Było to w czasach gdy przebudowywano wjazd do Prahy hl.n. od strony Prahy-Libeň. Powstawało wtedy tzw. Nové spojení czyli efektowne estakady i tunele. Pociągi wjeżdżały wówczas do Prahy hl.n. przez Prahę-Vršovice korzystając właśnie z kawałka tej linii. Na stacji Praha-Hostivař kilkanaście minut czasu. Następnie tym samym motorakiem jadę z powrotem. W planie mam zaliczanie kolejnych praskich promów. Jest ich kilka w różnych częściach miasta. Ja na razie mam zaliczony tylko jeden - linię P5, która pływa na trasie Císařská louka - Výtoň - Náplavka Smíchov. Pierwotnie planowałem zaliczać te w południowej części miasta, ale w pociągu zmieniłem zdanie i zdecydowałem się pojechać na te, które są na północnych obrzeżach Pragi. Městská linką dojeżdżam do przystanku Praha Sedlec.

Schodzę na dół do drogi i do miejsca skąd odpływa prom P1. Przystanek promowy ma taką samą nazwę jak kolejowy - Sedlec. Okolica jest bardzo ładna, po jednej stronie mamy ścianę skalną, przy której idzie linia kolejowa, a po drugiej Wełtawę. Taki widok towarzyszy na prawie całej trasie z Pragi do Ústí nad Labem. Na prom muszę chwilę poczekać. Przypływa średniej wielkości stateczek. Razem z grupą kilku osób przeprawiamy się na drugą stronę do przystanku Zámky. Tam chwila czasu, a po drugiej stronie rzeki śmigają pociągi. Nieopodal jest pętla autobusowa, z której akurat odjeżdża linia 236. Rozważałem czy nie wsiąść, bo dojechałbym do przystanku drugiego promu, ale ostatecznie postanowiłem jednak przepłynąć się z powrotem na Sedlec. Jestem ponownie na lewym brzegu Wełtawy przy linii kolejowej. Sympatyczny sternik pozuje do zdjęcia, a odpływając trąbi. Smile Teraz muszę przemieścić się do promu P2, który pływa na trasie V Podbabě – Podhoří. Idąc oglądam Wełtawę z góry, a w oddali widzę już prom. Tutaj nieco większy stateczek i większa częstotliwość kursów (co 15 minut). Sternik również bardzo sympatyczny i rozmowny. Kanciapa tym razem po tej stronie, na której aktualnie się znajduję. Z rozkładów wiszących na promie wypatrzyłem, że najwygodniej będzie mi wsiąść w linię 112, która z Podhoří dowiezie mnie na dworzec Holešovice. Wychodzi więc, że jeśli chcę przepłynąć promem w obie strony, to muszę w sumie zaliczyć 3 kursy. Informuję więc sternika, że będę płynąć 3 razy, aby nie myślał, że coś ze mną nie tak. Tongue Po dopłynięciu na Podhoří tylko wymiana pasażerów i wracamy do V Podbabě. Tutaj 5 minut przerwy, które sternik spędza w kanciapie. Następnie ponownie płyniemy na Podhoří. Żegnam się ze sternikiem i idę na pętlę linii 112. W rozkładzie jazdy jest ona określona jako metrobus. Metrobus to z definicji szybki i pojemny autobus kursujący z dużą częstotliwością. Jednak tą linię ciężko uznać za metrobus, bo kursują na niej zwykłe autobusy, a częstotliwość to 30 minut. Większa jest na odcinku od ogrodu zoologicznego, a tu dociera tylko co któryś kurs. Jedziemy krętymi uliczkami mijając po drodze ogród botaniczny oraz właśnie zoo, przy którym sporo rodzin z dziećmi, bo święto i ładna pogoda sprawiają, że to niezły dzień na wspólne wyjścia. Po kilkunastu minutach jazdy jestem przy dworcu Holešovice. 2 promy, które dziś zaliczyłem pływają przez cały rok, pozostałe są sezonowe (pływają do końca października czyli są to ich ostatnie dni w tym roku). Zamierzam zaliczyć jeszcze jeden, który znajduje się niedaleko stąd. W tym celu podjeżdżam metrem do stacji Vltavská. Metro C z powodu jakiegoś remontu przez cały długi weekend kursuje w skróconej relacji do stacji Muzeum, przez co jego częstotliwość jest mniejsza. Dalej jest komunikacja zastępcza do stacji Kačerov, a tam ponownie przesiadka na metro. Wychodzę na powierzchnię i tramwajem 14 podjeżdżam do przystanku Pražská tržnice. Schodzę po schodkach nad Wełtawę do przystanku najmłodszego praskiego promu P7. Muszę na niego poczekać ok. 10 minut. Jestem trochę zaskoczony widząc co płynie. Jest to malutki katamaranik z miękkimi fotelami jak w limuzynie. Zupełnie nie przypomina łódeczek, którymi pływałem do tej pory. Zabiera maksymalnie 10 osób, więc ci którzy przyszli na ostatnią chwilę musieli zostać, ale sternik obiecał, że po nich wróci. Zresztą nawet na rozkładach jazdy są informacje, że w przypadku większego zainteresowania możliwe są dodatkowe kursy. Ten sternik również sympatyczny i chętnie pozuje do zdjęć, a nawet robi sobie wspólne z niektórymi pasażerami. Prom płynie na drugi brzeg do przystanku Rohanský ostrov, może też zajechać na wysepkę, gdzie znajduje się przystanek (i chyba kanciapa) Ostrov Štvanice. My płyniemy jednak prosto. Po przypłynięciu katamaranik od razu rusza w drogę powrotną. W oddali widać most, którym jeżdżą pociągi z dworca Masarykovo. Pierwotnie planowałem przejść teraz do tramwaju, ale gdy zobaczyłem najbliższą okolicę to trochę odeszła mi ochota. Czekam więc aż prom przypłynie ponownie i przeprawiam się z powrotem do przystanku Pražská tržnice. Tym razem również z pominięciem wysepki. Jeśli dobrze zrozumiałem rozmowę współpasażerów ze sternikiem, to w sezonie zimowym stateczek będzie pływać gdzieś w Alpach. Po dopłynięciu sternik robi dłuższą przerwę (chyba nie opłaca już mu się wracać i czeka do godziny, która jest na rozkładzie).

Ja wsiadam w tramwaj 25 i podjeżdżam ponownie na Vltavską. Następnie jadę metrem jedną stację na Florenc. Dalej nie mogę, bo właśnie skończył mi się bilet (a nawet chyba o chwilę przerżnąłem). Oglądam sobie położony obok dworzec autobusowy. Spacerkiem przez dworzec Masarykovo docieram do Prahy hl.n. Zaglądam na chwilę do księgarni oraz robię kilka zdjęć z remontu dworca. Remont szczególnie uwidacznia się w stanie szyb na dachu hali. Pragę opuszczę EC PRAHA do Warszawy, na który udało się dostać Super Akční jízdenkę za 190 Kč. Miejscówkę mam w wagonie jadącym tylko do Bohumína. Niestety tyłem do jazdy, ale z racji dużego zapełnienia zostaję już na przydzielonym miejscu. W przedziale ze mną między innymi 2 skośnookich facetów, którzy przez całą podróż nieustannie rozmawiają chyba po chińsku. A właściwie to jeden słucha monologu drugiego i tylko czasem coś powie. Po 3 godzinach jazdy jest to już trochę męczące. Tradycyjnie najwięcej osób wysiada w Ostravie-Svinov. W Bohumínie jestem przed 18:00. Mój wagonik zostaje odpięty, a z drugiej strony podpina się EP09, która poprowadzi pociąg dalej do Warszawy. Od tej stacji zmienia on się też z przystępnego pociągu (którym można przejechać 360 km za 35 zł) w super drogi EIC. Ot, taka magiczna granica... Z Bohumína do Raciborza będę miał zaszczyt odbyć podróż niskim plastikiem. Ciekawe co Czesi sobie o nas myślą widząc taki standard, skoro nawet kible z siedzeniami de luxe wyzywali od drzewolino. EN57 o bardzo niskim numerze 022. Wszystkie czeskie pociągi przyjechały planowo (zawsze trzymane jest 5-minutowe skomunikowanie z Pendolino z Pragi), ale i tak zostajemy wypuszczeni z lekkim opóźnieniem. Jedzie z 10 osób, w Chałupkach dosiadają 2. Na wszelki wypadek zgłaszam skomunikowanie na Kędzierzyn, bo jest tylko 5 minut. Kierownik uspokaja mnie, że wczoraj jechali +15 i wszystko czekało. W Raciborzu szybko przebiegam do mojego regio, ale okazuje się, że odjedziemy z opóźnieniem, ze względu na ruch po jednym torze i opóźnioną osobówkę z Katowic. W Kędzierzynie jestem ok. 20:30.

Fotki, skany biletów: www.kolejomania.rail.pl/2lopr.html
Odpowiedz

#71
www.kolejomania.rail.pl/turprz.html TURYSTYCZNE PRZEDWIOŚNIE

Tym razem relacja bardziej turystyczna niż kolejowo-zaliczeniowa, ale również zapraszam. Smile
Odpowiedz

#72
50 LAT SŁUŻBY WAGONU 13N 308

4.03.2017.

4 marca odbyła się impreza z okazji 50-lecia służby wagonu 13N 308. Wagon ten pierwotnie służył w Warszawie, jednak parę lat temu został sprowadzony na Śląsk, gdzie służy jako wagon historyczny. Impreza została ogłoszona dość późno, a ja sobotę 4 marca akurat miałem pracującą, ale fuksem udało mi się zamienić, więc ostatecznie mogłem się wybrać na przejazd. Z Kędzierzyna wyruszam o 6:56 kibelkiem do Gliwic. Tam pół godziny czasu, więc udaję się do piekarni kupić jedzenie. Oglądam też dworzec po remoncie. To moja subiektywna opinia, ale uważam, że hol jest po prostu brzydki. Poza kasami funkcjonuje tu księgarnia z tanimi książkami. W dalszą drogę udam się pociągiem osobowym CZARNA WISEŁKA do Wisły Głębce, na którym podstawia się długi Elf. Na odcinku Katowice-Wisła pociąg jest przyspieszony. Chwilę przed nami odjeżdża opóźniony TLK UZNAM ze Świnoujścia do Krakowa. Elfem docieram do Chorzowa Batorego. Po wyjściu widzę, że dorwali go „artyści malarze”… Do rozpoczęcia imprezy jeszcze prawie 3 godziny, ale musiałem wyjechać tak wcześnie ze względu na dziurę w połączeniach regio z Kędzierzyna do Gliwic. Udaję się pieszo do centrum Chorzowa idąc wzdłuż linii tramwajowej. Po drodze dołącza do mnie na rowerze kol. Tomek. Udajemy się na stację Chorzów Miasto, ponieważ nie miałem jeszcze okazji być na tej stacji, a chcę zrobić fotki do Albumu Stacji, który w przyszłości mam nadzieję uda się uruchomić na stronie. Budynek dworca to obraz nędzy i rozpaczy, jedyną jego funkcją jest bycie przejściem na perony. Po obejrzeniu stacji spacerujemy chwilę po chorzowskim deptaku, a następnie idziemy na przystanek tramwajowy. Dawniej oprócz przystanku przelotowego Chorzów Rynek funkcjonowała równoległa pętla uliczna Chorzów Ratusz. Teraz wszystkie tramwaje zatrzymują się na wspólnych peronach powiększonego przystanku Chorzów Rynek, a po starym torowisku przy ratuszu nie ma już śladu. Żegnam się z Tomkiem, który odjeżdża rowerem do domu, a ja wsiadam w Citadisa na linii 20. Po wjechaniu na deptak do tramwaju wchodzą kanary. W większości miast kontrole wyglądają tak, że często nikt nie zostaje wykryty albo jakieś pojedyncze osoby co zazwyczaj kończy się dyskusją albo kłótnią z kanarem. W GOP-ie ilekroć trafiałem na kontrole zawsze było pełno gapowiczów. Tym razem nie jest inaczej, a niektórzy widząc kanarów od razu wyciągają dowody i grzecznie czekają na ich podejście. Nikt nie dyskutuje. Na jednym z dalszych przystanków dziewczyna z psem, która widząc kanara staje w drzwiach i waha się czy wsiąść czy nie. Ostatecznie wsiada i od razu podchodzi do kanara z prośbą o spisanie. Cóż, kto bogatemu zabroni. Tongue W sumie wypisano chyba z 10 kwitów.

Wysiadam na przystanku Chorzów Batory Zajezdnia i udaję się przed bramę zajezdni, gdzie powoli zaczynają zbierać się uczestnicy imprezy. Idąc dalej wzdłuż ogrodzenia można dostrzec nasz imprezowy wagon przygotowujący się do drogi, a także wraki innych starszych pojazdów. Imprezę rozpoczynamy tuż przed godziną 11:00 w bramie zajezdni. Na szczęście udało mi się załapać na miejsce siedzące. Wnętrze tramwaju i lista fotostopów z wyraźnie zaznaczonym przekraczaniem granicy między Śląskiem a Zagłębiem Smile Jedziemy do Świętochłowic, gdzie robimy pierwszy fotostop na deptaku. Następnie przez Łagiewniki Targowisko docieramy do Lipin, gdzie przed mijanką kolejny postój na zdjęcia. Jeszcze chwila jazdy i jesteśmy w Chebziu, na jednej z największych pętli tramwajowych w GOP-ie. Kilka minut postoju pozwala udokumentować nasz tramwaj wspólnie z liniowym. Następnie kierujemy się w kierunku Zabrza. Mijamy stację kolejowe Ruda Chebzie i przejeżdżamy tunelikiem. W Rudzie Południowej odgałęzia się jednotorowa trasa do Bytomia, niestety aktualnie nic nią nie kursuje. Okazuje się, że nasz stary tramwaj niezbyt lubi się z krawężnikami na niektórych zmodernizowanych przystankach. Po minięciu pętli Zaborze znajdujemy się już na terenie Zabrza. Kolejny fotostop następuje przy siedzibie DB Cargo w Zabrzu ze względu na stojący przy niej pomnik parowozu. Niestety zdjęcia trzeba robić centralnie pod słońce. Przejeżdżamy przez centrum Zabrza. Za odgałęzieniem linii do Gliwic oraz do Bytomia kolejna okazja do zdjęć, ponieważ musimy poczekać aż dogoni nas tramwaj liniowy. Chodzi o to, żeby jechał tuż za nami i mógł przejeżdżać mijanki wspólnie z naszym tramwajem. Do pętli w Mikulczycach jazda bez fotostopów. Na pętli znajdujemy się między dwoma liniówkami i mamy chwilę czasu. Następnie ruszamy w drogę powrotną, podczas której robimy fotostop z najazdem koło przystanku Zabrze Pole Ludwik. Wracamy do centrum Zabrza i ponownie kierujemy się na Zaborze oraz do Rudy Śląskiej. Kolejne zdjęcia następują na przystanku Ruda Południowa. Po ponownym przybyciu na pętlę Chebzie znów okazja do zdjęć, tym razem z nieco inaczej ustawionym tramwajem. Następnie kierujemy się znów do Lipin, ale nie skręcamy w trasę do Łagiewnik tylko jedziemy prosto, aby dotrzeć do centrum Chorzowa. Zanim jednak tam dotrzemy zatrzymujemy się na przystanku Chorzów Metalowców i powolutku cofamy się nieużywanym torem pod bramę zakładu Alstom-Konstal, gdzie nasz tramwaj został zbudowany. Cofamy się bardzo powoli, a kol. Patryk dzielnie udrażnia rowki w torowisku i daje sygnały motorniczemu. Jedno z aut zaparkowane jest tak blisko, że tramwaj prawie się o nie otarł. W końcu się udało i wóz znalazł się tuż przed bramą zakładu. Wyjeżdżając z powrotem zrobiono jeszcze najazd, aby umożliwić wykonanie kolejnych zdjęć. Następnie na biegu przejeżdżamy przez chorzowski rynek i kierujemy się do Katowic. Na tym odcinku został chyba pobity rekord prędkości co znalazło odzwierciedlenie w odpowiednio intensywnym rzucaniu tramwajem na nierównościach. Tongue Robimy szybki fotostop na przystanku przy centrum handlowym Silesia City Center. Przy Spodku spory tłum ludzi, gdyż odbywa się turniej gier komputerowych Intel Extreme Masters. Ponieważ zlikwidowano skręt umożliwiający bezpośredni przejazd w kierunku Zawodzia, musimy skręcić w stronę dworca PKP i zawrócić na Placu Wolności. Kolejny postój robimy przy zajezdni Zawodzie. Szopienice pokonujemy na biegu, a następnie odbijamy od linii w kierunku Sosnowca, aby wjechać w tunelik. U jego wylotu robimy fotostop. Po zrobieniu zdjęć tramwaj szybko odjeżdża, aby zwolnić jednotor dla czekającej liniówki, a my dochodzimy sobie do niego pieszo. Kolejna przerwa na zdjęcia to mijanka na przystanku Mysłowice Szpital.

Następnie dojeżdżamy do dworca PKP w Mysłowicach, gdzie mamy dłuższą przerwę. Zostaje tu wykonane zdjęcie grupowe. Teraz wyruszamy trasą w kierunku Sosnowca. Robimy fotostop w miejscu, gdzie linia tramwajowa krzyżuje się z linią kolei piaskowej. Po zdjęciach szybko odjeżdżamy, bo na plecach siedzi nam tramwaj liniowy. Po przejechaniu przez skrzyżowanie w Dańdówce kierujemy się w stronę Kazimierza Górniczego. Na tym odcinku również nasz tramwaj nie polubił się z jednym krawężnikiem na przystanku i to dużo bardziej niż poprzednio. Krawężnik został ukruszony, ale na szczęście nie wypadliśmy z torów, a po dojeździe na pętle można było ‘podziwiać’ efekt końcowy. Tongue Oczywiście przerwa na zdjęcia. W międzyczasie przejeżdża regio do Sędziszowa, na którym SPOT w malowaniu tygryskowym. Ruszamy w drogę powrotną do centrum Sosnowca, po drodze robiąc jeden fotostop w Porąbce oraz na przystanku Klimontów Kolonia Pstrowskiego. Kolejne fotki następują już w centrum miasta, tuż przed wyjazdem na główną arterię przed dworcem PKP. Opuszczamy Zagłębie i wjeżdżamy z powrotem na Śląsk. Mostek w Katowicach to kolejny fotostop. Zajeżdżamy też na pętlę w Zawodziu, gdzie robimy wspólne zdjęcia naszej 13-ki i tramwajów stojących na pętli. Następnie przejeżdżamy przez centrum Katowic i kierujemy się do Załęża, gdzie następuje ostatni fotostop umożliwiający sfocenie tramwaju z góry. Niedługo później kończymy imprezę za bramą zajezdni w Chorzowie Batorym. Po ostatnich zdjęciach każdy rozchodzi się w swoją stronę. Ja docieram na dworzec kolejowy, skąd po 10 minutach czekania odjeżdżam do Gliwic. Ponownie pociąg CZARNA WISEŁKA. Podczas jazdy śledzę w telefonie jak przebiega druga seria drużynowego konkursu skoków narciarskich na Mistrzostwach Świata w Lahti, gdzie Polacy walczą o złoto. Walka kończy się sukcesem, a na wjeździe do Gliwic kierownik pociągu wygłasza komunikat przez głośniki: „Proszę państwa, na koniec podróży bardzo optymistyczna informacja, Polska właśnie została mistrzem świata w skokach narciarskich”. Smile W Gliwicach jestem ok. 18:30 i mam 1,5 godziny do następnego pociągu, więc spędzam ten czas w galerii FORUM. Następnie kiblem Gliwice-Wrocław dojeżdżam do Kędzierzyna, gdzie jestem po 20:30. Dziękuję KMTM za zorganizowanie fajnej imprezy. Smile

Fotki, skany biletów: www.kolejomania.rail.pl/im13n.html
Odpowiedz

#73
Czy dobrze widzę że na skrzyżowaniu z koleją piaskową również torowisko "osłonięte" jest szlabanami? Przecież to absurd. Żaden motorniczy na pewno nie wjedzie na krzyżownice przy włączonej sygnalizacji przejazdowej... A szlaban też nie jest przeszkodą dla kilkudziesięciotonowego składu, jeżeli już ktoś chce za wszelką cenę zabezpieczyć to skrzyżowanie to tylko wykolejnica albo żeberko.
Odpowiedz

#74
BERLIŃSKA WYCIECZKA

DZIEŃ 1 - 24.03.2017.
Kędzierzyn - Wrocław - Krotoszyn - Poznań - Krzyż - Kostrzyn - Berlin


Zasadniczo z dalszymi wyjazdami czekam do momentu gdy zacznie obowiązywać czas letni, ze względu na dłuższe dni. W tym roku jednak było inaczej ponieważ w ostatnie 2 weekendy marca było możliwe zaliczenie nieużywanego w ruchu pasażerskim odcinka granicznego Węgliniec - Bielawa Dolna - Horka. Trasą tą kursował objazdowo Pociąg do Kultury (Kulturzug) łączący Berlin z Wrocławiem. Pociąg ten został uruchomiony w 2016 roku z okazji faktu, że Wrocław stał się Europejską Stolicą Kultury. Ze względu na duże zainteresowanie kursowanie pociągu zostało przedłużone do końca 2018 roku. Pociąg jest finansowany przez Niemców, więc również rozkład jest ułożony pod naszych zachodnich sąsiadów i umożliwia jedno lub dwudniową wycieczkę z Berlina do Wrocławia. Objazd przez Horkę spowodowany był pracami torowymi między Legnicą a Żaganiem. Ostatecznie prace zostały odwołane, ale ze względu na wcześniejsze uzgodnienia pozostawiono trasę objazdową. Pociąg ten jest niedostępny w komunikacji krajowej, a przejazd możliwy tylko na podstawie specjalnych biletów z ceną zryczałtowaną 19 euro lub 79 zł. Na pokładzie pociągu oferowane są dodatkowe atrakcje np. mobilna biblioteka. Skoro już wybierałem się do stolicy Niemiec, postanowiłem również rozpocząć zaliczanie sieci tramwajowej w tym mieście, a na dojazd wytypowałem trasę z Kostrzyna, której również nie miałem jeszcze zaliczonej.

Wyruszam w czwartek 23 marca wieczorem pociągiem TLK UZNAM. Mój wagon 14, który miał być przedziałowy okazuje się bezprzedziałówką, w której prawie nikt nie jedzie. Jest w niej jednak bardzo zimno i pali się światło, więc za Wrocławiem znajduję pusty przedział w innym wagonie, do którego się przenoszę. W stolicy Dolnego Śląska oprócz dworca głównego mamy jeszcze postoje w Mikołajowie i Nadodrzu. Na części stacji pociąg jest wyświetlany i zapowiadany błędnie przez Ostrów Wielkopolski, mimo że aktualnie pomija tą stację ze względu na remont. Objazd wiedzie przez Krotoszyn z masakrycznie wolną prędkością. Po Oleśnicy Rataje kolejnym handlowym postojem jest dopiero Jarocin, gdzie do mojego przedziału dosiadają się osoby jadące do Poznania. W Poznaniu jesteśmy łączeni z grupą warszawską, zawierającą również wagony do Gorzowa Wielkopolskiego, które zostaną odłączone w Krzyżu. Tam właśnie wysiadam. W rozkładzie jazdy jest totalny bałagan. Według plakatów na dworcu wagony do Świnoujścia mają odjazd o godzinie 4:39, a będące za nimi wagony do Gorzowa o… 4:38! W aplikacjach mobilnych są inne godziny, a w hafasie jeszcze inne. W praktyce grupa do Świnoujścia odjechała o 4:36, a wagony gorzowskie o 4:50 nie miały jeszcze nawet podpiętej lokomotywy. W końcu podpina się ickowa spalinówka dołączając przy okazji dwa dodatkowe wagony jadące tylko od Krzyża. Zastanawia mnie dlaczego na tablicy wagonów podpiętych w Krzyżu jest zaklejona stacja Strzelce Krajeńskie Wschód, mimo że pociąg ma tam postój. Skład przejdzie w Gorzowie na TLK KOCIEWIE do Gdyni. Pociąg ten jest pośmiewiskiem tegorocznego rozkładu i doczekał się już nawet swojego fanpage’a na Facebooku, ponieważ jego domeną jest to, że prawie nigdy nie jedzie punktualnie, a i nieraz był odwoływany. Ja przechodzę na drugą stronę dworca i zajmuję miejsce w szynobusie Krzyż-Kostrzyn. Między Krzyżem a Gorzowem wstaje nowy słoneczny dzień. Szynobus zapełnia się ludźmi jadącymi do pracy. Mijamy będący na ukończeniu nowy przystanek w Gorzowie, na którym niedługo będą kończyć bieg wszystkie pociągi z kierunku Krzyża, ponieważ rozpocznie się remont estakady. W Gorzowie jak zawsze spora wymiana pasażerów, dalej w kierunku Kostrzyna również przyzwoita frekwencja. W Kostrzynie jestem o 6:55 i mam tylko kilka minut do pociągu do Berlina. ierwotnie rozważałem pozostać tu na godzinę i zwiedzić sobie tą nietypową dwupoziomową stację (bardziej zagmatwaną niż Kępno) ale ostatecznie postanowiłem jechać od razu, a zwiedzanie przełożyć na kiedy indziej. Nie muszę więc nawet opuszczać peronu, bo po drugiej stronie podstawia się pociąg spółki Niederbarnimer Eisenbahn obsługiwany dwoma szynobusami z PESY. Przejazd odbędę na bilecie tygodniowym Kostrzyn-Berlin użyczonym mi na jeden przejazd przez inną osobę. Kostrzyn opuszczamy przez 2 długie mosty, za którymi znajdują się już Niemcy. W pociągu są monitory wyświetlające godziny przyjazdów do najbliższych stacji, jednak zmieniają się one i prezentowana jest zawsze aktualna przewidywana godzina przybycia w dane miejsce. Trasa o klimatach raczej polnych. Na stacji Werbig krzyżujemy się dwupoziomowo z linią łączącą Frankfurt nad Odrą i Eberswalde. Zaraz po odjeździe widzę na górnym torze dojeżdżający do stacji szynobus z kierunku Frankfurtu, któremu koncertowo zwialiśmy sprzed nosa. Od Strausbergu zaczyna się już berlińska kolej miejska. Linie tej kolejki nie mają sieci trakcyjnej, a pociągi pobierają zasilanie z trzeciej szyny. Na odcinku Strausberg-Berlin nasz pociąg nie ma postojów, bo miejscowości po drodze obsługuje właśnie S-bahn. Częściowo nasze linie idą równolegle, a częściowo mają zupełnie różny przebieg.

Podróż kończy się na dworcu Berlin Lichtenberg. Szynobus zmienia czoło i po krótkim postoju wyruszy w drogę powrotną do Kostrzyna. Jutrzejszy Kulturzug do Wrocławia również odjeżdża właśnie z tego dworca. Robię krótki rekonesans po dworcu, wstępuję też do centrum obsługi, gdzie zakupuję bilet całodzienny na komunikację miejską w Berlinie. Pytam też o bilet na Kulturzug, ale dostaję informację, że na tej stacji można go kupić tylko w automacie albo w pociągu, a jeśli chcę kupić w kasie to muszę to zrobić na jakimś większym dworcu np. Ostbahnhof. Jest też makieta kolejowa oraz sklep, w którym można kupić różne kolejowe publikacje w tym polskie cegły z lat 1938 i 1948. Tunelem przez stację metra przechodzę na drugą stronę torów kolejowych, gdzie można wsiąść w tramwaj. Zawraca on tu po pętli ulicznej, więc trzeba będzie później tu wrócić, aby doliczyć ją całą. Moje zaliczanie berlińskiej sieci rozpoczynam linią 37, którą pojadę w pełnej relacji czyli do pętli Schöneweide. Trasa jest typowo miejska, bez żadnych nadzwyczajnych widoków. Po drodze mijamy Tierpark czyli jeden z dwóch berlińskich ogrodów zoologicznych. Podróż kończy się na pętli autobusowo-tramwajowej. Linia tramwajowa wiedzie jeszcze dalej, więc muszę poczekać na linię 60. Niestety gdy nadchodzi godzina jej odjazdu, tramwaj nie pojawia się. Myślałem, że może przyjedzie spóźniony, ale pojawia się dopiero kolejna brygada za 20 minut, czyli wcześniejszy kurs wypadł. Doliczam linię, która kończy się pętlą uliczną z przystankiem Haeckelstraße, gdzie tramwaj ma chwilę postoju. Powracam tą samą trasą aż do rozwidlenia, gdzie odbijamy w prawo i kierujemy się do dzielnicy Köpenick. Zamierzam dojechać do końca trasy (zmienionej z powodu remontu) jednak po dojechaniu w pobliże przystanku Bahnhofstraße/Lindenstraße stajemy na dłużej. Nie rozumiem co mówi motorniczy, ale po zachowaniu ludzi domyślam się, że kazał nam opuścić tramwaj – na środku ruchliwej drogi. Oj, jeżdżę od 2 godzin, a tramwaje berlińskie zaliczyły już dwie wpadki… Nie wiem jaka jest przyczyna przerwy w podróży i gdzie jest problem, więc wsiadam w pierwsze co się nawinęło, a konkretnie linię 63. Jedziemy chyba przez główny punkt dzielnicy – Schlossplatz. Tramwaje objeżdżają go z różnych stron, w zależności od kierunku jazdy. Docieram do końcowej pętli Karl-Ziegler-Straße. Pętla w spokojnej i raczej odludnej okolicy. Podobnie jak na Słowacji, większość pętli, które na razie odwiedziłem nie znajdują się bezpośrednio przy przystankach tylko kawałek dalej, co czasem powoduje, że ich fotografowanie jest utrudnione. Są też generalnie mało ciekawe. Tabor tramwajowy w Berlinie jest mało urozmaicony. Spotyka się 3 rodzaje pojazdów: Tatra KT4D, GT6N i Flexity Berlin. Z powrotem wyruszam również linią 63. Dojeżdżam nią do przystanku S-bahn Köpenick znajdującego się przy ruchliwej drodze. Obok znajduje się galeria Forum Köpenick, do której wstępuję na chwilę. Następnie linia 68. Ponownie jedziemy przez Schlossplatz, a przy Köllnischer Platz odbijamy w lewo. Po dojechaniu do stacji S-bahn Berlin Grünau linia zmienia klimat. Jedziemy przez las, a za niezbyt gęsto rosnącymi drzewami widać jezioro. Pętla Alt-Schmöckwitz, do której wiedzie linia również znajduje się w spokojnym miejscu. Aby nie tracić czasu od razu wsiadam w szykujący się do odjazdu tramwaj. Teraz linią 68 jadę w pełnej relacji. Na Schlossplatzu odgałęziają się jeszcze dwie trasy (a właściwie jedna, która potem się rozdziela), ale aktualnie trwa tam remont, więc nie można ich zaliczyć. Trasa kończy się na pętli ulicznej i przystanku Hirtestraße. Wsiada się jakieś 100 metrów dalej na przystanku Hirtestraße/Janitzkystraße. Tym samym tramwajem doliczam pętlę uliczną i wysiadam na przystanku Bahnhofstraße/Seelenbinderstraße. Teraz linia 60, którą od razu wjeżdżam na kolejną nową trasę. Niestety jedziemy bardzo powoli, bo utknęliśmy w korku. Normalnie linia ta kieruje się do pętli Altes Wasserwerk ale z powodu prac torowych została przekierowana do końcówki Rahnsdorf/Waldschänke. Ta trasa również leśna i częściowo jednotorowa. Na pętli szybko przesiadam się do tramwaju stojącego przed nami, żeby tu nie utknąć. Jest to ponownie linia 60, którą dojeżdżam do przystanku S-Bahn Friedrichshagen. Następnie wsiadam w linię 61, którą innym wariantem trasy powracam do przystanku Bahnhofstraße/Seelenbinderstraße. Teraz przejadę sobie długi kikut prowadzący do stacji S-bahn Mahlsdorf. Dociera tam linia 62. Wcześniej jednak podjeżdża 63, która kończy kilka przystanków wcześniej, więc wsiadam. Trasa wiedzie lekko pod górkę wzdłuż dość niskiej zabudowy. Po drodze jest polski akcent - przystanek Wongrowitzer Steig. Jazdę kończymy na przystanku Rahnsdorfer Straße. Tramwaj odjeżdża, myślałem że zjechał na pętle, ale okazało się, że nie ma tutaj takowej, więc zmienia się kierunek na szlaku i powraca na przystanek. Chwila oczekiwania i podjeżdża 62, którą doliczam linię do końca. Pętla znów nieco schowana.

Przechodzę na stację S-bahnu, do której wejście znajduje się pod wiaduktem kolejowym. Akurat do odjazdu szykuje się pociąg S5 o skróconej relacji do stacji Berlin Ostbahnhof. Ja podjeżdżam nim do Lichtenbergu. Ponownie przechodzę na stronę tramwajową i idę do przystanku Fanningerstraße. Linią 37 doliczam brakujący fragment pętli ulicznej. Jak się okazuje też nie cały, bo przystanek do wysiadania znajduje się wcześniej. Przed powrotem na perony kolejowe cykam kilka zdjęć z wiaduktu nad torami. Następnie pociągiem S5 podjeżdżam na dworzec Berlin Hbf. Spędzam trochę czasu na tym kilkupoziomowym dworcu. Zaglądam do kilku sklepów w tym do salonów prasowych. W Polsce jeśli chodzi o prasę kolejowo-transportową mamy zaledwie kilka pozycji, które (jeśli w ogóle są w danym miejscu) znajdziemy pomiędzy gazetami z innych dziedzin (zazwyczaj motoryzacja albo hobby). W Niemczech czasopism kolejowych jest tak dużo, że salony prasowe mają specjalne oddzielne działy (zajmujące nieraz cały jeden regał) poświęcone właśnie kolejnictwu. Tylko pozazdrościć wyboru czasopism. Odnajduję stację linii U55, którą jadę do Bramy Brandenburskiej. Ta linia metra ma tylko 3 stacje i jest obsługiwana krótkim pociągiem. Wahadełko kursuje non stop zapewniając częstotliwość 10 minut. Zmiany czoła odbywają się błyskawicznie, bo obsługa jest na dwie kabiny. Spędzam chwilę czasu w okolicach Bramy Brandenburskiej. Obok stacji metra jest stacja S-bahnu, również położona w tunelu. Ponownie wyruszam U55 i wysiadam na stacji Bundestag. Krótki rekonesans po okolicy i znów tą samą linią metra jadę na Hbf. Trafiam na kanarów, ale nie zdążyli do mnie dotrzeć, bo byli zajęci innymi osobami. Na dworcu głównym na fotkę załapuje się ICE do Frankfurtu nad Menem. Wiele składów ICE jeździ w podwójnym zestawieniu, nierzadko taki dwuskład jedzie do dwóch różnych stacji i jest dzielony gdzieś po drodze. Idę też do Reisezentrum, gdzie zakupuję bilet na jutrzejszy przejazd Kulturzugiem. Niemieckie bilety wystawiane są w dość ciekawy sposób, ponieważ dostajemy kartkę A4 złożoną na 3 części z czego jedna stanowi blankiet biletu, który możemy sobie oderwać. Zanim udam się na nocleg postanawiam przejechać się jeszcze do stacji Berlin Spandau - jednego z ostatnich większych dworców w Berlinie, którego nie miałem okazji jeszcze oglądać. Czynię to z peronów górnych pociągiem spółki ODEG relacji Cottbus-Wittenberge. Skład to wagony piętrowe. Berlin Spandau to dworzec z niewielką halą peronową. Obok znajduje się galeria handlowa z hipermarketem REAL, do którego wstępuję na chwilę. W drogę powrotną wyruszam S5. Mam do przejechania spory kawałek, aż do stacji Berlin Ostkreuz. Jednym z postojów jest stacja Berlin Olympiastadion - duża stacja na której dostrzegłem chyba co najmniej 5 peronów. Trochę słabo wypada w porównaniu z nią nasza Warszawa Stadion. Po dojechaniu na Ostkreuz przechodzę na perony górne. Na szczęście nie muszę czekać, bo zaraz podjeżdża S42. W moim członie grupa młodzieży urządza w pociągu dyskotekę za pomocą przenośnego głośnika. Wysiadam 3 stacje dalej, na Berlin Landsberger Alle. Nocleg mam w hostelu o wdzięcznej nazwie GENERATOR, który znajduje się bezpośrednio obok stacji. Cena noclegu w pokoju wieloosobowym 12,60 euro. W przeciwieństwie do większości hosteli w których spałem do tej pory łóżka nie wybiera się samemu tylko od razu dostajemy jego numer przy zameldowaniu. Ma to plusy i minusy, bo daje mniej swobody, ale za to można poprosić o zarezerwowanie łóżka na dole jeśli nie chcemy spać na górze. W hostelu znajduje się dość rozbudowana strefa rozrywkowa zawierająca m.in. knajpę, bilard czy cymbergaja. Łazienka wspólna na dane piętro. Podczas pobytu w niej słyszę rozmowy w ojczystym języku, w których nie brakuje polskich przerywników na "k" i "ch", więc czuję się jakbym był u siebie. Tongue


DZIEŃ 2 - 25.03.2017.
Berlin - Cottbus - Horka - Węgliniec - Wrocław - Kędzierzyn


Wczorajszy dzień był właściwie tylko dodatkiem, bo to dziś jest główny cel całego wyjazdu czyli przejazd z Berlina do Wrocławia przez Horkę. Pobudka ok. 6:00 w momencie gdy do pokoju przychodzi chłopak i dwie dziewczyny, prawdopodobnie po całonocnej imprezie. Wymeldować trzeba się do 10:00, więc jeszcze chwilę sobie pośpią. Tuż przed 7:00 opuszczam mój 7-piętrowy hostel. Wybrałem go nie tylko ze względu na niską cenę, ale także dlatego, że znajduje się w miarę blisko dworca Lichtenberg, więc będę mógł zrobić sobie spacer. Po drodze mijam niewielką pętlę autobusową przy jakimś biurowcu. Idąc piechotą czasem można dostrzec ciekawe rzeczy, które niekoniecznie muszą być zauważone w przypadku jazdy komunikacją miejską. Mijam też zajezdnię tramwajową Lichtenberg. Po około 45-minutowym spacerku jestem na dworcu Berlin Lichtenberg. Na perony docieram ponownie tunelem przez stację metra. Obok peronów stoi zabytkowy spalinowy zespół trakcyjny. Odjeżdża pociąg do Moskwy, w którego składzie polski wagon restauracyjny, po stacji manewruje również szynobus z PESY należący do NEB. Dopiero po wykonaniu wszystkich zdjęć zauważam tabliczkę z przekreślonym aparatem. Oj, Niemcy chyba zapomnieli, że w całej UE obowiązuje ujednolicone prawo, które nie zabrania fotografowania na kolei w miejscach ogólnodostępnych. Zagaduje do mnie starszy pan, który widząc, że robię zdjęcia pyta czy jestem miłośnikiem kolei. Gdy mówię że tak, dostaję od niego ulotkę o pociągach retro w rejonie Berlina. Po 8:00 zostaje podstawiony Kulturzug do Wrocławia. Ludzi nawet trochę jest, ale każdy bez problemu znajduje odpowiadające mu miejsce. Siedzenia w pociągu dość wygodne, chociaż sama jednostka już nie pierwszej daty. Ruszamy punktualnie i kierujemy się na Berlin Ostkreuz, ale w taki sposób aby wjechać na perony górne. Dosiada tutaj trochę osób. Część pasażerów zakupuje bilety u kierowniczki, cena jest taka sama jak w kasie czy automacie. Opuszczamy Berlin i kierujemy się na linię do Cottbus, którą też zaliczam. Mijamy m.in. stację Berlin Grünau, koło której przejeżdżałem wczoraj tramwajem. Jazda jest szybka i przyjemna. Klimaty na trasie raczej polne. Niedługo po wyjeździe z Berlina wita się z nami, zarówno po niemiecki jak i po polsku moderatorka kultury. Później przychodzi targając ze sobą mobilną bibliotekę, niestety zawiera ona prawie wyłączne publikacje w języku niemieckim. Otrzymujemy też formularze z quizem wiedzy o Polsce, a spośród poprawnych odpowiedzi będą później losowane nagrody. Niestety quiz tylko w języku niemieckim, ale jak stwierdziła moderatorka, niebawem ma pojawić się też quiz wiedzy o Niemczech w języku polskim. Zostaje też podana informacja, że kawa będzie dostępna dopiero od granicy. W Cottbus mamy kilka minut postoju, więc wyskakuję na szybkie zdjęcia. Do pociągu wsiadają pracownicy Kolei Dolnośląskich. Postój trochę się przedłuża i odjeżdżamy kilka minut po czasie. Normalnie pociąg powinien skierować się teraz do Forst i przez Zasieki wjechać do Polski, a następnie przez Żary i Żagań dotrzeć do Legnicy. Dzisiaj kierujemy się na linię w kierunku Görlitz, a za tydzień pociąg w ogóle nie pojedzie tylko będzie komunikacja zastępcza na całej trasie Berlin-Wrocław. Jedziemy między innymi przez Weißwasser, gdzie znajduje się kolejka wąskotorowa. Horka to dworzec dwupoziomowy. Poziom dolny to perony dla pociągów jadących w kierunku Görlitz, a poziom górny to towarowa linia z Polski idąca dalej w kierunku miejscowości Niesky. Nasz pociąg przejeżdża z jednej linii na drugą łącznicą która idzie praktycznie przez sam plac przed budynkiem dworca. Za Horką mijamy grupę towarową. Linia po niemieckiej stronie nie jest zelektryfikowana, ale są już przygotowane słupy. Granica z Polską to niedawno oddany nowy most na Nysie Łużyckiej.

Po polskiej stronie mamy już sieć trakcyjną. Tuż przed Węglińcem odbywa się losowanie nagród za quiz. Niestety poległem i nie wziąłem udziału, bo nie rozumiałem wszystkich pytań po niemiecku. Gdyby było więcej czasu to może wspomógłbym się internetem już na terenie Polski. W Węglińcu krótki postój techniczny, pociąg opuszcza niemiecka drużyna. Dalej jazda już po znanej trasie. W Legnicy opuszcza nas moderatorka kultury, jak informuje jest to sytuacja wyjątkowa, że nie dojeżdża dziś do Wrocławia. Przekazuje też informacje odnośnie podróży powrotnej zarówno dla tych, którzy wracają dzisiaj jak i tych powracających jutro. Przed wjazdem na wrocławską estakadę na chwilę stajemy, zapewne żeby przepuścić TLK. Podróż kończymy na peronie 5 wrocławskiego dworca. Pierwotnie planowałem jechać od razu najbliższym połączenie do Kędzierzyna, ale z racji że bilet na Kulturzug jest ważny także we wrocławskiej komunikacji miejskiej postanawiam zostać trochę dłużej i do Kędzierzyna pojechać Impulsem zamiast kiblem. W planie mam zaliczenie Polinki czyli kolejki gondolowej Politechniki Wrocławskiej (na którą nigdy nie chciało mi się specjalnie wybrać) oraz przejażdżkę tramwajem do Leśnicy. Przed dworcem wsiadam w tramwaj linii 0L. Podjeżdżam na Plac Wróblewskiego. Krótki spacerek i jestem przy stacji Polinki. Powstała ona aby ułatwić studentom przemieszczenie się pomiędzy kampusami uczelni znajdującymi się po dwóch stronach Odry. Kolejka nie ma konkretnego rozkładu, jeździ gdy uzbierają się ludzie. Dziś zainteresowanie jest duże, więc kursuje ciągle. Niestety nie obowiązują żadne bilety wrocławskiej komunikacji, trzeba kupić specjalny bilet za 3 zł, który skanujemy w czytniku na bramce. Kursują dwa wagoniki, które mijają się po drodze. Zakupuję bilet i odbywam przejazd. Z wagonika mamy ładny widok na Odrę i położony nieopodal Most Grunwaldzki. Po krótkiej jeździe jestem na drugiej stacji. Z powrotem powracam drugim wagonikiem. Po przyjeździe z powrotem na pierwszą stację jeszcze kilka zdjęć. Następnie powracam na Plac Wróblewskiego. Po drodze mijam pozostałości po linii tramwajowej. Oczekuję na tramwaj do Leśnicy. Wcześniej na fotkę załapuje się Twist. Pojadę linią 3. Jedziemy w zachodnie rejony Wrocławia. Mijamy dawną zajezdnię tramwajową, na której informacja o sprzedaży majątku przez syndyka Protramu. Jedziemy też w pobliżu wrocławskiego stadionu i krzyżujemy się dwupoziomowo z przystankiem kolejowym Wrocław Stadion. Końcówka trasy wiedzie momentami przez pola. W końcu docieram do Leśnicy. Udaję się na położoną nieopodal stację kolejową Wrocław Leśnica, przez którą dzisiaj już jechałem. Stacja jest po modernizacji, więc prezentuje się ładnie. Hol dworca czysty i z darmową toaletą, ale zupełnie pusty. Na stacji znajduje się też figura Św. Katarzyny. W drogę powrotną zabiera mnie klasyczna 105-ka z plastikowymi siedzeniami. Wysiadam na przystanku Arkady Capitol, skąd podejdę pieszo do dworca. Po drodze dowiaduję się, że MPK Wrocław uruchomiło połączenie ze Stanami Zjednoczonymi, jednak jakoś nie chwalą się tym na stronie. Tongue Po krótkim spacerku jestem na dworcu. Na peronie 3 oczekuje już regio do Kędzierzyna. Opolskim impulsem jeżdżę często, bo kursuje na moim pociągu do pracy, jednak z Wrocławia do Opola pojadę nim pierwszy raz. Bardzo fajnie jedzie się z prędkością 160 km/h. Czas jazdy regio jest prawie taki sam jak TLK czy IC. Podróż bez żadnych przygód i przed 19:00 melduję się w swoim mieście.

Fotki, skany biletów: www.kolejomania.rail.pl/berhor.html
Odpowiedz

#75
Mila wycieczka Smile
Tytulem uzupelnienia wiecej o starym SZT z dworca Lichtenberg:

https://de.wikipedia.org/wiki/DR-Baureihe_VT_18.16
https://de.wikipedia.org/wiki/Karlex
Odpowiedz



Podobne wątki…
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Podsumowanie 2017 i plany na 2018 SAP102 0 2 562 02.01.2018, 16:08
Ostatni post: SAP102

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek:
4 gości

Polskie tłumaczenie © 2007-2024 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2024 Melroy van den Berg.